Rozdział 27 - Cyrk

1K 60 6
                                    

początek marzec 2013

            Stos kolorowych magazynów wylądował z niemałym hukiem na drewnianym stoliku stojącym zaraz przed kanapą, na której wygodnie leżakowałam, wpatrując się tępo w telewizor. Chcąc, nie chcąc od razu zwróciłam uwagę na gazety będące teraz epicentrum całej sceny, a pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to zdjęcie Harry’ego na okładce i sporych rozmiarów napis „Stara miłość nie rdzewieje”. W pierwszej chwili, o dziwo nie zareagowałam na to w absolutnie żaden sposób. Ani się nie skrzywiłam, ani nie wywróciłam oczami ze zrezygnowaniem, po prostu dalej leżałam niewzruszona w takiej samej pozycji, a wyraz mojej twarzy nie zdradzał ani jednej z emocji, które wówczas się we mnie obudziły, a było ich doprawdy sporo i to całkiem sprzecznych. Podniosłam wzrok do góry na stojącą nade mną Minnie. Dziewczyna podpierała się po bokach i patrzyła na mnie wyczekująco, najwyraźniej zdziwiona brakiem jakiejkolwiek reakcji z mojej strony. Zapewne spodziewała się jakiegoś złośliwego komentarza albo, że poderwę się na równe nogi i zacznę lustrować kartki, a złość zacznie powoli malować się na mojej okrągłej buźce. Nic z tych rzeczy.

            Byłam już wystarczająco zmęczona tym tematem, mimo że wciąż drażnił mnie tak samo mocno, co na początku, w chwilach takich, jak ta starałam się nie okazywać tego po sobie. Moje wybuchy i wiązanki niczego nie zmieniały, a jedynie mogły irytować osoby przebywające w moim otoczeniu. To był mój problem i wolałam oszczędzić reszcie tej szopki. Kiedy się złościłam, robiłam to w osamotnieniu.

            - Nie masz na co pieniędzy wydawać? – burknęłam, zerkając na nią posępnie, po czym przeniosłam wzrok z powrotem na ekran telewizora, chcąc pokazać jej poprzez to, że słabo poruszył mnie fakt, że wszędzie o mnie pisali, co oczywiście było kłamstwem, bo w istocie byłam cholernie ciekawa co wymyślili tym razem.

            - Stwierdziłam, że będziesz chciała to przeczytać, ale będzie ci żal kasy, więc szarpnęłam się na te cztery funty – odparła beznamiętnie, definitywnie przekazując mi swoją postawą i przekonaniami, że doskonale wiedziała jak bardzo chciałam złapać za te czasopisma, żeby przeczytać i przyswoić dokładnie każde, pojedyncze słowo.

Wywróciłam oczami i podciągnęłam się ociężale do pozycji siedzącej. Usiadłam na skraju kanapy jak jakiś zmarnowany życiem, sceptycznie nastawiony do całego świata, cyniczny staruszek i cmokając wielce ostentacyjnie z niezadowoleniem, sięgnęłam po pierwszą z gazet.

            - Świetna lektura na dłuższe posiedzenie w łazience, polecam – dodała blondynka i jak gdyby nigdy nic zwróciła się w stronę wyjścia. Automatycznie obróciłam się za nią nieco zdezorientowana. Dopiero co wpadła do mojego domu, w dodatku zjawiła się jakby znikąd. Nie zapukała, nie dzwoniła dzwonkiem, nie zapowiedziała swojej wizyty. Nie było nawet słychać jak otwierała drzwi. Często tak robiła, ale przynajmniej nie ulatniała się równie szybko, co materializowała się w naszych skromnych progach.

            - A ty dokąd się wybierasz? – zawołałam za nią totalnie zbita z tropu tak ekspresowo szybko toczącą się akcją.

            - Do domu, uczyć się do egzaminów końcowych. Nie to, co niektórzy – odpowiedziała, nie odwracając się ani na sekundę i zniknęła za framugą. Krótką chwilę później do moich uszu dotarło głośne trzaśnięcie drzwiami, na które aż zamrugałam oczami z tego całego zdezorientowania.

            Co to miało być? Już dawno nie doświadczyłam takiej mega ekspresji z jej strony. Wpadła, zrobiła swoje(o ile można to tak nazwać) i ulotniła się zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Coraz bardziej wdawała się w Milesa i stopniowo zaczynało mnie to drażnić. Powoli zaczęli się schodzić w spójną całość, co niekoniecznie było mi na rękę. Jeden Charlie wystarczył mi do szczęścia, a dwie kulki ironii toczące mi się przy obu nogach już nieco wadziły w spokojnym stawianiu kroków, tym bardziej w tak „ciężkich czasach”.

The Hesitate | h. s. ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now