[30]

861 34 47
                                    


Każdy na świecie ma swoje miejsce. Nie chodzi tu o dom w którym przebywa się na codzień. Chodzi raczej o miejsce w którym świat na chwile się rozmazuje. Jest to przestrzeń w której czujemy wewnętrzny spokój i harmonię. Każdemu, kto pragnie zachować zdrowy rozsądek, niezbędne jest na tym świecie tego typu miejsce, w którym będzie mógł i będzie chciał się zgubić. Ostatnim azylem do którego można uciec, schronić się, a potem zamknąć się i wyrzucić klucz. Zazwyczaj są to miejsca zupełnie nie pasujące do opisu spokoju, to w większości przestrzenie zatłoczone lub głośne. Tak jak najlepszym schronieniem przed ludźmi jest tłum.

Przez całe życie zawsze była tylko ona. Cisza. Tylko to znała. Bądź cicho. Udawaj, że nic się nie stało, że wszystko w porządku. I patrz, wszystko pięknie się układa. Cisza otępia ludzi. Robi z nich wariatów, ponieważ ich nie słucha. Nie słyszy naszego krzyku, drgań głosu, płaczu. To chaos słyszy każdy nasz szept. Czemu więc utożsamiamy go ze złem? To przesąd, bajkowy schemat. W chaosie, w bałaganie, w nieuporządkowanym ruchu milionów jednostek, w ślepej zbieraninie wszelkich możliwych poglądów, metod i celów - tam jesteś bezpieczny, tam zawsze będziesz miał dokąd uciec, zawsze ktoś cię ochroni. Chaos nie jest zdolny do wielkiego dobra, nie potrafi działać dla wielkich idei, nie zaprowadzi jednym dekretem szczęścia i dobrobytu na całej Ziemi – ale z tym samych przyczyn nie jest zdolny do wielkiego zła, nie buduje lochów, nie rzuca klątw, nie zniewala narodów, nie przymusza ludzi do podłości. To wielkiego porządku powinniśmy się bać.

Fale wody z fiordu z głuchym szumem uderzały o skalisty brzeg. Wtedy właśnie otwarła się pod nią głębia, która wstrząsnęła całym jej życiem. Stała na szczycie stromego zbocza. Wokół siebie nie widziała nic prócz przestrzeni. Jedynym odczuwalnym wydarzeniem był upływ czasu.

Wystarczył jeden krok.

Woda coraz mocniej odbijała się od skalistej ściany, tworząc szum, który próbował zagłuszyć jej myśli, albo wręcz przeciwnie, zagłuszał zdrowy rozsądek wołając ją by połączyła się z nim w jedną postać. By rzuciła się w fale, które porwą ją tam gdzie nikt jej nie znajdzie. Gardło bolało ją od pragnienia głośnego krzyku.

Wystarczył jeden krok by zaczęła spadać. Wystarczyło lekkie pochylenie się do przodu. Nerwowym ruchem zeskoczyła ze skały nie mogąc już stłumić płomienia we krwi.

Spadała...

Staczała się w głąb siebie samej. Staczała się w pustkę. Im szybciej spadała, tym głośniejszy stawał się jej krzyk. Ale szybkość upadku czyniła go niesłyszalnym. Spadanie ze fiordu tak wysokiego jak Sognefjorden to zaledwie sześć sekund. Tylko tyle trwa ostatnia podróż.

Sześć sekund spadania przez siedemset pięćdziesiąt metrów dzielących dwa światy.

Sześć sekund, w czasie których już się prawie nie żyje... choć jeszcze nie całkiem umarło.

Sześć sekund podróży w próżni.

Odruch wolności czy szaleństwa? Odwagi czy słabości? Poczuła, że się rozluźnia. Nabierała innej konsystencji. Traciła ciężar. Coraz mniejsza była różnica między nią a powietrzem.

Sześć sekund, po upływie których wpada się do wody z szybkością stu dwudziestu pięciu kilometrów na godzinę.

Sześć sekund, po których następuje śmierć.

Stawała się powietrzem. Dzięki przyspieszeniu odcieleśniała się. Spadanie uczyniło ją lekką.

Tak chyba wygląda wolność. Pędziła drogą w dół, a wiedziała, że będzie żyć wiecznie.

— A ty znowu tutaj?

Dopiero głos wydobywający się zza jej pleców przywrócił ją do rzeczywistości. Uchyliła lekko oczy przyglądając się krajobrazowi, który miała już wyryty w pamięci. Patrzyła na wzgórza i lasy, ktore falowaly wokół niej. Podziwiała je w dzieciństwie i nadal darzyła je z niejakim sentymentem. Uniosła lekko kącik ust, czując jak wiatr rozwiewa jej włosy na wszystkie strony.

Cold Heart [D.M]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz