dix-huit

298 15 1
                                    

- Podasz mi tamten? - zapytał, pokazując hantel.

Złapała go ręką i spróbowała podnieść. Bark ją tylko zabolał, więc dołożyła drugą rękę. Nadal, ani drgnął.

Roześmiał się z niej i jej czerwonej z wysiłku twarzy.

- No, i gdzie ta cała siła, pani oficer? - zakpił sobie z niej, wiedząc, że prawdopodobnie, gdyby miała przy sobie swoją torbę, już dawno leżałby pod łóżkiem z poderżniętym gardłem.

- Muszę być szybka, nie silna, poza tym mam broń - wyjaśniła. - A to jest po prostu przyklejone do podłogi - wskazała palcem hantel, prostując się.

- Pokazać ci? - wstał i podszedł do niej. Bez najmniejszego wysiłku podniósł go z ziemi i założył za głowę. Odwrócił dłoń i uniósł go jeszcze wyżej.

- On pewnie waży tyle, co ja

- Dwadzieścia pięć kilogramów.

- Prawie tyle, co ja - poprawiła się.

- Serio? Ile ważysz?

- Czterdzieści dwa - skłamała - tyle ważyła rok temu - poprzedniego dnia nic nie jadła przez własną matkę. Po prostu leżała w łóżku i płakała, i myślała, czyby nie zadzwonić do Lavy i nie poprosić jej o pigułki. Wstawała tylko po to, by wyrzucić zasmarkany papier toaletowy z kosza. Czuła się fatalnie. Nie potrafiła przestać płakać i to wszystko, dlatego że Sabine zaczęła ją ściągać w dół przez telefon, mówiąc nie uczyłaś się to teraz widzisz, nie będzie miał z ciebie żadnego pożytku, trzeba było się uczyć, zostałabyś prawnikiem, miałabyś pieniądze i nie musiałabyś szukać faceta z nimi, gdybyś się uczyła... Marinette naprawdę starała się nie rozpłakać, kiedy to słyszała. I zaczęła się nawet zastanawiać, czy na pewno się wtedy uczyła. Po całym tym wykładzie doszła do wniosku, że tak i zaczęła myśleć, co z tą kobietą jest nie tak, że ma w sobie tyle manipulacyjnej energii? Już samo kontrolowanie życia jej córki jej nie wystarczało, musiała jeszcze dorzucić cztery grosze do jej, i tak już niskiej, samooceny, czy może raczej je zabrać. Tak było, Marinette twierdziła, od zawsze. Umiała dosłownie wszystko, cały wykład, wszystkie notatki, dwa skrypty i podręcznik. Do tego dnia pamiętała cały kodeks Napoleona, ale dla niego to było nic i dla jej matki też. Kobieta tak naprawdę nie mogła znieść tego, że jej córka jest, albo raczej może być wreszcie szczęśliwa. Zaraz po tym, jak dowiedziała się o fimiku Marinette zamieszczonym przez nią w internecie, zadzwoniła do niej i nie dała po sobie znać, że to o niego jej chodzi.

Adriena nie było, przyjechał tutaj wszystko ogarnąć i wrócił dopiero po pierwszej w nocy, kiedy już spała. Nie wiedział, co się stało, a rano obudził się przed nią. Była sobota, więc nie pracowała i mogła się wyspać. Zrobił jej śniadanie do łóżka i, gdy ją obudził, w jej oczach automatycznie stanęły łzy. Po górze chusteczek i papieru w koszu, obstawiał, że jest chora. Poprzedniego dnia mieli tu przyjechać, dlatego wzięła jednodniowy urlop.

- Mógłbym cię unieść jedną ręką.

- Nie, nie mógłbyś - przeszła do łazienki, pierwszy raz była w jego mieszkaniu i czuła się w nim niezręcznie. Kiedy tu jechali bała się, bo myślała, że będzie chciał mieć nad nią więcej kontroli, ale myliła się, jak we wszystkim, co go dotyczyło.

- Potrzebujemy paktu - powiedziała w końcu, wyjmując telefon z torby.

- Jakiego paktu?

La Patte 🔞 || MiraculousWhere stories live. Discover now