[29]

889 34 7
                                    

             Narrator P.O.V

Gdy jesteśmy dziećmi myślimy, że każde nasze przewinienie zostanie zapomniane. Rodzice załatwią wszystko, a nas nie sięgną żadne konsekwencje. Bliscy wezmą na siebie wszystkie łzy i krew, które wylały się z naszego ciała. Nie poznamy smaku rzeczywistości, która była paskudna w swojej całej postaci.

Gdy jesteśmy nastolatkami, wydaje nam się, że nieważne jacy byśmy nie byli, nasza rodzina, przyjaciele, ukochani nigdy nas nie zostawią. Przecież przyrzekali nam to na każdym kroku. Przecież obiecywali, że zostaną z nami na zawsze bez względu na wszystko. Okazuje się jednak, że te ,,zawsze'' oznacza okres, w którym wszystko jest dobrze do momentu aż wszystko się spieprzy. Wtedy nie ma nikogo kto by złapał cię za rękę i powiedział: ,,Wierze, że dasz radę. Jestem z tobą.'' To właśnie robią ludzie w tym chaotycznym świecie, świecie wolności i wyboru: odchodzą, kiedy chcą. Znikają, wracają, potem znowu znikają, a ty zostajesz z tym sam i musisz się jakoś pozbierać.

Gdy jesteśmy dorośli nie mamy złudzeń. Nie mamy przyjaciół, nie oczekujemy ich wsparcia, wręcz przeciwnie, zaczynamy wierzyć w to, że ludzie są zdolni do wszystkiego. Ludzie są wielowymiarowi. Każdy może mieć ukrytą stronę swojej natury, w której czai się zło i zagrożenie. Twój uzdrowiciel może okazać się sadystą, nauczyciel uczący cię za dzieciaka - pedofilem. Sklepikarz - mordercą. Ludzie w większości myślą tylko o sobie. Ludzie nie mają czasu zajmować się tym, co robisz lub jak ci idzie, bo są zajęci własnymi dramatami. Coś może na chwilę przyciągnąć ich uwagę do ciebie, na przykład spektakularny sukces lub porażka albo obecność w prasie, jednak ta uwaga po niedługim czasie skupi się na tym, co zawsze - na nich samych. Chociaż początkowo możesz poczuć się nieswojo i samotnie na myśl, że dla nikogo innego nie jesteś najważniejszy, to w istocie taka świadomość działa niezwykle wyzwalająco. Oznacza mianowicie, że jesteś wolny - bo wszyscy są zbyt zajęci martwieniem się o siebie, żeby specjalnie przejmować się tobą.

Samotność okazała się chorobą naszych czasów. Potrafi być przerażająca i porażająca. Poza tym jest nieunikniona. Każdy tak naprawdę jest sam. Nieważne, czy ma kogoś bliskiego, czy nie. Sam przeżywa swoje lęki, nawet gdy ktoś inny w tym czasie trzyma go za rękę. Sam płacze nawet, gdy ten drugi ktoś ociera mu łzy. Druga osoba może być powiernikiem największych tajemnic, ale wcale nie ma gwarancji, że tak będzie do końca. A na końcu i tak odchodzi się w samotności.

Kobieta pokręciła szybko głową czego od razu pożałowała. Świat na chwile zawirował, a jej zrobiło się niedobrze i pomyślała, że powinna wypić jeszcze trochę by nie dopuścić do kaca. Myśli zdawały się coraz bardziej mętne.

— Jeszcze trzy. — rzuciła w kierunku mężczyzny za barem.

— Nie uważasz, że wystarczy? — zapytał oschłym tonem.

Uchyliła lekko ociężałe powieki, patrząc na mężczyznę spod byka. Dlaczego, gdy to mężczyzna pije, każdy ma to za rzecz równie naturalną co zakupy w sklepie, natomiast pijąca kobieta jest dla innych pojęciem całkowicie abstrakcyjnym.

— Jeszcze trzy. — powtórzyła.

Facet przewrócił oczami, ale zgodnie z jej wolą położył na brudnym blacie kolejne napełnione kieliszki jakiegoś alkoholu. Blondynka już nawet nie rejestrowała co piła. Nie piła, alkohol przelatywał przez jej przełyk. Z każdą kolejną kroplą czuła się jak na krawędzi przepaści.

Umieranie jest jak powolnie rozpadanie się na kawałki, ale nie w taki sposób jakby ktoś tobą rzucił o ziemię jak szklanką. Można powiedzieć, że proces ten polega na powolnej autodestrukcji. Zaczyna się powoli - najpierw zamarza mały kawałek serca, który rzekomo nie jest potrzebny. Po pewnym czasie ciemnieje kolejny odłamek. Wpada się wtedy w ciąg cierpienia. Nie tylko serce się psuje. Umysł także. Powoli zaczyna się tracić zdrowe zmysły. Szczegóły zaczynają umykać. Nie pamięta się uczucia radości. To puste słowo, w miejscu którego stoi dziura.

Cold Heart [D.M]Where stories live. Discover now