Nienawidzimy siebie

By xNatiku

9.4M 336K 857K

Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Mo... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Epilog II

Rozdział 30

251K 9.5K 23.7K
By xNatiku

- Kocham cię - pocałował mnie.

Zamarłam. W jednej chwili zapomniałam, jak się oddycha. W jednej chwili, jedynej w moim życiu, która właśnie nastała teraz, doznałam największego szoku, a zarazem największego szczęścia naraz. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, nic zrobić, wykonać jakiegokolwiek ruchu. Moje serce obija się o klatkę piersiową i próbuje z niej wyskoczyć, to zaczyna mnie boleć. Czuje na dodatek, jak kolejne łzy spływają po moich policzkach, ale czemu?

William powiedział, że mnie kocha.

Jego usta są połączone z moimi w czułym pocałunku. Znowu mnie całuje i dotyka, też chcę, ale jestem w kompletnym szoku. On mnie kocha, a ja... ja też go kocham.

Ja kocham Williama.

Kocham go. Strasznie go kocham i chcę bardzo, żeby był mój.

- Jane, kocham cię, rozumiesz? - wyszeptał w moje usta i przetarł kciukami łzy, a ja nic się nie odezwałam.

Znowu mnie pocałował. Znowu nie mogę dojść do słowa, a on cały czas mnie całuje.

- Nie nienawidź mnie - znowu wyszeptał, a ja nawet nie mogłam odpowiedzieć.

Kolejne łzy ze mnie spływają, ale to ze szczęścia, nie smutku albo złości. On kolejny raz mi je ściera i całuje usta. On to naprawdę powiedział.

Ja go kocham.

- Jane, nie zostawiaj mnie - wyszeptał i oparł się czołem o moje.

Oddycham ciężko i on też. Moje serce szaleńczo bije i słyszę jak jego też. Ja go kocham i on mnie też, kurwa mać.

- Will... - jęknęłam zrozpaczona, ale dlaczego? Przecież ja czuje się szczęśliwa, ale nie mogę nic z siebie wykrztusić. - Proszę...

- Nie Jane, ja cię proszę... Nie zostawiaj mnie. Kocham cię, rozumiesz? - obdarował mnie krótkim pocałunkiem. - Ty się liczysz, nie Ashley - gładził moje policzki i patrzał prosto w oczy. - Ciebie kocham, nie Ashley. Jane, ja ciebie kocham - znowu mnie pocałował.

- Dlaczego mi to robisz... - wyszeptałam, kiedy znowu się ode mnie oderwał.

- To była gra. Nie całowałbym jej z własnej woli. Przepraszam. Jane, przepraszam...

Pieprzyć to już.

- Powiedz to jeszcze raz - delikatnie ujęłam jego policzki i spojrzałam w oczy.

- Kocham cię - wyszeptał.

- Will, kocham cię - wpiłam się w jego usta.

On aż się zachwiał. Przeczuwam, jak bardzo jest zszokowany tym, co powiedziałam przed chwilą. Mam to gdzieś, co pomyślą inni, co pomyśli rodzina. Williama kocham i tego nie zmienię, jest dla mnie najważniejszy i go najbardziej pragnę na świecie. Kocham go. Zakochałam się w nim po uszy.

Przez moment nie odwzajemnił pocałunku, a dopiero po chwili oddał z namiętnością i objął mnie wokół. Kocham go, powiedziałam mu to. On też mnie kocha i mi to powiedział. My kochamy siebie, a nie nienawidzimy siebie.

- Jane... - odkleił się ode mnie. - Powiedz to jeszcze raz.

- Kocham cię, Will. Tak bardzo cię kocham - pocałowałam go w usta. 

Moje serce szalenie bije, ale czuje jak jego także. My naprawdę to powiedzieliśmy? Naprawdę ja to powiedziałam? Naprawdę on mi to wyznał? Od jak dawna... był we mnie zakochany? On naprawdę mnie kocha... 

- Jane - odkleił się ode mnie. - Mogę ciebie gdzieś zabrać? - spytał.

- Teraz? - zmarszczyłam brwi i przetarłam policzki, które był mokre od płaczu.

- Tak, teraz. 

- A urodziny... Ashley? - spytałam niepewnie.

- Jebać to, chcę być z tobą - powiedział poważniejszym tonem.

O mój boże.

Aż mój brzuch wywrócił kilka fikołków, a na policzkach pojawiały się rumieńce. Kocham Williama, a on mnie. Czy kiedykolwiek byłam szczęśliwa jak teraz? Nigdy. Dzień dwudziesty dziewiąty luty zapamiętam do końca życia. W sumie teraz się nie dziwie, dlaczego mama i tata co roku piątego marca tak bardzo spędzają ze sobą czas sam na sam i uważają ten dzień za najlepszym w swoim życiu. Dzień dwudziesty dziewiąty luty jest moim najlepszym dniem w życiu.

- Chciałeś przecież chlać - uśmiechnęłam się.

- A kto powiedział, że nie będę? - na jego twarzy także zawitał uroczy uśmiech. 

- Gdzie chcesz mnie zabrać? - spytałam, a na moich policzkach znowu pojawiła się jeszcze większa czerwień.

Nie odezwał się, a tylko spojrzał mi w oczy z cwanym uśmieszkiem. Po chwili chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce. O mój boże, on na pewno czuje mój przyspieszony puls. To chore, że mój organizm tak reaguje na niego. 

- Sama mi pokazałaś to miejsce - odezwał się po chwili.

$$$$$$$$$$$$$$$

Podał mi rękę i od razu ją chwyciłam. Pomógł mi wejść do końca i już po chwili znajdowałam się na dachu. Czy to dla mnie dziwne, że akurat tutaj przyszliśmy, skoro od zawsze nienawidził tego miejsca? Dlaczego mnie tutaj przyprowadził? 

- Will... - powiedziałam w trakcie patrzenia na niebo, które było czarne, a na nim roiło się od małych kropeczek. Było pięknie. 

- Tak? - usiadł w tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz mu pokazałam ten dach.

- Nadal mi nie odpowiedziałeś na pytanie. Czemu tutaj? - usiadłam obok niego, wyciągnęłam paczkę papierosów i odpaliłam jednego.

- Nie wiem - wzruszył ramionami i napił się wódki, którą wziął przy okazji ze sobą. - Mogę ci coś powiedzieć? - spytał i spojrzał na mnie.

- Hmm? - zaciągnęłam się.

- Z Ashley to była gra, a nie mogłem się wycofać - rzucił.

Poczułam niechcianą gulę w gardle. Nie odpowiedziałam mu, a wypuściłam dym i chwyciłam za butelkę wódki. Wzięłam pierwszego łyka i po części pomógł mi z niechcianym bólem. Dalej mnie to boli, ale... ja nie potrafię być na niego zła.

- Miałem do wyboru - albo Jake ciebie pocałuje, albo ja będę całować Ashley po szyi. Myślisz, że chciałbym patrzeć na to, jak on cie całuje? - spojrzał na mnie, a ja dalej nie odpowiadałam. Przecież mogę powiedzieć to samo. Ja też nie chciałam patrzeć na to, jak się do szyi Ashley przysysa. - Przed grą obstawialiśmy jakieś rzeczy i ci, którzy się wycofali przed zabawą, to nie dostali z powrotem swoich rzeczy. Ja... obstawiłem twój zegarek - wystawił rękę przed siebie i dokładnie oglądał swój nadgarstek, na którym widnieje mój prezent dla niego.

Teraz... znowu przykro mi się zrobiło. Obstawił mój zegarek... To nie było miłe. Ale... ja także nie jestem bez winy. Całowałam jego najlepszego przyjaciela z własnej woli, a Will musiał to zrobić, bo inaczej nie odzyskałby zegarka... Przykro mi. Nie tylko z tego powodu, że on to zrobił, ale ja czuje wyrzuty sumienia.

Całowałam się z jego najlepszym przyjacielem na jego oczach. On mnie kocha i... taki widok naprawdę boli. Nie jestem egoistką, myślę o Will'u. Kocham go i nie chcę skrzywdzić, a skrzywdziłam przez głupi wybuch emocji... 

- Przepraszam... - szepnęłam i wzięłam kolejnego łyka, a później się zaciągnęłam papierosem.

- Za? - spojrzał na mnie i wyciągnął rękę w stronę alkoholu, by także się napić.

- Całowałam się... z Zack'iem... Will, przepraszam - spojrzałam mu w oczy.

Nie odpowiedział, a upił dużego łyka i sięgnął do soku, którego także wziął po drodze. Opadł ciałem na plecy i założył ręce z tyłu głowy. Jego wzrok wbił się w gwieździste niebo, mój zaś na niego. Jest taki piękny. William jest piękny i go kocham. On mnie też kocha.

- Pamiętasz nasze urodziny? - zaczął po dłuższej chwili ciszy.

- Tak, pamiętam - wyrzuciłam papierosa i upiłam łyka alkoholu.

- Wtedy akcja z Liamem... - zaczął się uśmiechać.

- Proszę, nie wypominaj mi tego... - wyprzedziłam go i wywróciłam oczami z zażenowania.

- Chciałem to być ja. 

- Co? - spojrzałam na niego zaskoczona.

- Naprawdę - jego wzrok spotkał się z moim. Był rozbawiony. - Chciałem się wtedy z Liamem zamienić. Wtedy w kiblu - uśmiechnął się.

- Seriooo? - rzuciłam roześmiana.

Poczułam znowu motylki w podbrzuszu, a na policzkach grzejącą się skórę. On to naprawdę powiedział? A ja wtedy...

- Wiesz, co było w tym dziwnego? - zaczęłam.

- Hmm? - wymamrotał, bo aktualnie pił wódkę.

- Ja wtedy myślałam o tobie... - powiedziałam zawstydzona.

Prawie się zakrztusił tą wódką, a ja spaliłam z większego wstydu. To dziwne, bo mu to powiedziałam. Powiedziałam, ze podczas szybkiego numerku w toalecie z Liamem, ja myślałam o nim. To dziwne.

- Co?! - uśmiechnął się. 

- No nie wiem czemu! - broniłam się.

Wiem. Bo wtedy chciałam z nim to zrobić.

- A pamiętasz sylwester? - zadał kolejne pytanie i podał mi butelkę.

- Tak - wzięłam łyka.

- Pamiętasz, jak wtedy do ciebie podszedłem?

Pokiwałam tylko twierdząco głową. Moje serce przyspiesza, bo wydaje mi się, że on chcę to powiedzieć... Nie, nie, nie - mi się wydaje. Na pewno w tamtym czasie tego nie czuł, o czym teraz mi się wydaje...

- Chciałem cię wtedy pocałować.

Przyglądałam się mu, kiedy jego błękitny wzrok lustrował mnie całą. Czy ja oddycham? Tak, moja klatka piersiowa unosi się, czuje to. Czy on to naprawdę powiedział? Tak, musiał, słyszę go przecież. Kurwa mać, William chciał mnie pocałować w sylwestra.

- Cz-czemu tego nie zrobiłeś? - spytałam niepewnie.

- Nienawidziłaś mnie - opadł ponownie na plecy.

Nie odpowiedziałam. Wzięłam ponownie łyk z butelki i napiłam się soku. Czy ja go wtedy nienawidziłam? Nie wiem, nie mam pojęcia. Ja... mi się wtedy miło zrobiło, że on nikogo nie całował, a... był obok mnie. pamiętam to do teraz; to ciepło rozlewające się we mnie, kiedy stał obok mnie, a inne pary się wtedy całowały. On chciał wtedy mnie pocałować.

- Jesteś piękna, Jane.

Spojrzałam na niego i od razu poczułam rumieńce na twarzy. Przyglądam się mu i nie widzę żadnych emocji u niego. Jest znowu tajemniczy. Chcę odkryć tą tajemnicę w Williamie. On jest taki piękny.

- Dziękuje - szepnęłam i opadłam plecami obok niego.

Spoglądam na niebo i oddycham ciężko. Stykam się z jego ciałem i cały czas mam te motylki w brzuchu, które zawsze mi przy nim towarzyszą. Uwielbiam to uczucie, uwielbiam Williama. Kocham go. 

- Nienawidzisz mnie.

Odwróciłam głowę w jego stronę, gdy ten dalej spoglądał w niebo. Nie, nie, nie, nie nienawidzę go. Dlaczego tak powiedział..? Ja... Ja go przestałam już nienawidzić od... od kiedy tak naprawdę? Od półtora miesiąca jestem w nim zakochana, tyle wiem. O nienawiści do niego nic już nie wiem.

- Nie... - szepnęłam. - Will, kocham cię.

Powoli odwrócił głowę w moją stronę i spotkał się z moim spojrzeniem. Był taki piękny. Jezu, kocham go. Tak mocno go kocham. Nachyliłam się nad nim i go czule pocałowałam, a ten od razu oddał pocałunek.

- Mogę ci coś powiedzieć? - powiedział, kiedy się oderwałam od niego.

- Hmm? - upiłam kolejnego łyka butelki i odstawiłam na bok. Położyłam się na plecach obok niego i wyciągnęłam przy okazji papierosa.

- Zawsze lubiłem z tobą spędzać czas.

Nie odpowiedziałam, a zaciągnęłam się mocno. To było dla mnie zaskoczeniem, gdyż my od zawsze... nienawidziliśmy siebie, a dopiero od dwóch miesięcy zaczęliśmy bliżej siebie być. Od kiedy tak naprawdę? Wiem, że minął okres dwóch miesięcy, ale jaki moment nas przybliżył? 

- Ja naprawdę ciebie nienawidziłem, ale lubiłem z tobą spędzać czas - powiedział.

- Dlaczego? - spytałam spokojnym tonem.

- Nie wiem, taka odskocznia... - wzruszył ramionami. 

- Od czego? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.

Nie odezwał się, a wpatrywał w niebo jak zahipnotyzowany. Ja właśnie tak patrzę na niego.

- Od samego siebie - powiedział po dłuższej chwili.

Zmarszczyłam brwi. Poczułam ukłucie w sercu, ale czemu..? Ze względu na niego? Dlaczego tak powiedział? To mnie cholernie zabolało, ale czemu? 

- Dlaczego od samego siebie? 

- Nienawidzę siebie.

Teraz jeszcze gorsze ukłucie w sercu poczułam. Aż chciałam się zgiąć, ale uniosłam się i spojrzałam na niego z góry. Jak on może tak mówić? Jak można mówić, że siebie samego nienawidzę? Will... on nienawidzi siebie, dlaczego to mnie cholernie boli? Ja nie chcę patrzeć na jego smutek, na jego ból, nie chcę.

- Dlaczego tak mówisz? - spytałam już poważniejszym tonem.

- Zawsze z tobą lubiłem spędzać czas, bo tylko tak potrafiłem skupić uwagę na kogoś innego, niż na samemu sobie. Ja po prostu... nienawidzę siebie. Może to dziwne, może nie. Nienawidzę siebie za to, że sprawiłem tobie tyle krzywdy. Jestem egoistą i zawsze patrzałem na siebie, a nigdy na kogoś. Ty tak cierpiałaś, a to wszystko moja wina. Mam siebie za to lubić? Jane, ty mnie nienawidzisz... - także się uniósł i spojrzał mi ze smutkiem w oczy.

- Nie mów tak! - krzyknęłam. - Will, nawet tak nie mów, proszę! - powiedziałam łamliwym tonem.

Jak tak można mówić o sobie..? Jak bardzo William jest nieszczęśliwy, nie akceptując siebie? Dlaczego mam ochotę coś rozwalić przez ten ból, który się nawraca z powrotem? Nie chcę patrzeć na jego cierpienie, nie chcę patrzeć na jego ból. Kurwa mać, nie chcę.

- Nawet tak nie mów... - przytuliłam go.

- Jane, taka jest prawda - odwzajemnił gest. - Nienawidziłaś mnie, cierpiałaś zawsze przeze mnie, płakałaś, a ja potrafiłem ci się śmiać w twarz. Tak bardzo nienawidzę siebie za to, jaką ci krzywdę zrobiłem... - wyszeptał i poczułam, jak bardziej zaciska swoje ramiona wokół mnie.

- Will, nawet tak nie mów... - na moich policzkach pojawiły się pierwsze łzy. - Proszę, nie chcę, żebyś tak mówił o sobie... 

- Jane, ty też tak myślisz. 

- Nie... - odsunęłam się od niego i spojrzałam mu w oczy. - Will, ja ciebie kocham - powiedziałam i pocałowałam go w usta, a on od razu odwzajemnił pocałunek. - Możesz mi odpowiedzieć na pytanie..? - spytałam, kiedy odkleiłam się od niego.

- Tak? 

- Od... Od kiedy coś do mnie czujesz..? - spojrzałam mu w oczy.

- Szczerze... - sięgnął do butelki z alkoholem. - Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami i napił się. - Zaczęłaś mnie strasznie pociągać. Jane, ja o tobie śniłem - spojrzał mi w oczy, a ja się zarumieniłam i w głowie już miałam dziwne myśli o tych snach.

Ciekawe jak wyglądały.

- Później uważałem cię za naprawdę piękna dziewczynę, a później... zapragnąłem cię - jego spojrzenie na mnie stało się intensywniejsze. - Zack wie, że jestem w tobie zakochany - ujął mój policzek. - Że ciebie kocham.

I ja się z nim pocałowałam. Ja się pocałowałam z jego przyjacielem, który doskonale wiedział, że... jego przyjaciel mnie kocha. Chyba jestem bardziej na siebie zła, niż na niego, kiedy całował szyję Ashley. Jak ja mogłam tak postąpić? Jak ja mogłam do jego przyjaciela... jestem szmatą.

- Ja... - odwróciłam od niego wzrok. - Ja cię przepraszam... - łamałam się.

Czuje ból. Okropny ból, bo go skrzywdziłam. On widział, jak ja i jego najlepszy przyjaciel się całujemy. Co może być gorszego od tego uczucia, od tego widoku? Czuje łzy, które spływają ze mnie. Czuje ten ból w klatce piersiowej. Nawet boje się mu już spojrzeć w oczy.

- Jane, co się stało..? - chwycił mój podbródek i odwrócił w swoją stronę. - Proszę, nie płacz... - starł napływające łzy i po chwili mnie czule pocałował.

Całuje mnie, a ja niedawno się całowałam z jego przyjacielem. Dlaczego on tak ukrywa swój ból? Czemu mi nie wykrzyczy tych rzeczy, kiedy ja tak krzyczałam na niego i wyzywałam? 

- Bo ja całowałam Zack'a... - załkałam. - Ja nie wiem czemu... Kiedy widziałam ciebie i Ashley... Przepraszam cię - wtuliłam się w niego mocno.

- Jane, nie jestem zły... - pogładził mnie po plecach i wyszeptał. - Ja też zrobiłem błąd, też ciebie skrzywdziłem. 

- Ale ja nie jestem zła... - zaprzeczyłam i oderwałam się od niego, ścierając z policzków łzy.

- A myślisz, że ja jestem na ciebie zły? - prychnął. - Nie potrafię być na ciebie łzy dłużej, niż pięć minut. Jane, ty mnie tak zmieniłaś... - wypuścił przeciągle powietrze z ust i opadł plecami na dach. - Cieszę się - powiedział.

- Czemu? - położyłam się obok niego.

- Jesteś przy mnie. To mnie cieszy i uszczęśliwia - obrócił się w moją stronę i ujął policzek. - Nawet nie masz pojęcia, jak już wcześniej chciałem ci to powiedzieć - gładził kciukiem moją skórę.

- Ja... Ja też chciałam ci to powiedzieć, ale myślałam, że... że ty nic do mnie nie czujesz, że dalej nienawidzisz mnie... Poza tym... To byłoby głupie i dziwne, niemożliwe, bo prawnie, to my... 

- Zamknij się - przerwał mi gwałtownie i po chwili znalazł się nade mną. 

Moje serce przyspieszyło wraz z oddechem. Jest nade mną, nachylony, jakby zły? Nie, nie zły, na pewno nie, ale wydawało mi się. Na pewno jest poważniejszy, ale i taki William podoba mi się. Kocham go.

- Mam to w dupie. Mam to gdzieś, że jesteśmy w jakimś stopniu powiązani rodzinnie. Jane, mam na to wyjebane - mówił, a mnie dosłownie zatkało. Nie wiedziałam co powiedzieć - Pragnę cię, rozumiesz? Chcę ciebie - nachylił się nade mną i pocałował w usta. 

Rozpływam się. Czuje, jak tracę grunt pod stopami, jak tonę w jego pocałunkach. Jego miękkie i ciepłe wargi pieszczą moje w namiętny i czuły sposób, na dodatek powolny i spokojny, kocham to. William naprawdę wie co lubię, a czego nie lubię. On o mnie chyba wie najwięcej.

Niby wróg, a jednak.

- Kocham cię - wyszeptał w moje usta.

- Will... - sapnęłam.

Znowu mnie pocałował. Teraz jego biodra napierają na mnie i czuje jego krocze przy swoim, ale nie przeszkadza mi to. Oddaje się pocałunkowi, ale chcę go o coś zapytać, dlatego przekręcam głowę w bok i jego usta zjeżdżają na mój policzek. Całuje mnie, później przegryza ucho i zjeżdża na szczękę. Zaczynam po cichu pojękiwać z przyjemności, ale muszę mu zadać to pytanie. 

- Will, czekaj... - sapnęłam ponownie.

- Coś się stało? - zszedł ze mnie i usiadł. Sięgnął przy okazji po butelkę wódki, którą dopił do końca i wywalił przed siebie. 

- Od dłuższego czasu zastanawia mnie pewna rzecz... - zaczęłam. - Pamiętasz... nasz pierwszy pocałunek? - spojrzałam na niego niepewnie.

- Mój pierwszy orgazm przez pocałunek? - powiedział, uśmiechając się przy tym. - Oczywiście, że pamiętam. Był z tobą i od tamtego momentu zapragnąłem ciebie jeszcze bardziej - dodał, a na moich policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce, a serce przyspieszyło.

- Chodzi mi o to... Bo później powiedziałeś... - zrobiłam pauzę. - Że to był zakład.

- Kłamałem - odpowiedział od razu i spojrzał w niebo. Zaczął się przyglądać, jakby o czymś rozmarzał. 

- Ale... czemu? - przysunęłam się i usiadłam obok niego.

- Bałem się. 

- Czego? - przyglądałam się gwiazdom, które naprawdę są piękne. William też jest piękny.

- Poczułem się wtedy... dziwnie. Już chyba od tamtego momentu zacząłem coś do ciebie czuć, ale nie chciałem do tego dopuścić, chciałem od tego uczucia uciec - spojrzał na mnie. - Teraz mam to gdzieś. Miałem też gdzieś na wycieczce, kiedy zobaczyli nas, jak się całujemy. Chcę, żeby wszyscy wiedzieli, że ciebie kocham - ujął mój podbródek i przybliżył swoją twarz do mojej. - Jane, kocham cię - powiedział i pocałował mnie.

Jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. William naprawdę to mówi? To nie są żarty? Tak bardzo go kocham i już nie zamierzam z niczego zrezygnować. Chcę go. Chcę Williama i nie wycofam się, jeżeli nawet rodzina tego nie zaakceptuje. 

- Kocham cię - oderwałam się od niego na milimetr. - Wiesz, co uważam? - wyszeptałam i muskałam go ustami.

- Zaskocz mnie - uśmiechnął się zadziornie.

- Że jesteś piękny.

- Jestem facetem - prychnął. - Jak już, to mogę być przystojny.

- Nie, Will - odsunęłam się od niego. - Nie w tym sensie.

Zmarszczył brwi i przyglądał mi się naprawdę zaskoczony. Zaskoczyłam go, ale nie dziwię się. Jaki facet na co dzień słyszy, że jest piękny? I to nie w sensie jego urody? Od kilku tygodni uważam go za pięknego, ale nie z powodu wyglądu.

- Nie rozumiem... - powiedział niepewnie i nie odwracał ode mnie tego tajemniczego spojrzenia.

- Po prostu... - opadłam na plecy i wbiłam swój wzrok w gwieździste niebo. - Uważam, że masz piękną osobowość, charakter, wszystko. Wszystko mi się w tobie podoba. Nie ma rzeczy, której nie cierpię. Nienawidziłam cie, ale ciągnęło mnie do ciebie. Nienawidziłam cie, ale uważałam, że wszystko w tobie jest piękne. Tu nie chodzi o wygląd, ale jeśli mam już o nim powiedzieć, to jesteś chodzącym bogiem - uśmiechnęłam się, na co on prychnął rozbawiony i zaskoczony pod nosem. - Wszystko mi się w tobie podoba i nie rozumiem... dlaczego ty nienawidzisz siebie... - spojrzałam na niego, gdy ten nagle nie wykazał żadnych emocji.

Tajemnica, która zawsze mnie w nim zastanawia... chyba została odkryta. Skrywał w sobie wszystko. Skrywał ból, cierpienie i smutek. On cierpiał. William cierpiał sam, beze mnie, gdzie oddałabym wszystko, żeby wziąć część jego smutku na siebie. Kocham go i chcę uszczęśliwić. Jego tajemnicą było cierpienie, które skrywa w sobie, a w oczach tego nie mogłam dostrzec. Ukrywało się, chowało i nie chciało pokazać. 

- Jesteś dla mnie piękny, a ty tak cierpisz... - szepnęłam. - Proszę, nie rób mi tego. Nie cierp sam.

Nie odezwał się, a tylko nachylił i pocałował mnie w czoło. Jego usta w kojący, czuły i miły sposób spoczywały na moim czole przez siedem sekund. Poczułam się... wyjątkowo teraz, a to nie ja powinnam, a on. 

- Kocham cię - wyszeptał.

- Nie cierp sam, błagam - mówiłam spokojnym tonem. - Nie rób mi tego.

- Nie cierpię, bo jesteś przy mnie.

Zamknęłam oczy i wciągnęłam więcej powietrza do płuc. To kochane. To słodkie, kochane, piękne, co do mnie mówi. Dlaczego dostrzegłam, jak on naprawdę potrafi być piękny? Dlaczego ja go nienawidziłam? Za co? Ja go kocham. Ja tego kretyna kocham ponad życie. 

Nie chciałam go nawet bliżej poznać, a całe życie obracaliśmy się wokół siebie. Wiedziałam o nim masę rzeczy, ale nie wiedziałam tych najważniejszych - że on cierpi, że nie jest tak złym człowiekiem, za którego zawsze go uważałam. Jest wspaniały, kochający i piękny. Dlaczego nie chciałam go bliżej poznać? 

- Jane - usłyszałam, jak jego głos wybudza mnie z transu.

Otworzyłam oczy i on już stał nade mną z ręką wyciągniętą w moją stronę. Chwyciłam ją i podniósł mnie, a kiedy już stałam na wyprostowanych nogach, objął mnie wokół i przyciągnął do siebie.

- Bądź moja - wyszeptał w moją szyję, w którą się nachylił.

- Jestem.

- Nie. Bądź oficjalnie moja - jego usta mnie całowały po szyi.

Co? 

- Will..? - spytałam zdezorientowana.

- Bądź ze mną.

O mój boże.

- Tak - rzuciłam od razu i spojrzałam mu w oczy.

- Tak? - spytał zaskoczony. 

- Tak, Will, będę z tobą - uśmiechnęłam się.

- Okej.

- Okej.

- Jesteśmy razem? - chyba dalej nie dowierzał.

- Tak - odpowiedziałam mu. Jest strasznie uroczy, kiedy jest zdziwiony.

- Będziemy to ukrywać? 

- Nie - powiedziałam stanowczo..

Nie. Nie będę ukrywać się z Williamem. Nie będę ukrywać, uciekać, chować się przed tym uczuciem. Zakochałam się w nim, kocham go i tego nie zmienię, nawet nie chcę. Tak bardzo go kocham.

- Okej - odezwał się.

- Okej.

- Chyba lubimy to powtarzać, prawda? - uśmiechnął się.

- Chyba tak - także odwzajemniłam uśmiech.

- Czyli jesteśmy razem? - spytał.

- Jesteśmy razem - odparłam.

- Okej.

- Okej.

- Pocałuj mnie.

I nie musiał długo czekać, bo całą miłość do niego włożyłam w pocałunek, którym go od razu obdarowałam, a on odwzajemnił.

My nie nienawidzimy siebie, a kochamy siebie.

~~

Continue Reading

You'll Also Like

211K 6.7K 45
Współczesna opowieść o kopciuszku, w której książę okazał się być diabłem. On był samotnikiem, socjopatą i mordercą. Ona była tylko służącą w jego do...
17.2K 1K 36
Osiemnastoletnia Susan przyjeżdża na studia do Walencji w słonecznej Hiszpanii. Już od samego początku czuje się jak w domu. Jednak szybko się okazuj...
494K 25.3K 48
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
323K 8.5K 40
Mówi się, że konflikty między ludźmi są spowodowane zbyt wielką różnicą między sobą. Ale to nie prawda. Konflikty pojawiają się, gdy dwie osoby są zb...