Chapter 13

3.6K 164 2
                                    

- Hej śliczna - usłyszałam dobrze znany mi głos i poczułam parę rąk oplatających mnie w pasie. Trevor. Ostatnio zbliżyliśmy się jeszcze bardziej. Może nie jesteśmy parą, ale zachowujemy sie jakbyśmy nią byli. Ciągłe przytulanie, dawanie całusów, trzymanie się za rękę i inne tego typu rzeczy. Wiem to banalnie denne, ale postawcie się na moim miejscu. Pierwszy raz doznawałam takiej bliskości. To było coś nowego. Coś nadzwyczajnego, coś czego mogłam być jedynie świadkiem, a teraz byłam odtwórczynią tych wszystkich romantycznych gestów, które widywałam w filmach. To było dla mnie wręcz magiczne.

- Hej przystojny - musknęłam ustami jego policzek. Przyznam każdy kontakt z jego skórą powoduje u mnie gęsią skórkę i zazwyczaj spalam wtedy gigantycznego buraka wyglądając przy tym jak prosie.

- Co tu robisz ? - nie byłam ciekawa szczerze mówiąc. Po tym czego byłam świadkiem tydzień temu wolałam nie spotykać się z blondynem na oczach Beau. Nie wiedziałam co ich łączyło, ale ostatnie ich spotkanie nie było ciekawe przez co nie chciałam kusić losu by przez przypadek nie wywołać jakichś niemiłych sytuacji między nimi.

- Postanowiłem odebrać cię ze szkoły i wziąć na spacer do parku. Bells będzie zachwycona - chłopaku ty to potrafisz znaleźć idealny czas na bycie romantykiem.

- Trevor mówiłam ci, że po szkole mam kore... - głos osobnika zbliżającego się do nas mi przerwał

- Corin ? - usłyszałam Beau. Nie był zdziwiony. On nie był nawet zły. On był wściekły - co ty robisz tutaj z ... - pokazał z pogadrą na Trevora - z nim!

- Chyba ci się coś pokurwiło Brooks - Beau lekko wzrygnął się na przepełnione jadem słowa chłopaka, który wciąż mnie obejmował.

- Trevor ! - starałam się uspokoić sytuację po jednej stronie, ale to nic nie dało. Blondyn puścił mnie i podszedł do szatyna z niezbyt miłymi zamiarami - TREVOR ! - krzyknęłam głośniej i stanęłam między nimi. Blondyn odsunął się o kilka kroków - uspokój się - spojrzałam na niego wymownie, a ten z parsknięciem odszedł kręcąc głową z niedowierzaniem.

- CO CI ODBIŁO?! - Brooks krzyknął, gdy doszliśmy do jego domu. Ostatnio zaryzykowałam i poszłam dwa razy do jego, zamiast mojego domu na nasze "korki". Jestem taką ryzykantką - tak właśnie się besztam w myślach. Ale cóż zaczęłam się zmieniać. Znalazłam znajomych, możliwe, że chłopaka ( czego nie jestem pewna ) i ludzie w szkole już się ze mnie nie naśmiewają. To była wielka odmiana, która zmieniała także mnie od środka. Byłam bardziej otwarta i pozytywniej nastawiona do ludzi. Czyli krócej mówiąc : byłam bardziej ludzka.

- Ale o co ci chodzi ? - usiadłam na kanapie i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Może nie miał najlepszych kontaktów z Trevorem, ale nie miał najmniejszego wpływu na to co, gdzie i kiedy robię.

- O Trevora Jeffersona! - wyrzucił ręce w powietrze machając nimi we wszystkie strony świata.

- A co ty masz do tego co ja z nim robię ?! - wstałam odruchowo zabijając go wzrokiem - co jest nierealne, a w niektórych momentach byłoby tak bardzo potrzebne.

- Mam dużo !

- Na przykład ?! - chłopak się zmieszał. Coś ukrywał, widziałam to, ale nie chciał powiedzieć o co chodzi. Zacisnął lekko pięść, a policzki - co było widoczne ponieważ chłopak nie ma pulchnej buzi - zagryzł od środka. Zdenerwowanie brało nad nim górę i było to widoczne w każdym jego ruchu geście, a nawet słyszalne w nierównomiernym oddechu, który niekontrolowanie przyśpieszył.

- Mieliśmy się uczyć - rzucił i poszedł szybszym krokiem do kuchni. Złapałam swój plecack za ramiączko i ruszyłam za nim. Usiadłam na wysokim barowym krześle postawionym przy blacie oddzielającym kuchnię i salon.

Love is hardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz