Rozdział Osiemnasty

328 36 4
                                    

*Sue*

Jedziemy z Mikem w milczeniu, jakoś nikt nie ma ochoty na rozmowę. Minuta mija za minutą, aż cisza powolutku staje się robić nie do zniesienia. 

- Czemu ta twoja Peg wkurzyła się aż tak na Asha, hę?- pierwszy z naszej dwójki odzywa się Clifford.

- Nie wiem. Może po prostu zdenerwowało ją, że aż tak mocno napadł na jej chłopaka. Echem... Znaczy byłego chłopaka. Wiesz, mógł go zabić.

- Może tak. Jak dla mnie to chciał tylko pomóc. 

- Jesteś pewien?

- Tak. 

Resztę drogi przejeżdżamy w kompletnej ciszy. Jakoś żadne z nas nie potrafiło wykrzesać w sobie tyle siły, by próbować podtrzymać choćby iluzje rozmowy.

Gdy dojeżdżamy pod dom okazuje się, że dwa pozostałe samochody stoją już na podjeździe. Więc jesteśmy ostatni... Czemu nie.

Z ulgą rozprostowuje nogi i zaciągam się świeżym powietrzem, jak najlepszym papierosem. Myśli kłębią mi się w głowie, nie potrafię na żadnej się skupić. Wciąż widzę przed oczami twarz Mike'a, gdy wyrzuca mojemu byłemu chłopakowi jakim to on jest skurwielem, nadal nie mogę zapomnieć widoku lecącego pierścionka zaręczynowego i momentu, kiedy Kevin zdał sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Że z nim zerwałam... I to na dobre! 

Nadal nie potrafię zapomnieć, jak słodko Mike wyglądał, kiedy zaczęliśmy walkę na jedzenie. Jego ślicznego, dziecięcego uśmiechu...

Otwieram drzwi.

I zaraz dociera do mnie, co powinnam teraz zrobić. Dopadam do siedzącego na kanapie Cala, i potrząsam nim mocno.

- Gdzie do jasnej cholery jest Peg??? – krzyczę mu prosto do ucha. 

- Jezu, spokojnie! Spokojnie! Jeszcze nie ma apokalipsy zombie, więc nie musisz się aż tak martwić. Kiedy tylko przyjechaliśmy olała nas wszystkich i pobiegła do pokoju. Tyle.

- Mam się nie martwić? Mam się nie martwić??!!! Przecież RAZ, jeden jedyny raz ruszyliśmy nasze cholerne tyłki z tego zawszonego domu. I co? I Ashton prawie zabił byłego Peg, no i nie zapominajmy o Diabłach, które też się tam kręciły, no i mój narzeczony pojawiający się jak z podziemi. Masz racje Cal, nie powinnam się martwić. Zupełnie nie mam ku temu powodów. 

Hood patrzy na mnie przez chwilę ze zdumieniem.

- Kobiety. – mamrocze pod nosem.- Ich nigdy nie zrozumiesz. 

- Co?! – warczę.

On uśmiecha się słodko. 

- Idź do Peg! Na pewno cię potrzebuje.


Kiwam głową i zdecydowanym krokiem wchodzę na górę. Czasy, kiedy byłam jeszcze nieśmiałą zastrachaną dziewczynką odeszły bezpowrotnie. Teraz musiałam być silna, jeżeli chciałam tutaj przeżyć.

Próbuje otworzyć drzwi, ale szybko okazuje się, że są zamknięte. 

- Peg!

Odpowiadają mi tylko odgłosy jak najcichszego chlipania, tak jakby pomimo płaczu chciała pozostać niezauważona. 

- Peg do jasnej cholery, odezwij się! To ja Sue! Chociaż my musimy pozostać normalne w tym domu wariatów. 

Nadal nic. Tylko smarkanie nosa.

- Jezu Chryste, ludzie! Co się z wami wszystkimi porobiło? – czuje jak mój poziom zdenerwowania zaczyna osiągać coraz bardziej niebezpieczny poziom. 

Widmo || 5SOS ||⚡Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz