17. Czy ktoś widzi co się ze mną do diabła dzieje?

799 79 142
                                    

[India Parkman - Stay For a While]
[Maine, Castine, obecnie
]

Przyjemny zapach koszonej rankiem trawy docierał do moich nozdrzy, wraz z wonią rozkwitłych szyszek i wilgotnej, wiejsko-leśnej ziemi. Niebo zrobiło się różowo-liliowe, jakby ktoś rozlał na nim odrobinę truskawkowego mleka, a skutkiem przyjemnego ciepła, mąconego niesuchym powietrzem, czułem że mógłbym pozostać w tej estetyce na dłużej.

Wiedziałem, że gdy tylko wyciągnę słuchawki, to zamiast mobilizującej mnie Katy Perry usłyszę sowy, szum koron drzew oraz obijającą się z oddali o skarpę, ociężałą masę oceanicznej wody.

Takie momenty lata warto zapamiętać, ponieważ potem się za nimi tęskni wraz z nadejściem mroźnej zimy. Może nigdy nie byłem fanem upałów, aczkolwiek zdecydowanie wolałem nie być zobligowanym do noszenia puchowej kurtki, gdyż w estetycznym płaszczu zwyczajnie przechodziły mnie dreszcze mrozu.

W Nowym Jorku zima miała jeszcze jakiś sens, ponieważ być może metro śmierdziało bardziej, niż zwykle, a autobusy były absurdalnie przepełnione, jednak człowiek mógł ukryć się w pobliskim budynku, gdyż na niemal każdej ulicy stał jakiś, który należał do przestrzeni publicznej.

W Castine mieliśmy kilka sklepów tematycznych, choć część z nich wypadł internet, szkołę, do której mogli wejść wyłącznie uczniowie, ich rodzice oraz kadra nauczycielska, kościół, ale tam i tak nigdy nie grzano, obskurny hotelik, gdzie aż niekomfortowo się zjawić, no i knajpę przy samej plaży, czyli stosunkowo daleko od drogi, jaką przebywałem z domu do podstawówki, a później liceum. Doskonale pamiętam, że zawsze miałem bardzo czerwone oraz popękane usta w okresie jesienno-zimowym, notoryczny katar, byłem dosłownie zamulony i chciałem doznać samozapłonu, by odrobinę się ogrzać. W sumie latem nie wyglądałem lepiej, tyle że w drugą stronę – bo zamiast suchych skórek na ustach, miałem zdarte kolana i łokcie, a mój katar pojawiał się skutkiem pyłków oraz przeceniania słońca.

Jedno w Castine podoba mi się mimo wszystko bardziej, niż w Nowym Jorku, to znaczy fakt, że nie ma tam siłowni, a każdą aktywność fizyczną, można uprawiać będąc co kreatywniejszym, korzystając z naturalnych dobrodziejstw.

Od czasu do czasu lubiłem wpaść na siłkę poćwiczyć. Miałem nawet karnet! Choć co prawda w większości wypadków służył mi po prostu jako karta podpierająca biurko w pracy, aby nie bujało się na nierównych nóżkach. Gdybym miał zastanowić, to jednak nie – nie lubię siłowni, lubię jedynie biegać, a robienie tego w Central Parku, albo w jakimkolwiek innym, publicznym miejscu, przyprawia mnie o dreszcze. Na wsi miałem chociaż komfort wyboru, czy chcę zrobić krótką rundkę po centrum, w którym mogę wpaść na kogoś znajomego, czy jednak preferuję przebieżkę po klifach przez las. Decyzja jest raczej prosta.

Potrzebowałem naprawdę sporo lat, aby pogodzić się ze swoimi porażkami podczas wychowania fizycznego w szkole i zaakceptować to, iż nie jestem zrażony do sportu, tylko do naszego trenera z liceum oraz idiotycznych przepychanek o piłkę. Właściwie tour po Castine, słuchając born this way wydał mi się nagle bardziej oczyszczający i niesamowicie symboliczny, niż mogłem się wcześniej domyślić, toteż gdy dotarłem już na swoją ulicę, wolniej wbiegając pod górkę, byłem spełniony.

Nina zabawiała June prowadząc z moją matką jakąś istotną konwersację, kiedy wychodziłem. Gdyby była żona nie napisała mi SMS-a, że naprawdę jest okej i mogę iść pobiegać, nie zostawiłbym jej tak, ale chyba zaczęły się właśnie wzajemnie akceptować, dlatego dałem im tę przestrzeń. Jackie też od dawna nie zawitała do Castine, oczywiście robiła to częściej niż ja, aczkolwiek wiedziałem, że ma sporo do ponadrabiania z koleżankami, które tu zostawiła, natomiast Mike pracował, zgodnie z tym, co zostało rano ustalone. Od razu po obiedzie zebrał się do domu swoich rodziców i nie widziałem go od wtedy.

all too well {muke} ✓Where stories live. Discover now