Chapter 39

2.5K 160 9
                                    

Westchnęłam i udałam się do samochodu. Siadłam na tylnym siedzeniu, po czym dwóch z braci Brooks ścisnęli mnie masą swojego ciała. Byłam od jakiegoś czasu już do tego przyzwyczajona, gdyż chłopy mieli w zwyczaju zgniatać mnie i wszystkich naokoło. Często nie było to zamierzone, ale czy chciane czy nie bolało tak samo.

Poprawiłam się na fotelu by moja pozycja na „wciskana w siedzenie" zmieniła się na „jestem zadowoloną pasażerką". Luke w kilka sekund złapał moją drobną dłoń swoją i starał się bym jednak nie miała w głowie tych samych myśli co wcześniej. Ciągle męczyło mnie to, że to teraz przeze mnie chłopcy mają kłopoty. Gdyby nie ja, teraz zapewne spłacali by jedynie dług, a nie ocierali się co chwila o śmierć. Byłam teraz głównym ryzykiem dla nich i bliskich. Nie chcę by Gina czy mój ojciec cierpieli przez to, że popełniliśmy kilka błędów lub dlatego, że dokonaliśmy złego wyboru. Coraz bardziej wpadaliśmy w gówno i coraz gorzej radziliśmy sobie z tym. Może nie było to takie trudne jak można sobie to wyobrazić, ale było gorzej niż gorzej. Trevor ciągle polował na mnie, chłopcy mieli problemy z pieniędzmi, a na dodatek tego wszystkiego mój ojciec chciał mnie gdzieś wywieźć i jeśli nie znajdzie mnie, może zadzwonić na policję co zaowocuje wizytą mundurowych w domu Brooks'ów i będę wyprowadzona stamtąd mimo woli. Musiałam znaleźć szybko rozwiązanie nawet jeśli musiało ono oznaczać rozłąkę. Ich dobro było ważniejsze od mojego.

Wysiadłam z samochodu, gdy Daniel wjechał na betonowy podjazd. Pożegnaliśmy się z chłopakami i wraz z rodzeństwem Luke'a weszłam do domu, w którym czekała na nas zaniepokojona Gina. Od samego progu podeszła do mnie i przytuliła mnie z całych sił cała zapłakana.

- Boże co się z tobą skarbie działo.

- Już jest dobrze - uśmiechnęłam się. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu jakaś kobieta była dla mnie jak matka. Nie. W Ginie była jakby moja matka, która nawet nie będąc ze mną ciałem jest ze mną duchem przemawiającym przez nią. Wtuliłam się w kobietę na co ona zaczęła gładzić swoją zmęczoną dłonią po moich włosach. Coraz bardziej brakowało mi matki i powracał cały ból związany z jej utratą. Ten sam ból poczują wszyscy moi bliscy, jeśli czegoś nie zrobię. Plan z godziny wcześniej był dobry. Wyjechać na jakiś czas. Sama. Wtedy to Trevor szukał by mnie, ale była jedna wada: by znaleźć mnie mógł posłużyć się moimi bliskimi i to mogło zagrozić ich życiu. Byłam w rozsypce. Gdy zjedliśmy kolację, za którą tak tęskniłam poszłam do pokoju. Rzuciłam się na łóżko niegdyś zamieszkiwane przez Beau i wtuliłam się w poduszkę w kształcie czerwonego żelka. Pamiętam tę poduszkę z dzieciństwa. Kiedyś ukradłam ją bratu i za nic nie chciałam oddać. Teraz była moim życiowym przyjacielem. Znosiła wszystkie moje łzy i nigdy nie było jej dosyć. Była jak gąbka na wszystkie smutki. Wchłaniała je i pozwalała by zostały w niej na wieczność. Westchnęłam. Była to jedyna okazja by wymyśleć jakiś plan. Choć wszyscy dobrze wiedzieli, że jedyne i najlepsze dla wszystkich rozwiązanie to dać chłopakowi tego czego chciał. Nie chciałam się mu oddać. Może jeszcze jakiś czas temu pobiegłabym do niego z radością. Teraz? Czułam jedynie odrazę do jego osoby. To co zrobił było niewybaczalne i skreśliło go to w każdy możliwy sposób. Moja głowa została pochłonięta przez wszystkie plusy i minusy tego rozwiązania. Jedynie co teraz wiedziałam to, to, że muszę stąd zniknąć. Nie wiem jak i nie wiem gdzie, ale muszę to zrobić.

Drzwi pokoju się otwarły, a światło dobiegające z przedpokoju rzuciło na ścianę jak i moje ciało długi cień sylwetki chłopaka. Nie odwróciłam się. Nie chciałam żeby zobaczył mnie zapłakaną, a nawet jeśli by mnie zobaczył od razu by poznał, że planuje coś. Nie umiałam przed nim niczego ukryć. Wtuliłam bardziej w poduszkę zakrywając tym twarz i czekałam, aż stwierdzi, że powinien mi dać spokój. Nie stało się tak. Poczułam jak łóżko lekko ugina się pod jego ciężarem, a następnie ręce obejmują mnie w talii przyciągając bliżej swojego ciała. Poczułam jego oddech na karku. Był nierównomierny.

Love is hardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz