Rozdział XXX

3.7K 299 62
                                    

ROZDZIAŁ XXX

Ashton POV

— Ashton?

Puściłem klamkę i obróciłem się w jej stronę. Wyglądała... jak nie ona. Gdzie był ten ciepły, rozpromieniony uśmiech? Jej jasne, ładne włosy, którymi zawsze na siłę próbowała zakryć połowę twarzy, nie wiedząc czemu... Szare oczy straciły ten blask, a pozostała w nich tylko pustka. Co się stało ze starą Rose?

— Co ty tu robisz? — zapytała.

— Ja...

Niespodziewanie drzwi otworzyły się z hukiem omal nie uderzając mnie w twarz. W ostatnim momencie odskoczyłem na bok i uniknąłem wypadku. Do pokoju wparowała czerwona ze złości pielęgniarka.

— Przepraszam bardzo, ale co ty tutaj robisz o tej godzinie, młody człowieku? Pora odwiedzin już dawno się skończyła — powiedziała.

— Ja... Ja tylko...

— Proszę przyjść jutro. Pacjentka musi odpoczywać.

Spojrzałem na McQueen. Na jej twarzy malowało się zakłopotanie. Mogła mieć z powodu mojego głupiego zachowania kłopoty. Monica zresztą też. Zerknąłem kątem oka na położną, na której twarzy widniał krzywy uśmiech. Naszła mnie pewna myśl. Podszedłem szybko do Rose i wpiłem się namiętnie w jej usta. Poczułem słodycz jej malinowych ust, której tak bardzo było mi brak. Dziewczyna była zszokowana moim zachowaniem. Nawet nie drgnęła. Odsunąłem się do niej. Pogłaskałem troskliwie jej policzek, po czym ruszyłem w stronę wyjścia. Gdy zobaczyłem na twarzy kobiety furię, uśmiechnąłem się triumfalnie pod nosem. Rzuciłem krótkie „dobranoc", po czym wyszedłem na korytarz.

Rose POV

Usiadłam wstrząśnięta na łóżko. Zakręciło mi się lekko w głowie, więc położyłam się. Zdecydowanie zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Najpierw przypadkowo wpadłam na Luke'a, a kilka godzin później obudziłam się i zobaczyłam Ashtona znajdującego się w moim pokoju. I jeszcze ten pocałunek... Przejechałam opuszkami palców po moich wargach. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi go brakowało. Oddałabym wszystko, żeby tylko on teraz przy mnie był. Zastanawiało mnie tylko jedno — skąd on się tutaj znalazł? Przypuszczałam, że Hemmings maczał w tym palce, ale nie czułam do niego żalu. Kiedy zobaczyłam Asha, na początku pomyślałam, że to sen, ale on stał tam, był prawdziwy. Dlaczego ta pielęgniarka musiała wparować do tego pomieszczenia akurat w takim momencie? Chociaż może to i dobrze? Irwin na pewno domagałby się wyjaśnień, a tak mogłam sobie wszystko przemyśleć na spokojnie.

Czując ogromne zmęczenie, przymknęłam powieki. Sen jednak nie chciał nadejść. Przewracałam się z boku na bok usilnie starając się oddać w ramiona Morfeusza*, lecz moje próby szły na marne. W końcu się poddałam. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wstałam. Gdy poczułam zimno podłogi, wzdrygnęłam się. Podeszłam do okna i wlepiłam wzrok w krajobraz miejski. Na zewnątrz panował mrok. Tysiące kolorowych światełek sprawiały, że Sydeny nocą wyglądało wprost cudownie. Kochałam to miasto. Tu się wychowałam i nie zamierzałam nigdzie się stamtąd ruszyć.

Westchnęłam ciężko i przetarłam dłońmi swoje zmęczone oczy. Gdy po moich plecach przeszedł dreszcz zimna, postanowiłam wrócić do łóżka. Wgramoliłam się pod kołdrę, położyłam głowę na poduszce i podkuliłam nogi. Nie zamknęłam oczu. Wpatrywałam się tępo w jakiś punkt na ścianie. Instynkt kazał mi sięgnąć do szuflady szafki nocnej stojącej obok mojego spania. Wyciągnęłam z niej zdjęcie, które przyniosłam tu z sobą. Znowu wpatrywałam się w roześmiane twarze przyjaciół. Tym razem jednak nie płakałam. Byłam świadoma swoich głupich decyzji. W końcu postanowiłam to wszystko uporządkować. Instynktownie sięgnęłam po telefon, ale przypomniało mi się, że połamałam kartę SIM. Przeklęłam swoją głupotę w duchu. Postanowiłam spróbować czegoś innego. Tydzień temu Liv formatowała swój telefon, bo strasznie się zacinał. Zapomniała spisać kontakty i poprosiła mnie, abym wysłała jej niektóre numery. Gdy przede mną pojawiła się witryna Facebooka, natychmiastowo wyłączyłam czat, żeby nikt nie zauważył mojej obecności. Weszłam w rozmowy moje i przyjaciółki. Pisałyśmy ze sobą dużo, więc ciężko było mi znaleźć tę wiadomość, której tak bardzo potrzebowałam, ale po pięciominutowych poszukiwaniach w końcu się udało. Wzięłam do ręki zwitek papieru oraz długopis. Zapisałam na kawałku kartki numer. Teraz potrzebowałam tylko komórki. Wpadłam na pewien pomysł. Wyszłam z łóżka, po czym zarzuciłam na siebie szlafrok. Wsadziłam na nogi kapcie, a następnie wyszłam na korytarz. Dzięki Bogu nikogo nie zauważyłam. Najciszej jak potrafiłam przemierzyłam korytarz. Gdy dotarłam do recepcji, nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Panowały tam pustki. Szybko podbiegłam do telefonu stacjonarnego i wbiłam dziewięć cyfr. Przyłożyłam słuchawkę do ucha i z mocno bijącym sercem wsłuchiwałam się w sygnał łączenia.

Życie Jest Piękne - Ashton Irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz