19. Burza

1.1K 76 16
                                    

Damska łazienka podczas przerw była najbardziej oblężonym miejscem w szkole. Dlatego kiedy poczułam potrzebę skorzystania z toalety, cierpliwie poczekałam do dziesięciu minut przed końcem lekcji, by zapytać nauczyciela o przepustkę. Niechętnie mi ją podarował, więc wyszłam z sali razem z plecakiem.

W toalecie nie było nikogo. Błoga cisza, trwająca jeszcze dziewięć minut.

Myłam ręce pod lekko tryskającym w różne strony kranem, po czym spojrzałam na swoje odbicie w prostokątnym lustrze. Moje nogi stały się miękkie, gdy znowu nie widziałam siebie w odbiciu. Złość narastała, więc nabrałam kilka głębokich oddechów.

Hope wpatrywała się we mnie niczym duch uwięziony w drugiej stronie lustra, i pewnie miała zamiar powiedzieć mi coś niezrozumiałego, albo niepełnego. Później będzie chciała, bym to wszystko samodzielnie rozwiązała. Po moim trupie.

Obiecałam Violet, że jej nie zawiedziemy. Kłamstwo niekiedy ma krótkie nogi, a w tym przypadku były to najkrótsze nogi w historii.

– Czego tym razem chcesz? – wycedziłam, mając już serdecznie dość wszystkiego, co dzieje się ze mną i wokół mnie.

– Dowiedz się prawdy – szepnęła niewinnie.

Nawet nie zdążyła mrugnąć, lub znowu uśmiechnąć się jak anioł wyrwany z nieba, ponieważ moja rozwścieczona ręka dotarła do tafli lustra, brutalnie w nią uderzając. Rozbiło się na milion ostrych kawałków, a kilka z nich boleśnie wbiło mi się w skórę dłoni, która zostawiła po sobie spory ślad na zniszczonym lustrze.

Czemu Hope nie mogła być taka jak Violet? Po ludzku tłumaczyć nam co robić, dawać nam wskazówki, a nie udawać tajemniczego ducha. Przez nią znowu władała mną złość, i to przez nią moja ręka ociekała krwią oraz pulsującym bólem. Dziewczyna zniknęła, a ja chętnie zrobiłabym to jeszcze raz, gdyby była potrzeba.

Ciężko oddychając, sprawdziłam moje obrażenia. Kilka wbitych w skórę kawałków lustra, jedne łatwo mogłam wyciągnąć tu i teraz, a reszta potrzebowała pensety. Dłoń pokrywała krew, sącząca się jedynie z dwóch największych ran. Chyba tylko ja mam takie szczęście, by tak się zranić przy samym uderzeniu pięścią. Oddychałam miarowo, gdy wyciągnęłam kawałki dwa kawałki lustra ze swoich knykci.

Emocje lekko opadły, wpływ na to miał nieznośny ból, przez który z moich ust wyrywało się ciche syczenie. Podłożyłam dłoń pod zimny strumień wody, by cierpienie na chwilę ustało. Chciałam ułożyć sobie myśli na spokojnie.

Lustro biło w połowie zbite. Ta nieruszona połowa przy drugim kranie zdawała się nie mieć żadnego pęknięcia, natomiast w drugiej moje odbicie miało dużo rys, szpar, i pokazywało tylko połowę mojej twarzy.
Gdyby ktoś to zauważył, dostałoby mi się po portfelu. Znaczy nie mi, a Lunie. To byłoby dla niej rozczarowanie, jednak tego nie chciałam za żadne skarby. Od początku staram się być dla niej idealna, by nie zobaczyła moich wad. Gdyby tak się stało, może uznałaby, że Bethany miała rację.

Nikt nie mógł się dowiedzieć.

Wybiegłam z łazienki, pozostawiona sama sobie. Może nie było warto posuwać się do takich czynów? Teraz musiałam poradzić sobie z tym, by nikt z nauczycieli, ani kamery w kątach sufitu nie mogły zajerestrować mojej ręki, ani mojej twarzy. Nie mieli nigdy złapać sprawcy szkód, którym oczywiście byłam ja.

Ból nie przestawał emitować, lecz byłam bardziej zajęta szybkim przedostaniem się do szafki. Wyjęłam z niej szalik, i delikatnie owinęłam nim moją ranę. Włożyłam puchową kurtkę, podniosłam plecak z podłogi, i w czasie gdy zaczął dzwonić dzwonek, byłam już na świeżym powietrzu. Opadły mi ramiona, gdy zobaczyłam ogromną ulewę. Będę chora, z obandażowaną ręką, i zdartymi nerwami. Najwyraźniej tu pomoże tylko czekolada z orzechami.

Before UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz