dix-sept

326 14 14
                                    

niesprawdzony pod względem interpunkcji.

Usłyszała przekręcanie zamka w drzwiach przez sen, odwróciła się na drugi bok. Pewnie Adrien, pomyślała. Czekaj, nie dawałam mu jeszcze klucza. Wygrzebała się spod ciężkiej kołdry, wstała z łóżka i ruszyła oświetlonym przez kogoś korytarzem do kuchni, kimkolwiek był ten złodziej, był idiotą. Dziewczyna nawet nie wzięła swojego kija baseballowego, opartego o ścianę przy łóżku i właśnie dlatego zawsze spała przy otwartych drzwiach od sypialni, na taką właśnie okoliczność. Poza czasem, kiedy jej matka u niej nocowała. Sabine była żywym alarmem, a dziewczyna nie zamierzała później tłumaczyć się mieszkańcom bloku, dlaczego z kranu wypływa woda święcona. Wtedy, naprawdę, warto było mieć klucz od sypialni.

Złodziej trafił do kuchni i zaczęła lecieć do zlewu, przez chwilę, później szybko ją zakręcił i tylko coraz wolniej kapała.

– Mamo, co ty tu robisz? – spytała, widząc ciemnowłosą kobietę, i założyła ramiona na piersi z zimna.

– Jak to co? Śniadanie dla ciebie. Musimy porozmawiać.

Marinette spojrzała na zegar ścienny, śniadanie o szóstej? W sobotę? Usiadła na krześle.

– O czym?

– O twoim nowym chłopaku. Wiesz kim on jest?

– Nie, wcale – odpowiedziała sarkastycznie. – Pewnie szefem mafii.

– Nie pyskuj mi tu – tego jeszcze nie było, żeby jej matka wchodziła sobie do jej mieszkania, jak do siebie, i jeszcze jej rozkazywała.

– Dobra, w takim razie, kim on jest?

– Synem alkoholika – Marinette nie pytała go nigdy o rodzinę, ale to by wyjaśniało, dlaczego uznał ją za alkoholiczkę wtedy, po festiwalu, i skąd miał Baclofenum – i nie będzie mi mówił, jak się diagnozuje uzależnienia – więc to o to im poszło... Dziewczyna nie lubiła tego, że Sabine wywlekała jej uzależnienie zawsze, gdy ta poznawała kogoś nowego. Chodziła do psychiatry z matką, tylko po to, by kobieta widziała, że coś robi ze swoim życiem, ale diagnoza była błędna, chociaż Marinette wolała mówić, wyssana z palca. Sabine mogła myśleć, że zna swoją córkę, podczas gdy mentalnie koło niej nawet nie stała. Nie wiedziała, co to strach.

Cóż, jest też lekarzem, więc na pewno wie więcej od ciebie.

Marinette zapisała sobie w głowie, żeby pokazać mu swoje ostatnie powstrząsowe TK głowy i zapytać go o te obszary.

– A ty wiesz to z...?

– Z internetu, a skąd? – czyżby Sabine Cheng przekonywała się do technologii? Marinette po raz drugi miała wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę. Jej stosunek do tej rozmowy był taki sam, jak do kar, które jej matka tak uwielbiała na niej stosować, a to było jeszcze przed poznaniem psychiatry, która twierdziła, że Marinette ma organiczne zaburzenie osobowości, zamiast PTSD, SAD-u oraz ChAD, w dodatku bez żadnych badań. Podejście typu pierdol, pierdol, ja posłucham, uratowało ją przed zwariowaniem razem z tą kobietą. Ona była chora i to jej należało się leczenie. Najlepiej szokowe, albo wstrząsowe, albo oba, bez różnicy.

– I co z tego? Ty masz konserwatywną matkę, a sama taka nie jesteś.

– Jak to, co z tego? Musisz z nim zerwać – zupełnie, jakby druga część wypowiedzi Marinette odbiła się z hukiem o ścianę i wróciła do niej.

– Nie – nie ma sensu dyskutować, z kimś głuchym na argumenty, pierwsza zasada, odkąd zamieszkała sama.

– Skąd wiesz? – pierwsze pytanie z jej ust, w ciągu ostatnich dwudziestu minut. Marinette poczuła, że ma szansę na zmianę tematu.

La Patte 🔞 || MiraculousOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz