20. Fanka i trzech adoratorów

1.3K 90 33
                                    

– Co to jest? – podły głos Bethany rozniósł się po jej gabinecie.

Z uniesioną brwią patrzyła na dokument, który przed chwilą dostarczyłam tuż pod jej nos. Położyłam go na jej biurku, z dumą przed nim stając.

– Wypowiedzenie z pracy – odpowiedziałam, brzmiąc jak najspokojniej jak umiałam. Wyprostowałam się, gdy czarne jak smoła oczy zbadały mnie od góry do dołu.

– Ależ ja nie mam zamiaru odchodzić – machnęła ręką, dalej analizując mój wygląd. Poczułam się niekomfortowo, ale nie dałam po sobie tego poznać. - Przytyłaś.

– To przymusowe wypowiedzenie z pracy – dodałam, uśmiechając się od serca.

– Z tego co wiem, wypowiedzenie muszę złożyć osobiście, z własnej woli podpisując ten dokument. A wątpię, moja dziecinko, że to zrobię. Podoba mi się ta praca – odpaliła papierosa, zaciągając się dymem. Nie otworzyła nawet okna, więc duszący zapach doszedł też do mnie.

– Podoba ci się też znęcanie nad dziećmi? – zapytałam.

Zaśmiała się z chrypką. Przyłożyła kościstą dłoń do ust, ponownie wdychając nikotynowy dym.

– To lubię najbardziej. Chociaż zabawa tobą była najprzyjemniejsza. Teraz twoja koleżanka ma parę siniaków...

Zamarłam. Agnes. Moja bezbronna Agnes. Poczułam gniew, ostry, kłujący w każdy centyment mojego ciała gniew.

– Zapłacisz za wszystko, co zrobiłaś – wysyczałam. Moja dłoń za plecami natychmiast uformowała się w pięść.

– A mi ktoś zapłacił za to, ile nerwów przez ciebie zjadłam? Ciągle byłaś rozczarowaniem, martwiłam się o twoją przyszłość – przyłożyła teatralnie dłoń na serce, kiczowato się uśmiechając. – Wiesz, ile zmarszczek mi przybyło od tego gniewu na ciebie?

Spięłam się, odrzucając od siebie wszystkie wspomnienia, jakie zdążyły opanować mój mózg. Nie pora, by zdrapywać dawne rany, tylko by je uleczyć. Odkaszlnęłam nerwowo.

– Już jutro nie będziesz się tak cieszyła, gdy odbierzesz ostatnią wypłatę – wypaliłam, wyciągając długopis z kieszeni spodni. – Na wypadek, gdybyś nie miała.

– Jesteś taka głupia. Myślisz, że to podpiszę? – przechyliła głowę. – Myślisz, że zrezygnuję z pracy, bo przyszłaś, i każesz mi to podpisać?

– Oczywiście, że tak. Zmotywuje cię to, co mam w telefonie. – wyjęłam komórkę z kurtki. – Dokładnie sto trzy zdjęcia pokazujące siniaki, obrażenia, zniszczone rzeczy. Również, nagrałam teraz całą naszą rozmowę. Wszystko to wyląduje tam, gdzie powinno, jeśli nie podpiszesz wypowiedzenia.

Jej grymas na pomarszczonej, i anielsko zmartwionej twarzy dodał mi sił. W tej chwili miałam ochotę naprawić cały świat, by tylko poczuć się tak, jak teraz. Ale jeśli chciałabym to zrobić, musiałabym naprawić swój. Pomalowane na czerwono usta wypuściły dym, po czym ścisnęły się w linię. Wprawdzie, wygrałam. Chciałam tylko zobaczyć na jej twarzy gorzką przegraną, o której sama sobie uświadomiła.

– To co, podpisujesz? – uśmiechnęłam się po raz nie wiem który. Mi było do śmiechu, jej nie.

– Jesteś zbyt słaba, by to gdzieś zgłosić. Boisz się. Boisz się mnie, od zawsze, rozumiesz! – huknęła dłonią o stół, a ja nawet nie drgnęłam.

– To minęło. Uważasz co mówisz, dalej nagrywam.

– Wcale bo nie! – wstała jak oparzona, i ze złością kipiącą z jej czarnych oczu do mnie podeszła. Chciała mi wyrwać telefon, bez żadnej obrony dałam jej wygrać. Dalej miałam bandaż na ręce, więc nie chciałam się wysilać, i patyczkować się z nią w bezsensownej walce.

Before UsΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα