judge normality [DEREK HALE][...

By znieprawienie

310K 8.9K 1.1K

Kiedy prosiłam mojego brata o wyjawienie swojej tajemnicy, nie spodziewałam się, że zostanę uraczona opowieśc... More

0
1
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33

2

7.7K 347 42
By znieprawienie

Jak jeden mąż, odwróciliśmy się w stronę szatyna, który trzymał w dłoni błyszczący w świetle lampy nabój. Nabój w palcach mojego brata. Świetnie, kilkanaście dni temu dowiedziałam się, że jest wilkołakiem, a teraz okazuje się, że ma jeszcze jakieś tajemnice! Wypuściłam powietrze z ust z wyraźną ulgą. Odłożyłam narzędzia na tackę i skierowałam się do zlewu, aby tam doprowadzić się do porządku.

— Brooke... — usłyszałam zmartwiony głos Scotta. Nawet na niego nie popatrzyłam, po prostu odkręciłam wodę i oblałam nią twarz.

— Daj mi spokój — warknęłam, sięgając po ręczniczek. — Po prostu coś z nim zróbcie i dajcie mi wszyscy święty spokój.

W odbiciu powieszonego na małym haczyku lusterka, zauważyłam jak brunet wyrwał mu nabój z dłoni i kilka razy wziął głębsze wdechy, zaciskając dłonie. Mimowolnie odwróciłam się w ich stronę, uważnie śledząc poczynania ciemnowłosego, który teraz lekko się zachwiał. Zmarszczyłam brwi, a zaraz pisnęłam cicho, gdy mężczyzna upadł na podłogę, tracąc przytomność. Z jego dłoni wydostał się nabój, tocząc się powoli pod szafkę. Mój brat rzucił się po niego, ale tylko zderzył się czołem z szafką, pod którą zniknął jedyny ratunek mężczyzny. Bo chyba to był jego ostatni ratunek, przynajmniej tak sądzę po jego geście wyrwania go z dłoni chłopaka. 

Nie chciałam pozwolić, aby ktoś umarł w tym budynku, więc razem ze Stilesem kucnęliśmy koło szatyna. Stiles mruczał coś pod nosem, potrząsając ciałem mężczyzny. Derek? Miał na imię Derek? Brooke, to nie jest teraz ważne, rzekomy Derek właśnie umiera na połowicznie wyczyszczonej podłodze. 

— Okej, najważniejsze jest to, aby sprawdzić, czy oddycha — mówiłam sama do siebie, przybliżając twarz do jego twarzy, aby wsłuchać się w jego, na szczęście, nadal słyszalny oddech. — Jeszcze żyje. A jeśli umrze? Stiles? A jak on umrze?!

Brunet mruknął coś o tym, że wszystko ma pod kontrolą, w czasie gdy Scott, tuż za nami, poinformował nas, że nie może dosięgnąć naboju. Stilinski wyprostował się i zacisnął dłoń w pięść, szepcząc coś o tym, że Derek go zabije. Zaraz po tej wypowiedzi uderzył go w twarz, wywołując u mnie wzięcie głębokiego oddechu. Chociaż było to agresywne i niezbyt miłe - podziałało. Mężczyzna otworzył oczy i w tym samym czasie mój brat wyciągnął jakimś cudem nabój, który po chwili znowu został mu odebrany przez Dereka. 

Brunet wstał i opierając się o metalowy stół, odgryzł górną część naboju, aby wysypać czarny jak popiół proch. Zastanawiałam się, po co jest mu on potrzebny, ale nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni czarnych dżinsów zapalniczkę, podpalił proch, tworząc iskry i szybkim ruchem wsadził czarny proszek do rany. Rozchyliłam usta i rozszerzyłam oczy. Czy on właśnie...? Odwróciłam się plecami do zgromadzenia, próbując powstrzymać odruchy wymiotne. 

Gdy usłyszałam jednak jego przerażający krzyk i ponowny odgłos upadania na podłogę, zmusiłam się do ponownego zerknięcia w ich stronę. Derek siedział na podłodze, opierając się o białe szafki Deatona. Jego ramię pokryło się czarnymi żyłami, które powoli znikały. Wkrótce jego skóra była nieskazitelna. Nawet w miejscu rany postrzałowej nie było blizny. 

— Wszystko dobrze? — zapytałam cicho, przyzwyczajona do tego, że jeśli coś kogoś boli, albo coś mu się stało, powinnam o to zapytać.

— Poza palącym bólem? — sarknął, posyłając mi chłodne spojrzenie. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się, dlaczego jest taki niemiły wobec mnie. Gdyby nie ja, już dawno nie miałby ręki, albo już wybierał się na inny świat. Tak już kończą się twoje wybory, które dokonujesz swoim dobrym sercem, Brooke. Następnym razem wywal ich na zbity pysk.

— Sarkazm jest oznaką zdrowia — szepnął Stiles, ale tym razem nie tylko ja zerknęłam na niego morderczym spojrzeniem. Mężczyzna również.

— Uratowaliśmy ci życie — wtrącił się poważnym głosem mój brat, czym zwrócił naszą uwagę i zmusił do milczenia. — Zostaw nas w spokoju, albo będę musiał iść do ojca Allison...

— Zaufasz im? Myślisz, że ci pomogą? — prychnął Derek, wstając z podłogi z widocznym zdenerwowaniem. Zmarszczyłam brwi. Co to miało oznaczać? Co ma z tym wspólnego ojciec Allison? Może jest jakiś policjantem, a szatyn groźnym przestępcą? Na pewno! Ale się wpakowałaś, Brooke!

— Niby dlaczego mieliby tego nie zrobić? Są milsi niż ty! — wykrzyknął brunet, zbliżając się do mężczyzny z zamiarem dalszej kłótni. Chciałam to jakoś przerwać, ale nie wiedziałam jak.

— Milsi? Pokażę ci, jak bardzo są mili — z gardła Dereka wydobył się groźny warkot, a ja poczułam, że jednak już nie chcę wtrącać się w ich kłótnię.

Jak zawsze zmieniłam zdanie, gdy mężczyzna poprowadził mojego nieprotestującego brata do wyjścia. Spojrzałam na Stilesa, który był trochę zaniepokojony, ale chyba też zbyt wystraszony konfrontacją z brunetem. Rozumiejąc, że szatyn w niczym mi nie pomoże, ruszyłam do wyjścia, chcąc jak najszybciej ich dogonić

Wypadłam na dwór, rozglądając się wokół. Na ulicy było pusto i cicho, ani śladu tajemniczego mężczyzny, ani mojego brata. Zacisnęłam palce w pięści. Zabiję go.

Przecierając zaspane oczy zeszłam po schodach powoli na dół. Przez okna w salonie świeciło słońce, które powinno dawać mi energię do życia. Nie dawało. Całą noc przesiedziałam na kanapie, oczekując powrotu mojego brata. Musiał wrócić bardzo późno, bo zmęczona i znudzona czekaniem, zasnęłam. Ominął go ostry opieprz, ale nie na długo. Coś czułam, że mój bliźniak popija kawę w kuchni. 

Robiąc groźną minę weszłam do pomieszczenia, gdzie, jak przewidziałam, przebywał Scott. Widząc mnie i moje zmarszczone brwi odstawił kubek, przedtem jeszcze upijając z niego łyka. Uśmiechnął się do mnie nieśmiało, przez co jego krzywa żuchwa wykrzywiła się jeszcze bardziej. Nie zamierzałam mu odpuścić. O nie...

— Kim jest Derek? Mordercą? Złodziejem? A ojciec Allison? Po co z nim poszedłeś? Mógł cię zabić, sprzedać twoje organy na czarnym rynku czy coś! — wykrzyknęłam, wyrzucając ręce do góry. — Masz szczęście, że mama miała wczoraj nockę!

Pokiwał powoli głową, więc albo przyjmował moje wrzaski ze skruchą, albo próbował mnie olewać.

— Derek jest wilkołakiem, ale to pewnie już wiesz — mruknął cicho, ponownie biorąc do ręki małe naczynie, aby mieć w co bębnić palcami. Jego nerwy ukazywały się w dość zabawny sposób. — Próbuje mnie nauczyć kontrolować się w pełnie, ale ostatnio nie potrafimy się dogadać. Wiesz, zupełnie inne piorytety. A ojciec Allison... on jest Łowcą i poluje na takich jak ja.

Zamrugałam kilka razy powiekami, przyswajając sobie informacje. Mój brat kumpluje się z jakimś facetem i próbuje stworzyć związek z wysoka brunetką, której ojciec jest mordercą wilkołaków. Świetnie. Po prostu wspaniale!

— Nie możesz zadawać się z Allison — powiedziałam, a ten przewrócił oczami.

— Wiedziałem, że to powiesz. Dlatego nie chciałem ci nic mówić — westchnął, odkładając ponownie kubek i omijając mnie, wyszedł z kuchni. Rozchyliłam usta i ruszyłam za nim. Zabrał swój plecak i wychodził właśnie z domu. Dlaczego musi mieć aż tak długie nogi?

— Scott! — zawołałam za nim, gdy podniósł z mokrej od rosy trawy rower, aby chwile później na niego wsiąść. Poprawił się na siodełku, machnął do mnie ręką i odjechał w stronę szkoły. — Scott, do cholery!


— Jakby nie mógł tego załatwić wraz ze mną — mamrotałam pod nosem, męcząc się z zamykaniem szafki. Czasami ogromnie irytowały mnie kłódki na kody, które były zawieszone na każdej szafce w tej szkole. Co jest z nimi nie tak? Raz działają, raz nie, a jeszcze kiedy indziej ktoś ci ukradnie tę kłódkę, nie wiadomo po co i dlaczego. — Ale nie! Brooke nie może o niczym wiedzieć, zróbmy z niej o niczym niewiedzącą amebę, która dowie się o wszystkim dopiero wtedy, gdy jakiś facet zabije jej brata...

W końcu wygrałam mój pojedynek z kłódką, a moja szafka wreszcie się zamknęła. Spojrzałam w bok, krzyżując swój wzrok z wysoką, rudowłosą dziewczyną, która patrzyła się na mnie z niepokojem marszcząc brwi. Otworzyłam nieśmiało usta, aby coś powiedzieć, ale ta szybko odeszła. I tak po raz kolejny zrobiłam z siebie wariatkę. Westchnęłam, poprawiając plecak na ramieniu. Skierowałam się do wyjścia.

Nie mogłam uwierzyć, że Scott razem ze Stilesem, aby ze mną nie rozmawiać wrócili do domu beze mnie. Znowu muszę iść na piechotę. A prosiłam wczoraj Scotta - "Scott, napraw mi rower!", ale nie, on wolał chodzić po nocach z jakimś facetem spod ciemnej gwiazdy. Ja i mój rower już się nie liczymy.

Skręcając w korytarz prowadzący do wyjścia ze szkoły zauważyłam, że nie jest on pusty, tak, jak przewidywałam. Ktoś przypierał do metalowych szafek drugą osobę. Spodziewałam się jakieś całującej się pary i zamierzałam szybko koło nich przemknąć, ale to nie była żadna para. Rosły mężczyzna w skórzanej kurtce trzymał za kark jasnowłosego chłopaka. Schowałam się i spróbowałam podsłuchać, co się tam dzieje.

— Więc wiesz, gdzie jest Scott, czy nie wiesz? — warknięcie było ciche i ledwo je usłyszałam, jednak gdy już to zrobiłam, miałam ochotę wyciągnąć telefon i dzwonić do Scotta, że jego kolega prześladuje uczniów liceum.

— Nie mam pojęcia, ale jego siostra pewnie wie — wystękał chłopak, a ja od razu poznałam jego głos. Jackson Whittemore - nasza mała gwiazda lacrosse.

— Siostra?

— Tak, wszędzie za nim łazi — odparł, a ja zmarszczyłam brwi. Wcale nie! Chłopak poruszył głową, a ja nie zdążyłam się schować. — Tam stoi.

Mężczyzna puścił blondyna, który łapiąc się za kark, szybko odszedł w inny korytarz. Widząc jak wysoki brunet idzie w moim kierunku, odwróciłam się napięcie i ruszyłam w drogę powrotną. Jest tu jakaś damska toaleta? Szybko w niej zniknę, mając nadzieję, że facet ma resztki kultury i nie wejdzie do niej. Zauważałam właśnie drzwi do jednej, gdy poczułam na łokciu mocny uchwyt. Pisnęłam cicho i szybko się odwróciłam.

Brunet, widząc w końcu moją twarz, zmarszczył brwi i przez chwilę nie wiedziałam, czy to dlatego, że pobrudziłam się czymś i mam to na twarzy, czy dlatego, że zdziwił się, że to właśnie ja, Brooke McCall, w nawiasie, doświadczony lekarz specjalizujący się w wyciąganiu kul z ramion umięśnionych mężczyzn.

— To ty — bardziej stwierdził niż zapytał.

— Ja — odpowiedziałam, nie do końca pewna, co powinnam powiedzieć. Spojrzałam na jego dużą dłoń, której palce zaciskały się na moim łokciu. — Czy mógłbyś zabrać rękę? Odsunąć się, czy coś w tym stylu?

Puścił moją rękę, ale nadał stał bliżej niż powinien. Trochę mnie przerażał. To chyba przez jego wysoki wzrost, szerokie barki i nieprzyjemnie świdrujący wzrok.

— Gdzie jest Scott? — zapytał od razu, co trochę zbiło mnie z tropu, ale starałam się nie tracić czujności.

— Co chcesz od mojego brata? — zainteresowałam się, mrużąc badawczo oczy. Zamierzałam dowiedzieć się wszystkiego, co przede mną ukrywał.

— To nie jest twój interes. Wiesz, czy nie? — warknął, a ja próbowałam nie okazywać strachu. Jeśli odważyłby się coś zrobić, zawsze mogę zacząć krzyczeć. Nie masz się czego bać, Brooke.

— Może wiem, może nie... — westchnęłam. Nie powinnam go złościć, ale chciałam również chronić brata przed tym niemiłym typem. A może Scott wcale tego nie potrzebuje? Może to jego... przyjaciel? Nie! Mój brat umie wybierać sobie znajomych. Mężczyzna poruszył ręką, jakby znowu chciał mnie złapać za łokieć, ale ja szybko cofnęłam się do tyłu, przez co od razu się domyślił, że się go trochę boję. — Pojechał do domu...

Derek kiwnął głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia. Zmarszczyłam brwi, poprawiłam plecak na ramieniu i poszłam za nim, stawiając stanowcze i pewne siebie kroki. Wzięłam głęboki wdech i złapałam szatyna za bark, lekko go za niego ciągnąc. Facet się odwrócił, marszcząc brwi. Najwyraźniej zdziwił się, że mogłabym mieć odwagę w jakikolwiek sposób go powstrzymywać.

— Jedziesz do niego? — Znowu zmrużyłam badawczo oczy. On jednak się odwrócił i ponowił chód.

— Ile razy mam powtarzać, że to nie jest twój interes? — odparł, ale nie spojrzał na mnie.

— Rozumiem, że tak — mruknęłam pod nosem idąc ciągle za nim. Nagle w mojej głowie wykwitł nowy pomysł, nieco ryzykowny, ale dobry. — Hej, podwiózłbyś mnie?

Odwrócił się, a ja zatrzymałam się dosłownie kilka centymetrów od niego. Zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem, jakby chciał sprawdzić, czy mówię poważnie.

— Czy ja ci wyglądam na taksówkarza? — zapytał z przekąsem, moje kąciki ust delikatnie podniosły się do góry. Złapałam za szelkę plecaka i uśmiechnęłam się zawadiacko.

— Nie, ale wyglądasz na kogoś, kto ma interes do mojego brata, a ja nie pozwolę, aby jakiś dziwny facet coś mu zrobił — odpowiedziałam, a w trakcie wypowiedzi powoli przestawałam się uśmiechać. — Wiesz o co chodzi? Myślę, że wiesz o co chodzi... To jak z tą podwózką? 

Continue Reading

You'll Also Like

Trust me By ksicja_

Teen Fiction

33.3K 1K 31
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
55.1K 1.5K 23
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
9M 409K 58
Mam na imię Madeline. Jestem córką milionera. Mam chłopaka, popularność, a moje życie jest idealne. Do czasu kiedy mój ojciec zatrudnia dla mnie ochr...
140K 4.3K 34
17-letnia Grace w słonecznej Florydzie, zostawiła swoich przyjaciół, chłopaka i życie, jakie prowadziła do czasu, gdy rodzice oznajmili, że przenosz...