Rozdział 11.

3.2K 112 27
                                    

MOLLY

O poranku, gdy przez zasłonięte zasłony przebijały się snopy światła, do mojej głowy napływały wspomnienia sprzed zaledwie kilku godzin.

Na początku wydawało mi się, jakby mózg podsuwał mi obrazy z jakiegoś mało przyjemnego snu, ale później uświadomiłam sobie, że przecież wcale tak nie było. Bo to wszystko zdarzyło się naprawdę, a ja spędziłam więcej niż kilka minut w towarzystwie dawnego przyjaciela.

I ku mojemu zdziwieniu... było znośnie.

Co prawda moim jedynym powodem, aby po niego jechać były wizje, w których Charlie pod wpływem alkoholu powoduje wypadek. Z każdą chwilą wydawały się one coraz brutalniejsze, a ja oczami wyobraźni widziałam łzy niewinnych ludzi, którzy stracili najważniejszą osobę w swoim życiu.

Teraz kiedy myślałam o tych wszystkich wiadomościach, które dostałam w nocy od chłopaka, zrozumiałam, że mogłam spróbować skontaktować się w jakiś sposób z Kaydenem lub Levim, nawet jeśli byli ostatnimi osobami, z jakimi chciałabym rozmawiać, ale z pewnością zaoszczędziłoby mi to stresu spowodowanego stanem chłopaka.

A jego zachowanie było dziwne. Wydawało mi się, jakbym spotkała kogoś innego, a nie osobę, którą omijałam szerokim łukiem na korytarzu, żyjąc w ciągłym strachu, że zrobię jedną głupią rzecz, podejmę jedną błędną decyzję i nigdy więcej nie będę mogła pokazać się w szkole. Niby był dla mnie całkiem miły, nie uprzykrzał mi, ale ciągle pamiętałam, że przemawiał przez niego alkohol. I nie ważne, jakie rzeczy by mi powiedział, wiedziałam, że nie mogłam brać ich na poważnie.

Ale mimo tego całego zamieszania, w jakiś sposób cieszyłam się, że dotarł bezpiecznie do domu i nikomu nic się nie stało. Ani jemu, ani nikomu innego na tym świecie. Bo byłam pewna, że gdybym go wczoraj zignorowała, a ktoś ucierpiałby, to nigdy nie wybaczyłabym sobie, że mogłam, a nie zareagowałam. Nawet jeśli naprawdę go nie znosiłam, a jego osoba to ostatnie, co chciałam widzieć w środku nocy.

Za to taka zadowolona już nie była Charlotte, której kilka godzin później opowiedziałam całą sytuację.

– Czy ty jesteś nierozsądna? Pomyślałaś chociaż przez chwilę, że to mogła być tylko podpucha i mógłby ci coś zrobić? – Wyrzuciła ręce w górę, jakby nie dowierzając, że naprawdę pojechałam po Charliego. – Co ty sobie myślałaś?!

Jej głos był strasznie nieprzyjemny. Charlotte raczej nigdy nie zwracała się do mnie aż takim oburzonym tonem, a jak już do tego dochodziło, to miała powód. Ale mimo wszystko nie czułam, aby sytuacja wymagała od niej aż takiej złości.

Ale może to ja się myliłam.

Jej zachowanie trochę zbiło mnie z tropu. Wcześniej sądziłam, że dobrze postąpiłam, nawet jeśli zmusiło mnie to do przezwyciężenia jakiś swoich mniejszych lub większych lęków. Czułam, że zachowałam się odpowiednio, naprawdę w to wierzyłam.

Odkąd pamiętam, zawsze czułam potrzebę pomagania innym, nawet jeśli wymagało to ode mnie poświęcenia. Może było tak przez to, w jaki sposób wychowali mnie rodzice, a może przez to, że przez te kilkanaście lat swojego życia zdążyłam naoglądać się wystarczająco dużo zła. Nigdy nie chciałam być osobą, która nie zwraca uwagi na problemy innych. Uważałam, że lepiej przynajmniej spróbować pomóc, niż nie zrobić nic, bo wiedziałam, że gdybym sama znalazła się w jakiejś nieprzyjemnej sytuacji, chciałabym, aby znalazła się przy mnie jakaś dobra dusza.

Jednak widząc reakcję przyjaciółki moja pewność co do tego wydawała się gdzieś zawieruszyć. Już wcale nie byłam taka pewna swojej decyzji.

Zwiesiłam głowę, zastanawiając się, czy naprawdę zrobiłam coś aż tak złego, chcąc tylko pomóc.

Make You ForgetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz