Rozdział 11

238K 8.8K 16.9K
                                    

Odsunęłam się od niego i spaliłam z rumieńców. Mój wzrok automatycznie poleciał na jego buty, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego. Nie wiem czemu to zrobiłam. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, żeby pocałować go w policzek. Nie wiem. Jest to głupie, głupie, głupie, idiotyczne z mojej strony. Pocałowałam mojego wroga w policzek, Williama. 

- Umm, dzięki... - był zdziwiony. - Wszystkiego najlepszego, Jane.

- Dzięki... - dalej na niego nie spoglądałam.

I naglę poczułam jego ciepłą dłoń na moim policzku. Moje serce zabiło szaleńczo szybciej, a oddech przyspieszył. Uniósł moją głowę w górę, a od razu wzrokiem spotkałam się z jego pięknym, błękitnym i skrywający wielką tajemnicę spojrzeniem. Gapiłam się w jego tęczówki, a on w moje obejmując cały czas mój policzek.

- Wszystkiego najlepszego, Jane - powtórzył, ale jego głos był łagodniejszy, cieplejszy i przyjemnie się go słuchało.

Pomrugałam kilka razy i jeszcze bardziej moje serce zabiło, a brzuch zrobił koziołki, gdy nachylił się nade mną i pocałował mój policzek. Dokładnie cztery sekundy jego usta spoczywały na mojej skórze. Pierdolone cztery sekundy sprawiły, że miałam nogi z waty w tej chwili. Odsunął się ode mnie, a ja jednak wolałam tą poprzednią wersje. 

Kurwa, czy mi się spodobało to? 

- Chodźmy. Pewnie się niecierpliwią już - uśmiechnął się delikatnie i skierował się do wejścia.

Pomrugałam kilka razy i ustabilizowałam mój przyspieszony oddech. Otrząsnęłam się i dotrzymałam mu kroku. Czułam się teraz dziwnie przy nim, tak... inaczej, znowu. Między nami jest inaczej, zupełnie inaczej niż wcześniej. Nawet ja na niego patrzę inaczej... 

O mój boże.

To chore.

To chore.

Will otworzył wejściowe drzwi i wpuścił mnie do środka pierwszą. Wow, jestem zdziwiona, naprawdę, że on mnie pierwszą wpuścił. Kiedy doszliśmy do sali zdziwiłam się i trochę zrobiło mi się przykro... 

Nie było nikogo. Sala oświetlona, udekorowana tak, jak zaplanowałam, wszystko było przygotowane, a nikogo nie było, co jest? Jeszcze dwadzieścia minut temu rozmawiałam z Rachel, która podobno tutaj była.

- Nie ma nikogo? - spytałam i zmarszczyłam brwi. 

- Wydawało mi się, że...

- Niespodzianka! - z ukrycia wyszła masa ludzi, którzy wydarli się na całego.

Zrobiłam wielkie oczy i wzięłam większy wdech. Byłam zaskoczona, nawet się przestraszyłam tego, ale radość pochłonęła mnie całą po chwili. Oni wszyscy tutaj byli... W dobrych humor, w ogóle nie znudzeni naszą kilku minutową nieobecnością.

- Wszystkiego najlepszego! - naglę zaatakowały mnie wszystkie dziewczyny z drużyny cheerleaderskiej.

- Jejku, dziękuje! - zaczęłam tulić wszystkie naraz.

I po nich kolejna fala znajomych, którzy składali mi życzenia i przytulali. Wzrokiem błądziłam po sali w odnalezieniu tylko jednego celu. Była to Rachel, która akurat stała przy Williamie i składała mu życzenia. 

- ... tak jak jest, okej?! - jedyne zdanie, które usłyszałam jak podeszłam. 

- Chel! - wpadłam jej w ramiona. 

- Jwow! - od razu odwzajemniła gest. - Wszystkiego naj-naj-naj-najlepszego jeszcze raz! 

- Boże, ja myślałam, że nikogo nie ma, a tu taka akcja... - odkleiłam się od niej.

Nienawidzimy siebieWhere stories live. Discover now