Zapomniany Cud | Kuroko No Ba...

By RainGuardian1

53.8K 2.9K 2.7K

Akademia Okamino była niezaprzeczalnym mistrzem wszystkich koszykarskich i siatkarskich licealnych zawodów. Z... More

Zapowiedź
KARTA POSTACI (wersja demo)
Prolog 1.1 - Burza z Piorunami
Rozdział 1 - Wilcza Akademia
Prolog 1.2 - Atsu-chan i Atsu-chin
Rozdział 2 - Klub koszykówki
Rozdział 3 - Zawodnicy różnego rodzaju, czyli jak grały Wilki z Tokio
Rozdział 4 - Sparing- partner czyli zrzędliwy kuzynek i dobry przyjaciel
WIGILIJNY SPECJAŁ, CZYLI RODZINNE ŚWIĘTA U IMPERATORA
Rozdział 5 - Kapitanowie zespołów
Rozdział 6 - Siedem Cudów Teiko
Rozdział 7 - Będzie dla ciebie najgorszym przeciwnikiem
Rozdział 8 - Nazywam się Takao Kazunari!
Rozdział 9 - Touou kontra Seirin
Rozdział 10 - Inter-High - start!
Rozdział 11 - Powrót Pioruna z Teiko
Prolog 1.0 - Nie może zostać zapomnianym
Rozdział 12 -Na naukę nigdy nie jest za późno
Rozdział 13 - Złożone obietnice drużyny Okamino
Rozdział 14 - Arigatou
Rozdział 15 - Jesteś najlepszy
Rozdział 16 - Mów mi po imieniu
Rozdział 17 - Cecha rodzinna
Rozdział 18 - Drużynowy łańcuch
Ciekawostki o postaci~ Yamada Hayato
Rozdział 19 - Na wyciągnięcie ręki
Rozdział 20 - Wzajemna pomoc
Rozdział 21 - Jesteś moim rywalem
Rozdział 22 - Nowy początek
Rozdział 23 - Odrodzenie
Rozdział 24 - Mistrz podań i mistrz kradzieży
Rozdział 25 - Bat Ear kontra Eagle Eye
Dziękuję!
Rozdział 26 - Pierwszy powód do zemsty
Rozdział 27 - Drugi powód do zemsty
Rozdział 28 - Narodziny asa Akademii Okamino
Rozdział 29 - Seirin kontra Shutoku
Rozdział 30 - Bitwa wytrzymałości. Światło i Cień.
Pytanie #1
Rozdział 31 - Ten ostatni mecz. Wola Asa.
Rozdział 32 - Ostatnia szansa
Rozdział 33 - Historia klubu: Dwanaście lat. Definicja kapitana
Rozdział 35 - Doganiająca przeszłość
Rozdział 36 - Starcia międzyszkolne
Rozdział 37 - Więzi przyjaźni
Informacja #1
Rozdział 38 - Duma Pokolenia Cudów
Rozdział 39 - Za wszelką cenę
Rozdział 40 - Pierwszy rok
Rozdział 41 - Sayonara
Ciekawostki o postaci ~Himura Takahiro
Rozdział 42 - Pokonać przeciwności
Dodatek na święta, czyli dramaty, bal i koszykówka
Rozdział 43 - Dać z siebie wszystko
Rozdział 44 - W imię zwycięstwa
Informacja #2
Rozdział 45.1. - Sto meczów, sto zwycięstw
Rozdział 45.2. - Sto meczów, sto zwycięstw. Zdrada
Rozdział 46 - Kiseki No Sedai no Esu - Aomine Daiki
Informacja #3 [AKTUALIZACJA 3.03.24 r.]
Rozdział 47 - W drodze po puchar
Rozdział 48 - Podążająca po śladach klątwa

Rozdział 34 - Historia klubu: Kapitan i Cud. Drużyna to najwyższe dobro.

659 47 124
By RainGuardian1

Wyjątkowo, ze względu na specyficzny układ treści w tym rozdziale, obecne myśli bohaterów są podkreślone, by odróżnić je od  przeszłej historii opowiadanej przez innego bohatera.

________________________________________________________________________________

Czarnowłosy wyciągnął dłoń.

-Himuro Tatsuya.

Aha...stąd się wziął Muro-chin.

-Kasamatsu Kaori. - uścisnęli swoje dłonie, po czym spojrzała na piłkę. - Grasz w kosza?

Być w Akicie i spotkać typka, o którym praktycznie nie ma się informacji, ale pieprzony fart.

-Tak. - odpowiedział czarnowłosy - Teoretycznie nie możemy udzielać się w meczach poza mistrzostwami, ale o treningu nic nie mówili. - uśmiechnął się lekko - Widzę w twoich oczach, że to twoja pasja.

-To co...-podniosła głowę - Może mini meczyk? W końcu...To tylko trening.

-Niech będzie.

Aż była zaskoczona jak to łatwo poszło. Gość musiał kochać koszykówkę równie mocno, co ona.

Chłopak poprowadził ją na boisko.  Od jakiegoś czasu już nie padało, także asfalt był już bardziej suchy niż mokry. Rozgrzali się i przystąpili do rozgrywki.

Czarnowłosy miał piłkę. Zabierał się już do zwykłego rzutu za trzy lecz wybiła mu piłkę, w momencie, gdy próbował rzucić.

-Nuda - mruknęła, przechwytując kulę i biegnąc w stronę kosza. Himuro ruszył w pogoń i musiał sam przed sobą przyznać, że jest szybka. 

Chociaż tak naprawdę nie odbudowała swojej energii, którą straciła na ostatnie mecze.

Dziewczyna stanęła przed linią rzutów wolnych i podniosła ręce z piłką do góry. Nagle rękaw jej koszulki opadł, ukazując lekko opuchnięte ramię.

Himuro zatrzymał się natychmiastowo. Przed oczami stanęło mu wspomnienie ostatniego meczu przeciwko Kagamiemu w Ameryce.

Tyle, że teraz to było zupełnie coś innego. Spojrzał na dziewczynę, która widząc jego dziwną reakcję, zatrzymała się również.

-Oi. - powiedział - Dlaczego grasz z kontuzją?

Zacisnęła zęby.

-To nie kontuzja. To lekki uraz. Za dwa dni będzie po wszystkim.

Himuro pokręcił głową, starając trzymać się nerwy na wodzy.

-Ale może nią być, jeżeli tego właściwie nie opatrzysz! - zawołał i pociągnął ją za prawą rękę. - Idziesz ze mną!

I to by było na tyle.

Ale jeszcze większe zdziwienie pojawiło się u niej, gdy zorientowała się, że prowadzi ją w stronę swojego liceum, przy którym mieszkał, w akademiku.

Yosen.

-Ej...

Ale nie zwracał na nią uwagi. Równie dobrze mogłaby mu się wyrwać i po prostu sobie pójść, ale pewnie by na to nie pozwolił...

A może to ją żarła ciekawość, co mu takiego strzeliło do głowy?

Poprowadził, a raczej pociągnął ją za sobą po terenie szkoły i jakimś bocznym wejściem wszedł do budynku, który okazał się akademikiem.

Pokój miał na pierwszym piętrze. Otworzył go.

-Siadaj, a ja skombinuję jakiś bandaż.

Pierwsze co jej się rzuciło w oczy, to różnica pomiędzy dwoma łóżkami. Na tym z lewej strony, przypuszczalnie jego panował porządek, a na tym drugim...

Ach. Znajomy widok.

Leżała góra opakowań po słodyczach. I tyle jej wystarczyło.

-Uch...twój współlokator ma niezły spust.

Tatsuya zaśmiał się krótko.

-Fakt.

-To...o co ci chodzi? - zapytała, siadając na wolnym krześle. - Ściągnąłeś obcą osobę do akademika, tylko dlatego, że ma uraz. Z każdym tak robisz?

-Po prostu...-mruknął, wygrzebując z szafki elastyczny bandaż. - Gracz takiego kalibru powinien o siebie dbać.

Zmarszczyła brwi.

On wie.

-Spotkaliśmy się już gdzieś?

Czarnowłosy parsknął śmiechem.

-Twarzą w twarz nie. Ale nie mów mi, że nie zorientowałaś się po tej górze słodyczy...i po tym zdjęciu. - sięgnął na szafkę przy drugim łóżku i pokazał jej ramkę z fotografią.

Ona i Atsushi, z medalami na szyjach, trzymający razem puchar gimnazjalnego Winter Cup. 

Jej ostatniego gimnazjalnego turnieju.

-Drań...- mruknęła, jakby zapominając o jego obecności. - Nie spodziewałam się, że dalej to ma, a już tym bardziej w ramce na półce.

-Opowiedział mi dużo o tobie, Kasamatsu Kaori-san. Chociaż trudno go zmusić do jakiejkolwiek dłuższej rozmowy. - uśmiechnął się czarnowłosy. - Teraz to ja jestem jego partnerem.

Nie odpowiedziała.

Rozmyślała nad tym wszystkim. Nagle cały wielki plik, odnośnie taktyki na mecz z nimi, który opracowywała, stracił sens.

Bo typek był dobry. Nawet bardzo. Tacy jak ona czuli to na kilometr.

Do pary z Atsushim, ten gość...

-Yyy...-zaciął się Himuro - Musisz zdjąć koszulkę.

Zapomnij!

-Albo chociaż z lewego ramienia...yyy...

Ech. Spokojnie.

Koniec końców skończyło się na zdjęciu tylko do połowy, na co Himuro starał się za bardzo nie zwracać uwagi.

-Dobra, skończyłem.

Poruszyła lekko barkiem. Był całkiem profesjonalnie opatrzony.

-Dzięki. - mruknęła, unikając go wzrokiem, poprawiając koszulkę i od razu sięgając po bluzę. - Naprawdę dzięki.

-Zawsze do usług.

Przyglądał jej się z lekkim uśmiechem. A raczej wpatrywał się w nią, jak w obrazek.

-Cieszę się, że będę mógł rywalizować z kimś tak niezwykłym.

-Cóż...-poderwała się na równe nogi i chwyciła za paski plecaka. - Yy...dzięki za pomoc. Pozdrów Atsushiego. I do zobaczenia na Winter Cup.

Z tym, nie czekając na jego odpowiedź, złapała za klamkę i wyszła, szukając wyjścia z akademika.

Himuro stał przez parę sekund w miejscu, nieruchomo. Po chwili zamrugał i poruszył się.

-Do zobaczenia...Kaori-san.

***

Takiego obrotu spraw się nie spodziewała. 

Ale rekonesans na terenie wroga: zaliczony!

Wracając do celu podróży, przemierzała kolejne ulice Akity, jakby mając nadzieję, że po prostu na niego wpadnie. Albo że w ogóle go nie spotka.

Kretyn. Cholerny, głupi kapitan.

Prawda była taka, że już w Teiko zaczęła tracić natchnienie do gry. W pierwszej klasie było dobrze. W drugiej też. Za wyjątkiem ostatnich dni.

-Dwie klasy w jeden rok? To możliwe?

-Akurat ty powinnaś dać radę. - powiedział dyrektor - Okamino już chętnie by cię zgarnęło. Oferują do tego miejsce w męskim klubie koszykówki. To sportowa szkoła z dużymi osiągnięciami. Przyjdą do ciebie za tydzień na rozmowę. Przemyśl to.

Koszykówka. Od samego początku była jej całkowicie oddana i wierna. Rzuciła dla niej wszystko inne. Nic nie było tak ważne.

To był jej żywioł. Czuła to i wiedziała. I mogła kontynuować swoją grę, pośród chłopaków, w szkole średniej.

Szansa jeden na milion.

Nie mogła grać z dziewczynami. Zwyczajnie była zbyt silna. Już w podstawówce ją przenieśli. Trener, dostrzegłszy ogromny talent przedstawił sprawę dyrekcji. Debatowali nad tym blisko dwa tygodnie, ale załatwiono jej miejsce w klubie męskim. Tam dopiero się rozwinęła.

W Teiko również zrobili wyjątek, jeden jedyny. Trzy puchary w jednym roku. Byli niezwyciężeni.

Szła na salę gimnastyczną. Drużyna wiedziała, że została wezwana do dyrekcji i że przez to spóźni się na trening.

Właśnie, chłopaki.

Miała ich tak wszystkich po prostu zostawić? Swojego niepokonanego partnera, Atsushiego? Niesamowitego w każdym calu gry Aomine? Niezwyciężonego Akashiego?

Na pewno?

Na pewno zdoła ich porzucić?

Zatrzymała się. W wejściu do sali stał blondwłosy chłopak. Pamiętała. Poznała go już nieco wcześniej, choć trudno było nazwać ich kolegami, za bardzo się nie znali.

Kise Ryouta wpatrywał się w coś, a raczej w kogoś oniemiałym wzrokiem.

-Jest niesamowity, prawda? - mruknęła i przystanęła obok niego.

-Tak...-powiedział, nadal wgapiając się się w granatowowłosego. - Niezwykły, zimny styl...

Aomine akurat był w trakcie robienia wsadu. Zrobił to bezbłędnie, po czym wylądował.

-O, Kaori, nareszcie. -mruknął, uśmiechając się, po czym odwrócił się w stronę środkowego, który wsuwał słodycze. - Oi! Murasakibara! Rusz się!

-Okeeej. - zabrzmiało z drugiego końca sali. Kaori zmieniła buty i od razu wbiegła na parkiet.

A Kise dalej ich obserwował.

-Gdy poszliśmy tam, ja, Ayagewa i wicedyrektor szkoły...-powiedział Kayuzuki - Nie wydawała się zainteresowana. Myślę, że wówczas rozważała wszystkie za i przeciw. Albo po prostu taka informacja ją zaskoczyła. Jednak było pewne to, że mało która szkoła mogła złożyć taką propozycję. Prawda była taka, że potrzebowaliśmy takiego gracza, jakim jest ona. Ale to Ayagewa wpadł na ten pomysł. I uznał, że z całej tamtej niesamowitej siódemki, potrzebuje tylko Kaori. I to natychmiast. Po prostu, gdy pewnego razu zobaczył mecz Teiko i jej grę, powiedział:

To jest właśnie to.

***

Wygrane były dla nich chlebem powszednim. W ich słowniku nie istniało słowo "przegrana". A gdy w drugiej klasie dołączył Kise, wtedy można było mówić, że naprawdę w jednym miejscu zgromadzili się najwięksi geniusze swoich czasów.

Niepokonany Murasakibara.

Niezwyciężony Akashi.

Nieokiełznany Aomine.

Niepowstrzymany Midorima.

Niewidzialny Kuroko.

Nieuchwytna Kasamatsu.

Nieposkromiony Kise.

Największa siódemka, która w ówczesnym czasie wygrała wszystko, co było do wygrania.

Aż w pewnym momencie przestało to być sportem. A ona zdała egzaminy do Okamino, zostawiając wolne miejsce dla Kise, który udawał, że o tym nic nie wiedział.

I tak się zaczęło.

Pięciu pierwszoklasistów stało przed salą gimnastyczną numer dwa. Tego dnia o godzinie siedemnastej miały rozpocząć się zajęcia klubowe. Cała piątka, wyposażona w deklaracje, chciała zapisać się do klubu koszykówki, której kapitanem był Ayagewa Shouyou.

Chociaż  Okamino ostatnimi czasami odnosiło porażki, nie zraziło ich to.

-Od tego roku to się zmieni. W końcu nie mieli mnie. - powiedział uśmiechnięty, czarnowłosy chłopak.

-Na jakiej pozycji grasz? - zapytał fioletowowłosy drugoklasista, który opierał się o ścianę i obserwował ich od dłuższej chwili.

-Rzucający obrońca.

-Ten rzucający obrońca, którego mamy, jest genialny. Dostał się jako pierwszak do głównego składu.

Rozwijającą się konwersacje przerwało przybycie kolejnej osoby.

-Cześć. - przywitała się granatowowłosa dziewczyna - Je...

-Pomyliłaś się. - stwierdził chłodno fioletowowłosy - Klub żeński ma ćwiczenia o innej p...

Blondyn westchnął i wyszedł zza rogu.

-Daj im spokój, Arakida. - powiedział w kierunku fioletowowłosego i przeniósł swój wzrok na pozostał osoby - Wy do klubu?

Cała szóstka równo spojrzała na niego.

-Tak!

Nawet najmniejszego śladu. Trudno byłoby oczekiwać, że czegoś się dowie. Jednak nikt nawet nie pisnął słówka.

A jednak...

Czuła, jakby tę obecność.

Stali w jednej linii. Do każdego po kolei pochodził kapitan i asystujący mu blondyn, prawdopodobnie wicekapitan. Za nimi, w grupie stała cała reszta drużyny, przypatrująca się temu, co się właśnie działo.

Sala gimnastyczna była przestronna i jasna. Podłoga była podzielona na jedno, duże boisko oraz dwa mniejsze, stąd w pomieszczeniu znajdowało się sześć koszów do gry, dwa przeznaczone na duże boisko, a cztery na mniejsze.

-Już, przedstawić się, pierwszaki! - zawołał kapitan, zatrzymując się przy pierwszej osobie.

Średnio ją to obchodziło, jednak wiedziała, że to standardowa procedura. Jedno wiedziała na pewno, że nie widziała nigdy żadnego ze stojących obok niej pierwszoklasistów wcześniej, podczas jakiegokolwiek meczu.

Czy w szkole średniej odzyska natchnienie? Czy może w niej się rozwinie? Wyprzedziła chłopaków z drużyny o rok. W pewnym sensie cały czas było ciężko jej o tym myśleć.

A te zawiedzione twarz Murasakibary i Kise zapamięta chyba do końca życia.

Na sali zapadła cisza. Doszło do niej, że nadeszła jej kolej.

-Kasamatsu Kaori. - powiedziała - Skrzydłowy, z gimnazjum Teiko.

Szepty, które pojawiły się, gdy się przedstawiła, nasiliły się, gdy wspomniała o szkole.

-Cisza! - huknął chłopak z czwartej klasy.

Niewzruszony niczym wicekapitan odchrząknął.

-Biorąc pod uwagę twój styl gry, jak wiele piłek jesteś w stanie ukraść przeciwnikowi w grze jeden na jednego?

-Wszystkie.

Mina blondyna mówiła coś w stylu "Ach.Okej."

-Jak stoisz z wytrzymałością? - zapytał kapitan.

Westchnęła.

-Moja wytrzymałość równa się wytrzymałości kilku zawodników.

Przestąpił z nogi na nogę.

Ponownie zapanowało milczenie.

-Czas na sześćdziesiąt metrów? - zapytał nieco zbity z tropu rozgrywający.

-4,7 sekundy.

Z jej lewej strony, jak i zza pleców kapitana, gdzie stała reszta drużyny, słychać było już gadanie.

-Serio...-z rzędu pierwszoklasistów wychylił się czarnowłosy. - Jesteś jakimś potworem?

-Można tak powiedzieć. - przyznała, wzruszając ramionami. - Potworem z Pokolenia Cudów.

W tym samym momencie, na sali gimnastycznej numer dwa powinien trwać trening. Zasadniczo, tak właśnie było.

W praktyce opowieść cały czas była przekazywana dalej.

Zacznijmy od tego, co znaczy być członkiem Pokolenia Cudów.

Pokolenie Cudów to siódemka geniuszy, która spotkała się w gimnazjum Teiko. Posiadająca umiejętności, które innym mogły się tylko marzyć, odnosząca same zwycięstwa drużyna.

Każdy członek Pokolenia Cudów jest pełnoprawnym członkiem zespołu, w którym gra. Jednak ze względu na wyjątkowy talent graczom tym przysługuje pewien, odmienny rodzaj gry. Nie chodzi o specjalne traktowanie, ale o wykorzystanie zdolności członka Pokolenia Cudów jak najlepiej.

Przykładowo trener Yosen, pomimo awersji do graczy, którzy nie biegają, zaakceptowała taki styl u Murasakibary, ponieważ w tym leżało wykorzystanie jego wrodzonego talentu.

Ale inaczej to się ułożyło u nich. To Alfa Okamino zatrzymała rozwój Pokolenia Cudów. I to Alfa Okamino, Ayagewa Shouyou był w dużej mierze odpowiedzialny za to, że Piorun Teiko, Kasamatsu Kaori się zablokowała.

Na szczęście rozwaliła tę ścianę, Bogu dziękować.

Byli jak woda i ogień.

Nie. To złe porównanie. Byli jak dwa ognie, ale jeden był gorący, a drugi był zimny.

Nie byli przeciwieństwami. Jednak tak naprawdę mieli podobne osobowości.

Tyle że Ayagewa Shouyou...

-Kayu-san?

Akechi zacisnął zęby i spojrzał na Haruguchiego. Pierwszy raz nie był pewny, czy to, co robił, było słuszne.

-To historia naszego klubu. - powiedział Yuu - Kayu, oni powinni wiedzieć. Zwłaszcza, jeśli chcą stać się kapitanami.

-Powinniśmy wiedzieć co? - zapytał Rin, aż drżąc z emocji.

To, że miał dwie twarze, jedną szczerego idioty, drugą cholernego dupka, a żadna z nich nie była prawdziwa?

Niech to szlag.

A Kasamatsu Kaori...

Granatowowłosa weszła do kawiarni i przywitała się z obsługą. Usiadła przy pierwszym wolnym stoliku.

Kelnerka natychmiast do niej podeszła, podając kartę.

-Ciekawe. - przyznał kapitan, z drwiącym uśmieszkiem, po czym obrócił się w kierunku wszystkich nowych. - Jutro każdy z was, z osobna przejdzie egzamin w obecności klas trzecich i czwartych. Warunkiem dołączenia do klubu jest jego zdanie.

-Przyszła. - mówił dalej Kayuzuki - Ale to, co się tam stało...

10:0

-Wiedziałam. - powiedziała granatowowłosa, podnosząc piłkę. Trzecioklasiści i czwartoklasiści milczeli. Ayagewa stał jak słup soli. - Kto inny pofatygowałby się, by ściągać członka Pokolenia Cudów rok wcześniej? Ten...-obróciła się w jego kierunku - Który musi teraz wygrać, a nie ma takiej możliwości. Jestem beznadziejny. Tak myślisz o sobie, kapitanie.

Pozostałych dwóch czwartoklasistów zamurowało. Jako jedyni wiedzieli, jak było naprawdę...i nikt nie odważyłby mu się to powiedzieć prosto w oczy.

Za wyjątkiem tej małej, bezczelnej gówniary z Pokolenia Cudów.

Graczem był średnim. Do regularnego składu wszedł dopiero w trzeciej klasie, gdy został kapitanem. Jednak sprawdzał się w tej funkcji doskonale. I między innymi z tego powodu dostał opaskę.

Odłożyła z brzdękiem filiżankę z kawą na podstawek.

-Ale...to nieprawda. - powiedziała i rzuciła w jego stronę piłkę. - Ktoś kto trenuje za trzech nie jest bezwartościowy. Nie jest beznadziejny. Może nie mieć wrodzonego talentu, ale może być lepszy od tych, co taki posiadają. Wszystko, czego potrzebujesz...-stanęła przed nim. - To ja. Kapitanie Ayagewa...z moją pomocą puchar będzie twój.

Ayagewa prychnął.

-Myślisz, że skoro jesteś z Pokolenia Cudów, to przerastasz umiejętnościami wszystkich dookoła?

-Tak. - powiedziała -  Ja tylko proponuję ci pomoc, która zaprowadzi nas wszystkich na szczyt...

Ty głupi kapitanie!

Shouyou przystanął i zacisnął zęby.

-Nie ściągnąłem cię po to, byś onieśmielała umiejętnościami. - powiedział wyraźnie - Lecz by wygrać z Yosen. Drużyna. Drużyna to najwyższe dobro.

Drużyna to najwyższe dobro.

-...Więc jeśli chcesz w niej pozostać, proponowałbym przestawić priorytety. Widziałem tę waszą grę w gimnazjum. - parsknął drwiącym śmiechem.

Zacisnęła pięści i po chwili rozluźniła je.

-Więc co wybierasz, Kasamatsu-chan? - przyrostek dodał z nutką ironii. 

Założyła ręce na boki, pokręciła teatralnie głową i wypuściła powietrze z płuc.

-Jak ty nic nie rozumiesz, kapitanie...- uniosła ręce w geście bezradności. - Moim jedynym celem jest zwycięstwo. Czy tego chcesz czy nie, będziesz musiał ze mną współpracować, a ja z tobą.

Brązowowłosy uniósł brwi.

-Czyżby?

-Tak. - podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy - Ponieważ jesteś tchórzem. Dlatego mnie tu ściągnąłeś teraz. Pieprzony członek Pokolenia Cudów, obojętnie który, podczas gdy reszta koczuje jeszcze w gimnazjum sprawia, że rosną szanse zwycięstwa. Chcesz zapisać się  w historii jako kapitan, który przerwał złą passę. A ja tchórzów i egoistów nienawidzę.

Zapadła cisza. Kaori podeszła do ławki i zgarnęła z niej sportową bluzę, po czym ruszyła w stronę wyjścia z sali.

-To dlaczego się zgodziłaś?

Przystanęła.

-Dobrowolnie opuściłaś Pokolenie Cudów. - ciągnął - Dlaczego?

-Ponieważ...Geniusz to dziewięćdziesiąt dziewięć procent pracy i jeden natchnienia. Tyle, że bez tego jednego procentu natchnienia nic się nie zrobi. Niezależnie od tego, jakiego kalibru możesz być zawodnikiem, bez tego drugiego zaliczysz ostrą jazdę w dół.

Ayagewa wypuścił powoli powietrze z płuc. Kaori już naciskała klamkę, kiedy się odezwał ponownie:

-Trening jest jutro, na siódmą rano.

Ale to on osobiście zabił w niej natchnienie, a raczej jego resztki.

***

-Ale, co było w tym wszystkim najdziwniejsze, współpracowała z nami w stu procentach. - wtrącił Haruguchi - Od samego początku. Takiego startu na Inter-High, jaki zaliczyliśmy w zeszłym roku, nie mieliśmy od dawna.

Kaori zerknęła na telefon. Wkrótce musiała się zbierać na pociąg powrotny.

Ten nieszczęsny mecz drugiej rundy.

Zacisnęła zęby, siedząc na boisku i starając się nie pisnąć ani słówka. Wstała, otrzepała się i powiedziała:

-Spokojnie! Możemy kontynuować!

I nikt by się wówczas nie zorientował, gdyby nie ten kretyn, cholerny głupi kapitan.

Nagle ktoś złapał ją za nadgarstek i uniósł do góry. Z trudem powstrzymała syk.

Kapitan przypatrywał jej się badawczo.

-Poproszę czas. Mamy kontuzję. - sędzia skinął głową i zagwizdał. Zawodnicy Okamino wbiegli na boisko, a przeciwnicy i trybuny przypatrywały się scenie, która się na nim rozgrywała.

Wyszarpnęła dłoń z uścisku kapitana. Wokół nich zgromadziła się drużyna.

-Nie! Wszystko jest w porządku!

-Taak? - prychnął Shouyou. - Normalnie też się krzywisz, gdy ktoś cię złapie za tę rączkę?

Zacisnęła obie pięści nie zważając na ból.

-No dawaj. Przywal mi, tylko z lewej. - warknął, podchodząc bliżej. - Skoro wszystko jest w porządku.

Podniosła pięść do góry.

-Nie. - Akechi złapał ją za łokieć. - Schodzisz, Kaori.

-Powtarzam, nic mi nie jest. - warknęła - Mogę grać dalej!

-Nie. - powtórzył twardo wicekapitan - Nie możesz.

Dostrzegła na twarzy kapitana coś w rodzaju perfidnego uśmieszku. Na ten widok się w niej zagotowało.

Po raz kolejny wyrwała się z uścisku i stanęła naprzeciw Ayagewy.

-Jeśli chcesz, żebym zeszła z boiska, musisz mnie stąd wyrzucić siłą!

-Nie muszę...-powiedział lodowato - Bo jeśli chcesz, żebyśmy zwyciężyli, sama opuścisz to boisko.

Pieprzony drań miał rację. Nie mogła zadać takiego ciosu drużynie.

A on wiedział, że tego nie zrobi.

Niemniej nie zamierzała mu przyznać racji.

Nienawidziła tego. Tego jego poczucia wyższości.

Nienawidziła go jako całości.

-Bądź przeklęty. - wywarczała i popychając go, przeszła poza linię boczną. 

Akechi spojrzał na Ayagewę.

-Musiałeś? - zapytał - Zawsze musisz drzeć z młodą koty, nie możesz zachowywać się normalnie?

-Nie mogę. - odpowiedział - Dopóki nie zrobię z niej właściwego użytku. 

Kaori wyszła z kawiarni i ruszyła w stronę w dworca kolejowego.

-Kuso! - walnęła drugą ręką w ławkę, zrzucając przy okazji bidony i stanęła nad nią, dysząc ciężko.

Haruguchi klepnął ją w ramię.

-Uspokój się, Kasamatsu.

-Jestem spokojna, Haru-senpai! 

Akechi wrócił i stanął obok.

-To nie jest zabawa. Jeśli grałabyś dalej, mogłabyś zniszczyć sobie przyszłość.

-T...

-Tak, tak. Wiem, wiem. - powiedział, jednocześnie wykonując jedną dłonią gest "gadania". - Dla ciebie to życie i właśnie o to chodzi, żebyś sobie życia nie zniszczyła. I ja wiem, że cię to w tym momencie nie obchodzi, ale jutro już będzie. Ayagewa nie robi ci na złość.

Zacisnęła zęby i lekko opuściła głowę.

-To dlaczego...-zwinęła dłonie w pięści - Robi to w ten sposób? 

Minęła ich obu.

-Oi, Kaori, a ty dokąd?!

-Sprawdzić, czy mogę grać, czy nie!

Debil. Cholerny, głupi kapitan.

Następnie to, co zaszło po przegranej z Yosen na Winter Cup...

Prawie że cała drużyna wyszła z sali. Akechi zacisnął zęby i spojrzał na Haruguchiego. Następnie obaj spojrzeli na pozostałą dwójkę.

Kayuzuki pociągnął rozgrywającego za rękaw.

-Zaraz przyjdziemy.

Wyszli z sali i oparli się o filar. Tak, że słyszeli każde słowo.

Szła dalej w kierunku dworca. Na niebie znów zbierały się czarne chmury.

-Nie miałaś prawa tak do nich mówić. - powiedział Ayagewa.

Zacisnęła zęby i i złapała kapitana za koszulkę.

-Ktoś to musiał zrobić, jeżeli siedziałeś cicho, Ayagewa...senpai... - wysyczała - Tym, który do tego doprowadził, byłeś ty. To wszystko to twoja, pieprzona wina.

-Co?

Cały czas trzymając go za bety, walnęła wyższym i silniejszym od siebie chłopakiem o ścianę.

-Dlaczego zawsze musisz taki być?! - warknęła, a w jej oczach dostrzegł coś na kształt zdenerwowania pomieszanego z zawodem. - Co tak naprawdę się kryje pod tą pieprzoną maską? Udajesz szczerego, wszystkich dookoła obdarzasz uśmiechem, podtrzymujesz ich, gdy tego potrzebują, ciągniesz do przodu, a jaki jesteś naprawdę?! Nigdy nie wierzyłeś, że możemy wygrać! Nigdy! Udawałeś tylko, że to możliwe! Świetnie prowadziłeś drużynę, więc dlaczego?! - potrząsnęła nim -Dlaczego, do cholery?! Myślisz, że inni tego nie widzieli?! Tego, że wszystko chyli się stopniowo ku upadkowi? To właśnie to uczyniło ich zdrajcami! Jeśli kochaliby prawdziwie koszykówkę, nie odeszliby! Nie zostawiliby tego idioty, swojego głupiego kapitana, który na treningach grał głupka lub drania, na meczach szczerego debila, chcącego wygrać za wszelką cenę, gdyby wiedzieli, co myślisz naprawdę!

Przestała nim potrząsać. Ale dalej go trzymała za poły bluzy.

-Nie mogłam tego zrozumieć  na początku. Ale później, zorientowałam się...Co było twoim prawdziwym celem.

-Kaori, ty...

-Właśnie tak! - krzyknęła - Nie myśl sobie, że mną manipulowałeś! Wiedziałam to wszystko...że sam nie pragniesz zwycięstwa, tylko chcesz stworzyć drużynę marzeń, która pokonałaby Yosen w przyszłym roku! Skupiałeś się na współpracy i relacjach, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ale...-dodała już nieco ciszej, opuszczając ręce. - Postanowiłeś wszystko spieprzyć. Rozwaliłeś całą drużynę, gdy się zorientowałeś, że nic z tego nie będzie. To przed chwilą, to była eliminacja. Właśnie rozjebałeś zespół. I to twoja wina, kapitanie. Ponieważ jesteś tchórzem i nie umiałeś powiedzieć tego, co myślałeś!

Odsunęła się od niego i obróciła. Zauważył, że złapała prawą dłonią za materiał bluzy, tuż nad sercem.

-Jesteś cholernym dupkiem i naprawdę cię nienawidzę przez wszystko co zrobiłeś. Ściągnąłeś mnie tu po to, by stworzyć drużynę. Myślałam...-zacisnęła zęby  i obróciła się ponownie -Myślałam, że chcesz zwyciężyć razem z nami! Co  chwilę nas ganiałeś...cały czas się ze mną kłóciłeś na oczach zespołu, ale gdy pierwszy raz zagraliśmy...-zacisnęła dłoń na materiale mocniej. - Wiedzieliśmy, że damy radę! Bo to było właśnie to! Ale ty jakbyś zmienił zdanie...i przygasałeś z dnia na dzień. To kapitan niesie na barkach odpowiedzialność za drużynę! A jeżeli kapitan traci wiarę...wszyscy inni też ją stracą! I stracili! Tak jak i Arakida! Fakt faktem, dupek z niego, ale miał serce do tej gry, które ty mu zniszczyłeś! I nie tylko jemu! Wszystko to twoja zasrana wina, to przez ciebie pomyślał tak, a nie inaczej! Tak miało wyglądać twoje budowanie drużyny idealnej?! To w końcu ona jest najwyższym dobrem, czyż nie?!

Dwie krople skapnęły na podłogę. Kapitan zamrugał oczami, z których płynęły mu łzy.

-Możesz sobie teraz myśleć, co chcesz...-mruknęła, poprawiając swoją bluzę i zapinając ją. - Możesz nawet odejść...ale ja tego nie zrobię. Mam naprawdę gdzieś twoją opinię. Ale chcę, żebyś zapamiętał...w przyszłym roku będziesz obserwował nas na podium i pluł sobie w twarz, że mogłeś tam stać, gdybyś postąpił inaczej, niż właśnie postąpiłeś.

Akechi westchnął lekko i cofnął się do ściany.

-...To się stało. - powiedział blondyn. Haruguchi wypuścił powietrze z płuc. - Ale...to nie było do końca tak, jak ona myślała.

Drzwi otworzyły się. Do środka wszedł Kayuzuki.

-Słyszałeś.

Blondyn westchnął cierpiętniczo.

-Słyszałem. - mruknął, chowając dłonie w kieszenie. - Wiesz, nie odzywałem się przez ten cały czas. Tylko cię wspierałem. Nie, żebym robił ci teraz wyrzuty. Ale sposób...by dowiedzieć się, komu zależy, a komu nie, to mogłeś sobie wybrać inny. Zostawiłeś ją z zajebistym problemem na przyszły rok. 

Brązowowłosy odchylił głowę do tyłu.

-Drużynę da się zbudować od nowa. Chyba lepiej, żeby miała w niej takich, którym zależy.

-Dałaby sobie radę. Ale nie o tym mówię...-powiedział Akechi - W przyszłym roku Pokolenie Cudów przychodzi do liceum, a Kaori jest jedną z nich. Jakim pieprzonym cudem ma się rozkręcić z zupełnie nową drużyną? Zawodnik Pokolenia Cudów musi mieć swoją własną swobodę, którą ty jej zabrałeś.

Ayagewa spojrzał na niego.

-Nie chcę się z tobą skłócić na koniec szkoły, Kayu.

-Ja też nie. - mruknął - Wiem, że jesteś zbyt dumny, by przyznać mi rację.

-Poczekajmy na efekty...- odpowiedział kapitan, wpatrując się w drzwi, przez które wyszła Kaori. -Niemniej...trochę mi przykro zostawiać to wszystko.

Wicekapitan parsknął śmiechem.

-Kretyn z ciebie, ale też i idiota. - wyciągnął jedną rękę z kieszeni i walnął go w plecy. - Obserwuj, jak obiecałeś. Ja też...nie zamierzam po prostu zniknąć.

-Nie zamierzasz zniknąć, co...

-Nie robi tego dla niego. - powiedział Kayuzuki - Tylko by mu pokazać, że się mylił. Że Wilki z Tokio mogą i staną na nogach. Że drużyna, którą rozwalił, gdyż myślał, że nic z tego nie będzie, odrodzi się na nowo, jako drużyna marzeń, mając w swoich szeregach zawodników idealnych, gotowych zmierzyć się ze wszystkimi i ze wszystkim. A o to tak naprawdę mu chodziło. Szkopuł w tym, że nigdy nie zamierzał mianować jej kapitanem.

-Czyli...nieporozumieniem było to, że Ayagewa-senpai chciał zostawić koncepcję drużyny marzeń na przyszły rok, a nie na wówczas obecny? - zapytał Nakamura, a Akechi pokiwał głową na boki. - Ale Kasamatsu-san...

-Kaori...Nienawidzi Ayagewy jako człowieka i jako kapitana. Nienawidzi go przez to, co zrobił. Ale szanuje go jako gracza. Szanuje jego upór i wysiłek, by stać się lepszym zawodnikiem. Szanuje go za to, co próbował zrobić, to, co mu nie wyszło. Próbował stworzyć najlepszą drużynę i tę inicjatywę Kaori rozumie jak najbardziej, za to nie rozumie jej wykonania. Z jednej strony, chce stanąć przed nim z drwiącym wyrazem twarzy, mówiąc: Widzisz? Udało mi się, chociaż w to nie wierzyłeś!, a z drugiej chce spełnić obietnicę, którą mu dobrowolnie złożyła i zobaczyć jeden prawdziwy uśmiech tego skretyniałego idioty.

***

Kaori siedziała na ławce na zewnątrz dworca. Spotkanie z Himuro Tatsuyą było co najmniej zaskakujące i chociaż trwało krótko, zdążyła wywnioskować parę rzeczy.

Syknęła i złapała prawą dłonią za lewe ramię.

U najnowszego gracza drużyny Yosen dominował spokój. Zarówno w sytuacjach codziennych jak i grze. Jego styl opierał się na dokładności i spokoju.

I właściwie to tyle. Zagadka dziwnego rzutu, zwanego Mirage Shoot, nadal pozostawała nieodgadniona.

Przeklęła po nosem. Wystarczyłoby zmusić go raz lub dwa do takiego rzutu i już by miała jakieś podstawy sądzić, o co w tym chodzi.

Pomijając to, jakim był graczem, wydawał się całkiem w porządku. 

Tylko to ostatnie spojrzenie było naprawdę dziwne...

Jednak nie o to chodziło w jej wycieczce do Akity. Celem było, tak naprawdę...

Ostateczne zakończenie sprawy.

Powoli zaczynało kropić.

Ponieważ...

-Kono baka taichou*...

Schodziła wtedy po schodach, a kierowała się prosto w kierunku sali gimnastycznej.

Ayagewa-san.

Nie zawiodę cię.

Prychnęła.

Tak jakbym mogła, cholera. Nie dam ci tej satysfakcji, cholerny kapitanie. Gdy stanę przed tobą w przyszłym roku, zrobię to jako zwycięzca tego meczu.

Natomiast wtedy...

Tamtego dnia, kiedy nastał ich ostatni trening...

-Wiem, że sobie poradzisz, Kaori-chan. - powiedział na zakończenie, kładąc jej obie ręce na ramionach - Ja to po prostu wiem.

Prychnęła i zepchnęła jego dłonie.

-Przestań się tak roztkliwiać, wszyscy to wiemy. - mruknęła, nie patrząc na niego. - Nie dam ci tej pieprzonej satysfakcji, żebyś mógł mówić "a nie mówiłem"? Możesz o tym zapomnieć,  ty kretynie, cholerny, głupi kapitanie. I przestań z tym -chan.

Nic nie powiedział. Jedynie parsknął śmiechem.

Drań...

Złożył swój strój i odłożył na ławkę, po czym chwycił torbę i ruszył w kierunku drzwi.

Idiota. Cholerny, głupi kapitan.

Zacisnęła pięści.

Cholera!

-Ayagewa! - ciemnowłosy zatrzymał się i obrócił w jej kierunku. - Ja...-uniosła głowę- obiecuję ci, że stworzę drużynę, która pokona Yosen!

Chłopak uśmiechnął się.

-To obietnica! Spełnię ją! Zobaczysz!

-Trzymam cię za słowo. - wyciągnął w jej stronę dłoń zwiniętą w żółwika. - Będę obserwował. Będę.

-No ja myślę! - warknęła, przybijając żółwika. - Nie waż się nie patrzeć jak wygrywam z Yosen.

Ayagewa...

-Ty pieprzony dupku. - warknęła, wpatrując się w moknącą kostkę brukową. - W przeciwieństwie do ciebie, ja swojej obietnicy nie złamię.

-Pociąg pospieszny do stacji Jokohama, przez stację Tokio, wjedzie na tor pierwszy przy peronie drugim. - rozległ się głos w głośnikach - Powtarzam...

Westchnęła i wstała, łapiąc plecak prawą ręką.

***

Kayuzuki podźwignął się z ławki i stanął na równych nogach.

-Ale w tym wszystkim tkwi coś jeszcze.- dodał, na zakończenie. - Teraz nienawidzi go jeszcze bardziej.

-Dlaczego?

-Ponieważ...obiecał, że będzie obserwować. A zniknął, rozpłynął się we mgle. Złamał ich obietnicę...-westchnął Akechi - A Kaori, by wygrać, potrzebuje dwóch rzeczy. Pierwszą z nich omówiliśmy.

Pierwszaki skinęły głowami.

-Wolna wola członka Pokolenia Cudów.

-A druga to jest coś, co musi zrobić sama i co właśnie teraz robi...-zerknął na zegarek - Zerwanie z przeszłością. Dobra...wracamy do treningu!

-Tak jest!

Zawodnicy wstali i wrócili do gry. Nic nie mówili, wymienili się jedynie spojrzeniami. Każdy potwierdził. Czas na rozmowę o tym co usłyszeli, miał nadejść później, a w tym momencie chcieli skupić się na grze. Na treningu.

By stać się drużyną marzeń, która pokona Yosen.

Wiedzieli jedno. Wiedzieli, że na boisko już nie wrócili i nie wrócą zupełnie tacy sami.

***

Kaori stanęła na peronie, na który właśnie podjeżdżał pociąg.

Obróciła się w kierunku miasta, a pęd nadjeżdżającej maszyny rozwiewał jej włosy. Deszcz padał coraz mocniej, niebo zrobiło się prawie że całkowicie czarne. Gdzieś w oddali trzasnęła błyskawica.

Wyciągnęła z plecaka zdjęcie. Jedną z czterech fotek, które zawsze miała przy sobie. Na tej znajdowała się ona i kapitan w momencie jednej z wielu kłótni. Było to tuż po zakończeniu pierwszego meczu w najnowszym składzie. Lżyli wtedy na siebie co nie miara, a Akechi oczywiście to uwiecznił.

-Nie patrzysz. Nie odzywasz się. Nie pojawiłeś się. I nie znalazłam cię. - powiedziała głośno - A więc przestaję cię szukać. Dalej cię nienawidzę. Porzucam cię, Ayagewa Shouyou. Na zawsze. W dalszą drogę pójdę sama.

Przedarła fotografię na pół i wrzuciła na tory.

Zarzuciła plecak na prawe ramię i weszła do pociągu. 

***

Od: Imayoshi

To dopiero coś...

<załącznik>

________________________________________________________________________________

*W wolnym tłumaczeniu: ten głupi kapitan. Istnieje jeszcze forma "kyaputen", ale "taichou" jakoś bardziej mi brzmiało. No wiecie...umiem japoński wyłącznie z anime i dram. :D

Odnośnie rozdziału czyżby Takao miał konkurencję?

A ze spraw organizacyjnych...czas oczekiwania na kolejny rozdział może się wydłużyć. Chodzi o to, że się wyprowadzam (nareszcie, jej XD) i mam sporo spraw z tym związanym. 

Jak Wasze wrażenia po rozdziale? Spodziewaliście się tego, czy czegoś zupełnie innego? Jakie są Wasze odczucia po poznaniu kapitana? Wypowiedzcie się, proszę. :)

Trzymajcie się i do zobaczenia! ;* 

Continue Reading

You'll Also Like

24.4K 1.7K 43
Co się stanie, gdy zło zostanie uwięzione w ludzkiej skórze? Czy to zdoła je powstrzymać? Czy można oszukać przeznaczenie? A przede wszystkim: Czy...
7.9K 386 19
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
5K 500 36
❝Przeszłość pozostawiła blizny na duszy Sayuri, Mawia się, że bliznami cierpienia Uchiha są ich oczy.❞ Dawniej, nawet zwana królową chłodu, Uchiha...
80.7K 5K 32
W czasie szybkiego mordowania swojego klanu, Itachi Uchiha poprzez nieuwagę zostawił przy życiu jeszcze jedno dziecko. Co się wydarzy dalej? Dowieci...