Chapter 34

2.5K 145 3
                                    

- Tato ? - powiedziałam drżącym głosem. Ojciec na samą barwę mojego głosu podniósł się z pozycji siedzącej i podszedł do mnie szybkim krokiem. Wiedziałam, że gdy mnie przytuli osłabi to moją motywację, więc odeszłam w tył kilka kroków by dać mu do zrozumienia, że źle postąpił. Nie mogłam się złamać zaszłam zbyt daleko by teraz cofnąć się do startu.

- Corin ? - powiedział lekko załamującym się głosem. Zabolał go mój odruch, ale czy miałam inne wyjście? To było jedyne rozwiązanie. Pokazać mu, że mam już swoje zdanie, podejmuje swoje decyzje, a teraz przyszedł w końcu czas na akceptacje ich z jego strony. Jeśli nie potrafił tego nie był gotowy na nazywanie się moim ojcem, ponieważ każdy rodzic powinien akceptować każdą decyzję dziecka. W końcu to było moje życie nie jego.

- Nie tato - zdecydowany ton w moim głosie dał mu do zrozumienia, że nie jestem już jego dawną córeczką tatusia.

- Teraz ja będę mówić, a ty musisz mnie wysłuchać - ojciec usiadł na skórzanej kanapie. Usiadłam na fotelu stojącym naprzeciw kanapy i wzięłam głęboki oddech. Wszystkie ułożone w mojej głowie scenariuszy nagle zniknęły, a pozostała pustka.

- Nie są tacy źli - idiotka - skarciłam się w myślach. To była najgłupsza i najbezsensowniejsza rzecz jaką mogłam teraz powiedzieć.

- Nie są źli ? - zaczęło się - Corin skarbie oni są dilerami ! Sprzedają narkotyki i w dodatku je biorą! Jak możesz powiedzieć, że nie są tacy źli. Nie wiadomo jak dużo już zginęło przez nich!

- Tato oni z tym skończyli!

- Skąd wiesz?!

- Bo jestem z nimi 24 godziny na dobę! Nie wychodzą nigdzie beze mnie! Nie chcą. Zmienili się

- Nie uwierzę w to - wstał ogarnięty nerwami - Tacy ludzie się nie zmieniają! A oni przeciągnęli cie na swoją stronę ! Może ty też zaczęłaś ćpać?! - Nie wierzę, że mógł to powiedzieć. Wstałam. Nie chciałam tu być. Był moim ojcem praktycznie całe życie spędziłam właśnie z nim, a on osądził mnie o branie narkotyków. Nie znał mnie. Zmieniłam się, ale on jeszcze bardziej. Przecież dobrze wiedział, że nigdy nie tknęłabym tego świństwa. Chciałam stąd wyjść i już nie wracać. Czułam jak wszystkie dobre myśli na temat mojego ojca, nasze wspólne miło spędzone chwile i wszystko co dobre miedzy nami wygasa. Ruszyłam w kierunku wyjścia wołając psa. Jedynym wyjściem było uciec stąd. Taki miałam zamiar póki ojciec nie pokrzyżował moich planów. Złapał mnie mocno za ręce i zaczął ciągnąc w głąb domu.

- Nigdzie nie idziesz! - krzyknął zamykając mnie w piwnicy - musisz w końcu zrozumieć, że oni nie są tymi dobrymi - usłyszałam jak przekręca klucz w zamku

- A ty może jesteś! - zaczęłam panicznie uderzać pięściami o powierzchnię drzwi. Tak było to bezsensowne, ale tylko tak potrafiłam wyładować swoje emocje. Musiałam to zrobić inaczej nie dałabym rady później racjonalnie myśleć. Usiadłam na schodach i zaczęłam głęboko oddychać. Moje serce zaczęło wracać do swojego normalnego rytmu, a ręce zaczęły pulsować od uderzania o drzwi. Spojrzałam na nie. Były całe czerwone na szczęście nie od krwi. Oparłam się plecami o drzwi spojrzałam do góry opierając tylną część głowy tak jak resztę ciała.

- Co mogę teraz zrobić ? - powiedziałam sama do siebie i spojrzałam na pomieszczenie. Pełno starych kartonów z pamiątkami i rzeczami mamy. Poczułam dziwne uczucie pustki w środku, a z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Do mojej głowy po kolei wpadały urywki wspomnień związanych z mamą i bratem. To bolało. Jak mogłam zapomnieć o nich przez ostatnie tygodnie. Zachowywać jakby nic się nie stało. Powoli schodziłam schodek po schodku. Ból w klatce piersiowej nasilał się, a ja traciłam siły na cokolwiek. Chciałabym teraz być z nimi. Przeprosić i przytulić. Tak bardzo brakowało mi dotyku mamy.

Love is hardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz