quinze/quinzième

350 14 2
                                    

Marinette wyszła z jego pokoju i pobiegła schodami w dół. Przeszła przez stumetrowy hol i weszła po cichu do gabinetu pani Agreste, gdzie Luka przesłuchiwał jej kucharkę.

Była może ze cztery lata starsza od matki Marinette, ale dziewczyna tak naprawdę wiedziała, że ma sześćdziesiąt cztery lata, czyli siedem więcej od kobiety, której nienawidziła.

Od dawna uważała swoją matkę za głupią w kwestii wyglądu, bo ta najpierw się opalała, a potem wydawała tysiące euro ze spadku i renty po jej ojcu na zabiegi odmładzające, kiedy wystarczyło się nie opalać, albo chociaż stosować krem z filtrem tak jak ona.

- Czemu oddała pani DNA? - zapytał ją Luka.

Ręce jej się trzęsły, przełykała głośno ślinę.

Denerwuje się przy nim, natychmiast pomyślała Marinette.

- Luka, może ja?

Odwrócił głowę w jej kierunku, kiedy położyła mu dłoń na ramieniu. Wstał i ruszył w stronę drzwi. Stanął w nich.

Marinette wyprostowała protokół na blacie, bo Luka go pogniótł, wsadzając do torby. Muszę mu chyba powiedzieć, że wszystkie papiery przechodzą przez Siri w drodze na górę.

- Gdzie chodzi pani do fryzjera? Pani włosy są naprawdę piękne! - zachwyciła się sztucznie, ale tylko Luka wychwycił tą sztuczność w jej głosie.

Dwie godziny gadania o paznokciach, odżywkach, lakierach, szamponach, potem znowu o kremach do twarzy, makijażu i balsamach do ciała później wyszli z budynku, z tylko jednym zdaniem zapisanym w protokole.

- Kobiety uwielbiają gadać o rzeczach, które robią dla siebie, ja nie lubię, bo nie jestem normalną kobietą - powiedziała do niego Marinette na ulicy. Dbała tylko o paznokcie i twarz, bo tak naprawdę tylko to jej doskwierało, na twarzy prawie co miesiąc miała wysyp, a paznokcie jej się rozdwajały.

- Dzięki.

- Za co?

- Już nic - otworzył jej drzwi od auta, a Marinette wmurowało w ziemię, a raczej w chodnik. Spojrzała najpierw na niego, potem na drzwi w jego dłoni i znów na niego.

Po chwili się otrząsnęła.

- Luka, ale ja.. - urwała na chwilę - ci się nie podobam, prawda? - dopóki się nie poruszyły patrzył na jej duże usta, nie były wcale nieproporcjonalnie duże do jej twarzy, były po prostu idealnie wpasowane w jej twarz z lekko podniesionymi kącikami o barwie jej skóry na twarzy, co wskazywałoby na jej afrykańskich przodków, ale nie, Marinette była Francuzką. Musi być.

Podniósł wzrok i napotkał nim jej oczy.

- Nie - skłamał szybko. Chociaż, gdybym mógł, to bym cię teraz pocałował. - Nie podobasz mi się - nie czuł się źle, okłamując ją, bo przecież jest w związku do cholery. - To tylko czysta uprzejmość.

Wsiadła do samochodu i szybko zapięła pas. Sięgnęła do kieszeni po telefon, który jej przed chwilą plumknął i weszła w powiadomienie z Instagrama jej narzeczonego, i... o mały włos nie dostała najpierw zawału, potem nagłego napadu zazdrości, wkurwu na niego, a na koniec na siebie, bo nie powinna być, ani zła, ani zazdrosna. W końcu to jego konto, to tak jakby on był zazdrosny o to, co ona wstawiła do sieci dwa tygodnie temu. Inna sprawa, że prawdopodobnie tego jeszcze nie widział, nie tak, jak jej matka. Sabine pisała do niej od razu po wstawieniu zdjęcia, że powinna je usunąć. Nie zrobiła tego. Czy to, że pracuje w trzydziestce szóstce, znaczy, że powinna zrezygnować ze wszystkich przyjemności?

La Patte 🔞 || MiraculousWhere stories live. Discover now