26. Dasz radę

1K 69 35
                                    

– Kłamiecie – prychnął Victor przy stole w domu Astera. – Jeśli uważacie, że to śmieszny żart, to jesteście żałośni.

Głęboko westchnęłam, powoli tracąc siły do tłumaczenia mojemu przybranemu bratu, że to, co właśnie mu powiedzieliśmy, jest prawdą. Mogliśmy tego uniknąć, jeśli Aster ugryzł by się w język, i nie mówił głośno o Hope przy jej bracie. Zmusił nas do wytłumaczeń, a gdy to zrobiliśmy, zaczął zarzucać nam niesłuszne oskarżenia. Przyjął to chyba najgorzej z całej trójki osób trzecich wiedzących o naszym problemie.

– Chłopie, daj już sobie spokój – jęknął Aster, mający tego po dziurki w nosie. – Ile jeszcze razy powiesz, że to żart? Jakby to, kurwa, był żart, to śmialibyśmy się, prawda?

– No to wytłumaczcie mi, czemu jesteście połączeni z moją siostrą? To absurd – powiedział, i oparł się o czarne krzesło, na którym siedział.

– Nie wiemy! – odpowiedzieliśmy jednocześnie, przez co czarno włosy podniósł lekko prawy kącik ust. Ja za to zostałam przy mojej obojętnej minie, jaka miała być dla niego ostrzeżeniem.

– Wiedziałam, że tak będzie – dorzuciłam poirytowana. – Wiedziałam, że w pewnym momencie się dowiesz, ale i tak nie uwierzysz.

Wbili we mnie spojrzenia, gdy moje wszystkie emocje trzymane do tej pory w środku, zaczęły wychodzić, tworząc prawdziwy koszmar.

– Nie wiem, czym ci to mam udowodnić. Pokazać ci naszyjnik Hope, czy może zegarek? Możesz też odsłuchać kasety, którą znaleźliśmy. Albo przeczytać pamiętnik Violet, przez jakiego musiałam wskoczyć do lodowatej wody, by później się w niej utopić? – ciągnęłam, dostając w odpowiedzi tylko głuchą ciszę. – Ale ty i tak byś nam nie uwierzył, nawet jakby Hope stała obok nas, bo mnie nienawidzisz.

– Nie powiedziałem tak – jego grymas na twarzy mówił sam za siebie.

– Nie musiałeś – pokiwałam głową, z delikatnym i przy okazji sztucznym uśmiechem. – Możemy już chyba jechać do domu, i tak ta rozmowa była bez sensu.

Wstałam z dość niewygodnego krzesła w jadalni, po czym chciałam skierować do wyjścia, ale czyjaś ręka przytrzymała mój nadgarstek. Przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy okazało się, że nie należała do Astera. Syn Luny bez słowa, z ustami zaciśniętymi w linię, zatrzymał mnie w pół kroku, nie tłumacząc przyczyn. Po prostu to zrobił.

– Wspominała o mnie? No wiesz, jak ją widziałaś – przełknął z trudem ślinę. – Pamięta mnie jeszcze?

– Przykro mi, nie wspomniała o tobie – odpowiedziałam sucho, przez co poczułam delikatne wyrzuty sumienia. Wyglądał jakby naprawdę przejął się moimi słowami, a ja tylko dolewałam oliwy do ognia.

– No tak – rozczarowanie przesiąkało przez jego głos. – A zmieniła się? Z wyglądu na przykład.

Od początku wiedziałam, że boleśnie tęsknił za swoją siostrą. Gdybym sama ją miała, też bym myślała o niej, płakała za nią, i przychodziła na jej grób dzień w dzień. Nie wiedziałam, co dokładnie odczuwa Victor, ale jego żal w temacie śmierci Hope pozostawał niezwruszony, i tylko potęgował się na sile. Przez moją myśl przemknął pomysł, choć zbyt ludzki i zbyt miły jak na mnie, to byłabym w stanie go zrealizować. By przynajmniej przez chwilę ulżyć Hale'owi, i jego bólu związanym ze stratą.

– Sam mógłbyś to ocenić – odparłam przyciszonym tonem, przez co oczy bruneta na chwilkę się rozświetliły. Może nie byłam aż tak zepsuta, jak mi się zdawało, i jak uważali inni.

                                  —

– Trzymaj, przeczytaj ten list – podałam Victorowi jeden z listów Hope, by mógł ją przywołać, tak, jak mówiła Violet.

Before UsTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon