19. Chcę po prostu zawsze cię kochać

762 85 154
                                    

[REO Speedwagon - Keep On Loving You]
[Maine, Castine, obecnie]

Niektóre miejsca nigdy się nie zmieniają, ale wiecie o tym doskonale, bo mniej więcej powtarzam tę frazę, niczym mantrę, odkąd tylko się poznaliśmy. Dlaczego tak jest? – zapytacie. Otóż problem nie jest samo w sobie miejsca, a ludzie, którzy nie pozwalają odejść czemuś co stare i znajome, na rzecz nowych, być może rozwojowych spraw.

Nowy Jork przyzwyczaił mnie do tego, aby nie przywykać do twarzy, bo codziennie mija się ich setki, do budynków, ponieważ nieustannie są poddawane renowacji, biznesy się zamykają, aby dać szansę nowym, albo rozwijają i przejmują prym na rynku lub zwyczajnie próbują za nim nadążyć.

W Castine czas jakby nie istniał. Jeżeli jakaś starsza pani, pracowała dziesięć lat temu w bibliotece, najpewniej aktualnie to miejsce piastuje jej dziecko, tak samo z malutkimi, rodzinnymi sklepikami, albo nawet stanowiskami w urzędzie miasta, na policji, czy w staży pożarnej. W Castine nie było zbyt wiele pracy, jeżeli nie miało się znajomości, dlatego byłem pewny, że Liz zdarzało się kręcić nosem, zwłaszcza przy koleżankach, z którymi spotykała się na herbatę po niedzielnej mszy w kościele, że to Jackie, a nie ja, została tutaj na dłużej, zanim wywiało ją do Los Angeles. Mój siostra nie miała umiejętności, ani serca do bycia nauczycielką, dlatego Castine mogło jej wybaczyć, że wyjechała, ponieważ chciała znaleźć pracę, do której nie musiałaby dojeżdżać przynajmniej dwadzieścia kilometrów samochodem. Ja mogłem za to przecież zostać i robić dokładnie to co moja mama, postawić dom niedaleko, aby wieść takie samo życie, jak ona, bo przecież i tak nie byłem fanem imprezowania do późna oraz przepadałem za pięknem przyrody w Maine.

Mój problem polegał na tym, że mimo wszystko nie czułem się tam bezpieczny, bo przerażała mnie stagnacja, skutkiem której wiedziałem, że nigdy nie zostanę w pełni zaakceptowany, ponieważ córka bibliotekarki, syn piekarza i wnuki masarnika – mimo bycia innymi, oddzielnymi ludźmi, przesiąkli Castine na tyle, że ostając tam, stali się bardziej swoimi rodzicami i dziadkami, niż by sobie tego życzyli.

Nie jestem i nigdy nie byłem człowiekiem pełnym niesamowitych idei z szalonym planem na życie, ale nie znoszę obłudy, boli mnie zastój i przede wszystkim – pragnę wolności oraz to właśnie chciałbym dać swojej córce – wolność.

Widząc jak Michael rzuca się z June kulkami w ogromnym basenie, który był tak duży, aby właśnie rodzice mogli pilnować w nim swoje pociechy, uśmiechnąłem się pod nosem szczerze. To był jakiś element wolności. June mogła sama wybrać sobie rozrywkę. Chwilę wcześniej Nina jeździła z nią gokartami, a później razem z Jackie miała pomalowaną twarz na wzór tygryska.

Kiedy byłem mniej więcej w jej wieku, też wybierałem tygryska, chociaż Liz zawsze marudziła, że od tych niedezynfekowanych farb wyskoczy mi jakaś wysypka. Dlatego poprosiłem moją siostrę, żeby zabrała własne farbki do ciała, które kupiła ostatnio przez internet na prośbę mojej córki, podając je wraz z pędzlami do makijażu oczy Niny – Carly, która w ramach dorobienia sobie do barmańskiej wypłaty, malowała dzieciaki na festynie.

To różniło mnie, jako rodzica od Liz. Ona była nadopiekuńcza i nie pozwalała mi praktycznie na nic, ja byłem nadopiekuńczy, dlatego stawałem na głowie, by zadowolić June w bezpieczny sposób.

Wziąłem łyk piwa z sokiem przez słomkę, podciągając nogę pod brodę i spojrzałem w stronę oceanu, gdzie za horyzontem zachodziło już słońce. To były ostatnie chwile szaleństwa dla młodej, bo wiedziałem, że zaraz z prób nauczenia się pływania na nartach wodnych, przyjdą Nina wraz z Jackie i zabiorą June do domu. Mogłem już zacząć się rozgrzewać, zresztą miałem wakacje i Mike nie spuszczał z mojej córki oczu odpowiedzialnego dorosłego, zatem jedno, małe piwo nie mogło mi zaszkodzić.

all too well {muke} ✓Where stories live. Discover now