Rozdział 21.

742 56 7
                                    

Przeczytajcie notatkę!
_______________________________


*Beau*

- W co ty do cholery grasz Jai? - wrzasnąłem unosząc ręce do góry. Pojebało go do końca, czy jak?

- Stój pysk. - warknął przeczesując dłonią włosy i pakując coś do torby.

- Do cholery Jai, nie załatwiaj tej sprawy sam. Jesteś moim jebanym bratem i nie puszczę cię samego!

- Jestem jebanym szefem Beau, nie potrzebuję pomocy, nie mam już pięciu lat. - przymknął powieki i odwrócił się do mnie, a na jego twarzy nie widniało już takie zdenerwowanie. - Beau dam sobie radę, Nick jest godnym przeciwnikiem, ale ma zjebanych ludzi, czy janoskians kiedykolwiek nie poradziło sobie z nimi?

- No nie, ale janoskians to nie ty sam.

- Jadę tylko na przeszpiegi, nie zabiją mnie. - zaśmiał się i przewrócił oczami. - Poza tym jestem umówiony na dzisiaj z Caroline, wrócę przed siedemnastą.

- Czyżby randka? O matko, mój młodszy braciszek idzie na randkę. - krzyknąłem i posłałem mu szeroki uśmiech. W końcu znalazł czas na randkowanie, a nie każdego dnia inna lala panosząca się w mojej kuchni. To było już wkurwiające, najwyższa pora by się ustatkował, tym bardziej, że Caroline to zajebista dziewczyna i ma na niego dobry wpływ. Strasznie się cieszę, że tu się znalazła i tak naprawdę przyczyniłem się do tego. Zdobywałem o niej informacje, a chłopacy ją śledzili każdego dnia na zmianę. Oczywiście przy porwaniu pomogłem Jai'owi, ja. Ona nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jest nam znajoma i bliska. To śmieszne, ona prawie nic o nas nie wie, a my o niej w sumie prawie wszystko.

- Nie randka. - zamilkł na chwilę.- Zabieram ją tylko na wypad po mieście, jakieś zakupy może by jej się przydały. - wzruszył ramionami i zmrużył oczy, nie mówił mi wszystkiego. Kiedy te kontakty między nami się tak popsuły?

- Wmawiaj sobie. - dźgnąłem go łokciem i puściłem mu oczko. - Ja tam swoje wiem.

*Jai*

Wysiadłem z auto i upewniałem się, że mam przy sobie broń. Na wszelki wypadek, niczego nie sugeruję, ale wiecie jak to jest. Rozejrzałem się dookoła terenu i spostrzegłem dwóch młodych chłopaków strzegących wejścia do bazy. Oczywiście, Saker wystawił tych początkujących, bo lepszych mu szkoda. Jego niektóre plany są żałosne, to aż przykre, że takie osoby jeszcze żyją. Oczywiście ten fakt może się niedługo zmienić. Uśmiechnąłem się pod nosem i podbiegłem do budynku. Wyjąłem broń i zajrzałem przez okno. Słyszałem niewyraźnie jakieś rozmowy, ale nikogo nie widziałem. Wytężyłem wzrok, ale nadal nic, a głosy stawały się coraz głośniejsze. Co do cholery?

- Kogo my tu mamy? - odskoczyłem od okna i ujrzałem Nicka z ironicznym uśmieszkiem i jego dwóch kumpli. Jeśli się nie mylę to blondyn nazywał się Jack, a chłopak o zielonych oczach i czarnych włosach to Paul.

- Nick. - syknąłem i zlustrowałem go wzrokiem. Jego kpiący uśmieszek zawsze mnie tak wkurwiał. Jaką ja mam ochotę się na niego rzucić i rozszarpać. Skurwiel jebany.

- Co cię tu sprowadza drogi przyjacielu? - zaśmiał się, a jego kumple razem z nim. Biedak musiał wynająć ludzi, by śmiali się z jego głupich 'żartów'?

- Nie jestem twoim przyjacielem. - splunąłem i uniosłem głowę ku górze. - Możesz skończyć te twoje głupie gierki, chyba wiesz po co jestem. Najwyżej, że jesteś takim debilem jak uważam. - tym razem ja się uśmiechnąłem, a on spoważniał na twarzy, a w jego oczach widziałem złość i nienawiść. Oh, czyżbym zranił jego uczucia? Szczerze? Wisi mi to.

- Zamknij się. - warknął i zbliżył się do mnie. Czułem jego oddech na twarzy gdy się odezwał. - Ty lepiej pilnuj tej swojej laluni. - zachichotał i spojrzał mi głęboko w oczy. - Muszę ci to przyznać, niezła z niej sztuka. Ta jej niewinność kusi, a to może się źle skończyć, bo wiesz, może wpaść w niepowołane ręce. - głośno się zaśmiał, a ja nie wytrzymałem i zasadziłem mu pięścią w nos. Usłyszałem jakieś odgłosy jakby łamiących się kości. Saker z sykiem złapał się za bolące miejsce i wtedy ujrzałem krew.

Brutal life//Jai Brooks ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz