Rulebook. Księga Zasad

By alicefromcheshire

3K 618 506

(Zakończone!) Kraina Czarów, kwintesencja dziwności, fantastyczny świat niecodzienności, oaza szaleństwa, sta... More

1.Zasady
2.Marionetki
3.Propozycja
3.5.Interludium
4.Primadonna
6.Nowi
7.Cheshire
8.Wyjazd
9.Bariera
10.Miasteczko
10.5.Interludium
11.Czar
12.Droga
13.Hrabina
14.List
15.Zagadka
16.Dzika Karta
16.5.Interludium
17.Pułapka
18.Wiadomość
19.Herbaciarnia
20.Kot
21.Plan
22.Kraina Czarów
22.5. Interludium
23.Wyznanie
24.Podstęp
25.Powrót
26.Skazańcy
27.Topór
28.Nicość
29.Następczyni
30.Królowa
Epilog

5.Ruszamy!

111 25 25
By alicefromcheshire

 

Po raz ostatni sprawdzam swój plecak. Zapas batonów, lornetka, latarka, liny, butelka wody. Powinno wystarczyć. Zawiązuję czerwone trampki i poprawiam kapelusz kowbojski, który dostałam od Kapelusznika. Powiedział, że będę odpowiednikiem jakiegoś Indiany Jonesa, chociaż nie mam pojęcia, o co mu chodziło. Uśmiechał się drwiąco, więc zapewne nie było to miłe.

Podwijam rękawy luźnej, lnianej koszuli. Jest wygodna i nareszcie nie przypomina ciasnych, niepraktycznych sukienek, które zazwyczaj muszę nosić. Po raz ostatni wzdycham i opuszczam komnatę, dokładnie zamykając za sobą drzwi.

– Gotowa, Quinn? – Kapelusznik opiera się o ścianę.

– Gotowa – mówię, starając się brzmieć pewnie. Cheshire jest nieznaną dżunglą szaleństwa. Nawet dla nas zapuszczanie się w tamte rejony jest... cóż, głupotą. Przełykam ślinę.

Mama stoi na schodach w iście królewskiej pozie. Z gracją macha ręką, a na twarzy ma wymalowany przesadny entuzjazm.

– Do widzenia, do widzenia! – Krzyczy. Krzywię się lekko. Jest taka sztuczna. Nigdy nie zrzuca swojej maski. Być może jest to wina jej pokręconej osobowości, ale wolałabym, gdyby raz na jakiś czas zachowała się jak na obywatela świata ludzi przystało.

Wolnym krokiem zmierzam do bramy, nie oglądając się za siebie. Zmuszam się do marszu. Nie chcę tego przyznać przed sobą, ale boję się. Do Cheshire mam cały dzień drogi, ale potem nie mam pojęcia, jak długo mnie nie będzie. Ogrodzenie Pałacu jest zbudowane z wysokiego muru oplecionego pnączami róż. Delikatnie zrywam jeden kwiat i wplatam go sobie we włosy.

– Ładnie wyglądasz! – Za moimi plecami rozlega się głos. Podskakuję i odwracam się z uniesionymi brwiami.

– As? Co ty tu robisz? – Rumienię się potężnie i pochylam głowę, żeby włosy zakryły moje zaczerwienione policzki. As jest wysoki, barczysty i opalony. Dziś ma na sobie luźną koszulę i ciemne, dopasowane spodnie. Wzdycham, gdy palcem unosi moją głowę, przytrzymując brodę. Pochyla się i całuje mnie w usta.

– Myślisz, że pozwoliłbym ci iść do Cheshire samotnie? – Oburza się, uroczo kręcąc głową, przez co jego brązowe włosy opadają mu na czoło.

– Owszem! Założę się, że ci ulżyło, kiedy się o tym dowiedziałeś. Wreszcie będziesz miał spokój.

Uśmiecha się, błyskając w moją stronę białymi zębami. Muskam kciukiem dołeczek w jego policzku. To najpiękniejszy uśmiech na świecie.

– Naprawdę pójdziesz ze mną?

– Oczywiście.

– To wspaniale! – Wykrzykuję i zarzucam mu ramiona na szyję. Śmieje się i okręca mnie w powietrzu.

– Chodźmy – mówi dziarsko i plecami popycha skrzydło bramy. Uchyla się ze skrzypieniem. As chwyta mnie za rękę i razem idziemy krętą ścieżką usianą kolorowymi ciapkami. Cały czas rozmawiamy o zwykłych, mało ważnych sprawach. Chłopak co chwila rzuca jakimś żarcikiem, a ja chichoczę głośno. Kocham go.

– Joker pozwolił ci wziąć wolne?

– Nasza trupa poradzi sobie beze mnie przez parę dni.

– Jesteś kochany – szepczę cichutko, a on nagle się zatrzymuje. Odwracam się pytająco w jego stronę. Pochyla się i całuje mnie delikatnie.

– Ty bardziej – mruczy.

– Dobra, musimy iść, bo nie dojdziemy do Cheshire przed zachodem słońca.

– Racja – Uśmiecha się i podaje mi ramię, które oczywiście przyjmuję.

***

Droga jest długa i męcząca. Słońce praży, a wokół latają irytujące maleńkie skrzydlate pieski. Odganiam je ręką.

Od dłuższej chwili czuję na sobie wzrok Asa. W końcu zerkam na niego. Wpatruje się we mnie, a w jego złotych oczach skrzą się niewielkie iskry.

– O co chodzi? – Pytam nieśmiało.

– Masz dzisiaj urodziny.

– Naprawdę?

– Taaak – odzywa się, ale nieco traci pewność siebie.

– Jeszcze cały miesiąc – oznajmiam.

– Och – jako zażenowany wydaje się jeszcze bardziej uroczy, niż zwykle. Nie sądziłam, że to możliwe.

Śmieję się.

– Żartowałam – stukam go w czubek nosa.

– Mam dla ciebie prezent – mówi, a w jego ton wyraża ulgę i lekkie rozbawienie. Szarmanckim ruchem sięga za moje ucho, a w jego dłoni pojawia się niewielka, czerwona paczuszka. Przygryzam wargę, a potem z niecierpliwością wyrywam mu pudełko z ręki. Rozwiązuję kokardkę i delikatnie ściągam pokrywkę.

– Jest... przepiękny – wzdycham. – Przepiękny! – Wykrzykuję. As sięga do pudełeczka i wyjmuje pierścionek z czerwonego złota. – Ile czasu na niego zbierałeś?

– Cztery miesiące.

– Nie mogę go przyjąć! – Jęczę bez przekonania. Chłopak prycha lekceważąco i wsuwa mi ozdobę na palec.

– Możesz – unosi moją dłoń do ust i całuje ją ostrożnie, jakby była z porcelany. Przytulam go mocno.

– Teraz już naprawdę nie dojdziemy do Cheshire przed wieczorem – stwierdzam.

Czym prędzej ruszamy dalej, trzymając się za ręce. Nie mija nawet pięć minut, gdy As znowu się zatrzymuje.

– Słyszysz? – Marszczy brwi.

– O co chodzi?

– Ktoś się zbliża. Na koniu.

Przekrzywiam głowę, a potem się odwracam. Faktycznie, zbliża się ku nam jakiś jeździec. Wzbija się za nim tuman kolorowego kurzu, gdy tak pędzi po pięknej, pastelowo różowo-niebiesko-żółto-zielonej ulicy. Mrużę oczy, żeby dostrzec jego twarz. Gdy rozpoznaję jego rysy, zamieram w szoku. Otwieram usta, a zaraz potem krztuszę się miniaturowym muszko-pieskiem. Wypluwam go, w ogóle nie zachowując się jak na damę przystało.

– Kto to? – Pyta As, a zaraz potem mocno zaciska pięści. Czerwienieje ze złości, brakuje mu tylko gęstej pary wydostającej się z rozszerzonych nozdrzy. Jeździec ściąga wodze, a koń gwałtownie hamuje. Grudki ziemi uderzają w mój strój. Otrzepuję się, z niesmakiem spoglądając na jego wytworne, kiczowate ubranie.

– Co ty tu robisz? – cedzi As.

– Dzień dobry, księżniczko – odzywa się mężczyzna, zaskakująco łagodnym głosem. Zsuwa się z siodła i ciężko staje na ziemi. – Królowa Kier przysyła mnie jako twoją eskortę.

– Mam już eskortę, Wasza Wysokość – mówię, ledwo powstrzymując się od warknięcia. Na potwierdzenie moich słów mocno ściskam dłoń chłopaka.

– Moim obowiązkiem jest dopilnować, by mojej narzeczonej nic się nie stało.

Prycham.

– Nie jestem jeszcze twoją narzeczoną, książę Chess.

– Niedługo nią będziesz – stwierdza z próżnością. Nienawidzę go. Naprawdę go nienawidzę. Nie obchodzi mnie to, że ma wielkie królestwo i gigantyczny pałac z kości słoniowej i hebanu. Wzdrygam się, gdy ujmuje moją drugą dłoń. Nie mogę się powstrzymać i wyrywam się gwałtownie, cofając się w stronę Asa. Opieram się o jego tors, od razu czując się bezpieczniej.

– Nie wydaje mi się – oznajmiam władczo.

– Będziesz z tym... klaunem? – Pogarda w jego głosie przyprawia mnie o dreszcze. – Królowa ci na to nie pozwoli.

– Zobaczymy – udaję pewną siebie, ale moje serce bije mocno i nieregularnie. Odwracam się na pięcie i ciągnę za sobą chłopaka, zostawiając księcia za sobą. On jednakże wsiada na konia i podąża za nami. Stukot kopyt doprowadza mnie do szału. Tracę dobry nastrój i zgrzytam zębami. As cały czas ściska mnie za rękę, ale ja nadal pozostaję wściekła. Mam kompletnie zrujnowane urodziny.

– Mam dla ciebie prezent! – Słyszę. Fukam niczym najprzedniejsza kotka i zerkam na księcia przez ramię. Opiera się o końską szyję, a na jego palcach dynda wielka, złota torebka. Jest zachwycająca, bardzo droga i zdecydowanie markowa. Torbacze z Krainy wykonują świetną robotę, jak na kangury, oczywiście. Przez chwilę mam ochotę ją zatrzymać. Potem jednak znowu powracam myślami do Asa. Patrzę na pierścionek na moim palcu i mimowolnie się uśmiecham.

– Podoba ci się? – Dopytuje książę. Zgrabnie chwytam torebkę, trzepocząc rzęsami, a potem ciskam ją na ziemię i depczę trampkami. Robię to przez dłuższą chwilę. Skaczę po niej i brudzę ziemią, ile wlezie.

– Jest fantastyczną wycieraczką! – Wykrzykuję. Podnoszę ją z ziemi i rzucam w stronę konia. Potem odwracam się na pięcie i idę dalej. W oddali majaczy już las, w którego czeluściach znajdują się Drzwi do Cheshire.

– Idziesz, As? – Pytam ostro. Chłopak natychmiast mnie dogania.

– W porządku? – Wygląda na nieco onieśmielonego.

– Przepraszam. Nie powinnam się tak do ciebie odzywać.

– Nic się nie stało.

– Kocham cię – szepczę. Chłopak prostuje plecy i otwiera szeroko oczy.

– Pierwszy raz mi to powiedziałaś – mówi z niedowierzaniem. Lekko się spinam.

– A ty mnie kochasz?

– Oczywiście – odszeptuje. Potem całuje mnie, długo i powoli. Wkraczając do lasu, mam o wiele lepszy humor. Nawet nie słyszę tego upierdliwego stukotu kopyt, choć majaczy gdzieś za naszymi plecami. Przekraczamy próg lasu, a puszcza otacza nas mrokiem. Zbliżamy się do Cheshire.

Continue Reading

You'll Also Like

96.5K 5.6K 23
Hongbin to płatny zabójca, który ma jedną zasadę: nie zabija niewinnych. Nim zdecyduje się wykonać zlecenie, obserwuje ofiarę i dokładnie sprawdza je...
19.3K 3.3K 21
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
88.8K 3.1K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...