[19]

2.6K 165 43
                                    

Odetchnęłam głęboko po czym nacisnęłam mocno klamkę. Drzwi ustąpiły, ale ja nadal stałam, obawiając się zrobić krok naprzód. Nie jestem już pewna czy to co robię jest słuszne. Ostatnimi czasy nic co robię nie wydaje się już słuszne, jedyne co to pogarszam sytuacje. Moje pojawienie się zaburzyło cały rytm w jaki wpadł Londyn i jego okolice. Czuli się już bezpieczni, gdy wszelkie zło zostało schwytane albo martwe. Kim ja właściwie jestem by decydować o czyimś losie? Nawet portretem własnej matki, która nie żyje. Jak mam zniszczyć jedyną cząstkę, która pozostała mi po wydaje się najbliższej osobie w życiu, jaką powinien być rodzic. Może nie była idealna. Była mniej niż dobra. Ale była moją jedyną rodziną. Prócz tego marnego kawałka materiału, nie mam nic.

Boże, jak ja nienawidzę swojej rodziny, tych ludzi, których sobie nie wybierałam do pokochania, a i tak kocham.

— Jesteś pewna? — rozbrzmiał głos za moimi plecami.

Czy jestem pewna? Niczego nie można być do końca pewnym. W życiu jedyną pewną rzeczą jest śmierć. Nic więcej. Nie można w nią wątpić, bo nic na świecie nie jest równie przewidywalne jak ona. Nikt nie jest w stanie jej ominąć, wyrwać się z jej szponów. Od narodzin wiemy, że umrzemy i bardzo dobrze. Potrzebujemy stabilnej wiedzy w niestabilnych czasach. Wydaje mi się, że niektórzy wciąż żyją tylko dlatego, iż wiedzą, że prędzej czy później śmierć ich dosięgnie, tylko to trzyma ich przy tym życiu.

— Co jest ważniejsze? Sentymenty czy stabilność psychiczna?

Nie musiałam podpowiadać, pokiwał głową, wiedząc jaka decyzja właśnie zapadła. Nie potrzebowaliśmy słów. Nawet rozłąka, nie rozłączyła naszej nici. Oboje poszliśmy dalej. On żyje swoim życiem, a ja żyję życiem, jakiego nauczyłam się przy nim. Tylko, że bez niego. Kiedy po kolejnym roku jego nieobecności usłyszałam jego głos przysięgam, że zawalił mi się pod moimi nogami grunt. Myślę, że w zapomnieniu nie chodzi o ilość minionych dni, czy nawet lat. Czasem tak już jest, że kogoś nie ma, i nie ma, a ty uporczywie wierzysz w to, że przyjdzie. I ta wiara zostaje już z Tobą do końca, nawet, jeśli przestaniesz czuć coś do osoby, z którą coś Cię kiedyś łączyło, nigdy nie zapomnisz o tym wszystkim, co razem przeżyliście.

Położył mi dłoń na ramieniu, ściskając je nieco próbując dodać mi otuchy. Kiwnęłam głową i pchnęłam w końcu drzwi. Od mojego ostatniego przyjścia niewiele się tu zmieniło, może przybyło nieco więcej kurzu, ale nic poza tym.

— Proszę, proszę. — ktoś zacmokał w rogu pokoju. — Moja wyrodna córka z panem Malfoy'em.

Nasz wzrok odrazu skierował się w kierunku skąd dochodził głos. Matka wyglądała cały czas tak samo, z ust nie schodził ironiczny uśmieszek, a w oczach nadal błyszczały złośliwe ogniki. Ten kto wyczarował ten obraz był zdecydowanie jednym z najlepszych artystów i pewnie namalowanie go kosztowało matkę fortunę. W sumie ona oddałaby ostatniego knuta byleby tylko zatruwać innym życie nawet po śmierci.

— A ja się zastanawiałam dlaczego tak bardzo chciałaś zostać w Malfoy Manor. Wszystko jasne. — pokiwała głową. — Wydoroślałeś. Jak tam ojciec? Dalej załamany, że wychował cię dobrego człowieka? 

— Mamy bardzo dobry kontakt, bez obaw. — rzekł pewnie.

— Ah tak? Jest pewnie bardzo szczęśliwy, że utrzymujesz kontakt z Jeanine, prawda? — mężczyzna nie odezwał się. — Tak myślałam. A ty co? — zwróciła się do mnie. — Znowu przyszłaś mnie denerwować?

— Tą swoją gierką nijak nie poprawiasz swojej sytuacji. — powiedziałam.

— Mojej sytuacji? Nic mi nie zrobisz, nie usuniesz mnie tak jak to zrobiłaś z... nim.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now