Not today, Satan

121K 6.9K 2.2K
                                    

Po długim i męczącym dniu pełnym dziwnych spojrzeń i bezlitosnych docinków, lekcje się w końcu skończyły. Ale tak jak zbliża się koniec okropnego dnia, tak zbliża się początek czegoś o wiele gorszego.

Areszt szkolny.

W ciągu całych trzech lat nauki w Worthington ani razu nie siedziałam po lekcjach. A teraz proszę, oto jestem. I to wszystko przez to, że KTOŚ wyciął mi "mały" dowcip farbując moje włosy na zielono.

W otwartych drzwiach zauważam pana Hamiltona, siedzącego przy biurku z nogami opartymi o stolik, rękami założonymi pod głową i zamkniętymi oczami. Nie chcę mu przeszkadzać, ale muszę dać znać, że się pojawiłam.

   - Proszę pana..

Mężczyzna otwiera zmęczone oczy i pokazuje ruchem głowy stolik przy którym mam usiąść. Omijam biurko nauczyciela i idę w stronę ławki na tyłach klasy.

Zaskakujące. Sala jest prawie pusta.

Stuart, gościu, któremu dawałam kiedyś korki z rachunków różniczkowych siedzi z przodu i wygląda na przestraszonego jak nigdy. Posyłam mu pocieszający uśmiech, na co on odpowiada mi niepewnym.

Różowowłosa dziewczyna, której nie poznaje, siedzi kilka ławek dalej i gdy się tylko zbliżam uważnie lustruje mnie wzrokiem.

Dwa rzędy za mną usadowił się jakiś dziwny typowy outsider. Nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi i wpatruje się w dół na swoją komórkę. Od kiedy telefony są dozwolone na aresztach szkolnych? A nawet jeśli nie są to najwyraźniej panu Hamiltonowi to nie przeszkadza.

Odgłos otwierających się drzwi wyrywa mnie z zamyślenia. Podnoszę głowę i zauważam Blake'a, stojącego obok biurka zaskoczonego nauczyciela. Nie wiem dlaczego jest tym aż tak bardzo zdziwiony. Chłopak prawdopodobnie siedzi po lekcjach cały czas.

   - Ach, Blake, miło, że się pojawiłeś - mówi nauczyciel.

Chłopak jedynie wzrusza ramionami i rozgląda się po klasie. Gdy mnie zauważa uśmiecha się, podchodzi i siada w ławce obok. Jęczę głośno, spuszczając głowę. Nie staram się ukryć faktu, że nie cieszę się z tego powodu.

Chce mnie wkurzyć. Widziałam tę przebiegłą iskierkę w jego oczach i złośliwy uśmieszek.

   - Tylko nie dzisiaj, Szatanie.

   - Szok, zgroza. Jedna z najlepszych uczennic Worthington High, Bronte Davis została przyłapana na siedzeniu po lekcjach w areszcie szkolnym - mówi Blake, udając głos reportera telewizyjnego. Trzyma złożoną pięść przy moich ustach jakby był to jego mikrofon i pyta : - Co masz na swoją obronę?

Lekko odchrząkuję i mówię bezmyślnie do ''mikrofonu" :

   - Mam ochotę cię walnąć.

Blake się śmieje i mruga do mnie żartobliwie.

   - Mmm, to mi się podoba.

Powstrzymuje chichot i pytam:

   - Dlaczego tu jesteś?

   - Narozrabiałem.

   - Ale co takiego zrobiłeś?

Nie odpowiada na moje pytanie i zakłada słuchawki na uszy.

Wzdycham i się odwracam. Zaraz potem na mojej twarzy pojawia się uśmiech gdy dostrzegam, że pada deszcz. Kocham każdą pogodę: słoneczną, pochmurną, wietrzną i jaką tylko wymyślisz.

Im bardziej dłuży mi się siedzenie tutaj tym bardziej pragnę się stąd wyrwać. Z moich obliczeń wynika, że muszę spędzić tu jeszcze dwadzieścia minut. Stwierdzając, że to idealny moment by uciąć sobie krótką drzemkę, kładę głowę na stoliku i zamykam oczy, powili zasypiając.

                                                                                         * * *

   - Psst. Hej, Shrek. - Budzi mnie czyjś głos. Bełkoczę przez sen i obracam głowę w innym kierunku. - Obudź się.

   - Niee.. - mamroczę niewyraźnie do osoby zakłócającej mój spokój.

   - Nie powtórzę tego więcej. Obudź się. Koniec aresztu - odpowiada głos szorstko, czemu towarzyszy lekkie szturchnięcie w ramię.

Jęczę cicho i podnoszę głowę, szybko mrugając. Unoszę powoli rękę i bezsilnie uderzam delikwenta, który śmiał mnie obudzić.

   - Boże! Po prostu daj mi spać.

   - Wiem, że jestem niesamowicie przystojny, utalentowany i w ogóle, ale Boże? No weź, chyba mnie trochę przeceniasz - odpowiada głos zarozumiale.

Podnoszę wzrok i widzę Blake'a stojącego nad moją ławką. Wygląda na naprawdę rozbawionego. Spoglądam na drzwi i zdaje sobie sprawę, że inni uczniowie już wyszli z klasy.

   - Oh. Dziękuję, że mnie obudziłeś - mówię, po czym wstaję i przerzucam torbę przez ramię. - To miło z twojej strony. - Spoglądam na zegarek, który pokazuje godzinę 17:02. - No nie - mamroczę. Przegapiłam busa na 17:00, a następny będzie dopiero za pół godziny.

Podczas gdy przemierzam korytarz, na mojej twarzy pojawia się uśmiech wywołany gestem Blake'a. Gdyby nie on, pewnie zostałabym tam do wieczora. Jednak szybko odganiam tą myśl wiedząc, że po prostu zachował się jak porządny człowiek.

Wychodzę ze szkoły, robię krok prosto w ulewny deszcz i zauważam, że bus właśnie odjeżdża spod szkoły.

   - Poczekajcie - krzyczę, biegnąc najszybciej jak potrafię.

Ale jest już za późno.

   - Cholera - jęczę, tupiąc nogami dziecinnie, gdy bus zanika z zasięgu mojego wzroku.

Teraz muszę wracać do domu w ulewny deszcz! Gorzej być nie może.

   - Potrzebujesz podwózki? - pyta znajomy głos. Odwracam się i uśmiecham szeroko, gdy widzę Blake'a opartego o motocykl. Jest jakaś nadzieja, że ten dzień nie będzie aż tak okropny!

   - Tak! Naprawdę dziękuję! - odpowiadam, a mój uśmiech się poszerza na myśl o jeździe na motocyklu. Nigdy nie miałam szansy wybrać na przejażdżkę tym środkiem transportu. Zawsze było to na mojej liście "do zrobienia", ale nie nadarzyła się na to okazja, do dzisiaj.

   - A więc.. - duma. - Wskakuj. - Siada na motocykl i go odpala.

Uśmiecham się podekscytowana i zarazem radosna że Blake robi dla mnie coś miłego. Zmierzam w stronę maszyny poddenerwowana jak i zafascynowana, ale kiedy już zamierzam wsiąść na motocykl, ten odjeżdża pięć metrów dalej.

   - Whoops, przepraszam - woła Blake ze słyszalnym brakiem szczerości w głosie. Wzdycham i podchodzę do niego jeszcze raz. Lecz znowu, gdy chcę usiąść, odjeżdża.

   - Blake.. - mamroczę.

Chichocze i unosi rękę w geście poddania się.

   - Okej, okej. Już przestanę.

Już trochę bardziej pewna siebie podchodzę do jego motocyklu, ale po raz kolejny się oddala. Otwieram usta, chcąc skarcić Blake'a za dziecinność, ale je zamykam widząc, że przyspiesza i po chwili znajduje się na końcu ulicy, zostawiając chmurę dymu wokół mojej twarzy.

Kaszlę i macham ręką próbując odgonić dym. Gotuję się ze złości widząc jak oddala się i znika mi z oczu.

Nie wierze że to zrobił! Po prostu zostawił mnie na pastwę losu!

Kogo ja oszukuje? Jestem idiotką, myśląc, że on może być kimś więcej niż osobą za którą każdy go uważa. Powinnam wiedzieć, że tak nagle nie stanie się dobry i nie zaoferuje mi pomocy. Przecież on był dla mnie tylko wredny odkąd przyjechałam do jego domu.

Byłam zła na siebie i na niego, ale ponad to, czułam się zraniona. Zraniona tym, że mnie zostawił. Zraniona tym, że mógł zrobić coś tak okropnego bez wahania. I zraniona tym, że wierzyłam w to, że mógłby być kimś więcej niż okrutnym, podłym i nieczułym człowiekiem.

Ciężko wzdycham i wkładam ręce do kieszeni, gotowa na długą wędrówkę do domu w ulewny deszcz.

Living With The Bad Boy PL ✔️ [ tłumaczenie PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz