Rozdział 18

238K 8.5K 23.3K
                                    

Muzykę lepiej pod koniec xd A najlepiej po ''telefonie'' 

Jestem w niego wtulona od dłuższego czasu i czuję, jak oczy mi się zamykają. Mogłabym pozostać z nim tak na wieki - siedząc na jego kolanach okrakiem, wtulona w jego klatkę piersiową, gdzie on nie wypuszcza mnie na moment. 

Dziesięć minut mojej mamy potrwało dłużej. Nie mam pojęcia która godzina, ale nigdzie mi się nie spieszy. Nie mam zamiaru nigdzie iść, choć już dobijała się do mnie.

Czuje się dziwnie, ale zarazem szczęśliwa, ale jednak dziwnie... Znowu się z nim pocałowałam, a wiem, że tak nie powinno być, tak nie możemy, a dopuszczam do tego. Dlaczego nas tak do siebie ciągnie? To znaczy przynajmniej mnie do niego bardzo ciągnie. Nie wiem, co z nim. 

To jest gorsze od James'a, to uczucie. Jest silniejsze, mocniejsze, głębsze... Tęsknie za nim, kiedy nie widzę go. Tęsknie za jego głosem, za naszymi sprzeczkami, chcę go słyszeć codziennie. Jestem zazdrosna o niego, cholernie. Chcę, żeby zawsze był przy mnie, ze mną. Czuje silne uczucie, kiedy mnie dotyka, kiedy nawet przebywa obok mnie... To wszystko sprawia William. 

Ja się zakochałam.

Zakochałam się w nim, nie zauroczyłam - zakochałam. Jestem zakochana w Williamie, w kimś, w kim nie powinnam, to uczucie nie powinno się pojawić. To jak zakazany owoc, a jednak sięgnęłam po niego i mi zasmakował. To jak puszka pandory - otworzyłam coś, czego nie powinnam. 

- Jane... - szepnął.

- Hmm? - wymruczałam mając przymknięte oczy.

- Dlaczego złamałaś obietnicę? - spytał. 

Nie mam pojęcia, co mam mu teraz powiedzieć. Co? Że miałam dość patrzenia na niego i Ashley? Dość tej rozpaczy gnieżdżącej się we mnie? Tego rozpadu, tego smutku i żalu, spowodowanego przez niego? Nie, na pewno mu tego nie powiem.

- Chodź - wstałam na wyprostowanego nogi.

- Gdzie? - cały czas jego ton był spokojny, opanowany, troskliwy i bardzo przyjemnie się go słuchało.

Jak nigdy jeszcze nie słyszałam takiego Williama. Chcę go słyszeć codziennie. 

- James zawsze mnie tam zabierał nocami.

Skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia, a Will był tuż za mną. Obserwowałam wszystko dookoła i szukałam tego wejścia, przez które zawsze wchodziłam z James'em. W końcu natrafiłam na drabinki znajdujące się w innym pomieszczeniu na piętrze, które trzymają się gorzej niż sprzed dwóch lat. 

- Jane, to nie jest dobry pomysł - skrzyżował dłonie do klatki piersiowej i przyglądał się zardzewiałym drabinkom.

- Jest dobrze - położyłam dłonie na metalowym pręcie i już chciałam unieść stopę na pierwszym stopniu, ale chłopak mi przeszkodził.

- Ja pierwszy wejdę - powiedział stanowczym tonem.

Odsunęłam się i przepuściłam go przodem. Zabrał się najpierw do sprawdzenia stabilności drabinki, aż w końcu mając pewność, że pójdzie wszystko dobrze, wszedł. 

- Możesz wejść - usłyszałam.

Zabrałam się do wchodzenia. Drabinki wydawały z siebie te stare, zardzewiałe odgłosy, jakby już miały zamiar się rozwalić na dobre. Dwa lata temu to jeszcze trzymało się jak nowe, ale teraz wygląda w masakrycznym stanie. 

- Podaj rękę.

Uniosłam dłoń w górę, która od razu została ujęta przez ciepłą i dużą dłoń Williama. Podciągnął mnie w górę i znalazłam się na rozwalonym dachu tego opuszczonego budynku. Nic się tutaj nie zmieniło, oprócz towarzyszącemu śniegu. Wszystko jest takie same jak było. 

Nienawidzimy siebieWhere stories live. Discover now