Rozdział 3

267K 9.6K 21.5K
                                    

Otwieram powoli oczy i mrugam kilka razy. Nie czuje się źle, ale nie mogę tylko przyzwyczaić się do światła. Unoszę się do góry i rozglądam się dookoła widząc te same pomieszczenie, co wcześniej - szatnię. 

Na jak długo zemdlałam? Torby wszystkich dziewczyn są na swoich miejscach, więc musimy mieć dalej lekcje. Sięgam do swojej i wyciągam glukometr, a przy okazji biorę łyka soku. Mój cukier wynosi sto dziesięć. Dawkuje się odpowiednią ilością insuliny i siadam na ławce i opieram głowę o ścianę. Mój oddech jest spokojny, więc jest dobrze. 

Nie czuję wdzięczności wobec Will'a. Pomógł, czuje się dobrze i to jest najważniejsze. Kretyn pomyślał i nie zaprowadził mnie do pielęgniarki, a pozostawił mnie tutaj, za co mu chyba tylko dziękuje. Nie chcę telefonu do mojej mamy, że zemdlałam. Ojciec jest także uczulony na tą moją cukrzyce i nie pozwala mi dotykać alkoholu, a nawet własnej żonie ogranicza. 

Sięgnęłam do torby po czekoladowego batonika i w ciszy go zjadłam. Po skończeniu wyrzuciłam papierek do kosza i poprawiłam się jeszcze przed lustrem w toalecie. Skierowałam się do wyjścia i kiedy chciałam chwycić za klamkę, drzwi się same otworzyły, a w nich stanął zdziwiony William.

- O, księżniczka wstała - burknął.

- Na jak długo zemdlałam i czemu tutaj jesteś? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.

- Minęło dziesięć minut, a jestem tutaj po to, aby zobaczyć co z tobą. Trener myśli, że rozmawiasz przez telefon z mamą, bo tak mu powiedziałem, dlatego też masz trzymać się tej wersji - uchylił mi drzwi, żebym wyszła. - Kazał mi wreszcie po ciebie przyjść.

- Och, jak miło - prychnęłam.

- I tak w ogóle... - przybliżył swoje usta do mojego ucha. - Spadłaś twarzą na mojego kutasa - szepnął i powędrował do Ashley.

O mój boże.

Od razu na mojej twarzy pojawiła się czerwona barwa, a ten kretyn z zadowolenia się uśmiechał. Tak bardzo się ciesze, że nie czułam tego, nie czułam go... Jak dobrze, że zemdlałam wtedy.

- Henderson, i jak? - zapytał trener.

- Dobrze - skinęłam głową.

- Na pewno? Do pielęgniarki nic? 

- Nie, wszystko jest okej.

- Dobra, to zmykaj do Lutchera - spojrzał na chłopaka, który zanudzał się na ławce.

Rozejrzałam się dookoła, gdzie wszyscy wykonywali ćwiczenia w parach. Każdy chłopak był spocony i zmęczony, co mnie usatysfakcjonowało, bo moje dziewczyny dają im ostry wycisk! 

- Przepraszam, że musiałeś czekać - stanęłam przed Zack'iem.

- Nic nie szkodzi. Odpocząłem chociaż - uśmiechnął się i wstał. - To jak, chyba musisz dokończyć karę ode mnie - założył ręce pod klatkę piersiowa i spojrzał na mnie zadziornie.

- Ugh... - burknęłam z dezaprobatą i schyliłam się do wyprostowanych nóg, na co Zack od razu pofrunął do tyłu.

$$$$$$$$$$$$$$$

- Nienawidzę cię - syknęłam do Will'a, kiedy oboje kierowaliśmy się do sali od biologii.

- Ja ciebie też - odparł.

- Ja bardziej.

- Nie wydaje mi się - prychnął.

- Chcesz się przekonać? - spojrzałam na niego.

- Jak mnie nienawidzisz, to nie przychodź na sylwestra do Zack'a.

- A co ma sylwester do tego? - uniosłam się, kpiąc z niego.

Nienawidzimy siebieWhere stories live. Discover now