Rozdział Dwudziesty Piąty

293 30 4
                                    

*Peg*

Siedzimy z Calem na ławce przed domem i trzymamy się za ręce. Nie ma w tym nic niewłaściwego, dotyk jego dłoni jest miły, delikatny. Od naszego pocałunku minęło zaledwie parę godzin, a ja nadal nie potrafię uwierzyć w to, co się stało. Wszystko miesza mi się w głowie, wyznanie Ashtona, to że zostałam zaczarowana przez Caluma, historia byłej dziewczyny Mike'a, która nadal chce być z mężczyzną, który zadał jej tyle bólu.

Jest już późno, słońce dawno skryło się za horyzontem, pozostawiając po sobie tylko pomarańczową poświatę. Na niebie nieśmiało pojawiają się gwiazdy, wychylając się spomiędzy chmur. Jest pięknie i miło. A ja, o ironio, czuje niepokój. Zawsze jak przez chwilę jest dobrze, potem musi być sto razy gorzej. Staram się stłumić dziwne uczucie i skupić na przeżywaniu chwili.

Calum wyciąga rękę wskazując na gwiazdy. Z trudem powstrzymuję się by nie parsknąć śmiechem. To tak bardzo filmowa i stereotypowa scena, a jednak w jakiś sposób niezwykle miła.

-Widzisz?

Kiwam sennie głową.

- Zaraz zapewne zaczniesz mi opowiadać o gwiazdozbiorach, prawda?

- Hym... Tam są gwiazdy. – wskazuje gdzieś niedbale.- I tam też są gwiazdy. O, tam też. Cholera, chciałem być elokwentny, ale mi nie wyszło. Trzeba było słuchać na lekcjach astronomii...

Teraz już nie mogę się powstrzymać i głośno parskam śmiechem.

Zamiast długiej opowieści o gwiazdach, dostaję za to równie długi pocałunek. Nadal nie mogę uwierzyć, że to się dzieje... Że właśnie się całujemy. Nadal nie mam zielonego pojęcia co tak właściwie nas łączy, ale teraz to nie ma znaczenia. Teraz liczy się tylko teraźniejszość, która ma naprawdę słodki smak.

Piękną chwilę brutalnie przerwa ostry głos Luke'a.

- Dobra gołąbeczki, koniec tego randkowania. – Blondyn stoi w drzwiach i patrzy na nas pobłażliwie. Jakby on nie miział się z Naną co chwilę. Phi!

- Co jest Luke? Przecież już jest cholerna noc! Czego chcesz?!

- Nie ma znaczenia co ja chcę, ale co chce Rada, Cal.

Calum w jednej chwili prostuje się jak struna i patrzy na Luke'a czujnie niczym kot, który właśnie zorientował się, że jakiś nieproszony osobnik znajduje się na jego terytorium. Powinien tylko jeszcze położyć po sobie uszy i prychnąć.

-Rada? Co do jasnej cholery chce od nas Rada?! Od wieków się do nas nie odzywali, a teraz nagle przypominają sobie o naszym istnieniu. A to chuje.

- Chodźcie do domu, tam o tym pogadamy. Nigdy nie wiadomo, kto słucha.

Patrzę na Luke'a jak na idiotę. Wokół nas stały same niezamieszkane domki, nigdzie nie było żywej duszy. A jednak chłopak zdawał się szczerze zaniepokojony.

Calum nadal ściska moją dłoń, ale wzrok ma nieobecny. Wchodzimy do środka. Przy stole czekają już na nas wszyscy. Mike siedzi jak na szpilkach, raz po raz oblizując nerwowo wargi, Nana miętosi w dłoniach kawałek bluzki i wpatruje się psuto w przestrzeń, tylko Sue wydaje się zdziwiona. W końcu nie miała pojęcia, o co tak właściwie chodzi. Tak samo jak ja.

Ashton jako jedyny stoi. Jest dumnie wyprostowany, dłonie zaciska w pięści jakby chciał uderzyć jakiegoś niewidzialnego wroga. W niczym nie przypomina tego przerażonego, smutnego Asha, który jeszcze parę godzin temu tak bardzo błagał mnie o wybaczenie. Teraz jego spojrzenie jest twarde jak skała. Jednak, kiedy tylko nas dostrzega, zmusza się do krzywego uśmiechu.

- Jesteśmy już wszyscy? To dobrze. Tak, więc dostaliśmy wezwanie od Rady. Mamy stawić się na jej posiedzenie najszybciej jak się da. Skontaktował się ze mną pracownik mojego kochanego ojczulka. Podobno mamy omawiać sprawę Diabłów, która wymknęła się spod kontroli, a także będzie mowa o jakimś mordercy nadnaturalnych. Podobno jest sporo ofiar... Ja nic nie wiem, ale cóż. Jak wiecie, mam trochę na pieńku z Radą. W końcu aktualnie jej przywódcą jest mój ojciec, a ja nie zawsze stosowałem się do tego, co ode mnie chciał. Nie wiem, czemu nagle przypomniał sobie o moim istnieniu, ale ja już mam dosyć odwalania za niego brudnej roboty. I to za każdym razem. Nie chcę tam jechać i widzieć jego kostropatej gęby, zresztą nie sądzę, że to by się dla nas dobrze skończyło, pewnie straciłbym resztki kontroli, które nadal mi zostały. Dlatego mam do was prośbę... Kto z was chciałby pojechać?

Przez chwilę słychać tylko ciszę. Zdaje się głośniejsza od jakiegokolwiek hałasu, zalega w uszach, ale nie tylko, zdaje się wypełniać umysł i serce. Potem odzywa się Calum.

- Ja pojadę! Dla mnie to żaden problem. Nie boję się twojego ojca, w końcu jestem magiem. Nie jego jurysdykcja. Nie jestem jak wy, wampiry czy wilkołaki. A co z tego, że akurat prowadzi posiedzenie Rady! Ja dam sobie z nim radę. A, i jeszcze przy okazji mogę zasięgnąć opinii bardziej doświadczonych magów w sprawie Peg. Niby ja mogę ją uczyć, oczywiście, ale nigdy nie zaszkodzi jej mała wycieczka. A jak pozna techniki czarowania innych magów to bardzo dobrze. Co ty na to Peg, jedziesz?

Wszyscy patrzą na mnie z oczekiwaniem.

- Jasne, czemu nie. – Uśmiecham się. – Zawsze będzie coś ciekawego!

- No i to rozumiem! – śmieje się Cal.

Atmosfera się rozluźnia, wręcz czuję uciekające napięcie.

- W sumie jeszcze ja i Luke możemy się wybrać... Ostatnio jakoś nam się tutaj trochę nudzi.- odzywa się Nana

- Mów za siebie! Ja mam mnóstwo roboty.- Obrusza się Luke, ale szybko łagodnieje pod naciskiem ciemnych oczu Nany. To zabawne jak wyraźnie widać, kto ma w tym związku władzę.

- Dawno już nie jechałam nigdzie na harley'u... - dodaje Nana. – Brakuje mi wiatru we włosach i tego niezwykłego poczucia wolności, które potrafi dać tylko cała noc spędzona na autostradzie. Taaak... Stanowczo mi tego brakuje. To postanowione, my też jedziemy.

Luke wzdycha teatralnie i wywraca oczami, ale po chwili uśmiecha się.

- Nie no, żartuje. Harley jest jak uzależnienie, jeżeli nie jeździsz wystarczająco często możesz oszaleć. – mówi. Rzuca Nanie ciepłe, pełne miłości spojrzenie. Dla tej dwójki wolność, którą daje jazda motocyklem jest bardzo istotna.

- To postanowione, jedzie Calum, Peg, Luke i Nana.- mówi Ashton i wzdycha z ulgą. – A ty Mike? – pyta jeszcze.

- Ja sobie tutaj zostanę, stary. Nie można cię tak przecież samego zostawić! Nie wiadomo, co ci wtedy strzeli do tej małej, pustej łepetyny. Zresztą nie uśmiecha mi się guzdranie z Radą, wiesz jak ja nie lubię tej bandy wymoczków.

- Innymi słowy nie chce ci się ruszyć tyłka z domu? – mówi ze śmiechem Ashton

- Można tak powiedzieć... Ale ja wolę stwierdzenie, że będę pilnował twojego tyłka.

Mike chyba zdał sobie sprawę z tego, jak dziwnie to zabrzmiało, dlatego zamilkł na chwilę.

- Oczywiście nie dosłownie!

- Michael, daj spokój, pogrążasz się. – zaśmiała się Sue.

- A ty jak, Sue? Jedziesz z nami, czy zostajesz? – pytam ją.

W oczach mojej przyjaciółki pojawia się ogieniek przerażenia, który jednak szybko gaśnie. Już widzę, że chce powiedzieć, że jedzie z nami, już, już otwiera usta, słowa prawie materializują się w powietrzu...

- Sue zostaje! – nagle krzyczy Mike. – Nie możecie mnie samego zostawić z tym idiotą Ashem! Jeżeli ona pojecie, to ja się nie zgadzam i też jadę.

Wszyscy patrzą na niego ze zdumieniem.

- Spoko, spoko zostanę. – burczy Sue. – I tak nie mam żadnych cholernych mocy. Nie miałoby sensu, żebym jechała na spotkanie jakiejś tam dziwacznej Rady.

______

Hej, hej! Tym razem to ja, elanor97, bo myslicielka wyleguje się na plaży w Hiszpanii xD Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba. Dziękuję wam wszystkim za voty, i to że nadal interesuje Was co się dzieje z naszym kochanym gangiem Widmo. 

Widmo || 5SOS ||⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz