Ludzkie zmysły

By klaudia0614

3.2K 1.1K 226

Świat nie jest już taki jak wcześniej. Niczym nie przypomina początku lat dwutysięcznych... ludzkość całkowic... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52

Rozdział 13

78 37 3
By klaudia0614

Zaczęłam czuć przyjemne ciepło, którego mi brakowało w ciągu nocy. Uchyliłam powolnie powieki, ale od razu je zmrużyłam, kiedy dotarła do mnie jasność. Raził mnie blask dnia codziennego. Mimo wszystko zmusiłam się, aby wstać z drewnianego łóżka i wyprostować nogi.

— Wstałaś. — Spojrzałam na Samuela, który siedział nieopodal mnie. Dopiero wtedy go zauważyłam.

— Jak zwykle ostatnia — fuknęłam poirytowana. Zarzuciłam na siebie bluzę, którą miałam ze sobą od czasu rozpętania wirusa i ucieknięcia z rodzinnego domu. Włożyłam dłonie do kieszeni i ponownie przeniosłam wzrok na mężczyznę.

Samuel stanął naprzeciwko mnie, przez co nasze ciała były bardzo blisko siebie. Patrzyłam na jego twarz, analizując każdą niedoskonałość. W walce o przetrwanie ciągle je zdobywaliśmy, zadrapania, rany, a nasza skóra była futerałem dla odznaczeń. Los potrafił nieźle z nas drwić.

— Każdemu z nas jest trudno — odezwał się Sam i złapał mnie za ramiona. Czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy, przez co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. — Nie możemy się poddawać.

— Nie poddaję się — zaprzeczyła od razu, marszcząc brwi. — Ale trzydzieści kilometrów to sporo... — Patrzyłam na niego niepewnie, szukając motywacji, wsparcia czy nawet nadziei.

— Jesteś silna. Nie takie rzeczy przetrwałaś. — Nasze twarze znacząco się zbliżyły, a chwilę później o dystansie między nami nie było mowy. Nawet kartka nie zdołałaby przecisnąć między nasze spragnione ciała. Pochłonęliśmy się doszczętnie w zmysłowym pocałunku, w którym nasze dłonie błądziły po wzajemnych zakamarkach skóry.

To było moja nadzieja – moja szansa na przetrwanie i sposób zaspokojenia wewnętrznego strachu. Nie czułam się z tym źle. Nie czułam się również wykorzystana. W tym świecie nie istniało coś takiego jak głębsze uczucia. Każdy z nas czuł wyłącznie pragnienie przetrwania, które bywało bardzo silne.

Nie zwróciłam nawet uwagi, kiedy przenieśliśmy się na łóżko, a ciało mężczyzny zawisło nad moim. Błyskawicznie pozbywaliśmy się ubrań, a chwilę później byliśmy już całkiem nadzy. Nie krępowało mnie przebywanie przed nim w zupełnym ubóstwie odzieżowym. Wręcz przeciwnie – czułam się pewnie. Znałam swoje atuty i potrafiłam je wykorzystać.

Przejechałam koniuszkami palców po jego gołej klatce piersiowej. Uwielbiałam to robić. Muskałam jego skórę, sprawiając mu coraz większe pragnienie. Pożądanie wyczuwałam bez macania, kiedy jego męskość opierała się o moje udo. Uśmiechnęłam się zmysłowo, widząc jego urocze rozkojarzenie. Nie potrafił skupić się na jednej czynności. Był tak bardzo podniecony, że przestawał myśleć racjonalnie. Mogłam z nim zrobić wszystko, na co tylko miałam ochotę.

Miałam dosyć bycia pod nim, dlatego umiejętnie przekręciłam nas w taki sposób, że tym razem to ja zawisłam nad jego sylwetką. Wyprostowałam się, w pełni ukazując moje piersi, które od razu przyciągnęły jego uwagę. Wpatrywał się we mnie, a jego oczach dostrzegłam potężne pożądanie. Pragnął mnie – całym sobą. Ten widok był dla mnie bardzo zadowalający, dlatego poprawiłam jeszcze swoje rozczochrane włosy, wypinając się do tyłu.

Jego dłonie sunęły po moim ciele, badając każdy jego zakamarek. Podobały mi się jego czyny, bo nie były na tyle dominujące, co moje. Lubiłam, kiedy facet był ode mnie zależny. Jęknęłam gardłowo, kiedy dotknął mojego czułego punktu. Oddałam się mu całkowicie, a mimo wszystko to ja byłam inicjatorką sytuacji.

Po skończonym stosunku pospiesznie się ubraliśmy i spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Nie rozmawialiśmy się o tym, co się wydarzyło, bo nie miało to sensu. To nic zobowiązującego.

— No nareszcie — wyznał zaczerwieniony Milo, który najwidoczniej coś przypuszczał. Przyjrzałam się mu z bliska, a jego policzka zabłysnęły różowym odcieniem. Uśmiechnęłam się wyłącznie na jego zachowanie. Nie czułam się przymuszona do opowiadania o tym, co się działo. Nie było takiej potrzeby.

— Jesteśmy w komplecie, pora ruszać — zadecydował stanowczo Samuel i wyprzedził wszystkich, aby być pierwszym.

— Nadal nie rozumiem, dlaczego zdecydowaliśmy się iść dłuższą drogą — marudził przestraszony siedemnastolatek, nie będąc do końca świadom naszego złego położenia. — To aż trzydzieści kilometrów — ciągnął dalej, nie dowierzając.

— To nie tak daleko — rzuciła na rozluźnienie Jess. Milo jednak prychnął na jej małe stwierdzenie.

— Może i nie tak daleko, ale po drodze może zdarzyć się tyle niebezpieczeństw... chociażby Bestie!

— Bestie wszędzie mogą nas znaleźć — skwitowała kobieta, nie chcąc dłużej udzielać się na ten temat. W jej głosie było słychać zażenowanie, ale oczy zdradzały o wiele więcej. Widziałam w nich strach, który próbowała schować za wszelką cenę. Wolała zgrywać nieustraszoną i niezwykle dzielną, kiedy tak naprawdę sama wypracowała sobie takie zachowanie i postrzeganie świata. Nie była taka od zawsze – na własne życzenie zmieniła się w maszynę do zabijania potworów.

— Znajdziemy po drodze inne schrony — rzucił na odchodne Samuel, chcąc załagodzić sytuację. Obdarowałam go przelotnym spojrzeniem, po czym przyspieszyłam kroku.

Opuściliśmy „bezpieczną" sferę drewnianego domku i ruszyliśmy w nieznane, zaczynając od gęstego lasu. Minęliśmy staw, który przyprawił mnie o wspomnienia. Mimowolnie zerknęłam na Jessicę, która także patrzyła na mnie znacząco. Pospiesznie spuściłam głowę. Nie mogłam się rozpraszać, ale nie byłam pewna, czy tylko dlatego nie utrzymałam na niej swojego wzroku.

Szybko minęliśmy zarośla drzew i znaleźliśmy się na wielkiej polanie, która nie znała granic. Rozciągała się ogromnie na szerokość, ale my podążaliśmy w jej głąb. Szliśmy w niedalekich odległościach, milcząc. Żadne z nas nie odzywało się niepotrzebnie.

Na środku skupiska trawy znajdowało się niewielkie jezioro, podeszliśmy do niego, aby napełnić w połowie puste butelki. Woda to podstawa.

— Może weźmiemy kąpiel? — zaproponował Milo, który od kilku dni nie miał do czynienia z prysznicem ani niczym podobnym.

— Nie mamy na to czasu. Do zmroku musimy znaleźć schron, bo nic z nas nie zostanie — Jessica odezwała się przed Samem. Jej ton był władczy, niewznoszący sprzeciwu. Gdzie się podziała moja spokojna i subtelna Jess? Patrzyłam na nią i jakoś nie mogłam jej dostrzec. Maska była zbyt gruba, żeby mój wzrok zdołał ją przesiąknąć.

Kobieta szła przodem, nie zatrzymywała się ani na moment. To my doganialiśmy ją za każdym razem, kiedy potrzebowaliśmy chwili przerwy. Była zawzięta i brnęła do celu, nie zważając na przeciwności losu.

— Nie ruszaj się — polecił nagle Sam, patrząc na Jessicę. Nie rozumiała sensu jego słów, dlatego nie przejęła się za bardzo. A szkoda.

Obserwowałam poczynania nieproszonego zwierzęcia, które stało tuż za nią. Serce momentalnie znalazło się w moim gardle.

— Jess, nie ruszaj się — powtórzyłam słowa lidera, wgapiając się intensywnym wzrokiem w kobietę. Mój głos drżał, podobnie jak całe ciało, ale szybko się uspokoiłam. Zacisnęłam zęby w cienką linię i powolnym ruchem spojrzałam na Samuela.

Za Jessicą znajdował się wielki wilk, który patrzył na nią wygłodniałym wzorkiem. Kiedy kobieta zorientowała się, co takiego działo się za jej plecami, zwierzę nieco inaczej odebrało jej gesty. Stało się agresywne i wściekłe. Nie mogłam dłużej zwlekać. Jednym, szybkim ruchem wyjęłam zza paska ostrze i celnie rzuciłam w wilka. Zawył gardłowo, a ja westchnęłam ciężko. Zwierzę było zezłoszczone, rzuciło się na mnie, przez co zostałam zadrapana. Syknęłam z bólu, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział, dlatego zacisnęłam mocno szczękę. Po wszystkim uciekł w głąb lasu i ślad po nim zaginął.

— Jesteś cała? — Mężczyźni podbiegli do oszołomionej Jessici, nie przejmując się moim stanem, gdyż nawet nie spodziewali się draśnięcia.

Dyskretnie zbadałam wzorkiem ranę i zauważyłam, że nie jest ona głęboka. Krew delikatnie się sączyła, ale nie tyle, żeby przebić się przez warstwę koszulki oraz bluzy. Nie mogłam pokazać im słabości – mieliśmy ważniejsze sprawy do ogarnięcia.

Ruszyliśmy w dalszą drogę. Szłam na końcu, nie chcąc pokazywać swojego skrzywionego wyrazu twarzy co kawałek. Bok brzucha to dość kluczowe miejsce, ciągle było narażone na zgięcia i inne niepożądane ruchy, które sprawiały mi ból. Mimo wszystko tylko kilka razy złapałam się w to miejsce, aby uśmierzyć cierpienie.

— Nie zostawaj w tyle — rzucił do mnie niewzruszony Sam, kiedy specjalnie zwolnił, aby być na moim poziomie. Skrzywiłam się do niego, ale nie z bólu. Byłam niezadowolona, że mnie pospieszał i dobrze o tym wiedział.

— Już widać przejaśnienie — zauważył trafnie Milo. Faktycznie przed nami przestały „wyrastać" długie zarośla trawy. Dostrzegłam coś dużego i z pewnością nie wyglądało jak drzewo. Zmrużyłam oczy w niedowierzaniu, kiedy przed nami pojawiły się budowle – wysokie i na pozór niezniszczone wieżowce oraz inne perełki architektury.

Kiedy jednak weszliśmy w głąb miasta, stwierdziliśmy od razu, że jest ono umarłe. Cisza to jedyne co nas zastało. Wszędzie dookoła panował nieład. Ruiny budynków: bloków, pojedynczych domów, biurowców czy nawet galerii handlowych... wszystko było zniszczone. Nie do poznania. Patrzyłam na to, co miałam przed oczami z dużym zwątpieniem. Moja dłoń zakryła usta, nie chcąc wydobyć z siebie żałosnego dźwięku. Zęby zaciskałam przed gorzkimi łzami, które aż prosiły się o wydobycie. Byłam zmieszana, ale doskonale czułam ogromne zawiedzenie i rozpacz.

W powietrzu było czuć tamte wydarzenia... wszystko, co miało miejsce kilka lat temu. Nie wytrzymałam. Jedna, samotna łza opuściła moje oko. Nie starłam jej, a pozwoliłam być inną opcją „minuty ciszy".

Po chwili każde z nas ruszyło się, aby wejść do wnętrza miasta, które kiedyś było naszym domem – przyjaznym otoczeniem i bezpiecznym schronieniem. Pokręciłam głową zezłoszczona na to wspomnienie. Nie potrafiłam już tak myśleć o tym miejscu. Było ono dla mnie stracone, przepełnione smutkiem, grozą i wielkim strachem.

Wiedzieliśmy, że wyprawa do miasta skończy się niedobrze dla nas, dlatego nigdy się na to nie zdecydowaliśmy... aż do tego momentu. Najgorszy był dla mnie widok rodzinnego domu, który szybko odnalazłam wzrokiem. Stanęłam jak wryta, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Byłam załamana. Wszystkie chwile, dawne wspomnienia... nawiedziły mnie bezlitośnie. Nie zważałam już na Pozostałych, nie zważałam na nic. Pozwoliłam łzą swobodnie wypływać z w połowie zmrużonych oczu. Nie miałam siły na dalszą walkę z emocjami. Przymknęłam na moment powieki, kiedy ponownie ujrzałam przed oczami tamte chwile.

Spojrzałam na stare zdjęcie rodziców, na którym uśmiechali się szczerze. Byliśmy wtedy nad jeziorem, było miło... naprawdę miło. I nawet żałowałam, że wtedy kłóciłam się o ten durny hamak z siostrą. Na moich ustach pojawił się grymas na wspomnienie spokojnego lata.

Minęły trzy miesiące odkąd zostałam sama, a wciąż nie potrafiłam przywyknąć do obecnej sytuacji. Nadal mocno odczuwałam brak rodziny. Otarłam samotną łzę, co ostatnio zdarzało mi się zbyt często. Pospiesznie poprawiłam swoje ubranie i udałam się do drzwi wejściowych. Właśnie miałam opuścić dom, wybierając się na zakupy, kiedy potężny huk rozległ się po całym mieście. Potężna siła uderzyła w moje ciało, przez co znalazłam się kilka kroków dalej. Upadłam bezwładnie na podłogę, nie mogąc utrzymać równowagi. Nie wiedziałam co się działo. Byłam zagubiona, oszołomiona. Odbiłam się od ściany, ale nic wielkiego mi się nie stało. Kiedy odzyskałam świadomość umysłu, podniosłam się z paneli i stanęłam na równe nogi.

Podeszłam ponownie do drzwi, ale tym razem ostrożnie, w powolnym tempie. Nie miałam pewności czy to się nie powtórzy. Z zewnątrz dobiegły mnie głośne krzyki oraz wołania o pomoc. Zakryłam usta dłonią, nie mogąc uwierzyć, co słyszałam. Ludzie byli w panice – nie musiałam tego widzieć, żeby doskonale o tym wiedzieć. Roztrzęsiona zakryłam uszu, nie chcąc tego słuchać. Może i dobrze, że tak zrobiłam.

Chwilę później miasto ponownie nawiedził nieznany huk, połączony z siłą. Upadłam na podłogę, ale tym razem tuż obok drzwi. Nie mogłam dłużej zwlekać. Kiedy trzęsienie ustało, podniosłam się i ostrożnie uchyliłam drzwi wejściowe. Wzrokiem badałam, co tam się działo, chociaż do końca nie wiedziałam, co takiego mnie do tego podkusiło.

Moje oczy dostrzegły coś, co zupełnie odmieniło moje myślenie. Jeśli wcześniej byłam przerażona, to w tamtym momencie umierałam ze strachu.

Widziałam budynku, które waliły się jeden za drugim w ekspresowym tempie, robiąc przy tym ogromne szkody. Pozbawiając życia tysięcy ludzi: dorosłych, ale także dzieci.

Bombardowali miasto i to bez żadnego ostrzeżenia! Do poczucia strachu dołączył również gniew. Byłam zła, nawet więcej, byłam wściekła na tego, kto to zainicjował. Tak nie można! Nie wiedziałam co miałam robić. Patrzyłam jak kolejny samolot podlatywał i przygotowywał się do zrzutu bomby lub bomb, nie miałam pewności. Pospiesznie rzuciłam się na podłogę, zasłaniając głowę rękoma i czekałam na atak, który był nieunikniony. W ustach czułam słoną ciecz, a nawet nie wiedziałam, że płakałam. Trzęsłam się niemiłosiernie, spodziewając się kolejnego wybuchu.

Kiedy pocisk uderzył w ziemię i następne budynku runęły na ziemię, wiedziałam że nie mogłam tam dłużej zostać. Chciałam żyć – potrzeba przetrwania wzmacniała się z każdym usłyszanym hukiem. Ponownie wstałam na równe nogi i ostatni raz spojrzałam za siebie, na dom, moje rodzinne gniazdko. Mimo wszystko to nie był już ten sam salon, w którym co wieczór graliśmy w karty z rodzicami. Moja rodzina rozpadła się już trzy miesiące wcześniej. Uśmiechnęłam się smutno, mrużąc na moment oczy.

Nie miałam czasu – musiałam działać i dobrze o tym wiedziałam.

Wyszłam z domu i rzuciłam się w bieg. Opuściłam miasto, w którym panował chaos i cierpienie. Ludzie ginęli, a ci, którzy jeszcze żyli, zostali i tak spisani na straty. Nie było tam dla mnie szans na przetrwanie. Musiałam uciec. Schować się w bezpiecznym miejscu.

Biegłam przed siebie. Moje jedyne motto, mój cel to być jak najdalej miasta. Uciec od zagłady i zniszczenia.

Odczuwałam ogromny ból w łydkach. Wszystkie mięśnie paliły żywych ogniem, lecz nie poddawałam się.

Kiedy czułam, że to już mój koniec... że nie dam rady dłużej utrzymać się na nogach, dostrzegłam budynek. Opadłam z sił tuż przed nim, sądząc że jest on pusty i niczyi. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że stanie się moim domem i spędzę w nim kilka kolejnych lat...

Potrząsnęłam gwałtownie głową, chcąc pozbyć się uporczywego wspomnienia. Przeniosłam spojrzenie, nie mogąc dłużej patrzeć na rodzinny dom. Było to dla mnie zbyt bolesne. Wzięłam głęboki wdech i dołączyłam do reszty, skutecznie odcinając się od przeszłości, która nawiedzała moją podświadomość. 

Continue Reading

You'll Also Like

1.1K 386 38
Dawno temu ziemia rozstapiła się, wypuszczając na powierzchnie krwiożercze potwory. Ludzie, chyląc się ku upadkowi, ledwo przetrwali. Wszystko dzięki...
Pieluchowy Max By Anoo

General Fiction

76.6K 428 10
Uwaga! Tematyka DL(diaperlover) Jeśli Cię to nie interesuje, to nie polecam czytać. Max- chłopak mający 15 lat jest ciekawy tego jak to jest mieć na...
6.2K 512 22
||W trakcie poprawek kosmetycznych!|| Miasteczka Moonlight nie należy mylić z nowoczesnymi metropoliami pełnymi tolerancji. Tu króluje zaściankowość...
42.7K 6.5K 33
Anastazja jest miłośniczką teatru, morza i eleganckich spódnic. Może to właśnie dlatego wyjechała na studia do Gdańska? Aby słyszeć szum fal i... no...