Cold Heart [D.M]

Oleh fucking_joke69

83.6K 3.6K 1.2K

Całe jej życie jest poza nią. Widzi je całe, widzi jego kształt i powolny ruch, który przyprowadził ją aż tut... Lebih Banyak

Prolog
[2]
[3]
[4]
[5]
[6]
[7]
[8]
[9]
[11]
[12]
[13]
[14]
[15]
[16]
[17]
[18]
[19]
[20]
[21]
[22]
[23]
[24]
[25]
[26]
[27]
[28]
[29]
[30]
[31]
[32]
[33]
[34]
[35]
[36]

[10]

2.8K 131 17
Oleh fucking_joke69

Minęły dwa, może trzy dni od momentu kiedy Draco wyszedł z mojego gabinetu. Wyszedł to za dużo powiedziane, ja go po prostu wyrzuciłam. Od tamtego czasu rzucaliśmy sobie z dwa spojrzenia dziennie i na tym się kończyło. Żadne nie mogło się zdobyć by się pierwszemu odezwać. Czuje się zwyczajnie źle po tym co się zdarzyło między nami. Obiecywałam sobie, że spotkanie z nim nic nie zmieni i co? Jeden ładny uśmieszek, wykreowana pewność siebie, czułe słówka i głębokie spojrzenie w oczy, a ja już leciałam do niego jak jakaś niewyrzyta nastolatka. Myślałam, że im bardziej ograniczę nasz kontakt, tym szybciej moje pragnienie osłabnie. Przestane miewać jakieś żałosne depresje i nie będę dostawać napadów złości na siebie.

Aportowałam się tuż przed Wilson Manor i westchnęłam na sam widok wielkiego dworu z równie wielką i elegancką rezydencją na samym jego środku. W domu czekała na mnie cisza, znana od lat. Miałam już powoli dosyć tej egzystencji pustelnika, tej niezdolności do udziału w życiu.

— Popatrz na siebie. — mruknęłam do swojego odbicia w lustrze. — Dlaczego w towarzystwie tak tęsknisz za samotnością, a jednocześnie z takim trudem ją znosisz?

Pokręciłam głową. Już wariuje myśląc, że gadanie do samej siebie mi w czymkolwiek pomoże. Ile czasu minie, zanim znowu będę szczęśliwa? Nie chce wracać do tego, kim byłam, zanim go poznałam. Nie miałam wtedy w sobie nic poza rozgoryczeniem i złością. Żadnych uczuć, radości czy poczucia bezpieczeństwa.

Machnięciem ręki w kuchni naczynia zaczęły się unosić w powietrzu przyrządzając coś do jedzenia. Nie minęło kilka chwil a przede mną już leżał talerz z kanapkami i gorącą czekoladą. Nie był to może solidny posiłek na obiad, ale w tym czasie to mi wystarczało. I nie chodziło wcale o to, że dbałam o swoją sylwetkę, a zwyczajny brak apetytu i tyle.

Zdążyłam wziąć ostatni kęs kanapki kiedy rozległ się trzask na dworzu i pukanie do drzwi. Mój wzrok automatycznie wylądował na zegarku. 17:58. No jasne, bo człowiek nie może spokojnie odpocząć po dziesięciogodzinnej zmianie w pracy. Chwyciłam za różdżkę i udałam się w stronę drzwi. Oczywiście nie była mi potrzebna, był to jednak zwyczajny odruch. Inni czarodzieje dalej dziwnie się na mnie gapili, gdy tylko czarowałam bez niej, więc wolałam sobie tego oszczędzić i zachowywać się jak wszyscy.

Uchyliłam delikatnie drzwi i odrazu jęknęłam ze zniechęceniem, gdy zobaczyłam kto za nimi stoi. Chciałam je szybko zamknąć przed nosem nieproszonego gościa, niestety uniemożliwiła mi to jego stopa, która wślizgnęła się do środka.

— Też się cieszę, że cię widzę. — mruknął z przekąsem. — Brak zaufania czy przyzwyczajenie? — skinął na różdżkę w jej ręce.

— Należyta ostrożność. — mruknęłam. — Jestem zbyt zmęczona by się dziś z tobą bawić w jakieś gierki, więc możesz już iść. Umów się na wolny termin najlepiej pomiędzy nigdy, a nie w tym życiu.

— Twoje żarty są dalej na tak samo aroganckim i niskim poziomie. — prychnął. — I nie przyszedłem by bawić się w jakieś gierki. Wręcz przeciwnie, dziś chce odbyć z tobą poważną rozmowę. Taką jaką powinnismy odbyć za pierwszym razem, jak dorośli czarodzieje, rozumiesz? NAWET NIE PRÓBUJ SIĘ WYKRĘCAĆ! — dodał, gdy tylko rozchyliłam usta. — Ubierz się ciepło, masz pięć minut, zaraz wychodzimy.

— Malfoy...

— Zostały ci cztery minuty i pięćdziesiąt jeden... pięćdziesiąt... czterdzieści dziewięć...

Rzuciłam mu groźne spojrzenie przez które większość osób wzięłoby nogi za pas i uciekło by tam gdzie pieprz rośnie, jednak blondyn wysłał mi jedynie jeden z jego olśniewających uśmiechów od którego połowie populacji płci pięknej miękną kolana. Mi było tylko niedobrze. Przewróciłam oczami, ale nie ruszyłam się z miejsca. Wokół moich rąk pojawiła się biała poświata. W powietrzu aż było czuć magię. Całkowicie zatraciłam się w niej - wyczuwałam ją całym ciałem, rozkoszowałam się jej smakiem, zapachem i dźwiękiem. Kiedy rozbłysło lekkie światło zamrugałam ze zdziwienia, staliśmy tuż przed sobą mimo, że kiedy zaczęłam rzucać zaklęcie byliśmy w odległości kilku kroków od siebie. Ubrana byłam teraz w zwyczajne czarne jeansy, a spod czarnej szaty podróżnej wystawał kawałek zielonej bluzy.

— Taka magia przyciąga, prawda? — powiedziałam poważnie, nieświadoma tego, że prawie na mnie leży.
Dopiero, gdy uniosłam wzrok, mężczyzna jakby oprzytomniał i oboje w tym samym czasie cofnęliśmy się o krok.

— Masz ochotę na spacer?

— A jeśli powiem, że nie to dasz mi spokój?

— Nie, ale zawsze warto zapytać.

Wyciągnął do mnie dłoń, którą niechętnie złapałam. Chłopak lekko się spiął czując ciepło mojej dłoni. Tak zwykle bywało, gdy rzucałam nią zaklęcia, a im potężniejsze one były, tym dłoń stawała się gorętsza. Po chwili jednak poczułam jak stopy odrywają się od ziemii, a obraz się rozmazuje. Sekundę później znalazłam się na równej powierzchni, a oczy wpatrywały się z fascynacją w widok przede mną.

— Gdzie jesteśmy?

— Hyde Park w Londynie.

Rozglądałam się we wszystkie strony próbując jak najbardziej zatrzymać ten krajobraz w pamięci. Staliśmy teraz na szerokiej kamiennej dróżce, która była starannie odśnieżona. W miejscach gdzie powinna znajdować się zielona trawa leżał nienaruszony, gruby śnieg. Wzdłuż ścieżki były posadzone bardzo gęsto drzewa co tylko dodawało magicznego uroku, a za nami po prawej stronie było duże zamarznięte jezioro. Ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie, mijając co dziesięć metrów ławki umieszczone po bokach oraz rzucające słabe światło latarnie.

— Tu jest fantastycznie.

— W lato jest tu jeszcze piękniej.

— Po co mnie tu przyprowadziłeś?

— Mam dość, że przy każdym najmniejszym potknięciu oddalamy się od siebie. Rozumiem, pospieszyliśmy się z tym wszystkim. Dlatego chce byśmy porozmawiali o... tym czymś, nie zmieniajmy tematu, gdy tylko zejdzie on na stare czasy Hogwartu.

— Bez żadnych ściem i kłamstw?

— Tylko prawda.

Można wierzyć lub nie, ale chciałam mu wierzyć. Chciałam mieć wiarę w to, że jeszcze umiem mu zaufać. Że sidła kłamstw nie oplotły nas wcale tak mocno, jak myślałam. Że uda nam się z nich wyplątać. Niewiedza pozwalała zachować nam zdrowe zmysły. Przełykaliśmy wszystkie kłamstwa, i to bez najmniejszego dla siebie uszczerbku, bo przelatywały przez nas - nie strawione - niczym kamyki przez układ pokarmowy ptaka.

Nie było na świecie głupszej istoty od Jeanine Wilson, nie było na świecie niedorzeczniejszej idiotki, karmiącej się słodkimi kłamstwami, połykającej truciznę, jak gdyby to był nektar.

Myślałam przez dłuższą chwile, aż w końcu zdecydowałam się zadać pytanie, które męczyło mnie przez bardzo długi czas:

— Dlaczego po Bitwie o Hogwart nie zainteresowałeś się tym czy przeżyłam? Rozumiem w trakcie, te całe zamieszanie, że Voldemort został niby pokonany i tak dalej, ale w zamku dalej byli Śmierciożercy, nie martwiłeś się tym czy nic mi nie jest?

— Oczywiście, że się martwiłem. Uwierz mi, że te dwadzieściacztery godziny w których nie miałem żadnych znaków od ciebie, Nott'a, Blaise'a i Pansy były najgorsze w moim życiu. Ale następnego dnia odezwał się do mnie Blaise i powiedział, że każdy z was żyje, a ty jesteś już bezpieczna. — patrzył się to na zmianę na swoje buty i przed siebie. — Myślisz dlaczego prosiłem Oliver'a by mi mówił co u ciebie słychać? Wiedziałem, że są osoby które chcą ci zaszkodzić dlatego cieszyłem się po części z tego ze wyjechałaś do Norwegii, tam byłaś bezpieczna.

Pokiwałam jedynie głową, nie wiedząc dokładnie co mu powiedzieć. W pewnym sensie poczułam ulgę. Nie chciał by cokolwiek jej się stało i martwił się o mnie. Ale to nie wystarczy.

Nie poznawałam mężczyzny, który był obok mnie, i nie bardzo wiedziałam jak zareagować. Nie był już tą samą osobą, którą poznałam, i niestety, nie potrafiłam już tak przychylnie na niego patrzeć. Nie po tym co się wydarzyło. Dlaczego nie mogłam zostawić mu jego wspomnień - o dziewczynie, która widziała w nim jedynie dobro? Były one wszystkim, co mu pozostało, mobilizując go do walki o to, by pozostać w świetle. Zawsze nosił ciemność w swoim sercu.

Lecz jego wyraz twarzy był pogodny i szczery, więc zastanawiałam się, jak to możliwe, że coś co - byłam pewna - jest tak zgniłe w środku, może być tak wspaniałe na zewnętrz.

— Jeanine... — spojrzałam na niego. — Wtedy gdy Voldemort przyszedł do szkoły i oświadczył, że Potter nie żyje, on wezwał nas wtedy do siebie pamiętasz? I byliśmy już w połowie drogi i ty się zatrzymałaś. Nie wiem czy zdawałaś sobie sprawę z tego, ale twoje oczy były wtedy całe białe, zniknęły ci źrenice. A gdy już wszystko wróciło do normy, zmieniłaś zdanie i nie dołączyłaś do Śmierciożerców? Co się wtedy stało?

— W tamtym momencie... miałam wizje. — mężczyzna dziwnie na mnie spojrzał. — Nie, nie patrz na mnie teraz przez pryzmat tej oszustki Trelawney. Moje wizje są prawdziwe. Mój ojciec... Grindelwald również potrafi przewidywać przyszłość i odziedziczyłam to po nim jak i... potrafię podróżować w czasie bez żadnego zmieniacza czasu. I wtedy zobaczyłam dwie wizje. Tą która by się stała gdybym poszła dalej i tą w której wycofałam się. W pierwszej z nich pokonaliśmy Voldemorta, ty i ja, i wraz z Grindelwaldem podbiliśmy społeczność czarodziei na całym świecie, zaś w drugiej... zmieniłeś zdanie. Nie poszedłeś do Voldemorta tylko zostałeś i może to się wydawać dla niektórych głupie, ale nie chciałam żebyś był zły i wybrałam twoje dobro niż władze i potęgę.

— Wybrałaś drugą opcje, ale ja nie wróciłem.

— Sam decydujesz o swoim życiu Draco. Nie żadna wizja. Ona mi tylko pokazuje przypuszczalny przebieg wydarzeń. A przeznaczenie nie wyznacza tego, co robimy ani czym jesteśmy. Sami o tym decydujemy, więc nie możemy być ofiarą, wszyscy mamy moc, żeby wybierać, czego chcemy.

— Mówiłaś też, że potraficie podróżować w czasie.

— Owszem. Moja matka... gdy miałam dziewięć lat, a Grindelwald został umieszczony w Nurmengardzie ona przeniosła się w czasie. Naprawdę nie pytaj się mnie co się stało z starszą wersją mnie, bo sama nie do końca to pojmuje. Urodziłam się znacznie wcześniej, ale wiek mi się nie zmieniał przez tak jakby kilka lat. To samo uczynił Grindelwald zaraz gdy uciekł z więzienia przeniósł się do czasów naszego czwartego roku, odnalazł mnie i pod inną postacią postanowił wdrążyć swój plan w życie co mu się nie powiodło.

— Nie myślałaś kiedyś żeby cofnąć się w czasie i zmienić coś? Na przykład między nami?

Myślę, że nic nie dzieje się bez powodu. Nic nie bierze się z niczego, a życie nie może być sumą przypadkowych zdarzeń. I gdybym cofnęła czas, nie zmieniłabym niczego. Czasami jakichś dwóch rzeczy nie da się rozdzielić. Są splecione i już nic nie da się z tym zrobić. Gdyby nawet cofnąć czas, nie dałoby się usunąć tej złej części bez usuwania szczęśliwej.

— Niesamowite jak paradoksalnie układa się życie: najpierw bardzo czegoś pragniesz i nie możesz się doczekać, a potem kiedy jest już po wszystkim, marzysz tylko o tym by cofnąć czas i wrócić do dni, kiedy wszystko było po staremu. Tak było w moim przypadku. Najpierw bardzo chciałam ci powiedzieć co do ciebie czułam, a gdy to zrobiłam, marzyłam by wrócić do tych dni gdy było tak jak było.

— I dlaczego tego nie zrobiłaś?

— Nie mogłam. To była twoja jak i moja decyzja. Jeśli coś ma się zdarzyć to nic temu nie zaradzi. A poza tym... nasza przyszłość bezustannie się zmienia. Gdybyśmy nie mieli prawa wyboru, nasze życie pozbawione by było sensu. — wzruszyłam ramionami.

Postanowiliśmy usiąść na najbliższej ławce tuż obok fontanny z zamarzniętą wodą.

— Przepraszam. — odezwałam się cicho. — Byłam niesympatyczna przez ten czas.

— Przyzwyczaiłem się, tak robisz gdy przytrafia ci sie coś złego, atakujesz, chcesz być sama. Nie możesz tak robić. Musisz w końcu powiedzieć na głos co czujesz.

Powiedzieć na głos co czuje? Tyle, że nie miałam pojęcia co powiedzieć. Nikt nie nauczył mnie rozmawiać o emocjach. Nikt nigdy nie powiedział jakie to istotne, żeby rozmawiać o tym z innym człowiekiem, że każdemu potrzeba kogoś komu może się zwierzyć.

— Od kiedy potrafisz tak otwarcie mówić co czujesz? Nigdy taki nie byłeś.

— Nadal nie jestem. Po prostu... są sytuacje w których trzeba pokazać swoje emocje by przekonać kogoś do swoich prawdziwych intencji. — zamyślił się na chwile po czym dodał. — Pół roku temu jak miałem urodziny, spojrzałem na pierścień i pomyślałem o tobie. Byś była szczęśliwa, gdzieś gdzie zapadnie zapomnienie o mnie. Słońce zaświeci dokładnie w twoje okno od salonu, a ty będziesz piła herbate z kimś tak samo dobrym jak ty. I wtedy przed oczami pojawiał mi się Teodor i rozdrażniała mnie myśl o tym, że ten facet z wywieszonym jęzorem może dotykać twoje ciało swoimi niezdarnymi łapami. I wtedy zrozumiałem. — spojrzał mi w oczy. — Chciałbym mieć... kiedyś, rodzinę z kimś takim jak ty, wyjeżdżać by szukać natchnienia i wracać po chwili z tęsknoty. Patrzeć jak się uśmiechasz, gdy wracam. Cieszyć się, gdy ty będziesz wracać z pracy. Robić Ci niespodzianki i dobrze. Kochać Cię i się kochać z Tobą. W sypialni przy zapalonym i zgaszonym świetle.

— Draco...

— Poczekaj... — przerwał mi. — to nie są żadne oświadczyny czy coś. Po prostu... Wiem, że się boisz, ja także się boje. Ale jeśli teraz z tego zrezygnujemy, jeśli będziemy udawać, że nic się między nami nie zdarzyło, możemy już nigdy nie mieć następnej okazji.

— Draco, powinieneś doskonale wiedzieć, że nigdy nie byłam i nie będę osobą którą powinno się kochać. Ani ja nie powinnam nigdy czegokolwiek ani kogokolwiek kochać.

Ostatnią rzeczą jaką pragnęłam było się w kimś zakochać, bo gdzieś w głębi siebie pamiętałam, że miłość boli. Miłość. Kiedyś nazywałam to miłością, teraz nie jestem pewna. Teraz zastanawiam się czy miłość wogóle istnieje, czy to możliwe by osoba, którą kochasz nad życie bez najmniejszych skrupułów mogła zniszczyć cię doszczętnie. Teraz nie jestem pewna, wolę nazywać to pomyłką i udawać, że moje serce wcale nie pękło na kilka kawałków i nie potrafię go pozbierać.

— Może to zadanie dla samobójcy, ale podejmę się jego i nie odpuszczę, rozumiesz Jeanine? Nie mam zamiaru cię namawiać, sama zdecydujesz, ale ja nie zostawię cię w spokoju, jasne?

— Wrócił stary władczy Malfoy?

— Ten miękki i romantyczny nie bardzo pasuje do mojego stylu bycia.

— Był nieco przerażający. — prychnęłam. — Przejdziemy się?

— Gdzie? Do pubu?

— Niee. Cały czas tylko siedziemy, albo w pubach, albo w domu i pijemy litrami alkohol. Przejdźmy się po parku i porozmawiajmy.

Mężczyzna wstał i podszedł do mnie, gdy już zmierzałam przed siebie. Nie minęło nawet pięć minut ciszy, gdy ją przerwałam:

— Tamte dziewczyny po drugiej stronie parku się na ciebie gapią.

Draco przybrał dość zadowoloną minę.

— Oczywiście, że tak. Jestem oszałamiająco atrakcyjny.

— Nie słyszałeś, że skromność to atrakcyjna cecha?

— Tylko u brzydkich ludzi. Potulni może kiedyś odziedziczą Ziemie, ale w tej chwili należy ona do zarozumiałych takich jak ja.

Nawet nie zdążyłam przywrócić oczami, gdy blondyn ustał na zlodowaciały fragment drogi, przez co zachwiał się i upadł na ziemie. Nie mogłam opanować rozbawienia i zaczęłam się śmiać głośno.

— Cieszę się, że udało mi się cię rozbawić. — burknął.

— W-wszystko w porządku? — dalej zanosiłam się śmiechem.

— Jak najbardziej. — skinął głową, gdy się uspokoiłam. — W gruncie rzeczy nigdy nie czułem się lepiej. No, oprócz tego czasu kiedy byliśmy sami u mnie.

Świnia. Teraz wiedziałam, że był tym samym mężczyzną w którym się kiedyś zakochałam. Malfoy mógł się nieco zmienić z wyglądu i potrafił otwarcie mówić to co czuje, lecz w innych aspektach w ogóle się nie zmienił. Poczułam niemal ulgę, że wciąż myślał kroczem.

Otrzepał się i ponownie ruszyliśmy przed siebie.

W końcu rozmawialiśmy tak jak należy.
Komfortowo.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

1M 36.1K 49
- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną kla...
17.9K 1.8K 11
Odebrano mu ją. Uwięziono. Ukryto. Gdy Souline trafiła w ręce wroga, potwór czyhający pod skórą króla Ognia, wypełznął na wierzch. Ames zrobi wszystk...
8.7K 1K 25
Drugi tom. Lily wciąż zmaga się z nową, nieznaną rzeczywistością, w jakiej przyszło jej żyć. Stara się dostosować do surowych warunków Krainy Gniewu...
Mate Oleh GS

Fantasi

238K 10K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...