deux

1.4K 45 26
                                    

Siedział przed ciemnowłosym mężczyzną, było mu gorąco i nie wiedział dlaczego, skoro pies przed nim nawet się nie spocił.

– Marinette Dupain, chcę tylko wiedzieć, czy jest bezpieczna, to tyle.

– Zabrałeś jej kluczyki.

Rzucił je na stół przed sobą. Telefon mu zabrali, ale kluczy, co ciekawe, nie. Policjant podniósł je i przyjrzał im się, nie okazał żadnych uczuć. Schował je do kieszeni w kurtce.

– Mogła do mnie podejść i je odebrać. Nic nie zrobiłem. Była pijana.

– Ile twoim zdaniem wypiła?

– Pięć piw.

– Kłamca – powiedziała za lustrem weneckim. – Cztery, w dodatku bezalkoholowe. Mógł sprawdzić, kiedy stawiałam. Zapytaj go, dlaczego się tak martwi.

– Dlaczego się tak o nią martwisz?

– Bo śpiewała piosenki o śmierci i... Nie uwierzysz.

– Słyszałem tu tyle historii, że uwierzyłbym, jeśli twoja matka przeleciałaby nad nią na miotle, sypiąc cudowny proszek na jej głowę.

Milczał, po prostu zamilkł. Marinette patrzyła na jego twarz i zrobiła krok do przodu, analizując jego mimikę. Przygryzł wargę w bardzo seksowny – cóż, przynajmniej uznałaby go za seksowny, gdyby nie była aseksualna, bo przecież JESTEM aseksualna, prawda? – sposób, żeby się nie roześmiać i mimo to to zrobił.

– Zakochałem się – powiedział w końcu.

– Straciła partnera, szukamy jej nowego. Przez pewien czas będzie śpiewać o pieskach – nagle wszystko stało się dla niego jasne.

– To ona jest tym pieskiem, który wyszedł na ląd i.. psem?

– Zapytaj, czy chce mnie zobaczyć, zniweluję lustro.

– Chcesz ją zobaczyć?

– Tak, jest tu?

– Nie tu, tylko tam – wskazał za siebie na lustro, które zaczęło znikać.

Kiedy mu pomachała na jego twarzy pojawiła się ulga. Był zmęczony, przez całą noc, co godzinę go budzili, żeby coś z niego wydobyć. Ten glina przyniósł mu kawę, zwykłą, czarną, nie pijał takiej. Nie był spragniony, tylko zmęczony i marzył, żeby tylko znaleźć się w łóżku.

– Uznała cię za złodzieja i gwałciciela.

– Też bym tak zrobił.

– Możesz iść.

Wstał z niewygodnego krzesła i ruszył w kierunku jedynych drzwi w pomieszczeniu, wielkością przypominającym kanciapę. Marinette nacisnęła przycisk, żeby je otworzyć.

Zatkało go, kiedy ją zobaczył.

– Tam są drzwi – pokazała, patrząc dalej przez lustro weneckie na swojego kolegę, który usiadł bokiem na krześle i uniósł barki do góry, otwierając dłonie.

– Nic – głos w jej uchu był wyraźniejszy niż ten z głośników w ścianach.

Mężczyzna za nią się uśmiechnął.

– Nie odpuszczę.

– Do czasu.

– Masz rację, do czasu, aż się ze mną nie umówisz.

– Kawa w sobotę rano, potem możesz spiżdżać.

Skinął głową i wyszedł, szczęśliwy, że ma z nią randkę.

La Patte 🔞 || MiraculousWhere stories live. Discover now