Cold Heart [D.M]

Par fucking_joke69

83.6K 3.6K 1.2K

Całe jej życie jest poza nią. Widzi je całe, widzi jego kształt i powolny ruch, który przyprowadził ją aż tut... Plus

Prolog
[2]
[3]
[4]
[5]
[7]
[8]
[9]
[10]
[11]
[12]
[13]
[14]
[15]
[16]
[17]
[18]
[19]
[20]
[21]
[22]
[23]
[24]
[25]
[26]
[27]
[28]
[29]
[30]
[31]
[32]
[33]
[34]
[35]
[36]

[6]

3.5K 150 51
Par fucking_joke69

Najtrudniej jest spełnić obietnice złożone samemu sobie. Szczególnie te wypowiedziane szeptem lub pomyślane w tajemnicy przed wszystkimi. Nie ma nikogo, kto mógłby poczuć się rozczarowany lub dotknięty tym, że ich nie dotrzymaliśmy. Pomijając nas samych i zapominając o naszym sumieniu. Ale my siebie zawsze przed samymi sobą jakoś zgrabnie i przekonywająco usprawiedliwiamy, wymyślając na poczekaniu „utrudnienia", „przeszkody", „niezależne od nas warunki", „opór materii" i tym podobne.

Doskonale pamiętam jak obiecywałam sobie po każdej nieprzespanej nocy, że nigdy więcej nie dam nikomu się do siebie zbliżyć. To jak obiecywałam, że nigdy więcej on nie będzie w stanie znów wejść w moje życie. A teraz? Teraz siedzę u niego w kuchni i pije Whiskey. Do tego on niedawno wyznał, że coś do mnie czuje.

Dalej nie mogłam w to uwierzyć, a może bardziej nie chciałam w to wierzyć. Bałam się, że uczucie powróci, a ja nie będę mogła nic z tym zrobić. Teraz mimo wszystko potrafimy rozmawiać na zwyczajne tematy. Doskonale widzę, że mężczyzna nie wspomina przy mnie o przeszłości, o tym co nas łączyło. Czuć było, że bał się nawiązać do tego, mimo iż bardzo chciał. Ale ja nie jestem chyba jeszcze na to gotowa. Napewno nie teraz.

— Dlaczego nie chcesz odpuścić? — palnęłam, mimo iż rozmawialiśmy na całkiem inny temat.

— Dlaczego? — spojrzał na mnie, jakby się przesłyszał. — Słońce, czy ty wiesz co ze mną zrobiłaś? Pytasz się jeszcze czemu? Przez cholerne siedem lat moje myśli nigdy nie mogły chociaż przez tydzień przestać myśleć o tobie i tym, ile będę musiał jeszcze czekać, żeby cię spotkać. Nie odpuszczę, bo cię pragnę, rozumiesz? Jesteś jedyną, na której mi zależy. Nikogo do swojego życia nie dopuszczałem, bo chciałem ciebie. Nie pozwoliłem innym kobietom się zbliżyć, bo chciałem ciebie. — mówił to spokojnie, jakby w ogóle się nie wahał.

Czułam swoje serce, które bije teraz jak szalone, a w brzuchu zaczyna ściskać. Dlaczego on tak to swobodnie mówi? Widzimy się dopiero trzeci dzień, a on nagle taką odwagą kipi? Można zauważyć, że nie tylko z wyglądu wydoroślał, ale i z zachowania.

— A może robisz to wszystko wyłącznie dla swoich korzyści?

— Dobra, przyznaje... — podszedł do mnie i oparł swoje dłonie po bokach. — chce cię pieprzyć. Ale to nie zmienia tego, co czuje do ciebie.

Dopiero gdy się odsunął, wypuściłam wstrzymywane powietrze. Nawet nie zdając sobie sprawy, że je wstrzymuje, co odrazu zauważył, uśmiechając się zwycięsko. Uświadomiłam sobie, że wciąż patrzymy sobie w oczy, gdy lekko się do niego uśmiechnęłam. Widziałam jak jego wargi układają się w zwycięski uśmiech, lecz wtedy uniosłam rękę.

I pokazałam mu środkowy palec.

Godziny mijały, a ja coraz bardziej zaczęłam odczuwać skutki wypitego alkoholu. Nie byłam niewiadomo jak pijana, ale czułam już niewielkie zawroty głowy.

— Marzę tylko o łóżku... — przeciągnęłam się na kanapie na której teraz siedzieliśmy.

— W takim razie mamy podobne marzenia.

— Też marzysz o łóżku? — spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu.

— Marzę o tobie w moim łóżku. — uśmiechnął się zalotnie.

Prychnęłam wstając z kanapy i zaczęłam ubierać się w swoją szatę.

— Czas już na mnie. — odwróciłam się do blondyna gdy staliśmy przy drzwiach. — Dzięki za... dzisiaj.

— Należy mi się coś — Malfoy jak gdyby nic wychylił się w moją stronę i przyłożył palec wskazujący na policzek.

— Za?

— Za gościnę w moim domu. — w ciągu dalszym czekał.

Przekręciłam oczami i stanęłam na palcach by choć trochę mu dorównać. W chwili gdy byłam już blisko jego policzka, on odwrócił głowę i złączył nasze usta. Na moment przestałam być czujna i miał mnie jak na tacy. To za szybko. Nie wybaczyłam mu. Ja nie potrafię przebaczać. Ani przebaczać, ani zapomnieć. Jest to na pewno jedno z moich najpoważniejszych ograniczeń, nieprzyjemna cecha charakteru. Najgorzej, jeśli ranę zadał mi ktoś, o kim miałam bardzo wysokie mniemanie. To oczywiście nie znaczy, że wstępuję na ścieżkę wojenną przeciw tym, którzy mnie zranili lub urazili. Ja tych ludzi po prostu eliminuję z mojego życia, wymazuję z myśli. Każdego - mężczyznę czy kobietę - kto zadał mi ból, zsyłam na Sybir moich uczuć. Odsunęłam się od niego, mimo że pachniał tak pięknie. To okropne, że chociaż tak bardzo mnie zranił, do mojego ciała nie dotarła wiadomość, że powinien być dla mnie odpychający. Gdyby jakiś naukowiec znalazł sposób na pogodzenie serca z mózgiem, na świecie zostałoby bardzo niewiele cierpienia.

— Chce więcej. — spojrzał na mnie niewinnie.

Zamaskowałam uczucie bólu, który powoli rozprzestrzeniał się po całym moim ciele. Ostatkiem sił lekko się uśmiechnęłam, po czym zniknęłam z jego posiadłości.

                               **************

— Hej Jeanine!

W środę do biura Sekretarki Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów bez pukania wkroczyła Pansy z wielkim pudłem i dwoma kubkami w rękach.

— Pansy mam dużo pracy.

Wskazałam na stos kart i papierów na biurku, które walały się na całej jego długości. Od rana wciągnęłam się w wir pracy, nie wiadomo czy wynikało to z mojej pracowitości czy może z chęci zajęcia się czym innym niż rozmyślanie o pewnym blondynie.

— Przestań. — machnęła lekceważąco ręką. — Nie wyrzucą cię za chwile przerwy.

— Znając ciebie to to nie będzie chwila przerwy. — westchnęłam i oparłam głowę o zagłówek.

— Nie marudź tylko wcinaj.

Otworzyła karton w którym znajdowały się rożnego rodzaju pączki, ciasteczka i tym podobne. Przekręciłam oczami i rzuciłam się na pączka z budyniem w środku i niebieskim lukrem. Rozsiadłam się wygodnie na fotelu kładąc nogi na taboret przy biurku. Brunetka zaśmiała się i również chwyciła pączka i rozsiadła się w taki sam sposób jak ja. W radiu rozbrzmiała piosenka Fatalnych Jędz, którą zaczęłam pod nosem podśpiewywać.

— Co? — fuknęłam w końcu zirytowana, gdy dziewczyna mi się od kilku minut przyglądała.

— Wszyscy mówią o tobie jak o niebezpiecznej i bezwzględnej kobiecie, a ja nadal widzę w tobie tą dziewczynę z Hogwartu.

— Ah, czyli uważasz że nadal jestem tą rozkapryszoną nastolatką, która nic sobie z życia nie robiła i bawiła się ludzkimi uczuciami?

— Nadal taka jesteś.

— Wiem. — zaśmiałam się jak psychopatka, a dziewczyna tylko pokręciła ze śmiechem głową.

Około dwudziestu minut później rozbrzmiało pukanie do drzwi przerywające naszą dotychczasową rozmowę.

— Odwiedziny w trakcie pracy? — odezwał się ten dobrze znany głos.

— No chyba na nas nie naskarżysz? — brunetka zrobiła niewinną minę.

—  Zastanowię się. — zaśmiał się i pocałował  dziewczynę w policzek na przywitanie.

Tak to właśnie miało wyglądać. Tak powinien wyglądać każdy mój dzień. Mężczyzna którego kocham, przychodziłby niezapowiedzianie do mojej pracy. Był uprzejmy dla moich koleżanek. Ociekał seksapilem i wyższością nad innymi, a ja z podniesioną dumnie głową, mogłabym nazwać go swoim. Tak wyobrażałam sobie moje życie. Marzyłam o nim dniami i nocami. A teraz? Teraz byłam przerażona. Czasem bardzo czegoś pragniemy, marzymy o tym dniami, tygodniami, miesiącami, nie wierząc w duchu, że nasze marzenie kiedykolwiek się ziści, a gdy może się stać rzeczywistością, jesteśmy przerażeni i sparaliżowani.

— Hej Jeanine... — mruknął czarująco. — Pięknie wyglądasz.

— Dziękuje. — odparłam, opanowując drżenie ciała. — Co cię do mnie sprowadza?

— Chciałem cię zobaczyć... — przygryzł wargę. — i dostarczyć to.

Podał mi czerwoną teczkę, nie zapominając przy tym delikatnie trącić mojej ręki.

— Podsekretarz mógł mi przynieść, a nie fatygujesz się przynosząc to osobiście. Nasze biura są dość daleko od siebie.

— Dla mnie sama przyjemność tu przychodzić. — zmierzył mnie głodnym wzrokiem. — A Pucey już nie będzie sprawiał problemu.

— Tobie czy mnie? — uniosłam brew.

— Nam obydwum.  

Przez ten cały czas patrzyliśmy się sobie w oczy, nawet teraz mimo że mamy zaciśnięte wargi to dalej to robimy, nie zwracając uwagi na siedzącą obok Pansy. Dopiero jej chrząknięcie przywróciło nas do rzeczywistości.

— Miłego dnia, drogie panie. — mruknął, biorąc ciasteczko.

Włożył je sobie do ust i przed wyjściem jeszcze ostatni raz spojrzał na mnie zadziornie, po czym zniknął za drzwiami. Tlenu...

— Co to było? — krzyknęła Pansy odrazu, gdy drzwi się zatrzasnęły.

— Ale co?

— Malfoy z tobą flirtował!

— Majaczysz. — machnęłam ręką.

— Coś się działo, a ty nie chcesz mi powiedzieć. — nachyliła się. — Mów!

Westchnęłam, ale opowiedziałam o wszystkim Pansy. O tym gdzie mnie zabrał i co powiedział, jak poszliśmy do jego domu. Pansy przez cały czas wsłuchiwała się w opowieść z otwartą szeroko buzią.

— O cholera... — rzekła, gdy skończyłam. — W końcu to zrobił... — powiedziała to jakby do siebie.

— Słucham? Wiedziałaś o tym?! — wstałam z miejsca.

— Tylko się nie denerwuj... usiądź. Tak, wiedziałam o tym... ale nie od początku! — dodała, gdy zauważyła moje zaciśnięte pieści. — Na siódmym roku, gdy byliście po tej ostrej kłótni, ty i Malfoy byliście jak żywe trupy, cierpieliście obydwoje tak samo. Nie rozumieliśmy z Blaise'm jak możecie nie widzieć tego co nawzajem do siebie czujecie. Nie chcieliśmy się wtrącać, a potem rozpoczęła się bitwa i sama rozumiesz, nie widziałam sensu ci tego już mówić. Lepiej było poczekać, aż rany się zagoją.

— Czas nie goi ran. Czas otwiera oczy. Nie wiem czy potrafię zacząć wszystko od nowa.

— Jeanine on nie był w związku od siedmiu lat.

— No i co z tego? Ja również nie byłam w związku od tamtego czasu i co? — wzruszyłam ramionami.

— Ty miałaś powód a on? Chyba powinien do tego czasu sobie kogoś znaleźć, ustatkować się. A odkąd pamietam nie spojrzał na nikogo tak jak na ciebie. Zależy mu.

— Nie mówię że mu nie zależy, ale... ugh. On znów mnie zostawi...

— Nie zrobi tego! — uderzyła w biurko. — Czemu tak bardzo boisz się miłości?

— Bo boje się że to wszystko się powtórzy i ja tym razem nie dam rady! Kochać znaczy cierpieć.

— Wiesz, że tym podejściem ranisz nie tylko siebie ale również jego?

— Może mu się należy?

— Dlaczego jesteś taka? Taka bez serca?

— Ludzie którzy nie mają serca mieli go kiedyś zbyt wiele. — upiłam łyka herbaty.

— Daj szanse...

Dać szanse?

Ile razy ja już to słyszałam...?

— Chodzi o zasadę. Nie ufam mu, bo nigdy nie dał mi powodu, by mu ufać. Skoro chce bym mu uwierzyła, musi udowodnić, że mogę mu wierzyć.

— Mam nadzieję, że w końcu się do niego przekonasz. — westchnęła. — W sobotę jest zjazd naszego roku w Hogwarcie, są święta, wiec szkoła jest prawie pusta. Nie wiem kto wpadł na tak durny pomysł, ale i tak idę.

— Ja chyba nie. Mam dużo pracy.

— Nie przesadzaj Jeanine, musisz się trochę rozerwać, poza tym to święta.

No tak w niedziele wypada dwudziesty czwarty grudnia, czyli kolejna samotna wigilia i urodziny, których i tak nie obchodzę. Beznadziejna data.

— Zastanowię się.

      ***********

Niestety nadeszła już sobota, a za tym idzie to całe przyjecie w Hogwarcie. Mimo, iż nie miałam najmniejszej ochoty, to Malfoy i Pansy bardzo mnie do tego namawiali, wiec by przestali mnie męczyć, zgodziłam się. Spotkałam się przez ten czas z nim może z dwa razy, ale nigdy nic nie zaszło pomiędzy nami. Chce się upewnić, że to nie jest jego jakiś wybryk, który po paru dniach się znudzi.

Do rozpoczęcia zostało pół godziny, a jedyne co zrobiłam to się wykąpałam i nałożyłam mocniejszy  makijaż. Wysuszyłam włosy i zrobiłam na ich końcach lekkie fale pozostawiając je rozpuszczone. Moja kreacja była koloru zgniłej zieleni z małym wcięciem przy dekolcie. Sięgała do kostek z wycięciem z boku do połowy uda. Do tego założyłam czarne, wysokie koturny. Spojrzałam na swoje odsłonięte ramiona i pokręciłam głową zrezygnowana i machnięciem ręki do kreacji zostały doczepione długie obcisłe rękawy. Mimo tego iż wszyscy wiedzieli kim byłam i co znajduje się na moim ramieniu, dalej obawiałam się oszczerstw i wytykania palcami za każdym razem gdy pokaże się z odsłoniętym Mrocznym Znakiem. Wszystkie potrzebne rzeczy spakowałam do torebki, po czym aportowałam się przed bramą do szkoły.

Mimo upływu lat Hogwart dalej robił niemałe wrażenie na zewnątrz jak i w środku. Można powiedzieć, że nic się tutaj nie zmieniło, wszystko było tak jak zapamiętałam, oczywiście przed bitwą o Hogwart. Nadal można wyczuć tu tą niesamowicie tajemniczą i magiczną atmosferę. Skierowałam się odrazu do Wielkiej Sali. Prawie wszystko wyglądało tu dokładnie tak samo jak na Balu Bożonarodzeniowym, gdy byłam na czwartym roku. Na sali było pełno ludzi niektórych odrazu poznałam, a niektórych wydawało mi się, że widzę pierwszy raz.

Czułam na sobie masę spojrzeń i szeptów, gdy tylko przekroczyłam próg i znalazłam się w świetle lampek. Doskonale wiedzieli kim jestem, co zrobiłam i do czego jest zdolna. Zmrużyłam na chwile oczy i robię głęboki wdech. Myślę o swoim życiu i jak tu wylądowałam. Myślę o szkodach, zniszczeniach i krzywdach jakie wyrządziłam sobie i im wszystkim. Myślę o nienawiści i pogardzie do samej siebie. Już się przyzwyczaiłam do tych spojrzeń, które mówią "Jesteś nikim". Już mam po dziurki w nosie opinie innych. Nie czuje już bólu ani szczęścia. Nie istnieją już u mnie uczucia. Bo to właśnie oni wszyscy zamienili mnie w to kim jestem teraz.

— Co tam się dzieje...

Ktoś przedzierał się przez tłum zebrany wokół niej. Był to Malfoy. Wyglądał niesamowicie w czarnym garniturze, który idealnie opinał jego ciało. Włosy jak to miał w zwyczaju idealnie ułożone. Wcześniej wydawało mi się to niemożliwe, ale chłopak z każdym dniem wyglada coraz lepiej.

— Nie macie co robić? — warknął, chyba zdając sobie sprawę jakie myśli błądziły wcześniej po mojej głowie, a automatycznie wszyscy wokół wrócili do swoich wcześniejszych czynności.

— Dzięki... — mruknęłam, gdy zjawił się przy moim boku.

Blondyn skanował mnie z zadziornym uśmieszkiem.

— Jeśli zwykłe cześć może przerodzić się w rozmowę, rozmowa w dotyk, dotyk w pocałunek, pocałunek w seks... — pochylił się. — to czy mogę powiedzieć ci cześć?

— Hej Malfoy. — spuściłam wzrok.

Co się nagle taka wstydliwa zrobiłaś Jeanine?

— Kiedyś szukałaś mojego wzroku a teraz go unikasz. Nie zaprzątaj sobie głowy nimi. Nie są tego warci.

— Gdzie jest reszta?

— Chodź. — położył swoją ciepłą dłoń na moich plecach i poprowadził przed siebie. — Pięknie wyglądasz wiesz? — szepnął mi na ucho.

— Ty też niczego sobie. — przygryzłam wargę.

— Bierz co chcesz. — rozłożył ręce, wskazując na siebie.

Przekręciłam oczami, aż w końcu doszliśmy do miejsca gdzie siedzieli wszyscy nasi znajomi.

— Cześć wam. — uśmiechnęłam się i przywitałam ze wszystkimi.

Chłopacy w garniturach wyglądali obłędnie. Teodor ubrał się w swój granatowy garnitur, zaś Blaise w czarny. Pansy miała na sobie piękną czerwoną sukienkę, która idealnie opinała jej ciało.

Mój wzrok padł na Nott'a, który zmierzył mnie całą i poprawił się na krześle. Wyrównał kontakt wzrokowy, ale dalej utrzymując poważny wyraz twarzy. Usiadłam na miejscu tuż obok szatyna, zaś Draco zasiadł centralnie naprzeciwko mnie.

Blondyn nie spuścił ze mnie wzroku obracając pusty kieliszek w dłoni, gdy zaczęła się rozmowa każdego wokół, ale nie przyłączyłam się do niej tak samo, jak Malfoy. Oboje mierzyliśmy się wzrokiem, który był pełen pożądania. Nic się nie zmieniło, zupełnie nic, lecz mimo to poczułam, że nie jesteśmy sami że coś czai się i podkrada coraz bliżej nas. Co gorsza odniosłam nieodparte wrażenie, że to coś, cokolwiek to było, jest w gruncie rzeczy znajome: jak gdyby nieoczekiwane przybycie było tak naprawdę powrotem. Mimo to nie zwracaliśmy uwagi na nikogo innego. Po raz kolejny zatraciliśmy się w sobie. Chciałabym, żeby wszystko zatrzymało się właśnie teraz i już nigdy, przenigdy się nie zmieniło. Tak jak zdjęcie, które nosi się w portfelu.

Po jakimś czasie zabrzmiały pierwsze odgłosy muzyki. Prawie połowa siedzących ruszyła odrazu na parkiet.

— Idziesz? — spytał mnie Teodor.

— Nie dopiłam jeszcze wina, później. — uśmiechnęłam się lekko, a chłopak rzucił ostatnie spojrzenie na mnie i Malfoy'a, jedynych pozostałych przy stole, po czym zniknął w tłumie.

— Cieszę się, że to zrobiłaś. — mruknął poważnym tonem.

— A to dlaczego?

— Bo nie lubię gdy inni faceci się kręcą wokół ciebie.

Mówił to wszystko tak poważnym, pewnym siebie głosem, że bez jakiegokolwiek jego dotyku na moim ciele pojawiły się dreszcze. Miałam mu już odpowiedzieć, ale zauważyłam dwie znajome twarze przechodzące obok naszego stolika.

— Flora, Hestia!

Bliźniaczki zatrzymały się i odwróciły się wraz ze swoimi towarzyszami w naszą stronę.

— Draco, Jeanine... cześć... — na ich twarzy było widać zmieszanie.

— Co u was słychać?

— Wszystko w porządku... — odpowiedziała Flora. — Wiesz... chciałyśmy zatańczyć, więc... do potem.

— Ta... do potem. — uśmiechnęłam się ironicznie.

Obie odeszły ciągnąc za sobą swoich towarzyszy jak najdalej w głąb parkietu.

— Nie przejmuj się. — odezwał się Malfoy.

— Nie przejmuje. — upiłam łyka wina.

— Chodź.

Blondyn w błyskawicznym tempie znalazł się obok z wystawioną ręką.

— Malfoy...

Ale mężczyzna nie słuchał. Chwycił moją dłoń i pociągnął na sam środek parkietu kładąc swoją prawą dłoń na talii, a drugą splatając z moją i zaczynając poruszać się w rytm wolnego utworu.

— Wspomnienia wracają. — mruknęłam, kładąc dłoń na jego ramieniu.

— Mam nadzieje, że nie powtórzy się ta historia z Balu Bożonarodzeniowego.

— Uwierz... — przyciągnął mnie bliżej. — również mam taką nadzieje.

Obok nas tańczyło mnóstwo par, wszyscy wyglądali na szczęśliwych ponownym spotkaniem się z dawnymi znajomymi. Oczywiście większość byli to Gryfoni, Krukoni i Puchoni, tylko gdzieniegdzie można było zauważyć znajome twarze z domu Węża.

— Żona ci nowe buty kupiła, że wzroku od nich nie odrywasz Weasley?

Spytał z wrednym uśmieszkiem Malfoy widząc tańczącą obok nas pare, a konkretnie Brytyjską Minister Magii Granger i jej rudego męża Weasley'a, który zamiast patrzeć na swoją partnerkę, tańczył ze spuszczoną na dół głową, uważając na każdy swój ruch.

— Chciałbyś. — odpyskował.

— No właściwie to nie. — zauważył. — Pieniądze zmarnowane na biedotę to późniejszy ich brak na kształcenie tych co na to zasługują.

— Uważaj, bo... — zaczął i wyciągnął różdżkę.

Nie minęła sekunda, a jednym pstryknięciem palców wyciągnęłam ją z jego ręki i złapałam w swoją.

— Bo co? — spytałam machając mu różdżką przed oczami.

— Ugh... kiedy wy w końcu dorośniecie. — fuknęła zirytowana Granger i wyrywając mi z ręki różdżkę, pociągnęła Weasley'a w głąb tańczących ludzi, na co wybuchnęliśmy śmiechem.

— Tęskniłem za tym. — powiedział, dalej się uśmiechając.

— Ja też. — rzekłam mimowolnie.

— Za tobą.

Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

3.5K 445 84
Inny tytuł; I Became the Male Lead's Adopted Daughter „Zamierzam adoptować dziecko". Impulsywna decyzja księcia Ferio Voreotiego zszokowała wszystki...
54.4K 3.4K 71
Kapitan elitarnych sił specjalnych, Lee Yoon-ah, o której mówiło się, że jest koreańskim nerdem. Jako żołnierz do szpiku kości, w jej życiu nie było...
757K 50.2K 200
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
4.2K 424 31
Kiedy jej mama znika, trzyletnia Lotilucia natrafia na magiczny herb, który przenosi ją do posiadłości rodu Frodium, jednej z najpotężniejszych rodzi...