un

1.7K 62 39
                                    

Przy barze stała młoda kobieta, czarne włosy, tak czarne, że aż granatowe, miała rozpuszczone, proste i długie, prawie do pasa, piła piwo z dużej szklanki. W czarnej sukience z paskiem, uwidaczniającym jej krągłości wyglądała idealnie, przynajmniej dla niego. Jak moja przyszła żona, na moim pogrzebie, po tym, jak jej uroda mnie zabije, w trakcie naszej nocy poślubnej. Usiadła na stołku obok, musiała postawić stopy na kółku między nogami krzesła, żeby to zrobić. Była niska. Metr sześćdziesiąt pięć w kapeluszu.

Mężczyzna podszedł do niej, nie wyglądał źle, po prostu miała dość wszystkiego. Miał zmierzwione blond włosy, wygolone po bokach i był w zwykłym białym t-shircie i czarnej rozpiętej bomberze. Szczękę bardziej owalną i trójkątną, niż kwadratową zacisnął, podczas podchodzenia. Okrągłe okulary z cienkimi metalowymi oprawkami zdjął, nim zaczął iść w jej kierunku. Zrobił się ślepy, cóż, prawie.

– Jak się nazywasz? – spytał, opierając się przedramieniem o bar.

– Marinette Dupain, jeśli będziesz miał problemy, warto, żebyś zapamiętał to nazwisko – nie musiała mu tego mówić, bo zapamiętał je od razu, nawet bez problemów.

– Adrien Graham de Vanily – podał jej dłoń. Kojarzyła skądś to nazwisko, tylko skąd? Gdyby miała jego kartę, albo akta przed sobą, zapamiętałaby je lepiej, czyli nie przesłuchiwała go w trzydziestce szóstce. Przeczytała je w gazecie, czy jak?

Spojrzała na nią, a potem w jego oczy i prychnęła, odwracając się znowu w stronę szklanki. Twarzy tym bardziej nie pamiętała, może inaczej - nigdy nie widziała jej na oczy. Gwałciciel, albo złodziej, ewentualnie męska dziwka, jest kasiasty. Gdyby jej się chciało, jak odejdzie, mogłaby zadzwonić do kumpla z la Mondaine, żeby go dla niej prześwietlił, ale nie miała tyle czasu. Poza tym o tej porze nikt już tam nie pracował.

– Gdzie pracujesz? – znowu zaczął.

– Z psami, a ty? – pewnie hodowca, albo trenuje je, pomyślał. Patrzył na guziki od jej sukienki, wyobraził sobie, jak u niego w łazience tymi drobnymi palcami rozpina je, on do niej podchodzi, pomaga jej z nimi, a potem rozchyla poły tej sukienki i łapie ją za tą idealnie wąską talię, patrząc na koronkową bieliznę pod spodem, a potem.. potem... (zrobiłam się napalona, mój androgenizm wychodzi, help) Poczuł, że jego spodnie robią się nagle ciasne. Stanął mu.

– Mam sesje – student, za młody dla mnie, pomyślała. Patrzyła na szklankę. Pod sukienką nie miała nic, bo chciała się później pobawić wibratorem, żeby usunąć z ciała całe zgromadzone tego dnia napięcie, może nawet pozwoli sobie trochę popłakać, kto wie? Ale zrobiła głupotę, nie ubierając tego dnia bielizny i zdała sobie z tego sprawę dopiero teraz, kątem oka widząc jego krocze. Może to zauważył i liczy teraz na zaproszenie do domu?

Siedziała tak pół godziny, pilnując swojego piwa, a on stał obok.

Kiedy DJ przerwał muzykę w pomieszczeniu obok, żeby zmienić płytę, zanuciła cicho:

Pieski małe dwa chciały przejść przez rzeczkę,
nie wiedziały jak, znalazły kładeczkę.
Kładka była zła,
wkopały się pieski dwa.

Si bon si bon, siala lala la

Jeden z piesków dwóch wyszedł już na ląd,
lecz niestety przybył, nie wiadomo skąd...

Muzyka znowu ruszyła, nie dając mu dosłuchać jej piosenki. Oczywiście, była ona metaforą.

Skinęła ręką na barmana, żeby dał jej znowu to samo. Upiła.

Gdy muzyka za ścianą ucichła, znów usłyszał jej śpiew:

Pieski małe dwa poszły raz do sklepu.
Nie wiedziały, że nie ma tam pasztetu,
a sklepowa zła,
zastrzeliła pieski dwa.

La Patte 🔞 || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz