2. Kolejny wieczór bez kolacji

2.1K 120 76
                                    

Kopiąc kolejny kamyk zagradzający mi na drodze do domu dziecka, snułam się po ciemnych uliczkach uspokajającego się miasta. Latarnie jedna po drugiej zaczynały oświetlać słabo widocznie drogi i chodniki, zachodzące słońce chowało się za wysokimi budynkami.W każdym domu świeciło się światło, o tej porze zazwyczaj je się rodzinną kolację. Na samą myśl zacisnęłam mocniej palce na ramieniu plecaka, wiedząc że ja dzisiaj tego posiłku nie dostanę, jeśli dobrze pójdzie to jedyna kara jaka mnie czeka.

Z tak dołującą mnie myślą przekroczyłam próg budynku w którym mieszkam. Nie zdążyłam nawet poczuć na zziębniętych policzkach fali ciepłego powietrza, bo do uszu dobiegły mnie ciężkie i domyślam się wkurzone kroki głównej wychowawczyni. Westchnęłam głośno,kiedy zza rogu wyłoniła się znajoma sylwetka parującej ze złości Bethany.

– Gdzieś ty była, do jasnej cholery? Już minęła godzina, do której możecie wracać – wrzasnęła na całe gardło.

Zerknęłam na zegar powieszony na niezbyt stylowej tapecie. Godzina policyjna mijała równo o piątej wieczorem. Było pięć minut po niej, a ja utwierdzałam się w przekonaniu że stała bite kilka minut w środku korytarza i czekała aż przyjdę, by delektować się kolejnym, bezpodstawnym ochrzanem.

– Przepraszam, musiałam odsiedzieć karę w szkole – powiedziałam półgłosem, biegając wzrokiem po całym pomieszczeniu, tylko by nie trafić na czarne oczy otoczone zmarszczkami z nadmiernego mrużenia oczu ze złości.

– Kolejna kara?! To przez to, że oblałaś syna dyrektorki mlekiem? – zapytała z kpiną w głosie. Przecząco kiwnęłam głową.

Skąd ona wie takie rzeczy?

– Zasnęłam na lekcji – skłamałam. Ona dobrze wiedziała, że nie mówię prawdy.

Założyła ręce na piersiach, wbijając we mnie swoje ślepia. Czarne,proste jak linijka włosy do ramion opadały jej na twarz, więc co rusz swoimi kościstymi palcami zakładała je za ucho.Opadające policzki wzbogacała niezdrowa ilość bronzera i zbyt nasyconego różu. Zawsze zaciśnięte w cienką linię usta dzisiejszego dnia miały kolor czereśni, ale takiej zepsutej i zeschłej jak jej wargi.

– Dziecko,czemu musisz nas tak zawodzić... – zniżyła głos oskarżający mnie w każdy sposób.

– Przepraszam. – powiedziałam nie szczerze. Bethany nigdy nie zasługiwała na przeprosiny, chociaż to najczęstsze słowo, jakie do niej mówię.

– Filmik jak sierota upokarza syna dyrektorki tylko i wyłącznie stawia nas w złym świetle. To jak staramy się wam pomóc, zastąpić rodzinę jest pomijane, bo ludzie z zewnątrz widzą jak udajesz odważną, i stawiasz się lepszym od siebie – rzucała obelgi prosto w moją twarz. Czułam jej kawowy oddech w najgłębszych zakątkach nosa.

– On też mnie ośmiesza na każdym kroku! – odpyskowałam, jak mam to w zwyczaju. Nauczyłam się tu wiele rzeczy,ale umiejętności trzymania języka za zębami nie nabyłam.–
Codziennie upokarza i wyżywa się na mnie przy wszystkich, ja tylko próbowałam się bronić.

– To mu na to pozwól – wzruszyła ramionami.

Zamurowało mnie.

– Że co proszę? – przekręciłam głowę w bok, nie dowierzając słowom jakie wpadły w moje uszy.

– Chyba nie jesteś głucha. Mam nadzieję, że ten chłopak ustawi cię do pionu i pokaże ci twoje miejsce, bo ja się poddaję. Próbowałam cię kochać jak córkę, ale ty po prostu nie zasługujesz na miłość.

Poczułam gulę podchodzącą mi do gardła. Przełknęłam ją wraz ze śliną.

– Jeszcze zobaczymy kto komu pokaże swoje miejsce – mruknęłam pod nosem,dziwiąc się sama sobie że zdobyłam odwagę i powiedziałam co myślę.Po raz pierwszy, choć tych okazji było dziesiątki. Teraz, kiedy przegięła granice do maksymalnego miejsca, coś we mnie pękło na milion kawałków. Prawdopodobnie serce.

Before UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz