[9]

2.8K 137 31
                                    

                          Narrator P.O.V

— Wszystko w porządku? — podszedł do niej i złapał ją lekko za ramie gdzie wcześniej ściskał je Teodor.

— Nic mi nie jest. — odepchnęła jego rękę i usiadła na swoim krześle.

Draco zmrużył oczy na zachowanie swojej... właśnie kogo? Współpracownicy, przyjaciółki czy może kochanki? Nie wiedział na jakim właściwie są etapie. Po ich wspólnie spędzonych świętach miał nadzieje, że teraz wszystko będzie prostsze, w końcu miał ją już przy sobie, ale nie do końca tak było. Można nawet rzec, że z każdym kolejnym dniem była mu coraz dalsza, mimo iż miał ją już tak blisko. Nie miał jednak pojęcia, jak ustawić ją na powrót do szeregu. Nie wiedział, jak naprawić to, co zostało zniszczone, zarówno w jej wnętrzu, jak i między nimi. Nie miał pojęcia, jak naprawić relacje z Jeanine. Nie wiedział nawet, czy jest to możliwe. Czuł się jak uzdrowiciel, który nie przestaje reanimować pacjenta, mimo że ten od dawna nie daje oznak życia. Kiedy wiesz, że nadeszła ta chwila? Kiedy odpuszczasz i podajesz czas zgonu?

— Jeanine?

— Malfoy mógłbyś mi z łaski swojej nie przeszkadzać? Już i tak jestem do tyłu z tym wszystkim, nie potrzebuje dodatkowych problemów.

— Wiec jestem problemem, hę?

Prychnął pogardliwie i czekał. Kobieta się nie odzywała. Liczył na choć jedno słowo, nawet jeśli byłoby złośliwe. Zdał sobie sprawę, że już nie czeka. Nie było na co. Trudno mu było uwierzyć, że tak go potraktowała, ale... Właśnie, czy rzeczywiście był tym zaskoczony? Żyła tylko, aby żyć, nic jej nie pobudzało, na niczym jej nie zależało, nie miała niczego, co mogłaby nazywać swoim własnym. W akompaniamencie ciszy, wyszedł z jej biura, powstrzymując się by nie trzasnąć drzwiami, brakowało by jeszcze tego żeby zaczęli plotkować na ich temat o ile już tego nie robią.

Nie zwracając uwagi na innych i ich oburzone miny, gdy tylko trącał ich ramieniem nie odwracając się by przeprosić, wrócił do swojego biura i zrzucając swoją marynarkę na kanapę, zasiadł w fotelu. Po chwili bez zastanowienia wyciągnął ze swojego schowka dobrze ukrytą butelkę Ognistej Whiskey i nalał jej sobie odrobine do szklanki wypijając odrazu całą jej zawartość.

— Smoku co ci zepsuło ten jakże piękny poranek? — Blaise uśmiechnął się chytrze, wyłaniający się zza zielonych płomieni kominka w jego biurze.

— Chcesz wiedzieć co? Ta nasza cholerna przyjaciółeczka.

— Jeanine? Co z nią?

— Można powiedzieć, że wyrzuciła mnie za drzwi. — fuknął.

— Uu czyżby kłopoty w raju? To i tak cud, że tak szybko się do siebie zbliżyliście. — poruszył sugestywnie brwiami przy ostatnim zdaniu. — Szczególnie z jej upartym charakterem.

Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o jej, jak to powiedział, upartym charakterze. Właściwie na samą myśl o niej. Złapał się na tym, że nie ma takiej godziny, co tam godziny, minuty takiej nie ma, żeby o niej nie pomyślał. A co myśli? W jednej minucie, że ją kocha, w drugiej że nienawidzi. Kolejność przypadkowa. W jednej, że bez niej ani kroczka, w drugiej że stoi przy niej w miejscu albo nawet się cofa. I tak bez przerwy. Ot klasyczna nienawimiłość. Bolało już samo patrzenie na nią. Bolało też kiedy jej nie widział. Bolało, kiedy o niej myślał. I kiedy starał się nie myśleć. Ale co było trudniejsze, żyć bez niej czy z nią?

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze ten cholerny Nott. Draco czuł że ten facet znowu namiesza między nim a Jane. Jane - uwielbia tak do niej mówić. Nie ma prawa zbliżać się, a co dopiero dotykać jego Jane. Tak, była jego i tylko jego. Czuł że zapewne zachowuje się jak zakochany szczeniak, który właśnie przeżywał pierwsze zakochanie, ale nie bardzo mu to przeszkadzało, prawdę mówiąc był takim szczeniakiem, co prawda już nie tak młodym, ale dalej przeżywający swoje pierwsze prawdziwe uczucie. Była wszystkim, czego nie chciał. Była jego własnym upokorzeniem. A zarazem tym, co najlepsze, najbardziej ludzkie i najpiękniejsze.

Cold Heart [D.M]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz