25. Podmieniony szampon

982 70 29
                                    

Po powrocie Victora do rodzinnego domu, dwa dni z rzędu unikałam go jak ognia. Czynności jak mijanie się w salonie, czy wspólne obiady do których zmuszała nas Luna przychodziły mi z trudem. Po prostu ciężko patrzyło mi się na kogoś, kto powiedział mi prosto w twarz, że nie uważa, i nie będzie uważał mnie za członka rodziny.

Z pewnej strony go rozumiałam. Ale gdy każdego wieczoru kładłam się spać, zadawałam sobie pytanie co źle zrobiłam. Wymyślałam sugestie, które miały mnie zbliżyć do niego, choć szczerze tego nie chciałam. Pragnęłam tylko i wyłącznie jego akceptacji.

Podsumowując, cała moja odwaga która koordynowała całym moim życiem ulatniała się, gdy Victor Hale wkraczał w horyzont mojego wzroku.

– Panno Duncan – nauczyciel chemii wybudził mnie z szarpaniny moich myśli. Leniwie podniosłam wzrok znad karty pracy.

– Tak? – zapytałam niewinnie.

– Minęło dwadzieścia minut lekcji, a nie zrobiłaś ani jednego zadania z karty pracy – skinął głową na pustą kartkę papieru na mojej ławce.

– Przepraszam, panie profesorze – mruknęłam pod nosem, i zaczęłam rozwiązywać zadania.

– Do końca lekcji wszystko ma być wypełnione – ostrzegł mnie, ponownie odwracając się do swojego biurka.

– Oczywiście – powiedziałam od niechcenia.

Wbiłam wzrok w zadania, faktycznie chcąc je zrobić. Kilkakrotnie zamrugałam, gdy zobaczyłam pierwsze polecenie.

                              —

– Aster... – zaczęłam, gdy podeszłam do jego szafki. Była otwarta, więc zauważyłam tylko jego rękę ze srebrnym sygnetem na serdecznym palcu.

Zamknął szafkę, więc z automatu zauważyłam jego twarz. I nowe włosy.

Niekontrolowanie zaśmiałam się na głos, skupiając za sobie niektóre spojrzenia przechodzących. Chłopak najwyraźniej wczoraj miał nie udaną wizytę u fryzjera. Z natury był blondynem, dopiero kilka lat temu, gdy zaczynał liceum, przefarbował włosy na czarno, i do tej pory co jakiś czas odnawia ten kolor. Przez pewien czas widoczne były jego jasne odrosty, więc postanowił pójść do fryzjera. Było to cholernym błędem, ale za to jakim śmiesznym.

– Co ci... – wydusiłam między atakiem śmiechu. – Co ci się stało? – wskazałam na krzywo obcięte włosy, które wcześniej sięgały do połowy czoła, i były bardziej puszyste.

– Zamknij się – rzucił z poważną miną.

Złapałam się za brzuch, jaki zaczął mnie delikatnie pobolewać z powodu zbyt intensywnego śmiechu. Otarłam łezkę z oka, opanowując się do kompletnego spokoju.

– O boże, nie wiedziałam że potrafię się tak mocno śmiać – podciągnęłam nosem, wycierając kolejną łzę.

– Okropna. Jesteś okropna – pokiwał głową, znów zwracając moją uwagę na swoje włosy. – Czego chcesz?

– Korepetycji z chemii – odpowiedziałam pewnie. Obserwowałam jak zmarszczył brwi. Typowe.

– Korepetycji z czego? – powtórzył ironicznie.

– Z chemii.

– Nigdy nie potrzebowałaś korepetycji z niczego.

Westchnęłam głośno.

– Teraz potrzebuję.

– Oh, dostałaś ocenę niżej, i twoje ego zostało dotknięte? – zapytał.

Before UsWhere stories live. Discover now