12. Bez względu na to co powiem - zawsze będę cię kochał

1.1K 100 99
                                    

[The Cure - Lovesong]
[Maine, Castine, 2010]

W dwutysięcznym dziesiątym roku wszystko wydawało się zupełne inne, pełne neonowych lub pastelowych kolorów, wypełnione jakimś takim nowym typem muzyki, niż dotychczas, z trzecim sezonem Plotkary w tle oraz w oczekiwaniu na drugą część Zmierzchu. Jakby na przełomie grudnia poprzedniego roku oraz stycznia tego właśnie, świat dostał się do innej symulacji, która zapowiadała jeszcze więcej dramy, ale tym razem – pod płaszczykiem niewinności.

Życie było piękne, lecz jednocześnie pełne raczkującej w miętowych rurkach depresji, jeśli wiecie co mam na myśli. Facebook właśnie rozłożył na łopatki MySpace, Justin Bieber wciąż nie odpisał mi na Twitterze, a nieśmiały chłopak pracujący w piekarni w Holmes Chapel, nie miał jeszcze bladego pojęcia, że zostanie tym Harrym Stylesem. Sekstaśma uczyniła Kim Kardashian sławną już trzy lata temu, jestem przekonany, że ma to związek z premierą Plotkary, ale jeśli ktokolwiek kiedykolwiek był dobry w tego typu, celebryckie konspiracje, była to Jackie, nie ja, ani tym bardziej Michael Clifford. Biedna Kim, jeszcze cztery wiosny i weźmiesz ślub z największym, chodzącym red-flagiem tej planety, a potem wiele lat zajmie ci trafienie w ramiona samego boga – Pete'a Davidsona.

Popkultura w dwutysięcznym dziesiątym to hot-mess, tak samo jak ja czułem się hot-mess, bo próbowałem za wszelką cenę wyprostować swoją grzywkę zanim wyszedłem z domu, ale i tak wyglądałem bardziej jak ten dzieciak z fryzurą od garnka z Laboratorium Dextera, niż Justin Bieber. No trudno, niektórzy mogą być modni, a inni mają loki.

Właściwie nim opuściłem podwórko, zawiązując swoje nieśmiertelne, czarne conversy, zdążyłem jeszcze kilkukrotnie wrócić się do lustra, bo miałem wrażenie, że jestem tak bardzo zniechęcony do pójścia na imprezę, że jeśli będę do tego wyglądał brzydko, to zaliczę mental-breakdown gdzieś na cudzej posadzce w kiblu.

Lubię się zabawić, zwłaszcza do starych, dobrych, radiowych hitów. Nigdy nie udawałem, że jestem bardziej edgy, niż w rzeczywistości oraz wcale nie miałem potrzeby ukrywania swojego zamiłowania również do mainstremu, jak do swoich małych, osobistych dziwactw.

To nie jest odkrywcze, że miałem pasję w czytaniu książek, wielu ludzi czyta, tak samo jak wielu ludzi potrafi zagrać najprostsze melodie na gitarze akustycznej, albo dla rozluźnienia rozwiązuje zadania z matematyki, ale w tamtym czasie sporo osób z tych banalnych czynności porobiło sobie estetykę i nagle nie byłem przeciętnym czytelnikiem, który lubi dobre, wróżkowe porno, tylko normikiem, co nie rozumie prawdziwej lyteratury. Dlatego przestałem mówić, że lubię czytać.

Ludzie zasadniczo działali mi na nerwy i popełniłem właśnie karygodny błąd, mówiąc to w czasie przeszłym, bo nieustannie działają mi na nerwy, aczkolwiek nie mam problemu, aby po paru drinkach wejść na parkiet i przytulać się w tańcu z dziewczyną, która podczas regularnego dnia definiuje wszystko, czego nie znoszę w drugim człowieku.

Była taka Mandy, o Chryste, jak ja nienawidziłem Mandy!

Skakałem pod niebo, że nie będę musiał już więcej jej oglądać, skoro skończyłem liceum, zaraz miał zacząć się październik, a ja byłem trzy dni przed pierwszym wykładem z algebry. Problem w tym, że zanim zamierzałem opuścić Castine, musiałem się ze wszystkimi pożegnać, a mając na myśli ze wszystkimi – chcę powiedzieć, że również z Michaelem Cliffordem.

Dlatego nie chciałem iść na imprezę, ani nie chciałem w ogóle widzieć innych ludzi. Robiliśmy sobie wypady raz na jakiś czas, ale większość życia spędziliśmy tylko we dwóch, dlatego ten ostatni dzień, który miał sprawić, że zaczniemy widywać się raz na parę tygodni, aż on nie dojedzie do mnie, gdy zda maturę, również chciałem poświęcić nam.

all too well {muke} ✓Where stories live. Discover now