Zapomniany Cud | Kuroko No Ba...

By RainGuardian1

53.8K 2.9K 2.7K

Akademia Okamino była niezaprzeczalnym mistrzem wszystkich koszykarskich i siatkarskich licealnych zawodów. Z... More

Zapowiedź
KARTA POSTACI (wersja demo)
Prolog 1.1 - Burza z Piorunami
Rozdział 1 - Wilcza Akademia
Prolog 1.2 - Atsu-chan i Atsu-chin
Rozdział 2 - Klub koszykówki
Rozdział 3 - Zawodnicy różnego rodzaju, czyli jak grały Wilki z Tokio
Rozdział 4 - Sparing- partner czyli zrzędliwy kuzynek i dobry przyjaciel
WIGILIJNY SPECJAŁ, CZYLI RODZINNE ŚWIĘTA U IMPERATORA
Rozdział 5 - Kapitanowie zespołów
Rozdział 6 - Siedem Cudów Teiko
Rozdział 7 - Będzie dla ciebie najgorszym przeciwnikiem
Rozdział 8 - Nazywam się Takao Kazunari!
Rozdział 9 - Touou kontra Seirin
Rozdział 10 - Inter-High - start!
Rozdział 11 - Powrót Pioruna z Teiko
Prolog 1.0 - Nie może zostać zapomnianym
Rozdział 12 -Na naukę nigdy nie jest za późno
Rozdział 13 - Złożone obietnice drużyny Okamino
Rozdział 14 - Arigatou
Rozdział 15 - Jesteś najlepszy
Rozdział 16 - Mów mi po imieniu
Rozdział 17 - Cecha rodzinna
Rozdział 18 - Drużynowy łańcuch
Ciekawostki o postaci~ Yamada Hayato
Rozdział 19 - Na wyciągnięcie ręki
Rozdział 20 - Wzajemna pomoc
Rozdział 21 - Jesteś moim rywalem
Rozdział 22 - Nowy początek
Rozdział 23 - Odrodzenie
Rozdział 24 - Mistrz podań i mistrz kradzieży
Rozdział 25 - Bat Ear kontra Eagle Eye
Dziękuję!
Rozdział 26 - Pierwszy powód do zemsty
Rozdział 27 - Drugi powód do zemsty
Rozdział 28 - Narodziny asa Akademii Okamino
Rozdział 29 - Seirin kontra Shutoku
Rozdział 30 - Bitwa wytrzymałości. Światło i Cień.
Pytanie #1
Rozdział 31 - Ten ostatni mecz. Wola Asa.
Rozdział 32 - Ostatnia szansa
Rozdział 33 - Historia klubu: Dwanaście lat. Definicja kapitana
Rozdział 34 - Historia klubu: Kapitan i Cud. Drużyna to najwyższe dobro.
Rozdział 35 - Doganiająca przeszłość
Rozdział 36 - Starcia międzyszkolne
Rozdział 37 - Więzi przyjaźni
Informacja #1
Rozdział 38 - Duma Pokolenia Cudów
Rozdział 39 - Za wszelką cenę
Rozdział 40 - Pierwszy rok
Rozdział 41 - Sayonara
Ciekawostki o postaci ~Himura Takahiro
Rozdział 42 - Pokonać przeciwności
Dodatek na święta, czyli dramaty, bal i koszykówka
Rozdział 44 - W imię zwycięstwa
Informacja #2
Rozdział 45.1. - Sto meczów, sto zwycięstw
Rozdział 45.2. - Sto meczów, sto zwycięstw. Zdrada
Rozdział 46 - Kiseki No Sedai no Esu - Aomine Daiki
Informacja #3 [AKTUALIZACJA 3.03.24 r.]
Rozdział 47 - W drodze po puchar
Rozdział 48 - Podążająca po śladach klątwa

Rozdział 43 - Dać z siebie wszystko

488 30 17
By RainGuardian1

Zajęło mi to trochę dłużej, niż się spodziewałam, ale to jest długi rozdział i wiele się w nim dzieje. Miłego czytania!

________________________________________________________________________________

-Cześć. - przywitał się Himuro, wyciągając dłoń. - Nie spodziewałem się tu ciebie.

Zamrugała kilkukrotnie i uścisnęła jego rękę.

-Mogłabym powiedzieć to samo. Nie macie zakazu gry poza treningiem?

-Mamy. Ale...Chyba mnie nie wydasz, co? - uśmiechnął się.

"Niedobrze. Co prawda nie mógł wiedzieć, że tu gram, ale...Jak do cholery mam teraz sobie swobodnie grać, kiedy gość z drużyny naszych odwiecznych rywali stoi przede mną?"

Tak by pomyślała jeszcze kilkanaście dni temu. Ale teraz...

Na jej usta wpłynął uśmieszek.

Doskonale. Co prawda wolałabym go za przeciwnika, ale poznanie go od tej strony nie będzie złe. A może nawet lepsze. Zobaczymy co potrafi w prawdziwej grze!

-To wy się znacie? - zapytał kapitan.

Oboje spojrzeli na niego.

-W meczu się jeszcze nie spotkaliśmy, ale jesteśmy z dwóch rywalizujących ze sobą szkół na turniejach. - mruknęła Kaori. 

Himuro zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. Długie włosy miała związane w wysoką kitę. Ubrana była w czarną koszulkę na szelkach i dresowe spodnie.

-Ach, rozumiem. To nieźle los z was dzisiaj zakpił. - zaśmiał się Yamato - Chodźcie na trybuny, jeszcze nie nasza pora na rozgrzewkę.

Czwórka zawodników skinęła głowami i zaczęli wchodzić po schodach. Kiedy już znaleźli sobie odpowiadające im miejsca, usiedli na nich, oczekując na mecz.

Cztery zespoły zaczęły się rozgrzewać i po pewnym czasie rozpoczęły swoje gry. Kaori, nie odwracając wzroku od boiska, czuła czyjeś spojrzenie na sobie.

-Na długo przyjechałeś do Tokio? - zapytała, spoglądając na obrońcę.

-Na dwa tygodnie. - odpowiedział Tatsuya, pochylając się do przodu. Siedział tuż nad granatowowłosą.

Zmarszczyła brwi.

-Nie macie treningu?

Himuro uśmiechnął się lekko.

-Mamy parę dni wakacji. Dokładnie to tydzień. - uściślił.

-A przyszły? - nie zdążyła się ugryźć w język. Pytanie samo wyleciało z jej ust.

-W przyszłym tygodniu mamy wakacje. W tym trenujemy...-mrugnął do niej - Blisko Tokio.

Atsu-chan...

Jest blisko Tokio.

Ale w tym samym momencie zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze.

Na dwa tygodnie.

-I co, zamierzasz tu przychodzić, co wieczór, przez dwa tygodnie? - zapytała.

Czarnowłosy delikatnie parsknął śmiechem.

-A ty? - i zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, kontynuował - Jeśli tak...To ja też.

Że co?!

-Uuu...-parsknął śmiechem Yamato i dwóch pozostałych, starszych graczy z ich dzisiejszej drużyny. - Podryw time.

Kaori zacisnęła zęby, odwracając twarz w drugą stronę, co natychmiastowo rozbawiło kapitana.

-Ktoś tu się zawstydził!

Jezu...Kaori, załamujesz mnie. To twój przeciwnik! Ze szkoły, która jest największym rywalem twojej!

Ta...Już pomijając fakt, jakby mnie obchodziło pokonanie Yosen. Gdzieś to mam, czy ich spotkamy czy nie. Ja wygram Winter Cup. Jeśli oni staną mi na drodze, pokonam ich.

A Himuro nawijał dalej, jakby nie zważając na przytyki starszych:

-Podoba mi się twój styl gry. Chciałbym zestawić go, w meczu, ze swoim. - mówił z narastającą pasją w głosie. 

Uniosła brwi.

-Przecież ty nigdy nie widziałeś, jak gram.

-Widziałem twoją postawę tamtego dnia, a to już dużo. - uśmiechnął się tajemniczo - I nagrania z meczów z mistrzostw.

Kaori prychnęła.

-Z mistrzostw? To nic nie widzia...

Oczy Himuro zabłysły.

-Ale to było jeszcze nic, w porównaniu do meczów eliminacyjnych sprzed paru tygodni.

Ignorując śmiechy nad sobą, które Yamato i reszta desperacko starali się powstrzymać, spojrzała prosto na obrońcę, mrużąc oczy.

-Skąd?

Czarnowłosy spojrzał na nią z niezrozumieniem.

-Co skąd?

-Eliminacje nie były nigdzie transmitowane, a na miejscu cię nie było. - mruknęła - Ani nikogo z drużyny Yosen. Zauważyłabym.

-Ach. - zreflektował się Tatsuya - Mój starszy kolega był na eliminacjach i nagrywał. Jakość filmiku nie było powalająca...-uśmiechnął się przepraszająco - Ale dało się obejrzeć i rozpoznać kto jest kim.

Nawet jeśli ją coś w tym zaciekawiło, nie dała po sobie poznać. Zamiast tego zwróciła uwagę na boisko, gdzie trwały jednocześnie dwa mecze.

-A ty? Nie trenujesz z drużyną? - obrońca widać nie zamierzał łatwo odpuścić.

-Nie. - odrzekła krótko, zaciskając jedną dłoń na drugiej. Coraz dziwniej czuła się w jego towarzystwie. Dodatkowo, nie była pewna, do czego dąży ta rozmowa. Pierwszy raz ktoś tak ją naciskał, odnośnie jej gry. Wcześniej nawet Akashi tego nie zrobił.

Himuro kiwnął głową w geście zrozumienia i wrócił do obserwacji meczu.

***

Tymczasem, Akademia Touou

-URAAA! - wydarł się Wakamatsu, wbijając piłkę do kosza. Blondyn wylądował, wyprostował się i wydarł jeszcze raz, zwracając uwagę wchodzącego na salę Imayoshiego.

Kapitan przewrócił oczami i rozejrzał się.

-Gdzie jest Aomine?

Sakurai zesztywniał.

-Um...Wszedł tu na chwilę i zaraz wyszedł, ponieważ dostał telefon...Momoi-san go teraz szuka.

Czarnowłosy przejechał ręką po twarzy.

-Ech...-westchnął, po czym zwołał drużynę i powiedział - Zaczniemy bez niego...

-Jak zwykle.-prychnął pod nosem Wakamatsu.

-...Niedługo Winter Cup. W pierwszej rundzie, jak wiecie, gramy z Seirin. Nie możemy ich zlekceważyć...

-Ale jednak ktoś tu sobie lekceważy...- mruknął środkowy. 

-Naszym celem jest oczywiście zwycięstwo...

-Naszym może tak, ale jego... - nagle urwał, bo Imayoshi obrócił głowę i spojrzał na niego przerażającym wzrokiem.

-Wakamatsu...- blondyn zesztywniał - Dziesięć kółek.

Drugoklasista fuknął pod nosem i stanął przy linii.

I przez tego debila jeszcze dostałem karne okrążenia!

W tym samym czasie...

-Ta, jasne. Wiem to. - mruknął do telefonu - Nie musisz mi przypominać.

Drzwi otworzyły się. Na dachu pojawiła się Momoi. Przyszła w takim momencie, że usłyszała końcówkę rozmowy:

-Poniedziałek popołudniu, w parku? Spoko...-ziewnął głośno - Może się pojawię.

Różowowłosa przyparła do ściany. Ledwo mogła powstrzymać ciekawość, z kim rozmawia Daiki.

-Okej. Na razie, piękna.

Szczęka Satsuki opadła.

Piękna?!

-Dai-chan! - odepchnęła się od ściany i stanęła przy drabince - Z kim rozmawiałeś?

-Hm? - granatowowłosy spojrzał w dół - Nie twoja sprawa, Satsuki.

-Jak to?! - pisnęła urażona różowowłosa - Gadałeś z dziewczyną!

Aomine zeskoczył i stanął obok menadżerki.

-Dlatego ci mówię, że to nie twoja sprawa. - prychnął, po czym włożył ręce w kieszenie i otworzył drzwi. Zaczął schodzić po schodach, w ogóle nie przejmując się Momoi.

-Jeszcze zobaczymy...-prychnęła pod nosem - Dai-chan!

***

Yamato podniósł się z ziemi i stanął przed swoim dzisiejszym zespołem.

-Wygląda na to, że będziecie mogli wypróbować swoje style już niedługo. Nasza kolej.

Drużyna skończyła rozgrzewkę i weszła na boisko.

-Wreszcie mam okazję z tobą zagrać. - powiedział Himuro, przechodząc na pozycję.

Kaori westchnęła.

-Oi. - mruknęła, zwracając uwagę obrońcy - Postaraj się mi nie zawadzać, zrozumiano?

-Tak, tak. -odpowiedział, lekko uśmiechając się pod nosem.

Gra rozpoczęła się. Dwaj środkowi wyskoczyli do piłki. Drużyna zielonych pierwsza zdobyła kulę.

Yamato od razu rozegrał do skrzydłowego. Ten zrobił zmyłkę oczami i podał przez szerokość boiska do Kaori.

Ta minęła przeciwnika natychmiast. Jednego, a potem kolejnego, niezwykle szybkim dryblingiem. W mgnieniu oka znalazła się przy koszu, wyskoczyła i wbiła wsad.

Himuro z wrażenia aż otworzył usta.

Wspaniała...

Kaori wróciła na pozycję, zbijając piątkę z kapitanem.

Tym razem rozpoczynali przeciwnicy. Ruszyli z szybkim atakiem, ale nie było im dane nawet przejść na pole przeciwnika. Tuż przy środkowej linii obok rozgrywającego pojawiła się granatowowłosa, zabierając mu w tempo piłkę. 

-Hej!

Przeciwnicy zdołali jednak wrócić. Kaori błyskawicznie omiotła wzrokiem boisko.

Co jest? On...

Himuro Tatsuya stał na idealnej pozycji, zarówno względem podania jak i rzutu.

Piłka przeleciała kawałek boiska i trafiła prosto do rąk obrońcy, przed którym wyskoczył przeciwnik.

Ale czarnowłosy wcale się tym nie przejął. Wyskoczył i...

Jego forma jest idealna. 

Kula jakby przeniknęła rękę przeciwnika i wpadła do kosza.

Jak on to robi?

-Wooow! - zabrzmiało wśród obserwujących - Jak to się stało? Piłka wręcz zniknęła!

Tatsuya kątem oka spojrzał na Kaori, jakby coś chciał potwierdzić.


Znowu rozgrywali przeciwnicy. Himuro wyskoczył naprzód i zablokował podanie pomiędzy obrońcą, a skrzydłowym. Przechwycił piłkę i przeszedł do przodu, jednak drogę zablokował mu środkowy. 

Spod krycia spojrzał w prawo i dostrzegł tam zieloną koszulkę. Podał z kozła, nawet nie wiedząc, do kogo.

Granatowowłosa złapała kulę, ruszyła w stronę kosza przeciwnika i wybiła się z linii rzutów wolnych.

-Nie pozwolę ci! - zawołał środkowy, obracając się i wyskakując do bloku.

Ale skrzydłowej wystarczył ułamek sekundy. Obrońcy też. 

W tym samym momencie piłka przeleciała obok środkowego przeciwników i trafiła idealnie do Himura. 

8:0

-Wooow! Ale kombinacja!

-Jak na razie gra do jednego kosza!

- Te dzieciaki są całkiem niezłe!

Kapitan żółtych zmierzył wzrokiem przeciwników.

-Trafiła nam się całkiem silna kombinacja.

Drużyna zielonych wracała na własne pole. Himuro wracał po prawej, Kaori po lewej. Oboje spojrzeli na siebie w tym samym czasie.

Te zgrania...

Nawet nie były perfekcyjne.

Były cholernie idealne.

Pomyśleli obydwoje, nie spuszczając z siebie wzroku.

***

Kioto, Liceum Rakuzan

Na dworze było już całkowicie ciemno. Kotaro zapiął bluzę po samą szyję i założył torbę na ramię.

Mijał właśnie salę, kiedy jego uwagę zwróciły dźwięki kozłowania. Blondyn uchylił drzwi i zajrzał do środka.

-Akashi...Nie idziesz do domu?

Seijuurou stał na linii rzutów wolnych i trenował. Światło na sali było zgaszone, jedyne oświetlenie pochodziło od księżyca.

-Nie. - odpowiedział krótko kapitan, po raz kolejny wrzucając piłkę do kosza.

Kotaro zamyślił się, a po chwili uśmiechnął szeroko.

-A mogę potrenować z tobą?

Czerwonowłosy przestał rzucać i spojrzał wypranym z uczuć wzrokiem na skrzydłowego.

-Nigdy nie zostajesz dodatkowo po treningu, Kotaro. - odpowiedział spokojnie, dalej patrząc się prosto na Hayamę.

-Ejjj! - zawołał blondyn, cofając się kilka kroków. - Nie patrz na mnie takim morderczym wzrokiem! Może po prostu chcę ci potowarzyszyć, co?

Akashi spojrzał powtórnie na kosz.

-Nigdy nie robisz niczego bez przyczyny, Kotaro.

Blondyn uśmiechnął się szelmowsko.

-Tak. Masz rację. - wszedł na salę i opuścił torbę na ziemię. - Chcę z tobą zagrać...Ale nie zjedz mnie, dobra? 

Hayama parsknął śmiechem i rzucił bluzę na ławkę.

-Nie obiecuję. - odpowiedział krótko kapitan.

***

Niedziela

-Cześć. - Shiro stanął obok Yamato, przy linii bocznej. - Spóźniłem się? 

Ten przesunął się, robiąc mu miejsce, by mógł mieć widok na boisko.

-Jeszcze nie zaczęli. - odpowiedział - Dopiero losują składy.

Białowłosy kiwnął głową i zaczął obserwować. Był niedzielny wieczór, a na stadionie oznaczało to jedno - finał tygodnia.

Wśród obserwujących znalazł się także Himuro. Nie załapał się on do składu na mecz wieczoru, ale z chęcią przyszedł obejrzeć zmagania innych.

-Oi. - Yamato trącił kolegę łokciem i wskazał podbródkiem na obrońcę Yosen. - Przyszedł. Zobacz, z kogo nie spuszcza wzroku.

Hiro parsknął śmiechem, kiedy zobaczył, że czarnowłosy śledzi uważnie każdy ruch granatowowłosej. Kaori stała na boisku, pośród dziewięciu innych graczy, którzy grali w finale. Włosy standardowo miała związane w kitkę, a jej mina świadczyła, że ani trochę jej nie obchodzi, co dzieje się poza liniami wyznaczającymi boisko. W momencie, gdy na nie weszła, wszystko inne powinno zniknąć, nawet jeśli gra się jeszcze nie rozpoczęła.

-Oczka mu się iskrzą. - zawtórował Shiro. - Chyba ma poważne zamiary wobec naszej Kaori.

-Naszej? - uniósł brwi tamten i uśmiechnął się, kolejny raz uderzając białowłosego łokciem. - Przywiązałeś się! - a kiedy Saito prychnął, dodał: - Ale masz rację...Wczoraj to ją nawet odprowadził do domu!

-Żartujesz...- szczęka Shiro sięgnęła samej ziemi - I ja nic o tym nie wiem? To musi coś znaczyć!

-Zdecydowanie. - pokiwał głową Yamato i przybrał poważną minę. - To musi być miłość.

-IS THIS LOOOOOOOOOOOOOOOOVE THAT'S THEY ARE FEELING!*

Himuro wzdrygnął się lekko i kichnął.

Mam takie wrażenie, jakby ktoś mnie obgadywał.

W tym samym momencie zawodnicy dotąd stojący w kole rozstąpili się i podeszli do linii bocznej, by wziąć siatkowe koszulki. Publiczność wstrzymała oddech, zastanawiając się, jakie tym razem wystąpią składy.

Kiedy wszyscy gracze założyli niebieskie bądź żółte koszulki wszystko stało się jasne.

-Ojojoj...-mruknął Yamato - Hirano kontra Kasamatsu i Takeuchi. 

Kosuke stanął obok granatowowłosej. Spojrzała na niego. Pierwszy raz z nim miała grać, wcześniej go nie spotkała w meczach nawet jako przeciwnika. A gdy teraz, stał obok niej poczuła znajome uczucie, jak gdyby grała znowu w Teiko z Murasakibarą. Kosuke był naprawdę wysoki, miał ponad dwa metry wzrostu i grał jako środkowy.

Tak samo jak kiedyś.

Skierowała wzrok na przeciwników i zatrzymała go na fioletowowłosym, który spojrzał na nią raz, ale z iskrą zdenerwowania w oczach.

-Wkurzyłaś go. - szepnął Takeuchi.

Wzruszyła ramionami.

-Czym? Tym, że nie dałam mu się złamać?

-Dokładnie. - klepnął ją w plecy i przeszedł za nią, zmierzając w stronę kosza - Nie daj się, mała.

Zamrugała kilkakrotnie.

-Zaczekaj. - odezwała się, a Kosuke przystanął i obrócił się w jej kierunku. -Dlaczego on...

-Gdy pierwszy raz się tu pojawiłaś, od razu powiedział, że nie chce mieć z tobą do czynienia. - wszedł jej w zdanie środkowy - Nie wiem, czemu tak powiedział. - dodał, widząc, że dziewczyna otwiera usta - Ale zainteresowałaś go.

Zmarszczyła brwi.

-Zainteresowałam?

Czarnowłosy zaśmiał się krótko.

-Masz styl. I umiejętności. Ktoś, kogo uznał za dzieciaka, przeciętniaka, niewartego jego uwagi, nagle okazał się zupełnie inny. Okazał się warty zainteresowania, warty pojedynku. On ci już nie odpuści, Kasamatsu.

Kaori zadrżała, co zauważył starszy gracz.

Ale nie ze strachu.

Tylko z radości.

Przejechała językiem po górnej wardze.

-Doskonale. Zobaczymy, kto jest lepszy, on czy ja.

Środkowy zmarszczył brwi.

Ona tak na serio?

-Rzut sędziowski!

***

Drużyna Yosen, w drodze do Akity

-Omnom mnom...Omnom mnom...

Fukui uniósł brwi i podniósł się nieco, żeby spojrzeć poza oparcia foteli i zlokalizować źródło dźwięku, chociaż akurat samo źródło było oczywiste.

-Omnom mnom...Omnom mnom...

Na czterech siedzeniach z tyłu swobodnie leżał Murasakibara, a na dwóch fotelach przed nim rosła góra opakowań po słodyczach.

-Omnom mnom...Omnom mnom...Omnom mnom...

-A Himuro gdzie? - zapytał rozgrywający, zauważywszy brak obrońcy w autokarze. - Został w gorących źródłach, czy co?

-Omnom mnom...Omnom mnom...

Siedzący obok Okamura otworzył powoli jedno oko.

-Począwszy od jutra mamy tydzień przerwy. Przed wyjazdem się pożegnał i powiedział, że jedzie na parę dni do Tokio. - mruknął, po czym ponownie zamknął oko, chcąc wreszcie zasnąć. Drużyna Yosen wracała z tygodniowego treningu, ciężkiego treningu, mającego ich jeszcze lepiej przygotować do nadchodzących mistrzostw i jedyne, o czym marzyli, to własne łóżka i zbliżający się tydzień wolnego.

-Omnom mnom...Omnom mnom mnom...

-Aha...Jakoś mi to umknęło. - westchnął jasnowłosy i wygodnie usadowił się w fotelu.

-Dlatego nie jesteś kapitanem. - parsknął śmiechem Liu.

Na tę uwagę Fukui aż podskoczył.

-Hej! - zawołał i oskarżycielsko wycelował palec w skrzydłowego - Co to niby ma znaczyć?!

-Omnom mnom...Omnom mnom...Omnom mnom...

Wei uniósł ręce w geście bezradności.

-Nawet nie zauważyłeś, że brakuje jednego zawodnika. - mruknął, próbując się nie śmiać. Na jego usta wpłynął szyderczy uśmieszek - Ża-ło-sne...

-Omnom mnom...Omnom mnom mnom...

-Ty...-na czole rozgrywającego wystąpiła żyłka - Masz jakiś problem, dzieciaku?!

-Przestańcie się drzeć, gdy pozostali śpią! - warknęła na nich Araki.

Obaj gracze, wiedząc, że ich trener potrafi być przerażająca, postanowili się uciszyć.

Zrobiło się cicho.

Nienaturalnie cicho.

Aż za cicho.

Zaaferowani kłótnią licealiści nie zauważyli, że Murasakibara przestał przeżuwać. Obaj spojrzeli na siebie, w ich oczach było widoczne przerażenie. Jeśli Atsushi nic nie jadł, to były dwie, główne możliwości. Albo jedzenie mu się skończyło (wtedy by narzekał, poza tym zawsze zabierał taką ilość, że mało prawdopodobne, by mu zabrakło), albo umarł z przejedzenia.

Rozległ się tupot, kiedy obaj rzucili się przez autokar. Araki rzuciła im nieprzyjemne spojrzenie.

Obaj zatrzymali się gwałtownie przed samym końcem.

-Oi, Atsushi, w porzą...-Fukui nagle urwał, a jego przerażenie ustąpiło zdenerwowaniu - NO I CZEGO LUDZI STRASZYSZ, DRANIU?!

- Zzzzz...Zzzzz...Zzzzz... - szło ze strony środkowego.

Nagle obaj zawodnicy poczuli złowrogą aurę nad sobą.

-Wy...-Masako w rękach dzierżyła swój bambusowy miecz - Wystarczy tych wrzasków!

***

60:65, drużyna żółtych przegrywała pięcioma punktami w czwartej kwarcie.

Hirano właśnie wyrzucił piłkę na aut, wybijając ją spod ręki Kaori.

-Czy to wszystko, na co cię stać? Myślałem, że zajmiesz mnie trochę dłużej!

Oj...-pomyślał Shiro, podnosząc głowę - Zaczyna się. Tydzień temu zniszczył ją słownie. A mimo to gra dalej. Przeszła jego wstępny test. Obserwował ją cały ten czas. Dzisiaj ją zniszczy całkowicie. Zawsze to robi w ostatniej kwarcie, przy przewadze, jak na dobitkę.

Będzie co zbierać? - przeszło przez myśl Wakatsu- Czy zupełnie się rozsypie?

-No, ale czego tu oczekiwać po dzieciaku z liceum?

Nikogo, kto grał na stadionie od jakiegoś czasu, nie dziwiło zachowanie Hirano. To już była stała strategia, gdy upatrzył sobie niezłego gracza do zniszczenia. Niemniej Kaori była pierwszą dziewczyną, na którą Ryohei się uwziął, bo z reguły dziewczyny grające na stadionie omijał szerokim łukiem, uważając je za zbyt słabe, by w ogóle sobie nimi zawracać głowę. Kaori była utalentowana, ale miała zaledwie szesnaście lat i to głównie martwiło starszych; na szesnastolatkę była niesamowitym zawodnikiem, potworem, którego obserwowali na stadionie nawet najstarsi gracze, ale w gruncie rzeczy dla nich to było dziecko. Asury natomiast nigdy nie obchodził wiek graczy, nawet gdyby grał z czterolatkiem, nie odpuściłby mu. I to dlatego ten pojedynek wielu oglądało z cichym przerażeniem, że w pewnym momencie dziewczyna po prostu wyjdzie i nigdy nie wróci, ani do nich, ani do koszykówki.

Wszystkie oczy były zwrócone na granatowowłosą, która słyszała jedynie swój oddech.

Wakatsu zmarszczył brwi, gdy podniosła głowę.

Jej oczy błyszczały z zachwytu, a na ustach pojawił się uśmiech, ponieważ wreszcie nastąpił przełom.

Czy ona...Się cieszy?

Wreszcie członek Pokolenia Cudów się przebudził. Kaori w tym momencie czuła, tak jak dawniej, samą radochę z gry oraz chęć rywalizacji, a także to delikatnie ściśnięcie w żołądku, że przeciwnik jest dużo silniejszy, a ona go chce pokonać i pokona.

Do pełnego restartu brakowało momentu, w którym nikt nie będzie dla niej dostatecznie silnym przeciwnikiem, w którym sama jej siła ją zaskoczy. Tak, jak chłopaków w gimnazjum.

Żeby to osiągnąć, oprócz grania w meczach, musiała ukończyć techniki, nad którymi ostatnio pracowała. Tak, ponieważ te techniki też składały się na nią, jako gracza Pokolenia Cudów. Już dawno by je odkryła, gdyby nie rok przerwy. Ponieważ były jej częścią od zawsze. Gdyby nie opuściła Pokolenia Cudów, te techniki, styl gry ujawniłyby się u niej, jako jej umiejętności, tak jak i u reszty.

Aomine Daiki powiedział: Między naturalnym talentem, a prawdziwym talentem istnieje różnica.

Kasamatsu Kaori szlifowała naturalny talent, podczas gdy reszta Pokolenia Cudów odkryła już talent prawdziwy.

A w momencie, gdy ukończy cały egoistyczny rozwój, narodzi się znów jako prawdziwy członek Pokolenia Cudów, będący na równi w rozwoju z pozostałymi członkami.

-Oi. - stanęła prosto i wyciągnęła rękę, wykonując gest zaproszenia- Kakatte koi yo**.

Obserwatorów meczu reakcja Kaori wręcz zwaliła z nóg. Na trybunach rozległy się pojedyncze śmiechy.

-Chyba właśnie przestałem się martwić. - parsknął Kousuke, idąc w kierunku linii. 

Hirano aż zadrżał z zdenerwowania.

Dlaczego? Dlaczego nie poddasz i nie odejdziesz? Dlaczego nadal się stawiasz? Czemu dalej wierzysz? Skąd bierzesz tę siłę?

- Przykro mi. - powiedziała - Źle trafiłeś. Szukałam takich meczów, jak ten. Meczu, w którym...-uśmiechnęła się szeroko - Muszę się postarać.

Postarać...Czy w takim razie teraz się nie starasz?

Zacisnął pięści.

W takim razie pokażę ci swoje sto procent, mała.

Ayumi wznowiła grę z autu, rzucając piłkę w kierunku Kaori.

Ryohei uśmiechnął się szeroko. I był to jego bardzo charakterystyczny uśmiech, który oznaczał tylko jedno.

-A niech mnie...-powiedział Shiro, wzdrygając się - Czy to...

-Tak. - Kosuke przystanął przy linii bocznej i odpowiedział, zanim białowłosy skończył zdanie. - Hirano teraz pójdzie na całość. Po raz pierwszy od dawna. A tego tutaj nie przeżył nikt, wszyscy, choć byli to nieliczni, którzy tego doświadczyli, po tym zrezygnowali z gry.

-Za wyjątkiem twojego brata i ciebie. - mruknął Wakatsu.

-Ja to co innego. - zaprzeczył Takeuchi - Na mnie nigdy nie próbował. A Jouji...On i Hirano to inna historia.

-Nie powinniśmy go zatrzymać? - zapytał zaniepokojony Shiro, ale miażdżące spojrzenie, którym obdarzyło go dwóch starszych graczy było jasne.

Jak masz takie jaja, to idź sam to zrób!

Kosuke wrócił na pole. Wakatsu westchnął ciężko. Hiro zwiesił głowę w geście załamki. 

-Powodzenia, Kaori-chan. - wyjąkał, wystawiając dłoń do przodu i machając nią na znak poddania się.

Fioletowowłosy odetchnął głęboko, a w jego brązowych oczach pojawiły się czarny błysk.***

I stanął przed Kaori, która kozłowała piłkę.

-Brawo. - powiedział głuchym tonem - Zasługujesz na to...By cię zniszczyć przy pójściu na całego.

Granatowowłosa wyczuła zmianę jego aury, dostrzegła zmianę w oczach. I przyczaiła się, jak dzikie zwierzę.

Zmarszczyła brwi.

To uczucie...

Parsknęła śmiechem.

-Spróbuj, jeśli zdołasz!

-Nie no, nie wytrzymam...-parsknął Yamato - Sama się prosi. Serio nie zrobiło to na niej wrażenia?

-Nie...-mruknął Hitoshi- Po prostu...Traktuje to jak wyzwanie.

Właśnie przekroczyłaś bramy piekła, mała.

67:60

Ledwo się obejrzała, a kula była już w koszu.

Gra została wznowiona. Rozgrywający podał w jej kierunku, jednak linię rzutu przeciął Hirano. Fioletowowłosy przeszedł obok niej, po jej prawej. W odpowiednim momencie wyciągnęła rękę.

A ten obrócił się w swoje lewo i tym samym uniemożliwił jej przechwyt.

Co jest? Nie mógł tego przewidzieć tak po prostu! A przecież nie posiada Emperor Eye!

-Twoja technika wyłapywania piłek opiera się na słuchu i dobraniu odpowiedniego momentu. Dopóki mam świadomość, że chcesz to zrobić, dopóki wiem, kiedy występuje najbardziej bezbronna chwila mojego przejścia, jestem w stanie się wybronić!

-Pokonał Bat Ear? Nikt nigdy jeszcze tego nie zrobił!

-Tak jakbym miała ci pozwolić! - warknęła, zrównując się z nim. Ten jednak, jakby od niechcenia rzucił piłkę prawie z połowy boiska.

70:60

Publiczność zatkało. Ci, którzy znali bliżej Hirano kręcili głowami.

-Nie odpuści...-powiedział Shiro, przykładając dłoń do czoła. - To zawsze się tak ciężko ogląda.

-Oj nie. - odpowiedział mu Yamato - Nie odpuści. Za nic w świecie.

Przeciwnicy przejęli kulę. Kaori pochyliła się.

Light Transfer...

Już miała wyrwać do przodu, kiedy jej nogi zaprotestowały. Wzdrygnęła się mocno, niemalże zderzając ze skrzydłowym.

-Natomiast ta technika cholernie obciąża twoje nogi, mała. - powiedział jej cicho, do ucha - Nie jesteś w stanie tak robić cały mecz! Podajcie do mnie! - warknął do drużyny.

Takeuchi zacisnął zęby. Grał w reprezentacji kraju i niejedno widział. Wiedział, że Hirano jest piekielnie silny, a jeszcze silniejszy jest, gdy idzie na całość. 

I przy całej swojej sympatii dla każdego gracza, który przychodził na stadion, nie mógł mu pozwolić, by robił co chciał.

Piłka wyleciała na aut. Ryohei spojrzał ze złością na Kosuke.

-Nie wtrącaj się!

-Przyznaję, że jesteś niesamowity...-powiedział Takeuchi - Ale dopóki ona ci nie odpowie na jeden na jednego walczysz z całą naszą drużyną!

Jego wzrok spoczął na granatowowłosej, która stała w tym samym miejscu, w którym Ryohei uniemożliwił jej ruch. Kosuke wiedział, że dla Hirano jest to pojedynek i dlatego ten kazał mu się nie wtrącać. Ponieważ miało się to rozstrzygnąć pomiędzy skrzydłowymi obu drużyn. Ale Kaori...Nie odpowiadała. Nie dlatego, że zaczął ją niszczyć.

A z zupełnie innego powodu.

Niemożliwe.

Zacisnęła pięści.

To niemożliwe.

Hirano złapał kulę. Jego oczy były już całkowicie czarne. Dłonie Kaori zadrżały.

Nigdy nie sądziłam, że spotkam kogoś takiego, jak ja. Nie...To nie jest do końca to samo. Oboje posiadamy w sobie to samo, te uczucia.

72:60

Ale dlaczego?

Dlaczego on jest w stanie nad nimi panować?!

74:60

Dlaczego jest w stanie pójść na sto procent i to go nie ruszy? Dlaczego jest w stanie przekroczyć swoje możliwości, nie tracąc nad sobą kontroli?

Takeuchi  jeszcze raz go zatrzymał. Środkowy ponownie spojrzał w kierunku granatowowłosej.

Dlaczego?!

Gra została wznowiona. Kaori, biegnąca łeb w łeb z Ryoheiem nagle przystanęła. Hirano ograł Kosuke i zdobył dwa kolejne punkty.

76:60

Aaach...Mam dość. Nie będziesz patrzył na mnie z góry, cholerny dupku!

Nie jestem taka jak ty. Nie dotknę się tej sfery.

Po prostu...

Będę rozwijać się dalej.

Jeślibym z tobą walczyła, chciałabym żebyś zniszczył wszystkie moje bronie.

Słowa te kierowane do wówczas Daikiego nie zostały spełnione przez tego dwudziestosześciolatka. Istniała różnica. Ryohei był wymagającym przeciwnikiem, to prawda, ale nie zniszczył jej. Nie dał rady. Jak inni, liczni przed nim, co prawda dużo młodsi. Gra z nim wymagała od niej, po prostu, przewyższenia samej siebie.

Tak, jak za każdym razem to robili w gimnazjum.

W końcu...

W końcu to był tylko kolejny przeciwnik do pokonania.

Przejechała językiem po górnej wardze.

W takim razie pokażę ci, co potrafi zrobić na boisku "bezbronny" członek Pokolenia Cudów.

Załatwię ogień ogniem.

Jej drużyna wznawiała grę.

Powoli podniosła rękę.

-Hej!

Zawodnicy w żółtych koszulkach uśmiechnęli się szeroko. Wiedzieli, że w tym momencie ich zwycięstwo zależy jedynie od tej małej szesnastolatki. Wiedzieli od momentu, w którym Hirano Ryohei ją wyzwał na pojedynek. Jak sobie już kogoś wybrał, potrafił całkowicie zlewać całą resztę przeciwnej drużyny. To się nie zmieniało.

-Kaaaaaaaaasamatsu! - rozgrywający rzucił w jej kierunku piłkę - Nie daj się!

Kaori tylko uśmiechnęła się, a widząc, a raczej słysząc Ryoheia, pędzącego w stronę linii podania, wyskoczyła naprzód i zgarnęła kulę.

Od tej pory...To mój mecz!

I ruszyła do przodu, mijając po drodze zarówno towarzyszy z zespołu, jak i przeciwników.

W mgnieniu oka znalazła się pod koszem. Środkowy wyskoczył chcąc ją powstrzymać.

-Zmyłka!

Dziewczyna jedynie udała, że wyskakuje, zmuszając tym środkowego do interwencji.

-Nie zapominaj o mnie! - warknął Hirano, skacząc przed nią.

Uśmiechnęła się lekko. I zaczęła odchylać do tyłu.

-Fadeaway?!

76:62

Oboje skrzydłowych wylądowało. Hirano zamrugał oczami. Przed nim stała granatowowłosa i uśmiechała się szeroko, a w jej oczach widać było iskierki podniecenia.

-Chcesz...-przekrzywiła głowę tak, że coś strzyknęło w jej szyi - To masz. 


Gra została wznowiona.

Hirano dostał podanie. Naprzeciw niego znalazła się Kaori.

-Daruj sobie, już to rozgryzłem! - warknął przez zaciśnięte zęby. - Dopóki wiem, że to zrobisz, jest to bezużyteczne!

-Och, doprawdy? - prychnęła - Pozwól, że zdradzę ci sekrecik...

Zaczął ją mijać na pełnej szybkości.

-Gdyby tak było, każdy by się tego domyślił. - powiedziała grubym tonem i wyciągnęła rękę, jednak Hirano wyskoczył.

Bez większego wzruszenia poszła jego śladem. Jeszcze raz wysunęła rękę.

-Wpadłeś...W moją pułapkę.

-Faul...? Nie!

Kula wyleciała na aut, obijając się wcześniej o nogę Ryoheia.

Kaori wylądowała bez zawahania, a na jej ustach zatańczył uśmieszek.

Dziewczyna spojrzała na swój prawy nadgarstek, gdzie błyszczała niebiesko-srebrna bransoletka. Przypominająca jej o tej przełomowej chwili sprzed siedmiu lat.

Uniosła głowę.

-Gdzieś mam, że potrafisz nad tym panować. - powiedziała - Skoro jesteś aż tak słaby, że musisz się do tego uciekać...Nie zasługujesz na zwycięstwo.

Skrzydłowy uniósł brwi.

-Ja wygram, bez tego. Od tej pory...-wyprostowała się i donośnym głosem powiedziała - Nie zdobędziesz ani jednego punktu!

Ta deklaracja przeciw Asurze wywołała na trybunach falę zdziwienia, ale także dopingu. Nie pierwszy raz oglądający byli świadkami tak krwiożerczego pojedynku, ale pierwszy raz występowała w nim dziewczyna.

(Jeśli słuchacie, drugi soundtrack, od 2:30)

Drużyna żółtych zgromadziła się na własnym polu. 

-Nie wtrącajcie się. - powiedział cicho Takeuchi - To pojedynek.

Nie musiał tego mówić, wszyscy wokół to czuli. Pytaniem początkowym było to, czy Kaori, po demolce jaką zafundował jej Hirano, podniesie rzuconą przez niego rękawicę.

Teraz już wszystko było wiadome.

Podniosła.

Były dwie możliwości, po jednej dla każdej z drużyn.

Ryohei albo Kaori.

Rozgrywający wznowił grę i rzucił piłkę w jej kierunku. Chwyciła ją. Natychmiast przed nią pojawił się Hirano.

-Daruj sobie.

Zaczęła go wyprzedzać. Ale on znał już ten chwyt.

Jednak nie zdążył.

Przyspieszyła przy samym przejściu?! Niesamowite!

Granatowowłosa rozpędziła się, skoczyła i wsadziła kulę do kosza.

76:64

Wylądowała i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. Ta reakcja jeszcze bardziej wkurzyła Ryoheia.

Aż zatrząsnął się ze złości.

Kolejna akcja to było coś niesamowitego. Żaden ze skrzydłowych nie zamierzał przepuścić drugiego, niezależnie od tego, który dzierżył piłkę. W końcu Hirano udało się rzucić. Kaori jednak wyskoczyła i zbiła ją całą dłonią, kierując w dół. Kula odbiła się od ziemi i zmierzała poza boisko, jednak ani granatowowłosa, ani Ryohei nie zamierzali na to pozwolić. Oboje rzucili się w tamtym kierunku, to jednak Kaori okazała się o ułamek sekundy szybsza.

Natychmiastowe przyspieszenie od zera do maksa na takim poziomie?!

Tę maleńką chwilkę się zawiesił. I kosztowało to aż dwa punkty.

76:66

Kim ty jesteś?

Dlaczego z taką łatwością używasz czegoś, co nie jest dostępne dla normalnego gracza?

Zacisnął zęby.

Chyba, że się myliłem.

Czyżbym po raz pierwszy w życiu źle kogoś ocenił?

To nie jest zwykła zawodniczka.

To są po prostu jej umiejętności. Standardowe, dla niej normalne. A to oznacza, że...

Ma tę iskrę.

Wielkiego gracza.

Ale...Dlaczego nie pójdziesz na całość?

Wszyscy ze zdumieniem obserwowali pojedynek. Zdziwienie ich sięgało zenitu, ponieważ role całkowicie się odwróciły.

76:68

Kasamatsu Kaori, jedna z najmłodszych osób w ich gronie właśnie tłukła na miazgę jednego z ich najsilniejszych kolegów.

-On...-wydusił Hitoshi - Jest...Bezbronny. Ten Hirano Ryohei...Jest bezbronny.

Granatowowłosa, bez najmniejszego zaburzenia w rytmie obróciła się tyłem do przeciwnika i przeszła. Przez moment nikt nie potrafił stwierdzić, po której stronie przeszła.

76:70

-Nie może nic zrobić...-powiedział cicho Yamato - Całkowicie go przytłoczyła. Jego.

Bach! Skorzystała z pompki, tak jak w meczu z Shutoku. Wylądowała i podniosła głowę. 

76:72

Ci, bardziej wprawieni w grze wiedzieli co oznacza ten wzrok. Skupienie tylko na grze i przeciwniku.

Trybuny już nie szumiały. One się darły.

Kaori po raz kolejny przeszła nie po prawej, ale po jego lewej stronie i zatrzymała się przy linii trójek.

-Nie zrobisz tego! -ryknął, wyskakując do bloku.

-Opuściłeś gardę. - powiedziała cicho i minęła go, wybijając się z linii rzutów wolnych.

76:75

-WPADŁO! 

-SAMA ZMNIEJSZYŁA PRZEWAGĘ DO JEDNEGO PUNKTU!

Hirano zamrugał kilkakrotnie oczami, jakby niedowierzając. 

Przecież nie myliłem się, miałem rację, w niej siedzi to samo co we mnie.

Ale nadal się zastanawiam...Skoro to jest to samo, skoro umiesz utrzymać wodze, dlaczego tego nie użyjesz?

Chyba, że...

Nie umiesz.

Powoli rozluźnił dłonie.

Rozumiem. Ale wstrzymywanie ich to nie jest stałe rozwiązanie.

Jednak wierzyć mi się nie chce, że potrafi grać na takim poziomie, nie ruszając ich...

-Nie wierzę! - wrzasnął, a piłka wyślizgnęła mu się z palców i wypadła na aut.

Kosuke wznawiał grę.

-Kasamatsu!

Chwyciła piłkę.

-Arigatou. - powiedziała powoli. Hirano uniósł brwi. - Od dawna...Od bardzo dawna żadna gra nie była dla mnie tak ekscytująca.

To była ta jedna, a jakże znacząca różnica, między Kaori, a wszystkimi dotychczasowymi przeciwnikami Ryoheia. Ich zniszczył całkowicie, w każdym, nawet najdrobniejszym calu. A jej nie dał rady. Ale z innego powodu.

Nie wiedziała, czy zrobił to celowo, czy może nie, ale pokazał jej swoje wnętrze. To, co w nim siedzi. Nie miała pojęcia, jak on się kontroluje i idzie na całość jednocześnie. I nie interesowało jej to.

Natomiast wiedziała, co może się stać, gdy ona straci kontrolę.

Dlatego zdecydowała. Nie dotknie tej sfery uczuć, które zamknęła za drzwiami, a które prawie wypuściłaby podczas meczu z Shutoku.

Dla niej, to było zło. Zło, które było zbędne.

I dlatego chciała go pokonać poprzez kolejne przewyższenie samej siebie.

Dzisiaj. Teraz.

Hirano otworzył szeroko usta, podobnie zrobili kibice. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, Kaori już wisiała na obręczy, chociaż dosłownie sekundę wcześniej Ryohei ją widział przed sobą, natomiast część kibiców dostrzegła ją już w biegu do kosza.

Stardust!

76:77

-WOOOOOOOHOOOOOOOOOOOOO! WYSZLI NA PROWADZENIE!

Wakatsu parsknął śmiechem.

-Całkiem nieźle.

Granatowowłosa wylądowała i wypuściła powoli powietrze z płuc. 

Ale to nie był koniec gry. Zostało parę ostatnich sekund gry.

-Kaoriiiiiiiii! - wydarł się Shiro - Orientuj się!

Drużyna żółtych miała przewagę punktu. Hirano Ryohei właśnie wybijał się z linii rzutów wolnych, zostawiając dziewczynę po drugim końcu boiska.

-KASAMATSUUUU! - wydarł się zespół.

Jednak pozostała w tyle tylko na jedną chwilę.

Dopadła do niego w kilku susach i wyskoczyła przed nim.

-Zapomniałeś o czymś...! - zawołała - Ja...Nigdy nie przegrywam!

Co za bestia! Nigdy nie widziałem takiej osoby!

Fioletowowłosy nie zamierzał się jednak łatwo poddać. Miał coś w zanadrzu.

Pojedynczy alley-oop.

Inna opcja nie istniała. W momencie, gdy docierała na jego wysokość postanowił to zrobić.

Wyrzucił piłkę do przodu, chcąc ją obić o tablicę w taki sposób, by do niego wróciła, ale...

Kula do niego nie wróciła. A przed nim znajdowała się lewa dłoń Kaori.

Skąd wiedziała, co zrobię? Nie miała czasu, żeby przygotować Demon Hand, a nawet jeśli, prawdopodobnie spodziewałaby się rzutu, czyli wyżej trajektorii lotu! Tymczasem zablokowała idealnie...Czy to możliwe, że to przewidziała?!

Zabrzmiał gwizdek. Na trybunach zapadła cisza.

-Siedemdziesiąt siedem...-zabrzmiał drżący głos sędziego - Do siedemdziesięciu sześciu...Wygrywa drużyna żółta!

Na trybunach i boisku rozległy się wrzaski. Zespół w żółtych koszulkach zgromadził się wokół Kaori, pokrzykując i skacząc. Wzięli ją nawet na ramiona, w ogromnej radości. Ci, którzy stali przy linii bocznej również wpadli na boisko. Na trybunach grzmiały oklaski.

Ona, szesnastolatka z liceum pokonała weterana.

Tak wszyscy myśleli. I tak w rzeczywistości było.

Po dłużej chwili radości, której i ona dała upust, drużyna postawiła ją z powrotem na boisku. Tuż obok niej pojawił się Shiro, wręcz z gwiazdkami w oczach.

Ale nagle stanął przed nią Hirano.

-Dzisiaj wygrałaś. - powiedział Ryohei - Ale powstrzymując je nie zwyciężysz w swoich mistrzostwach. Nie osiągniesz stu procent.

Po czym obrócił się i ruszył w kierunku wyjścia.

-Czegoś takiego...Nigdy nie widziałem. - przyznał cichym głosem Shiro - Pozamiatałaś, Kaori-chan.

Ale nie doczekał się odpowiedzi. Granatowowłosa patrzyła na oddalającego się Hirano, mrugając szybko.

Czyżby...miał rację?

***

Parę godzin wcześniej, drużyna Seirin, na obozie w górach

Tetsuya ciężko dyszał.

-Kuroko, w porządku? - zapytał Izuki, obracając się w kierunku gracza widmo i nie przerywając biegu.

-Tak! 

Obaj zaczęli wbiegać na górkę.

-Czekajcie, wy dranie! - wydarł się Hyuga, gnając za złodziejami.

-Ta, jasne! - odkrzyknął Izuki, wbiegając pomiędzy drzewa - Gramy w policjantów i złodziei, oczywiście, że będziemy uciekać!

Seirin trenowało jak szalone. Każdy ich dzień rozpoczynał się od fartleku, a kończyli osobistymi treningami.

-Jakby mnie to obchodziło, idioto!

Każdy z drugoklasistów szlifował własną broń, także pierwszoklasiści dawali z siebie wszystko. Mimo, że obóz był załatwiony dla całej drużyny, jeden członek nie brał w nim udziału.

Kagami wyjechał do Ameryki, wcześniej informując Riko, że jest tam jego trener, który nauczył go grać w koszykówkę. Dziewczyna zbytnio nie wnikała. Wiedziała, że Taiga zrobi wszystko, by grać lepiej, by nareszcie pokonać Aomine. A skoro wymagało to wyjazdu do Ameryki...Nie broniła.

Stany Zjednoczone, Nowy York, kilkanaście godzin później

Kagami wyprostował się i otarł usta rękawem bluzy. Uśmiechnął się szeroko.

-One more time!

***

Himuro przestąpił z nogi na nogę i z rosnącą ekscytacją oglądał równolegle toczące się mecze.

-Znowu ty? - zabrzmiał głos. Odwrócił się w stronę jego źródła i uśmiechnął się.

-Witaj, Kaori-san. Tak...-kiwnął głową - Ponownie trafiliśmy do tej samej drużyny.

Kaori przywitała się z nim i z resztą poprzez przybicie piątki i oparła się przedramionami o barierkę.

-Długo już grają? - zapytała, kierując wzrok na Hitoshiego.

-Trzecią kwartę. - odpowiedział chłopak - Jeszcze trochę, a...

Ale przerwały im wrzaski.

Na jednym z boisk zrobiło się ogromne zamieszanie, ponieważ ktoś kogoś niechcący sfaulował. I to całkiem ostro.

-Ojć...-Hitoshi aż wstał - Asurę znowu poniosło.

Dwójka licealistów skierowała wzrok na zbiegowisko, które uczyniło się wokół leżącego gracza. W pierwszym rzędzie stał fioletowowłosy, pochylając się nad sfaulowanym.

-I nawet się poczuł...

Tłum po chwili się rozstąpił, a Ryohei podał rękę leżącemu i postawił go na równe nogi, przepraszając go.

Ten stał chwilę otumaniony, więc reszta wstrzymała się z grą, czekając, aż chłopak potwierdzi, czy jest w stanie grać, czy może nie.

-Co jest z tym gościem? - mruknęła, a nagle się zorientowała, że powiedziała to głośno.

Ale kapitan ich zespołu postanowił jej odpowiedzieć.

-Hm...-Kobayashi pochylił się do przodu -Myślę, że po prostu odreagowuje.

Kaori i Tatsuya spojrzeli na niego z niezrozumieniem.

-Poznałem go tutaj, parę lat temu. - kontynuował Hitoshi - Nigdy o tym nie wspominał, ale wydaje mi się, że jego styl gry i zachowanie zmieniły się w związku z jego wypadkiem.

-Jakim? - zainteresował się Himuro.

-Nie znam szczegółów, ale sześć lat temu miał poważny wypadek, w którym rozpłatał pół ręki. - Tatsuya wzdrygnął się lekko i zbladł, żałując, że w ogóle zadał pytanie. - Uniemożliwiło mu to profesjonalną grę, a jego pierwszy w życiu kontrakt, do tego z Alvark Tokio, nie doszedł do skutku.

Kaori nagle poczuła przeraźliwe zimno.

-Alvark Tokio? -odezwał się obrońca Yosen - Przecież to drużyna z pierwszej ligi****.

Granatowowłosa nie spuszczała wzroku z Ryoheia. Jego zachowanie na boisku było teraz dla niej całkowicie jasne. Gość stracił życiową szansę i wyżywał się jak mógł, w ulicznych turniejach i dostępnych grach. To dlatego wydawał się nie cierpieć utalentowanych graczy i dlatego chciał ich niszczyć mentalnie. I to dlatego, że taki był, inni dużo się od nauczyli, pod różnymi względami. Najpierw, o ile spotkali go w drużynie przeciwnej uznawali go za niszczącego demona. A gdy trafiali do jednej, uczyli się. Był niczym mentor, chociaż nigdy się takim nie nazwał i pewnie nawet nie uważał. On po prostu grał. Po prostu chciał wygrywać. A czy ktoś się od niego uczy, to go nie obchodziło.

Prawdopodobnie właśnie z powodu wypadku nigdy nie zrobił wsadu podczas jakiegokolwiek meczu na stadionie. Teraz dopiero zauważyła, że zawsze gra w rękawie koszykarskim na prawej ręce. Musiało mu to pomagać przy rzutach. Ale mimo to rzucał lewą ręką.

To jednak nie była cała historia skrzydłowego, ale o reszcie nikt nie miał pojęcia, z wyjątkiem niego samego i Takeuchiego Kosuke.

-Zawsze był leworęczny?- zapytała, kierując spojrzenie na kapitana.

Kobayashi pokręcił głową.

-Przestawił się? - Himuro nie krył szoku - Niesamowita zawziętość.

-Taak...-przyznał Hitoshi -Jest uparty bardziej niż osioł. Ale niestety nawet przestawienie się nie sprawiło, że...

-Wrócił do stanu sprzed wypadku. - weszła mu w słowo Kaori. Dziewczyna oparła się przedramionami o barierki, cały czas obserwując fioletowowłosego.

Nagle zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy.

Jego podobieństwa do kapitana Ayagewy, który zniszczył psychicznie swoich graczy, jednak w sposób odwrotny od Hirano, bo poprzez fałsz. Udawał, że jest z ich dumny, a w rzeczywistości było inaczej.

Ryohei tymczasem się nie krył, po prostu walił z mostu, to co myślał; spotkał kogoś beznadziejnego, mówił mu to. Przynajmniej tak jej się wydawało.

A ona mu się nie dała złamać, ani pierwszy raz, ani drugi. Jeśli działał tak jak Ayagewa...

A to drań...To był cholerny test.

Po drugie, jej zwycięstwo w niedzielę właśnie przestało mieć znaczenie. Facet miał ograniczone możliwości, a i tak dał z siebie wszystko. Jednak nie po to, by ją pokonać, ale po to, żeby właśnie przetestować. I to jej się bardzo nie podobało, ponieważ nie wziął jej w stu procentach na poważnie.

A trzecią sprawą było to coś znajomego w nim. Obserwowała go już od poprzedniego finału. Plus ten ostatni mecz...

Sam jej dał do zrozumienia, że to było właśnie to, o czym myślała.

Brakowało tylko odpowiedzi na jedno, ostatnie pytanie, którego sobie nie zada .

Jak on nad tym panuje?

Nie.

Nie zamierzała go o nic pytać. Nawet o tym nie pomyślała. Miała swoją dumę. Dumę Pokolenia Cudów.

Poradzę sobie z tym sama. Ale w tym jednym ma rację. Nie mogę pójść na Winter Cup, mając w zanadrzu coś, czego nie mogę użyć. Muszę mieć pewność.

***

Ryohei zrobił sobie całkiem długi spacer, by uporządkować myśli. Chociaż tego nie zamierzał pokazywać, wczorajszy mecz mocno nim zachwiał. Wciąż go telepało na samo wspomnienie. Nie mógł sobie także wybaczyć, że osobą, która pozbawiła go opanowania i zmusiła do gry był szesnastoletni smarkacz, do tego płci żeńskiej.

Tego jeszcze nie było.

Historia Hirano Ryoheia nie była wesoła. Wypadek zmienił jego przyszłość, ale nie zmienił jego samego. Nie w zupełności. Zawsze był surowy, nieprzyjemny i poważny, ale sześć lat temu do tego wszystkiego doszło coś jeszcze.

Chęć niszczenia. I to większa, niż kiedykolwiek.

Chęć niszczenia, chęć kompletnej destrukcji, rozwałki wszystkiego, rozniesienia w najdrobniejszy mak swojego przeciwnika i nie tylko. Same negatywne uczucia, które zmieniały go w bezwolną bestię. To był stan, w którym przegrywało się z samym sobą.

Ten stan, który nazwał:

Abyss.

Ale on...

Dźwięki kozłowania rozproszyły jego myśli. Spojrzał na boisko, do którego się zbliżał.

I przewrócił oczami.

-Oi. - zatrzymał się przy siatce okalającej całe miejsce - Nie przesadzaj, bo sobie krzywdę zrobisz, mała.

Nie doczekał się odpowiedzi. Westchnął głośno i otworzył furtkę.

Sam nie wierzył w to, co robił. 

***

Liceum Shutoku

-Aa psiiik!

Siedzący na ławce czarnowłosy pociągnął nosem i opatulił się szczelniej bluzą. Przechodzący obok Kimura obrzucił go zaniepokojonym spojrzeniem i gdy zatrzymał się przy magazynku, trącił łokciem stojącego obok drzwi Ootsubo, a następnie podbródkiem wskazał na rozgrywającego.

Kapitan natychmiast podszedł do zawodnika. Dzisiejszy, wieczorny trening odbywali bez trenera, który dokądś wybył w niesamowicie ważnym dla nich celu, jak to określił, pozostawiając pieczę nad treningiem trzeciorocznym graczom.

Już podczas pierwszej części treningu dało się zauważyć, że zdrowie Takao szwankuje, chociaż na początku nic na to nie wskazywało. Rozgrywający wyglądał całkiem w porządku w pokoju klubowym, chociaż niejednokrotnie pociągał nosem. Natomiast podczas gry mylił się w podaniach, co nigdy, ale to nigdy się mu nie zdarzało. Po pewnym czasie zarządzili przerwę i właśnie dopiero się okazywało, że ich rozgrywający nie jest niezdrowy, ale chory.

-Takao...Idź do domu. - powiedział kapitan, kucając przed zawodnikiem. Przyjrzał mu się dokładnie i był niemalże pewny, że czarnowłosy ma gorączkę.

Cholera...-pomyślał -  Że też wcześniej tego nie zauważyłem.

Do środkowego dołączyli Mijayi i Kimura.

-On jest po prostu chory. - westchnął jasnowłosy, zakładając ręce na torsie. - Wyjazd do domu się leczyć! Niedługo mistrzostwa!

Rozgrywający kiwnął głową, wstał z ławki i w wolnym tempie wyszedł z sali. Kimura dalej milczał jak zaklęty.

-Midorima. - zwrócił się do obrońcy Ootsubo - Idź z nim. Poczekamy na ciebie.

Zielonowłosy bez słowa kiwnął głową, zabrał klucze i poszedł w kierunku wyjścia z sali. Wyszedł na korytarz i ruszył za czarnowłosym, który szedł w kierunku pokoju klubowego.

Dogonił go i w milczeniu przeszli resztę drogi. Gdy rozgrywający się pakował, Shintarou zmierzył go spojrzeniem i westchnął.

-To był głupi i bezsensowny pomysł, Takao. - powiedział.

Rozgrywający oderwał wzrok od torby spojrzał na Midorimę  z rozpaczą, pociągając nosem.

-Shin-chan i ty przeciwko mnie! 

-Baka. - zielonowłosy poprawił okularki - Zawracanie w tej chwili głowy Kasamatsu nie jest najlepszym pomysłem, nanodayo.

Kazunari uśmiechnął się smutno.

Nie przypominam sobie, żebym mu mówił, ale chyba się domyślił.

-Twierdzisz, że wyznanie komuś, że się go kocha to zawracanie głowy tej osobie?

-Baka. - powtórzył Midorima, wstając z ławki. - W tej chwili tak. Nie interesuje mnie, czy coś czujesz do Kasamatsu, ale...

Czarnowłosy prychnął.

-Jesteś po prostu okrutny, Shin-chan.

-...Ale zwyczajnie wybrałeś zły moment. Kasamatsu ze wszystkiego kocha najbardziej koszykówkę. W tej chwili jest dla niej najważniejszy Winter Cup. Na tym się skupia. Nie odpowiedziała ci, dlatego, że nie wie. - podniósł piłkę - Chociaż, w sumie, może nie być pewna. Ale powodem braku odpowiedzi jest to, że doskonale sobie zdaje sprawę, że to, na co powinni patrzeć i ty, i ona są mistrzostwa. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdybyś przez nią zawalił tak niezmiernie ważny dla ciebie i dla drużyny turniej.

Kaori nigdy nie mówiła dużo, tym bardziej nie tłumaczyła, ponieważ jej przekazy były jasne, nawet dla Aomine i Murasakibary. A Midorima o tym wiedział.

Takao rozszerzył oczy. I przypomniał sobie raz jeszcze...

Sprawę rozwiążemy...

Na Winter Cup.

Gdyby nie myślała o nim w pewien sposób, nie dawałaby mu nadziei.

Nie umiem ci w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. Ale odpowiem na nie w swoim czasie. Obiecuję.

Innymi słowy...

Dostanie światło po tym meczu. A ponieważ turniej jeszcze się nie zaczął, znaczyło to tylko tyle, że oboje muszą dojść co najmniej do półfinału. 

Czarnowłosy uniósł głowę i pomimo ogólnego osłabienia uśmiechnął się szeroko.

-Dzięki, Shin-chan!

Obrońca uniósł wzrok.

-Za co? Przecież nie powiedziałem niczego nowego, nanodayo. - mruknął, wciskając na komórce przycisk wyślij. 

***

Kaori kiwnęła głową.

-Dobra. Zgadzam się na to.

-I żeby było jasne...-mruknął Hirano, wkładając ręce w kieszenie - Ja ci mówię, kiedy kończysz. Czy to ci się podoba czy nie. Przypominam ci jeszcze raz, tylko ja się na tym znam. 

Zacisnęła pięści, co nie uszło jego uwadze. To nie było w jej stylu, słuchać kogokolwiek, podczas gry na boisku.

-Jakiś problem? - zapytał, unosząc brwi.

Ale to było warte tego, co oferował jej skrzydłowy. Wypuściła powoli powietrze z płuc.

-Żadnego.

-I jeszcze ostatnia sprawa. - zmierzył ją zimnym spojrzeniem - Na turnieju będziesz grać w mojej drużynie. 

-Co?- podniosła głowę, marszcząc brwi.

Ryohei prychnął.

-Gdzieś mam, czy Shiro już sobie ciebie zaklepał, czy może nie. Grasz w mojej drużynie, albo nici z umowy.

Odetchnęła głęboko i wyprostowała się.

-Niech będzie.

Na wargi fioletowowłosego wpłynął mały, choć kpiący uśmieszek. Ale po raz pierwszy od sześciu lat, blizna przestała go palić żywym ogniem.

***

Kanagawa, Liceum Kaijou

Obręcz ugięła się i zadrżała, a piłka z hukiem uderzyła o ziemię.

-Nieźle, Kise!

Blondyn podniósł głowę i wstał na równe nogi. Mecz towarzyski zakończył się druzgocącym zwycięstwem Kaijou. Minął cieszących się kolegów i zawiedzionych przeciwników.

Ryouta zszedł powoli z boiska i skierował się w stronę pokoju klubowego, odprowadzany spojrzeniem kapitana. Yukio uniósł brwi. Chociaż nie można było nic zarzucić dzisiejszej grze asa, zdecydowanie dzisiaj było coś nie tak. Blondyn wydawał się być w zupełnie innym świecie.

Kise wszedł do pomieszczenia i zamknął drzwi. Wkręcił się w grę, ale nie grał przeciwko tym, którzy stali przed nim na boisku, w zielonych koszulkach.

Zabrzmiał dzwonek. Stał wtedy na schodach, za drzwiami. Po cichutku zaczął schodzić, ale gdy usłyszał głosy, zatrzymał się ponownie.

Wtedy usłyszał całą prawdę.

-Robisz błąd, Kasamatsu.

Przyparł do ściany.

-Nie wiem, o czym mówisz. - mruknęła - To mój wybór. Chcę pójść teraz.

-Zostawiasz wakat na pozycji akurat dla Kise.

Zamarł. Czyli jednak...

-Cholera, Akashi...-westchnęła - Jesteś zbyt spostrzegawczy, jak na ten świat. Posłuchaj...

Stał jak zaczarowany, nie mógł drgnąć, wsłuchiwał się jedynie w głosy obojga rozmówców i z każdą kolejną sekundą upewniał się, że to co słyszy, to wszystko jest realne.

-Prawda, że Okamino to moja szansa. I prawdą jest to, że Kise potrzebuje rozwinąć skrzydła.

-Usuwasz się w cień, Kasamatsu. To nie twój styl.

-Rozwiązuję ci problem.

-To nie problem, tylko rezygnacja. Zginiesz w tej szkole.

-Wcale nie.

W tamtej chwili odszedł od ściany i zszedł jak najciszej na dół. Nasłuchał się dość. Nie słyszał już końcówki rozmowy.

Kise, zanim zatrzasnął szafkę, jeszcze raz spojrzał na zdjęcie z mistrzostw z drugiej klasy gimnazjum. Swój wzrok zatrzymał na twarzy granatowowłosej.

Ale teraz już wszystko rozumiał.

-Kise. - powiedziała. Podniósł głowę. Wskazywała na niego palcem. - Jesteś silny, jesteś zdolnym koszykarzem i kiedyś będziesz najsilniejszy. Gdy przyjdzie czas, zmierzymy się ze sobą. Chcę, zagrać wtedy przeciwko tobie i twojej pełnej sile. Ponieważ Kise, jesteś...-tu uniosła wzrok.- Moim rywalem.

-Kascchi...Odeszłaś, żebym mógł rozwinąć skrzydła. Zwolniłaś miejsce specjalnie dla mnie. - mruknął - Kim byłbym, gdybym się za to nie odwdzięczył? Także, Kascchi...Nie tylko w ramach odwdzięczenia się, ale głównie dlatego, że ty i ja jesteśmy rywalami...-uniósł wzrok i spojrzał na swój strój, leżący na ławce. - Nasz pojedynek będzie miał miejsce w finale i obiecuję ci, że pójdę wtedy na sto dwadzieścia procent swoich możliwości.

________________________________________________________________________________

*Tytuł i fragment piosenki Whitesnake. "I'm feeling" zostało zamienione na "they're feeling", żeby pasowało do kontekstu.

**W takim luźnym tłumaczeniu "Dawaj na mnie!".

***Pewnie zastanawiacie się o co z tym chodzi. To będzie wyjaśnione później, póki co to tajemnica.

****Co prawda B.League, w której gra Alvark Tokyo powstała dopiero w 2016, a w opowiadaniu mamy przełom 2012 i 2013 roku. Przymknijcie oko.

Technika Stardust Kaori zostanie wyjaśniona, gdy przyjdzie na to czas, chociaż wydaje mi się, że się domyślicie o co chodzi. 

Okej. Chyba już mogę Wam powiedzieć oficjalnie, jaki jest plan na kolejne trzy rozdziały.

W kolejnym możecie spodziewać się turnieju ulicznej koszykówki i treningów. W rozdziale czterdziestym piątym przejdziemy do retrospekcji z Teiko. I, o ile coś mi się nie przypomni, w rozdziale czterdziestym szóstym zaczynamy zimowe mistrzostwa.

Co dla mnie i Was jeszcze to oznacza? A to, że wyciągnę mój magiczny zeszyt z szafy. A w nim, oprócz tony różnych pomysłów są liczne fragmenty, przeznaczone na rozdziały od planowanego czterdziestego piątego wzwyż.


Continue Reading

You'll Also Like

37.4K 2.2K 38
- Dobrze, że to trwało tylko tydzień. Przynajmniej nie zdążyłaś się nawet zakochać. A to co stało się w Las Vegas, zostaje Las Vegas.
121K 9.2K 55
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
134K 5.2K 41
ONA jest producentką w wytwórni „2020". A ON jest największą gwiazdą tego roku w „SBM Label". Dwie różne wytwórnie muzyczne. Dwa różne światy. A jed...
7.5K 612 16
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...