06. To tyle jeśli chodzi o moje szczęśliwe zakończenie

1.1K 106 108
                                    

[Avril Lavigne - My Happy Ending]
[Maine, Castine, obecnie]

...

Nigdy nie wierzyłem szczególnie w to, że pomieszczenia mają duszę. Przecież budynki są tylko budynkami, istnieją jako coś fizycznego, ale bez człowieka stanowią wyłącznie ściany chroniące przestrzeń pomiędzy nimi przed chłodem, wichurą, lub śniegiem.

Kiedy wróciłem do Castine po latach nieobecności, nagle zacząłem widzieć więcej sensu w metaforycznym ujęciu obserwacji człowieka poprzez pokój. Dajmy na to szkołę, gdzie każda z sal miała okazję doświadczyć tajfunu nowych roczników, a później ci ludzie wracali tam jako dorośli, którzy przyprowadzili swoje dzieci na masowe pranie mózgu. Klimat miejskich uliczek wydawał się niezastąpiony. Zwłaszcza w miejscach takich, jak to miasteczko, gdzie czas jakby się zatrzymuje, a o fakcie, że minęło ileś lat, informuje cię wyniszczony chodnik i kable kolejnej wersji telewizji satelitarnej.

Nie miałem jeszcze okazji, aby przejść się po „starych śmieciach", zastanowić nad przykrą ideą starzenia się, aczkolwiek gdy snułem się po rodzinnym domu, co jakiś czas zerkając na Andy'ego lub Liz, przechodził mnie dreszcz niepokoju. Powinienem częściej dzwonić do rodziców, albo zapraszać ich do siebie, bo nie miałem pojęcia kiedy moja mama się skurczyła, a tata osiwiał. Nie jestem fanem myślenia o nieuniknionej śmierci bliskich, choć o tym, że sam umieram czasem nawet fantazjuję, po czym przypominam sobie, że mam córkę i nie wypada za bardzo się zabić. Nie no. Żartuję. Samobójcze żarty nie są już śmieszne, moi uczniowie zaznaczają to na każdym kroku. Jednego wfiste wywalili za to, że powiedział do gówniarza, który odmówił wykonania ćwiczenia, żeby się zabił, a potem stracił pracę... Tak. Słusznie to przestało być akceptowalne.

Piję do tego, że po dwudziestce czas zaczyna lecieć zbyt szybko. Nagle, zupełnie nieświadomie, wchodzisz w buty kogoś, kto musi brać odpowiedzialność za małego człowieka, a jeszcze parę chwil temu nie mogłeś kupić paczki fajek bez kłamania, że masz ciężarną żonę w aucie i jedziecie spłacić ratę kredytu. W moim wypadku to nawet nie było kłamstwo. 

Dorosłość ssie, tak na ogół, jest męcząca, pełna tabletek przeciwbólowych, randomowych strzyknięć kręgosłupa, notorycznego lęku o to, czy aby na pewno szef nie chcę wyrzucić cię z pracy, a na dodatek co powiesz rodzicom, którzy poświęcili swoje najlepsze lata, abyś teraz ty mógł podejmować durne decyzje?

Dorosłość jest też przyjemna, kiedy dostajesz wypłatę na przykład i zostaje ci jej na tyle, że możesz zamówić sobie najgłupsze pierdoły, których nie potrzebujesz, bo nikt nie patrzy na ciebie oceniająco, a jeśli robi to twoje dziecko, możesz powiedzieć mu „zrozumiesz jak dorośniesz". No i możliwość siedzenia przed komputerem do rana bez wysłuchiwania komentarzy, że to od tego masz każdą, możliwą przypadłość. Albo zapraszanie kogo się chce, decydowanie o swoich outfitach oraz o tym, że zjesz trzeci raz w tygodniu pizzę, a jedyna osoba, jaka cię skrytykuje to najpewniej twój lekarz.

Może jest więcej plusów, niż minusów bycia dorosłym? Nawet jeśli nie jest to czas tak beztroski w porównaniu z dzieciństwem, nie wróciłbym pod skrzydła Liz, ani tym bardziej do Castine, bo miałem jeden, realny cel, który spełniłem i nie wiem czy stałoby się tak, gdyby chociaż jedna decyzja podjęta przeze mnie była inna. Chciałem stamtąd uciec. Nie wiem przed czym. Nigdy nie byłem pewny, ale chęć wyrwania się z sideł oceniających spojrzeń sąsiadów, doprowadzała mnie wręcz do szału, zwłaszcza, że nigdy nie należałem do wyjątkowo lubianych i wypychanych na przód dzieciaków.

To nie tak, że ktoś się nade mną znęcał. Gdyby spróbował, Michael najpewniej po prostu by tę osobę utopił w szambie społecznym. Nie miałem także zostać burmistrzem, nie prowadziłem żadnych apeli, nie miałem dosłownie najwyższych ocen, albo nie robiłem niczego szczególnego. Ja tam... egzystowałem. Co jakiś czas uśmiechałem się zbywająco na: „pozdrów mamę!", ale i tak czułem trochę, jakby oni wszyscy wiedzieli o mnie coś, na co sam nie mogłem wpaść oraz wcale tego nie pochwalali.

all too well {muke} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz