ROZDZIAŁ XI
Uśmiechnięta ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych. Kiedy weszłam do domu, usłyszałam głosy moich rodziców. Czyli jeszcze nie spali. Właściwie była dopiero dziesiąta i przecież nie mieli obowiązku kłaść się do łóżka. Boże, jakie ja mam głupie myślenie.
Spokojnym krokiem ruszyłam do salonu, gdzie spotkałam rodziców. Siedzieli na kanapie i oglądali jakiś film. Chciałam przejść bez słowa do schodów, a następnie do mojego pokoju, ale głos mojej mamy nie pozwolił mi na to.
— Gdzie byłaś?
Spojrzałam na nią zdziwiona.
— W kinie z Liv. Przecież mówiłam — powiedziałam.
— Dlaczego kłamiesz? — zapytała.
Mam przejebane — pomyślałam. Przełknęłam gorzko ślinę. Znalazłam się w tarapatach, a nie mogłam powiedzieć prawdy. Chyba. Postanowiłam jednak brnąć w to moje głupie, bezsensowne kłamstwo.
— Dlaczego miałabym kłamać? — Mój głos drżał. Ze stresu przygryzłam lekko dolną wargę.
— Nie wiem. Może ty mi powiedz — odpowiedziała.
I co ja miałam zrobić? Cholera jasna, Irwin, czy ty musiałeś podjeżdżać tym swoim motorem pod sam dom? Nie miałam pojęcia, jak wygrzebać się z tego kłamstwa. Może lepiej by było, gdybym powiedziała im prawdę? Przecież byłam normalną nastolatką (no nie do końca normalną, bo chorą, ale pomińmy ten szczegół) i przecież mogłam spotykać się z chłopakami. To brzmi, jakbym była z Ashtonem na randce. A może byłam? — pomyślałam, ale po chwili zaśmiałam się ze swojej głupoty.
Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się nad jakimś rozwiązaniem, które przedstawiłoby mnie w dobrym świetle. Niestety moja sytuacja była chujowa — inaczej nie dało się tego nazwać. Speszona spuściłam wzrok na podłogę.
— Czyli jednak. Kim był ten chłopak? — zapytała mama.
— To był zwykły kolega! On po prostu mnie odwiózł od Liv. — To było pierwsze kłamstwo, jakie wpadło mi do głowy. Cholera, czy ja musiałam być taką straszną kłamczuchą?
— Czyli jednak nie byłyście w kinie — zauważyła moja rodzicielka.
Czasami przeklinałam ją w myślach za jej spostrzegawczość. No i co ja miałam teraz zrobić?
— Byłyśmy w kinie, ale potem… potem poszłyśmy na imprezę.
Ugryzłam się w język dopiero po fakcie. Miałam ochotę strzelić samej sobie w twarz. Wcześniej myślałam, że mam kłopoty. W tamtym momencie miałam po prostu przejebane. Od kiedy ja tak klnę w myślach? — zapytałam samej siebie.
— Czy ty oszalałaś? Impreza w niedzielę? — zapytała surowo mama.
Podziwiałam ją za to, że potrafi utrzymać swój spokojny ton. Ta, pewnie ten wybuchowy charakter otrzymałam po ojcu. Choć o dziwo to właśnie on wpatrywał się we mnie spokojnie. To było dziwne.
Było mi tak strasznie wstyd. Naprawdę nie chciałam ich ciągle okłamywać, ale te słowa wprost same wypływały z moich ust. Nawet nie wiecie, jak często nie znosiłam samej siebie.
— Nie masz nic do powiedzenia? — zapytała mama.
Chciałam im powiedzieć wszystko. Że spotkałam się z Ashtonem, że byliśmy w kinie, że poszliśmy na spacer, że jechałam na motorze i że mi się podobało, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Dlaczego to wszystko było takie trudne?
CZYTASZ
Życie Jest Piękne - Ashton Irwin ✓
FanfictionCzy zastanawialiście się kiedyś nad sensem swojego życia? Myśleliście o przyszłości? Głupie pytania, prawda? A jak zareagowalibyście, gdybyście mieli kochającą rodzinę, dobrą szkołę, zapewnioną przyszłość, wspaniałych przyjaciół i nagle ktoś powied...