jeden.

8.3K 614 47
                                    

Calum:

Wszedłem do swojego malutkiego pokoju, mocno zatrzaskując za sobą drzwi, chcąc tym samym pokazać wszystkim znajdującym się w pobliżu jak bardzo zdenerwowany byłem i jak bardzo miałem ochotę rozwalić wszystko co znalazło się w zasięgu mojego wzroku.

Szczerze nienawidziłem tego miejsca. Z niecierpliwością wyczekiwałem osiemnastych urodzin, by móc w końcu się stąd wydostać. Niestety do tego czasu pozostały mi jeszcze całe cztery miesięce. Nie wiedziałem co mam robić, by sprawić by dni upływały mi szybciej. Będąc w poprawczaku miałem wrażenie, że wszystkie zegarki chodziły trzy razy wolniej niż powinny, a minuty dłużyły się niczym godziny.

Dlaczego tak właściwie się tutaj znalazłem? Cóż, to naprawdę długa historia. W swoim życiu mieszkałem u kilku rodzin zastępczych. Nienawidziłem tych ludzi. Nie potrafiłem się z nimi zbratać; byli dla mnie obcy, nigdy nie byliby w stanie zastąpić prawdziwej matki, ojca czy rodzeństwa. Traktowałem ich jak ludzi, z którymi zmuszony byłem mieszkać. Buntowałem się, robiłem naprawdę dużo złych rzeczy, w wyniku których zostałem przeniesiony do tego miejsca, które nazywałem więzieniem, ponieważ czułem się tutaj jakbym był zamknięty w klatce.

Pomysł dyrektora z przeniesieniem mnie na cały miesiąc do nowej rodziny ani trochę nie przypadł mi do gustu. Nie chciałem tam jechać. Już wolałem siedzieć tutaj i wyczekiwać dnia, kiedy w końcu osiągnę pełnoletność. Czy oni naprawdę myślą, że będą w stanie mnie zmienić? Że powiedzą mi "nie wolno ci tego robić" a ja ich posłucham? Niedoczekanie. Postanowiłem po prostu być obojętny. Być może jakoś przetrwam te nieszczęsne trzydzieści dni. Nie będzie łatwo, tego jestem absolutnie pewien.

- Calum, jesteś gotowy? - usłyszałem głos dyrektora zza drzwi.

Westchnąłem głęboko, zasuwając ostatni suwak mojej czarnej walizki, do której spakowałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy.

- Pospiesz się, za dziesięć minut wyjeżdżasz! - mężczyzna uderzył jeszcze kilka razy w drzwi, po czym oddalił się, zostawiając mnie samego z własnymi myślami.

Wypowiedziałem jeszcze dość długą wiązankę przekleństw, następnie wziąłem swój bagaż i wyszedłem na korytarz, zamykając swój pokój (a raczej miejsce, w którym sypiałem, bo moim własnym kątem nie mogłem tego nazwać). Wrzuciłem torby na tylne siedzenie dużego czarnego samochodu, który miał mnie odebrać spod zakładu poprawczego i zawieźć prosto do nowego "domu", gdzie miałem spędzić następny miesiąc, który na pewno będzie dłużył się w nieskończoność.

Wsiadając do auta, jak zwykle trzasnąłem drzwiami z całej siły chcąc pokazać ogarniający całe moje ciało gniew. Kierowca siedzący na przodzie spiorunował mnie wzrokiem przez to co zrobiłem, ale nie przejąłem się tym i zakładając słuchawki na uszy, całkowicie odłączyłem się od otaczającej mnie rzeczywistości, wsłuchując się w dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek.

Na miejscu znaleźliśmy po około piętnastu minutach, może dwudziestu. Nie byłem pewien, ponieważ nie zerkałem na zegarek, będąc pogrążonym we własnych myślach. Wyłączyłem muzykę, następnie chowając telefon do kieszeni moich czarnych jeansów. Wysiadłem na zewnątrz i powoli zacząłem rozglądać się po okolicy. Jedyne słowo, które w tamtej chwili mogło wyjść z moich ust, to "wow". Znajdowaliśmy się w jednej z najbogatszych dzielnic Sydney, w której nigdy wcześniej nie miałem okazji być. Słyszałem o niej jedynie w telewizji, bądź w radiu. Sam wychowałem się w tej biedniejszej części miasta, dlatego przebywanie tutaj było dla mnie niemałym szokiem. Duże domy z ogromnymi ogrodami i basenami, drogie samochody stojące na podjazdach, ludzie ubrani w oryginalne ubrania znanych marek. Doskonałe życie, którego ja nigdy nie miałem. Pomimo tych wszystkich rzeczy, które widziałem, pomysł zamieszkania z obcą rodziną wciąż według mnie był beznadziejny i byłbym w stanie zrobić wszystko, by móc stąd uciec, złapać pierwszy lepszy autobus i wyjechać z Sydney na dobre, zaczynając nowe, dorosłe życie zupełnie sam. Nie potrzebowałem nikogo.

Mężczyzna, który mnie tutaj przywiózł, wysiadł z auta i wziął moje bagaże, rzucając mi je pod nogi. Za nim wyszedł dyrektor, który również z podziwem patrzył na dzielnicę, w której się znajdowaliśmy. Chwyciłem swoje walizki i zacząłem iść za nim w kierunku domu, pod którym zaparkowaliśmy. Był podobny do reszty budynków w tej okolicy, jednakże wyróżniało go to, iż nie był pomalowany na jasne kolory. Ściany miały odcień brązu, pomieszanego z beżem. Wyglądał dość ładnie.

Sam nie wiedziałem dlaczego, ale zacząłem się stresować; moje dłonie zaczęły się pocić, a zęby automatycznie przygryzały dolną wargę, przez ogarniające mnie nerwy. Starałem się jednak tego nie pokazywać, dlatego pozostawałem obojętny i udawałem, że nic mnie nie obchodzi.

Dyrektor Brown podszedł do drzwi wejściowych po czym dwukrotnie wcisnął guzik dzwonka, którego dźwięk już po chwili rozległ się po całym domu. Nie minęła nawet minuta, a w progu pojawiła się kobieta, trzymająca na rękach małe dziecko. Cholera, nienawidziłem dzieci.

- Calum, poznaj rodzinę Hemmingsów, od dziś będziesz u nich mieszkał.

*

 no i co sądzicie o pierwszym rozdziale? :)

od razu chciałam was poinformować, że rozdziały będą mniej więcej takiej długości jak ten. Nie będę pisać po 2500 słów jak w "Fake" czy "Amnesia". Tutaj będzie nieco krócej.

daj gwiazdkę lub komentarz jeśli czytasz :)

twitter: @ayejusteen

Good Meets Evil  » Calum Hood ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz