Rozdział 31.

1.8K 90 7
                                    

MOLLY

Płacz wyczerpał mnie z sił tak bardzo, że nawet nie mogłam stwierdzić, w którym momencie zamknęłam oczy na trochę zbyt długo i odpłynęłam. Nie miałam tego w zamiarze, wręcz przeciwnie, chciałam porozmawiać z Charliem. Dostać w końcu wszystkie potrzebne mi odpowiedzi, jednak w tamtym momencie poczułam się zbyt wykończona.

Nie wiedziałam ile minęło czasu, zanim się przebudziłam. Wokół było ciemno, a ja byłam jeszcze lekko zaspana. Potrzebowałam chwili, żeby dojść do siebie po tej niespodziewanej drzemce.

Wtedy też zauważyłam, że nie leżałam w samotności. Ramiona Charliego przyciągały mnie do ciała chłopaka, moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej. Jedną rękę miał przerzuconą przez moją talię, druga natomiast spoczywała na głowie, przeczesując moje włosy delikatnymi ruchami.

Sama zresztą wtulałam się mocno w jego ciało, słysząc jednocześnie bicie jego serca. Z zaskoczeniem odebrałam fakt, jak bardzo mnie to uspokajało. Utwierdzało w przekonaniu, że chłopak cały czas jest przy mnie. Jeszcze żywy.

Kiedy po chwili rozbudziłam się trochę bardziej, na początku byłam lekko zaskoczona. Obudzenie się przy boku chłopaka, którego jeszcze kilka miesięcy temu nienawidziłam, było dla mnie czymś nowym. Wiedziałam, że kilka miesięcy temu z pewnością odskoczyłabym od niego i uciekła najdalej, jak to byłoby tylko możliwe. Ale teraz było inaczej. Jego delikatne, kojące ruchy dłoni na moim ciele, bijące od niego ciepło i świadomość, że to właśnie on cały czas przy mnie był, sprawiały, że naprawdę nie chciałam opuszczać jego ramion. Czułam się w nich tak dobrze.

Nie miałam pojęcia która mogła być godzina, ale w ogóle się to dla mnie nie liczyło. Cieszyłam się tą chwilą. Każdym jego słyszalnym oddechem i momentem, kiedy założył mi pasemko włosów za ucho.

Zamknęłam jeszcze na krótką chwilę powieki i wtuliłam się mocniej w jego ciało, chcąc, aby ten moment trwał wiecznie.

Pomyślałam wtedy, ile oddałabym, żeby budzić się tak znacznie częściej. Nie przyśniły mi się żadne koszmary, a przed oczami nie pojawiał się widok kaszlącego krwią chłopaka. Przy nim wszystkie te myśli kotłujące się ciągle w mojej głowie, stwarzającego nowe scenariusze w końcu ucichły, a ja nie obudziłam się przerażona przez jakiś okrutny wytwór mojej wyobraźni.

Co prawda ciągle czułam kłębiący się we mnie strach o tego chłopaka. Byłam przerażona wizją, że jego organizm robił się coraz słabszy i nie miał już tak wiele sił na najważniejszą walkę. Walkę o życie. Wiedziałam, że jest uparty i nie da się tak szybko zabrać z tego świata, ale jednocześnie, jeśli tak sobie postanowił, to nie da przekonać się do leczenia. I choć okropnie mnie to bolało, to próbowałam uszanować jego decyzję.

Im dłużej o niej myślałam, tym coraz bardziej rozumiałam jego tok myślenia. Wierzyłam, że wolał spędzić ostatni dany mu czas na robieniu wszystkiego, co sprawia mu szczęście, a nie na leżeniu w szpitalu, z pikającą aparatura, zestresowanymi ludźmi i lekarzami ubranymi w swoje specjalnie stroje, którzy przypominają, że już nic nie będzie jak dawniej.

Martwiłam się, jak w ogóle sama ta świadomość choroby na niego wpływała. Chciałam, żeby udało mu się spędzić ostatnie miesiące tak, jak tylko chciał i nie miałam zamiaru zabierać mu nawet cząstki szczęścia. Ale mimo to, kiedy do mojej głowy wpływała myśl, że czas z każdą chwilą powoli dobiegał końca, a nasza wspólna historia się kończyła, nie mogłam zrozumieć, dlaczego padło akurat na niego. Był tak młody, mógłby przeżyć jeszcze wiele lat, wykorzystując nowy dzień, robić szalone rzeczy, bawić się życiem i nie zajmować sobie głowy śmiercią.

Make You ForgetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz