*MALIA*
Udało się. Wydostaliśmy się z Miasta cali i zdrowi, a smok... Smaug nie żyje. Bard zabił go ostatnią, czarną strzałą. Nie wiedziałam jak tego dokonał, ale świetnie się spisał. Problem w tym, że nie widzieliśmy go od tamtego czasu. Jego i Baina. Ale czułam, że nic im nie jest.
Dotarliśmy do bezpiecznego miejsca, ale wokół wciąż panował chaos. Ludzie krzyczeli w poszukiwaniu swoich bliskich, a niektórzy opłakiwali ich stratę. Patrząc na nich, naprawdę było mi ich szkoda. Stracili domy, a niektórzy nawet całe rodziny. Dziewczynki zaczęły się rozglądać za Bardem i Bainem, chłopcy z Kompanii szykowali łódź do dalszej podróży, a ja podeszłam do Tauriel by się pożegnać.
- Tauriel... - elfka odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło.
- Czekają na ciebie. - powiedziała.
- Wiem. - odparłam. - Ale nie ruszą beze mnie. - uśmiechnęłam się. - Chciałam ci jeszcze raz bardzo podziękować. Gdyby nie ty...
- Nie musisz dziękować. Tak jak już mówiłam, dla takiego widoku było warto. - odpowiedziała z ciepłym uśmiechem.
Zerknęłam na Kiliego. Brunet zauważył, że na niego patrzę i uśmiechnął się.
- Tak czy inaczej... - odwróciłam się z powrotem do elfki. - Dziękuję. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. - wyciągnęłam do niej rękę.
- Nie wątpię w to. - odparła i uścisnęła moją dłoń.
- Nie wierzę, że to powiedziałam. - zaśmiałam się, a Tauriel do mnie dołączyła. - Może nie wszyscy jesteście tacy źli.
- Może nie. - powiedziała z uśmiechem, ale po sekundzie od razu spoważniała, wyprostowała się i powiedziała coś po elficku.
Spojrzałam za nią i dostrzegłam Legolasa. Odpowiedział jej po elficku po czym zwrócił się do mnie.
- Jeszcze żyjesz. - powiedział z uśmiechem.
- No pewnie. - odparłam i również się uśmiechnęłam. - Znudziłbyś się, gdyby było inaczej.
Elf zaśmiał się po czym wyciągnął do mnie rękę.
- Pewnie masz rację.
- Jasne, że mam. - odparłam i podałam mu rękę na pożegnanie.
Uśmiechnęłam się do nich po czym poszłam do pozostałych.
*BARD*
Dotarliśmy wraz z Bainem do naszych ludzi w samą porę, bo mało brakowało, a Alfrid uderzyłby bezbronną kobietę, ale powstrzymałem go jednym ruchem ręki. Odepchnąłem go od kobiety, a Bain podstawił mu nogę i po chwili Alfrid leżał na ziemi.
- Tato! - usłyszałem głos mojej małej córeczki, Tildy.
Wybiegła z tłumu, a zaraz za nią była Sigrid. Dziewczynki podbiegły do mnie, a ja uściskałem je mocno.
- Już dobrze, skarbie. - mówiłem.
- To Bard. - zawołał jakiś mężczyzna z tłumu. - To on zabił smoka. Widziałem na własne oczy. Zabił tego stwora, trafił go w serce czarną strzałą.
Po jego słowach rozległy się wiwaty na moją cześć. Wszyscy mi gratulowali i dziękowali do czasu, gdy nie odezwał się Alfrid.
- Niech żyje ten, który zabił smoka! Niech żyje Król Bard! - zawołał Alfrid. - Jak wiele razy wam mówiłem, to jest wielce szlachetny człowiek, urodzony przywódca!
- Nie nazywaj mnie tak! - wszedłem mu w słowa. - Nie jestem panem tego miasta. Gdzie on jest? - spytałem i zacząłem rozglądać się po tłumie. - Gdzie jest władca?!
- Już dawno na Anduinie. - odparła kobieta, którą chwilę wcześniej obroniłem przed Alfridem. - Z całym naszym złotem, bo gdzie indziej... - dodała. - Wiesz coś o tym... - wskazała na Alfrida. - Pomagałeś mu opróżnić skarbiec!
- To nie prawda. - zaprzeczał Alfrid. - Chciałem go powstrzymać... - ludzie zaczęli go wyzywać i mówić, że kłamie więc w strachu mężczyzna schował się za mną. Nie ma się co dziwić, ja też nie wierzyłem w ani jedno jego słowo. -Błagałem go... - mówił dalej. - Krzyczałem: Panie! Nie! - tłum go nie słuchał tylko krzyczał jeszcze głośniej. - Pomyślcie o naszych dzieciach... Czy nikt nie pomyśli o naszych dzieciach?! - zawołał, wziął moją Tildę za rękę i wyprowadził na środek, ale gdy dziewczynka go zdeptała od razu ją puścił.
Ludzie pojmali go i chcieli powiesić, ale ich powstrzymałem.
- Zostawcie go! Zostawcie! - krzyknąłem i po chwili Alfrid leżał już na ziemi i mi dziękował. - Popatrzcie wokół! Mało wam cierpienia i śmierci?! - Alfrid wstał i poklepał mnie po ramieniu mówiąc, że już dobrze, ale ja tylko walnąłem go i z powrotem leżał na ziemi. - Zbliża się zima... - mówiłem dalej nie zwracając na niego uwagi. - O tym trzeba myśleć. O chorych i bezbronnych... Niech zdrowi zajmą się rannymi. Ci, którzy mają siłę, za mną. Trzeba ratować co się da. - ruszyłem ku łodziom, a pozostali poszli za mną.
- I co potem? Co będzie? - spytała ta sama kobieta co ostatnio. Odwróciłem się w jej stronę.
- Znajdziemy schronienie. - odparłem.
*MALIA*
Podróż do Góry nie zajęła nam tak wiele czasu jak myślałam. Muszę przyznać, że widok robił wrażenie, ale w tym momencie myślałam tylko o Thorinie i pozostałych. Czy nic im nie jest?
Gdy doszliśmy do Ereboru zobaczyliśmy, że drzwi zostały wyważone - prawdopodobnie była to sprawka smoka.
Wbiegliśmy zaniepokojeni do środka.
- Thorinie! - krzyknęłam. - Bilbo! Balinie!
Nie sądziłam, że Erebor jest tak wielki. Widok zewnątrz jest zupełnie inny niż ten wewnątrz i na dodatek o wiele większy. Wszędzie pełno korytarzy, komnat i przepięknych ozdób. Lecz starałam się teraz nie zwracać na to uwagi, tylko biec za chłopcami po kolejnych schodach, w poszukiwaniu przyjaciół z naszej Kompanii.
Wchodziliśmy po schodach raz w górę, a raz w dół, aż wreszcie usłyszeliśmy znajomy głos. Był to głos Bilbo Bagginsa. Ulżyło mi, gdy go zobaczyłam.
- Czekajcie! Czekajcie! - krzyczał i biegł w naszą stronę. - Stójcie! - wziął głęboki wdech i kontynuował. -Musicie stąd iść, wszyscy.
- Przyszliśmy ledwo. - powiedział Bofur.
- Jemu też mówiłem, ale on nie słucha... - mówił hobbit.
- Thorin? - spytałam na co Baggins pokiwał twierdząco głową.
- Że kto nie słucha? - spytał Oin.
- Thorin! - odpowiedzieliśmy mu jednocześnie z włamywaczem.
- Nie wiem ile to już trwa... - kontynuował hobbit. - On nic nie śpi i prawie nie je... Nie jest sobą, zupełnie... To przez to miejsce. - wskazał na Erebor. - Gdzieś tu jest choroba.
- Ale jaka choroba? - spytał Kili, a Fili w tym czasie zaczął schodzić w dół po schodach.
- Fili! - krzyknęłam za nim i po chwili poszliśmy za blondynem.
Dotarliśmy do skarbca. Ogromnego skarbca. Cała komnata była w górach złota. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam go aż tyle. Rozejrzałam się i zauważyłam, że ktoś tam jest.
Był to Thorin.
Zerknęłam na Kiliego. Przyglądał się temu wszystkiemu, a w jego oczach dało się dostrzec dziwny błysk.
Tylko nie to... - pomyślałam. - Skoro Thorin zachorował... to czy Kiliemu i Filiemu też to groziło?
- Złoto... Złoto ponad miarę. - powiedział nagle Thorin. Głos mu się zmienił i to strasznie. Był blady i wychudzony, tak jak mówił Bilbo. - Ponad smutek i cierpienie... - mówił dalej i po chwili spojrzał na nas. - Oto jest wielki majątek. Skarb Throra... - powiedział i rzucił do Filiego czerwony kryształ, który blondyn bez problemu złapał. - Witajcie, drodzy siostrzeńcy... Oto Królestwo... Ereboru!
Hobbit miał rację. Thorin zmienił się nie do poznania. Było to widać już na pierwszy rzut oka. Bałam się, że i bracia też na to zachorują, ale po części miałam nadzieję, że jednak nie. Co do Thorina, wiedziałam, że trzeba będzie z nim porozmawiać, ale wiedziałam też, że nie będzie to wcale łatwe...
--------------------------------------------------------------------------------
Jest i rozdział 23 :) Kochani muszę Wam coś powiedzieć, (a raczej napisać) że kolejne rozdziały niestety nie będą się pokazywać w tym tygodniu, bo będę zajęta. Nie wiem jeszcze jak będzie w następnym. Tak czy inaczej oczywiście doprowadzę opowieść do końca o to się nie martwcie ;) Mam tylko nadzieję, że pomimo tej przerwy zostaniecie tu ze mną, co? :) Dajcie znać w kom. Kto będzie czekać ♥ Pozdrawiam Was wszystkich i do zobaczenia ;) ♥