trois

1.2K 37 11
                                    

Marinette weszła do ich nowego biura, wciągnęła powietrze nosem, pachniało czystością. Pierwsze, co musi zrobić, to powiedzieć sprzątaczkom, żeby go nie sprzątały. Zawsze pracowała w chaosie, nawet w swoim mieszkaniu. Zgięła łokcie i podniosła ciężkie papiery, które obijały jej się o uda, kiedy tu szła, prawdopodobnie będzie miała siniaki, jebać skazę krwotoczną. Uniosła je jeszcze wyżej i rzuciła stos dokumentów, teczek i różnego rodzaju świstków, między innymi jej mandatów - musi je w końcu uregulować - na biurko. Dawno mnie tu nie było, pomyślała, przejeżdżając palcami po nim i sprawdzając, czy nie zebrał się kurz. Nic. Usiadła na białym pikowanym fotelu za blatem i komputerem. Włożyła sobie ręce pod głowę i obróciła się na nim w kierunku okna za nią, opierając się o oparcie.

– Nie za wygodnie ci? – Luka z rozmachem postawił jej czarny kubek na biurku i rzucił swoje dokumenty na drugi blat w pomieszczeniu stojący na czterech nogach w niczym nieosłoniętej wnęce.

– Nie – odpowiedziała. – Gdybym miała poduszkę, byłoby idealnie.

– Twój chłopak prosi się o mandat – to Luka z tej dwójki utrzymywał kontakt ze smerfami, w tym i z paryską drogówką.

– Jego sprawa. Ma forsę, to będzie płacił. Przynieś mi mandatownik, to w jednym kursie zarobię dla państwa milion euro. A tak bez związku, to za co tym razem?

– Przejazd na czerwonym i parkowanie.

– Wiesz, nie moja wina, że wygrał prawo jazdy na loterii – urwała na chwilę. – Przy okazji, potrzebuję, żeby ktoś mi uregulował moje.

– Wisisz mi coś, byłem pierwszy i jeszcze chcesz mandaty? – uniósł brwi, nie patrząc na nią i podnosząc gazetę z góry papierów, które wcześniej położył na biurku.

Mieli około dwadzieścia pięć osób teraz pod sobą: pięciu informatyków, reszta to byli laboranci oraz biegli. Żadnemu detektywowi nie podobał się pomysł Siri, żeby ci, którzy pojawią się na miejscu pierwsi, dostawali sprawę, ale przynajmniej przyspieszyła tym ich wszystkich działanie na miejscu zbrodni. Marinette pamiętała już niektóre adresy, gdzie najczęściej były zostawiane noworodki przez ich matki z powodu depresji poporodowej, czy jakiegokolwiek innego.

– Kawa w McDonald's?

– Za mało, dzięki mnie tu siedzisz – wczytał się w artykuł.

Zacisnęła krzywo usta w cienką linię. Wstała i podeszła do jego fotela, na którym już siedział. Złapała go dłonią pod brodą i poczuła pod palcami króciutki zarost, a drugą położyła mu na włosach, obracając jego twarz i głowę.

– Moi! – powiedziała głośno, całując go w policzek. – Coś jeszcze?

– Na razie może być – uśmiechnął się za gazetą. Podniósł telefon i wybrał numer do swojego kolegi z drogówki.

Marinette usiadła z powrotem na fotelu i włączyła komputer. Przenieśli wszystkie dokumenty z poprzedniego na ten, więc miała wgląd do wszystkiego. Otworzyła bazę danych i wpisała w lupkę: "Marinette Dupain" i kliknęła myszką na nazwisko swojego chłopaka.

– Tak, wszystkie mandaty na nazwisko Dupain, a w jej chłopaka walcie, czym się da – kobieta uśmiechnęła się, słysząc to i zasłaniając okno, bo słońce jej świeciło w monitor. Nie będzie go w końcu wiecznie bronić.

Luka rozłączył się.

Wszedł do nich medyk sądowy, który zajmował się zwłokami. Starszy mężczyzna pod czterdziestkę ubrany w kitel z prosektorium. Oboje go lubili.

La Patte 🔞 || MiraculousWhere stories live. Discover now