Rozdział 14 - 'Jeśli będziesz cały czas ze mną...'

921 60 4
                                    

            Bałam się, tak strasznie się bałam reakcji Harry'ego na moje spóźnienie. W mojej głowie pojawiły najczarniejsze scenariusze, a jednym z najgorszych był ten, w którym chłopak obraża się na śmierć i oświadcza, że nie ma ochoty spędzać ze mną reszty weekendu. Jak zazwyczaj niepotrzebnie wyolbrzymiałam i panikowałam, ale nic na to nie poradzę, taka moja natura.
            Gdy wróciłam do jego mieszkania, nie było go, co nieco mnie zdziwiło, między innymi dlatego, że Louis krzątał się już po domu w dresach i o dziwo wpuścił mnie do środka tym razem bez żadnych ceregieli; nie oznaczało to jednak, że był gotów zmienić swoje nastawienie wobec mnie. Skądże.

            - Gdzie jest Harry? - spytałam nieśmiało, gdy tylko zdałam sobie sprawę z nieobecności przyjaciela.
            - Nie udawaj, że cię to obchodzi – odpowiedział oschle i skierował się w stronę swojego pokoju, aby zniknąć za jego wrotami, zostawiając mnie samą na środku korytarza.
            Zdumiona jego bezczelną ripostą, otworzyłam szerzej oczy i po błyskawicznie podjętej decyzji o nie odzywaniu się, odprowadziłam go wzrokiem do samego końca, po czym udałam się wprost do łazienki.

            Tamtej nocy niełatwo było mi zmrużyć oko zważywszy na fakt, że Styles długo nie pojawiał się w domu. Zastanawiałam się nad tym, gdzie się podziewał o tej porze. Być może poszedł z resztą chłopaków na drinka, z tym że wtedy i Tomlinson wybrałby się z nimi, a ten prawdopodobnie już dawno leżał brzuchem do góry i chrapał ze zmęczenia.
            Nie dawało mi to spokoju. Co jakiś czas zerkałam nerwowo na wyświetlacz telefonu, śledząc mozolne tempo, w jakim zmieniały się cyferki.
            Dopiero po pierwszej zarejestrowałam ciche dźwięki dochodzące z przedpokoju i zdecydowanie nie był to Louis, a rzucający kluczami Harry. Świadomość, że nic mu nie jest pomogła mi się nieco uspokoić. Zaśnięcie też stało się wtedy prostsze, choć myśli odnośnie miejsca, w którym Harry zaszył się tak późno, jeszcze co jakiś czas przelatywały mi przed oczami. Byłam okrutnie ciekawa, ale odnosiłam wrażenie, że nie wypadało mi zapytać, choćby dlatego, że w odwecie mogłabym usłyszeć jakąś uszczypliwą uwagę o moim wieczorze spędzonym z Liamem, czego wolałam uniknąć.

            Nazajutrz, już po pierwszych sekundach po przebudzeniu ogarnęło mnie pewne nieprzyjemne uczucie, a zarazem chęć nie wychodzenia z łóżka przez cały dzień. Nie było to raczej możliwe, ale przeciągałam się pod kołdrą jak najdłużej się dało. Kiedy stojący na niskim stoliku budzik dał mi znać, że wybiło południe, zdecydowałam, że czas doprowadzić się do porządku. Zanim przemyciłam swoją skromną osobę do łazienki, postanowiłam zbadać teren. Najpierw przyłożyłam ucho do drzwi, ale nie usłyszałam niczego specjalnego poza jakimiś szmerami, dlatego też zerknęłam przez dziurkę od klucza dla upewnienia się. W oddali od razu mignął mi Styles. Dzięki Bogu do mniejszej łazienki mogłam dostać się bezpośrednio z pokoju, w którym spałam, inaczej musiałabym pokazać się w takim stanie obu chłopakom, a to mogłoby wywołać napad śmiechu, gdyż rankami nie wyglądałam korzystnie. Może i Harry nie śmiałby się aż tak mocno, zaś nie sądzę, aby Louis miał jakieś pohamowania.
            Zanim wyłoniłam się z sypialni, studiowałam różne, wcześniej przygotowane scenariusze. Zły Harry, milczący Harry, miły Harry, a może normalny Harry. Na każdego byłam przygotowana. Gotowa do boju!
            Gdy tylko otworzyłam drzwi, ujrzałam Stylesa krzątającego się po kuchni niczym najprzykładniejsza gospodyni domowa, kiedy to Tomlinson leżał sobie wygodnie na kanapie i zajadając się jakimiś chrupkami, grał w xboxa. Ten drugi nawet nie kiwnął palcem na moje pojawienie się, natomiast reakcja Harry'ego na mój widok była... Cóż na to jednak nie byłam gotowa.
            - O, w końcu wstałaś! - zawołał radośnie. - Już miałem po ciebie iść.
            Zdecydowanie mile zaskoczona jego postawą i dobrym humorem, uśmiechnęłam się lekko pod nosem, a ulga jaka rozgościła się wewnątrz mnie sprawiła, że poczułam się znacznie lepiej. Niestety ktoś planował bezzwłocznie mnie dobić.
            - Daj dziewczynie spokój, późno wczoraj wróciła – odezwał się jak najbardziej nieproszony nikt inny, jak Louis. Ten jego zuchwały ton doprowadzał mnie do szału, jednak tym razem zarówno ja, jak i Haz zignorowaliśmy jego zaczepkę. Brunet wyglądał na nieco zmieszanego, zresztą ja też. Podejrzewam, że zupełnie jak ja nie miał on ochoty na żadne poranne docinki.
            - Mam nadzieję, że lubisz naleśniki z nadzieniem owocowym – rzekł i spojrzał na mnie, uśmiechając się promiennie jak gdyby nigdy nic.
            Sam fakt, że Styles zabrał się za gotowanie odebrałam jako wielki wyczyn z jego strony. Nie był nigdy żadnym szefem kuchni, a każda jego próba przyrządzenia czegoś, nie kończyła się najlepiej. Szczególnie w mej pamięci zakopałam ten jeden raz, kiedy to razem z Charliem chcieli zrobić tort urodzinowy dla Minnie i gdyby nie ja, kuchnia Anne nadawałaby się nie tylko do sprzątnięcia przez fachową grupę super sprzątaczy, a także i do remontu.
            - Sam je zrobiłeś? - zagadnęłam go szczerze ciekawa, a zarazem lekko zadziwiona tym niecodziennym zachowaniem.
            - Z Nigellą, puszczają powtórki – odparł, wskazując na mały ekran zawieszony tuż przy suficie, którego notabene wcześniej nie zauważyłam. Faktycznie, w telewizji akurat leciał jeden z odcinków programu kulinarnego znanej brytyjskiej kucharki Nigelli Lawson. Nie spodziewałam się, że Harry'emu wyjdzie coś równie wyszukanego, co jej. Samym sukcesem było to, że nie wywołał pożaru.
            Mimo niewielkiej uwagi Louisa, towarzyszyło mi całkiem dobre samopoczucie, w związku z czym uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Podobnie było z Harrym, nie miałam pojęcia co było powodem jego radosnej postawy, ale w duchu za to dziękowałam. Taki widok należał do jednych z najprzyjemniejszych.
            Zaraz po pomocy Stylesowi przy uprzątnięciu kuchni, zasiedliśmy do stołu we trójkę. Z początku atmosfera panująca między nami w żadnym wypadku nie była jakoś nadzwyczaj napięta, a Louis tradycyjnie nie za wiele się odzywał. Natomiast ja i Harry nie szczędziliśmy sobie żartów, jego wyjątkowy nastrój udzielił mi się w stu procentach. Najwyraźniej burakowi z Doncaster się to nie podobało, więc piorunem rzucił się do boju, jednocześnie burząc tym moją wizję i nadzieję na spokojny dzień.
            - Jak tam wczorajszy wieczór z Liamem? - rzucił ni stąd, ni zowąd kiedy tylko zapanowała króciutka cisza. Świetnie się w nią wstrzelił, miał wyczucie czasu, to trzeba mu przyznać. Naturalnie ton, jakim się posłużył nie należał do rozkosznych, a jego wyrachowany wyraz twarzy powoli wzbudzał we mnie irytację. Zrozumiałam jasno aluzję, na którą składały się słowa i sama jego postawa, nie byłam zaś skora do wdawania się w choćby najdrobniejszą kłótnię, więc chciałam jak najszybciej zmienić ten temat. Niestety jedyne, na co się zdobyłam to nieśmiały pomruk.
            - W porządku.
            - Co porabialiście? - Chłopak drążył wątek bez absolutnie żadnych skrupułów, a przez jego twarz przebiegła nutka zadowolenia, która była dla mnie niczym siarczysty policzek wymierzony znienacka. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój spokojny z początku głos do niego dotarł i pojął on całkowicie, że totalnie nie miałam ochoty na wymianę zdań, chociażby dlatego, żeby nie martwić Harry'ego, kiedy tak dobrze się czuł. Wygląda na to, że specjalnie kontynuował tę drażliwą myśl. Nie sądził chyba, że skoro ponownie mnie sprowokował, ja ostatecznie zostawię to bez walki? Przynajmniej próbowałam go jakoś zbyć, miałam dobre intencje i to fakt, iż jest on zwykłym gburem lubiącym wszczynać burdy, doprowadził nas do takiego, nie innego punktu.
            - Rzucaliśmy w strażników pomidorami – burknęłam na poczekaniu, zaprzestając na moment jedzenie naleśnika. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że moja riposta nie należała do najbardziej wyszukanych, ale nie miałam możliwości cofnięcia jej i zastąpienia czymś lepszym.
            - I co, zaśmiali się?
            Louis wyglądał na ewidentnie rozbawionego i pewnego siebie. Całkiem możliwe, że to moje zdenerwowanie tak bardzo go bawiło. Zamiast się nieco opamiętać, byłam jeszcze mocniej zirytowana, przez co nie dałam rady wymyślić jakiegoś porządnego responsu.
            - Dopiero jak pokazałam im twoje zdjęcie.
            - Pochlebia mi, że nosisz moje zdjęcia przy sobie – bez krępacji zaśmiał się pod nosem, nie muszę chyba wspominać jak bardzo mnie to podjudziło.

The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now