Nienawidzimy siebie

By xNatiku

9.5M 336K 857K

Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Mo... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Epilog II

Rozdział 18

239K 8.5K 23.3K
By xNatiku

Muzykę lepiej pod koniec xd A najlepiej po ''telefonie'' 

Jestem w niego wtulona od dłuższego czasu i czuję, jak oczy mi się zamykają. Mogłabym pozostać z nim tak na wieki - siedząc na jego kolanach okrakiem, wtulona w jego klatkę piersiową, gdzie on nie wypuszcza mnie na moment. 

Dziesięć minut mojej mamy potrwało dłużej. Nie mam pojęcia która godzina, ale nigdzie mi się nie spieszy. Nie mam zamiaru nigdzie iść, choć już dobijała się do mnie.

Czuje się dziwnie, ale zarazem szczęśliwa, ale jednak dziwnie... Znowu się z nim pocałowałam, a wiem, że tak nie powinno być, tak nie możemy, a dopuszczam do tego. Dlaczego nas tak do siebie ciągnie? To znaczy przynajmniej mnie do niego bardzo ciągnie. Nie wiem, co z nim. 

To jest gorsze od James'a, to uczucie. Jest silniejsze, mocniejsze, głębsze... Tęsknie za nim, kiedy nie widzę go. Tęsknie za jego głosem, za naszymi sprzeczkami, chcę go słyszeć codziennie. Jestem zazdrosna o niego, cholernie. Chcę, żeby zawsze był przy mnie, ze mną. Czuje silne uczucie, kiedy mnie dotyka, kiedy nawet przebywa obok mnie... To wszystko sprawia William. 

Ja się zakochałam.

Zakochałam się w nim, nie zauroczyłam - zakochałam. Jestem zakochana w Williamie, w kimś, w kim nie powinnam, to uczucie nie powinno się pojawić. To jak zakazany owoc, a jednak sięgnęłam po niego i mi zasmakował. To jak puszka pandory - otworzyłam coś, czego nie powinnam. 

- Jane... - szepnął.

- Hmm? - wymruczałam mając przymknięte oczy.

- Dlaczego złamałaś obietnicę? - spytał. 

Nie mam pojęcia, co mam mu teraz powiedzieć. Co? Że miałam dość patrzenia na niego i Ashley? Dość tej rozpaczy gnieżdżącej się we mnie? Tego rozpadu, tego smutku i żalu, spowodowanego przez niego? Nie, na pewno mu tego nie powiem.

- Chodź - wstałam na wyprostowanego nogi.

- Gdzie? - cały czas jego ton był spokojny, opanowany, troskliwy i bardzo przyjemnie się go słuchało.

Jak nigdy jeszcze nie słyszałam takiego Williama. Chcę go słyszeć codziennie. 

- James zawsze mnie tam zabierał nocami.

Skierowałam się do wyjścia z pomieszczenia, a Will był tuż za mną. Obserwowałam wszystko dookoła i szukałam tego wejścia, przez które zawsze wchodziłam z James'em. W końcu natrafiłam na drabinki znajdujące się w innym pomieszczeniu na piętrze, które trzymają się gorzej niż sprzed dwóch lat. 

- Jane, to nie jest dobry pomysł - skrzyżował dłonie do klatki piersiowej i przyglądał się zardzewiałym drabinkom.

- Jest dobrze - położyłam dłonie na metalowym pręcie i już chciałam unieść stopę na pierwszym stopniu, ale chłopak mi przeszkodził.

- Ja pierwszy wejdę - powiedział stanowczym tonem.

Odsunęłam się i przepuściłam go przodem. Zabrał się najpierw do sprawdzenia stabilności drabinki, aż w końcu mając pewność, że pójdzie wszystko dobrze, wszedł. 

- Możesz wejść - usłyszałam.

Zabrałam się do wchodzenia. Drabinki wydawały z siebie te stare, zardzewiałe odgłosy, jakby już miały zamiar się rozwalić na dobre. Dwa lata temu to jeszcze trzymało się jak nowe, ale teraz wygląda w masakrycznym stanie. 

- Podaj rękę.

Uniosłam dłoń w górę, która od razu została ujęta przez ciepłą i dużą dłoń Williama. Podciągnął mnie w górę i znalazłam się na rozwalonym dachu tego opuszczonego budynku. Nic się tutaj nie zmieniło, oprócz towarzyszącemu śniegu. Wszystko jest takie same jak było. 

Rozglądam się dookoła i przypominam sobie chwile, kiedy w wakacje przesiadywałam tutaj z James'em, kiedy pokazał mi ten dach, który jest miłym wspomnieniem. Usiadłam na białym puchu, nie zwracając w ogóle uwagi na to czy się przeziębię, czy nie. Opadłam plecami na dach i mój wzrok wbił się w morze gwiazd na niebie. Jest pięknie.

- Dlaczego tutaj przyszliśmy? - obok mnie usiadł William i także spojrzał w górę.

- Ostatni raz byłam tutaj dwa lata temu.

- Dlaczego do tego powracasz? - czułam jego wzrok na sobie. Spytał znowu z żalem.

- Bo chciałam ci pokazać to - zetknęłam się z jego błękitnymi tęczówkami. 

- Jane, nie chcę, żebyś wracała tutaj - szepnął i opadł plecami obok mnie. Jego ramie stykało się z moim. - Złamałaś obietnice.

- Przepraszam - szepnęłam.

W pewnym momencie chciałam znowu płakać. Jestem tak okropnie słaba, że znowu zbiera mi się na płacz. Ale przecież jestem tylko człowiekiem. Głupim człowiekiem, ale jednak. Mam uczucia, które zostały okropnie zabawione się przez Williama, ale dalej, dalej, dalej czuje coś do niego. Jestem w nim zakochana.

- Powtórz.

Odwróciłam głowę w bok i spojrzałam w jego oczy, które także intensywnie wlepiły swoje spojrzenie we mnie. Znowu skrywa tą tajemnice, którą za wszelką cenę pragnę poznać. Jego spojrzenie jest tajemnicze, pełne zagadek, pełne lodu, ale jednocześnie dostrzegam w nich tą namiętność. Ale dlaczego taki wobec mnie jest?

- Przepraszam, William - szepnęłam nie odrywając wzroku od jego pięknych oczu.

William jest piękny.

- Dlaczego tutaj przyszłaś...

- Nie wiem.

- Wiesz.

Wiem.

- Nie wiem.

- Jane, wiesz - powiedział intensywniej. - Dlaczego? - nawet na chwile nie odrywał ode mnie spojrzenia.

- Było mi przykro.

Odwróciłam od niego wzrok. Nie mam odwagi teraz na niego patrzeć mówiąc takie coś. Czy go to będzie w ogóle obchodzić, że było mi przykro? Go w ogóle to obchodzi, że płaczę przez niego? To William, on się tym karmi. 

Patrzę w czarne niebo, po którym milion małych gwiazd tworzą prawdziwe morze. Ten widok zawsze był dla mnie piękny, majestatyczny, fantastyczny, po prostu cudowny. Każda z nich powiększa się na swój sposób, a po chwili zmniejsza - dlaczego? Dlaczego się tak dzieje? Ruszają się, czy to moje zwidy? Może one żyją? Może to prawda, że jak się umiera, to pojawia się gwiazda na niebie? 

- Sprawiłem ci tą przykrość? - spytał, jakby smutniejąc przez to.

Tak.

- Nie.

- Kłamiesz mnie.

Spojrzałam na niego. On cały czas miał wbity we mnie wzrok, co powodowało u mnie motylki w brzuchu i podnoszące się ciśnienie. Serce mi przyspieszało wraz z oddechem, cholera. Czuje, jak rumieńce wkradają mi się na policzki.

- Po prostu przykro mi było, że mnie tak wykorzystałeś - szepnęłam i wzrokiem przeleciałam po jego ustach, ale szybko powróciłam do kontaktu wzrokowego.

- Kłamałem. 

- Mówisz mi to cały czas, ale dalej jest mi przykro.

- Jane, ja naprawdę kłamałem. Nie było żadnego zakładu.

- W takim razie, dlaczego to powiedziałeś? - spytałam z żalem i smutkiem. 

I na samo wspomnienie tego, moje oczy zaszkliły się i już po chwili jego wzrok spoczął na moim policzku, po którym w wolnym tempie spływała słona kropla. Uniósł rękę i poczułam jego ciepły dotyk na mojej skórze, jego przyjemny, miły i kojący dotyk. Chcę, żeby mnie dotykał. Starł ze mnie łzę, ale nawet to nie przeszkodziło, żeby dalej mnie dotykał. Ujął mój policzek i w wolnym tempie zataczał kręgi kciukiem na skórze. Przeszły mnie przyjemne dreszcze, a to wszystko wywołuje jego dotyk. 

- Nie wiem... - przyglądał się mojej twarzy. - Przepraszam.

- To nadal boli. Zabawiłeś się.

- Ja kłamałem.

- Ale poczułam się wtedy najgorzej.

- Przepraszam - szepnął i spojrzał mi głęboko w oczy. 

- Musiałeś mieć powód, żeby to powiedzieć. Dlaczego? 

- Po prostu... Ty mnie nienawidzisz, ja ciebie nienawidzę...

- Nienawidzimy siebie - weszłam mu w słowo.

- I to nie dziwne, że się pocałowaliśmy? 

- Dziwne.

Aż mnie, kurwa, coś zabolało, ała. Chciałam znowu się zgiąć w pół, bo on to sam zauważył. Ale w takim razie, dlaczego poprosił niedawno o kolejny pocałunek? Dlaczego mnie pocałował? Skoro to dla niego dziwne? Skoro nienawidzimy siebie...

Zapadła cisza między nami. Jego wzrok poleciał na niebo, a ja tuż za nim. Leżę w miejscu, gdzie dwa lata temu leżałam z miłością mojego życia, przynajmniej wtedy tak myślałam. Powracam do tego miejsca, ale tym razem... z Williamem. Zakochałam się w nim i to z nim tutaj leżę i obserwuje niebo jak kiedyś. Chcę robić z nim to częściej. 

Myślami powracam do tego, co powiedziałam mu niedawno. Mam okropne wyrzuty sumienia, bo powiedziałam mu coś, czego nie powinnam. Coś, co bardzo mocno żałuje i nie pamiętam jakiej rzeczy tak mocno żałowałam, nie licząc tego uczucia, które dopuściłam do siebie, dopuściłam Williama do siebie. Powiedziałam mu, żeby zniknął jak on, jak James, ale... James nie żyje...

- Przepraszam - szepnęłam, przerywając ciszę między nami.

- Dlaczego? - spojrzał na mnie.

- Powiedziałam ci coś okropnego - odwróciłam głowę w jego stronę i zetknęłam się z błękitnymi tęczówkami, które mnie wypalają, powodując znowu rumieńce i dziwne skurcze w podbrzuszu.

- Ale co? - zmarszczył brwi i mi się przyglądał.

- Żebyś zniknął... - tutaj zrobiłam pauzę. - Jak James - dodałam po chwili.

- Dużo rzeczy pod wpływem emocji się mówi. 

- Ale najczęściej tych prawdziwych.

- Przynajmniej teraz wiem, czego sobie życzysz - prychnął.

- Nie, Will... - szepnęłam. - Ja nie chcę tak, nie chcę. Przepraszam cie - spojrzałam na niego smutniejąc. - Ja naprawdę tak nie myślę.

- Przepraszam z twoich ust brzmi tak słodko - uśmiechnął się, a mi to spowodowało znowu skręty w podbrzuszu i rumieńce na policzkach. - Możesz powtórzyć?

- Przepraszam. 

- Wybaczam ci - odparł i sięgnął po papierosa. - Chcesz? - wystawił w moją stronę. 

- Mogę - sięgnęłam po czerwonego marlboro.

Odpalił mi i sobie, a po chwili wlepił wzrok w niebo, zakładając przy tym jedną rękę za głowę. Także patrzyłam na gwieździste niebo, które tej nocy naprawdę wygląda przepięknie. Milion małych plamek mieniło się białym kolorem, na czarnym tle. To było piękne. A piękniejsze jest to, że obok mnie jest William.

- Dziękuje - odezwałam się, nawet na niego nie patrząc.

- Za? - spojrzał na mnie przelotnie.

- Nigdy ci nie podziękowałam za to, że to dzięki tobie nie jestem już z James'em.

- Jane, dlaczego mi za to dziękujesz? - zdziwił się i to mocno.

Pierwszy raz mu to mówię. Pierwszy raz w życiu dziękuje mu za to i wspominam o tym. Też byłabym w szoku, gdyby ktoś mi za takie coś dziękował, a jeszcze wcześniej nienawidził za to. Owszem - nienawidziłam go przez jakiś czas, ale zrozumiałam później, dlaczego tak postąpił, dlaczego zawsze się wpieprzał w mój związek.

- Bo to dzięki tobie tak naprawdę nie skończyłam na dnie - spojrzałam na niego i wypuściłam dym z ust.

- J-Jane... - dalej w to nie dowierzał. - Naprawdę mi... dziękujesz za to? - patrzył na mnie, jakby widział ducha.

- Will, mimo że mówię ci to teraz, to i tak zauważyłam to już dwa lata temu, ale nigdy, nigdy, nigdy nie miałam odwagi ci podziękować. Dziękuje - prawie że szepnęłam, wpatrzona w jego błękitne tęczówki.

- Powtórz - odezwał się poważniejszym tonem.

- Dziękuje.

- Jane, czy ty...

- Tak, Will, dziękuje ci - przerwałam mu, a on pomrugał kilka razy.

- Dlaczego..? - otrząsnął się.

- A dlaczego tak uparcie kręciłeś się wokół mnie i James'a? Dlaczego robiłeś wszystko, żeby tylko odciągnąć mnie od niego?

- Bo... - zrobił pauzę i odwrócił ode mnie wzrok. Zaciągnął się mocniej i wyrzucił papierosa na bok. - Nie mogłem na to patrzeć, jak ciebie niszczy. Nie mogłem patrzeć na to, jak ty się z nim niszczysz - wlepił swój wzrok w niebo.

- Dlatego ci dziękuje - szepnęłam i przekręciłam się w bok. Teraz miałam idealny obraz na jego osobę.

William jest piękny. Zakochałam się w nim.

- Nienawidzę, jak przychodzisz do tego miejsca, to ciebie niszczy. Wspomina ci tylko o nim, a nie chcę, nie chcę, Jane. Byłaś wtedy taka głupia i zapatrzona w niego... 

- Dlatego ci dziękuję.

- On ciebie niszczył, ty siebie niszczyłaś przez to. Nie mogłem na to patrzeć, jak ktoś, a nie ja, niszczy mojego wroga. 

Nie chcę, żebyś mnie niszczył.

Nie odzywam się, a lustruje jego osobę. Moje serce przyspiesza, kiedy go obserwuje, a on dalej ma wzrok wlepiony w niebo. Czy to niegrzeczne z mojej strony, że tak na niego patrzę? Ale ja chcę na niego patrzeć, chcę go dotykać. Moja ręka prawie dotyka się z jego, ale nie mam odwagi chociaż jej przez przypadek musnąć. Patrzę na jego tunel, który od początku zrobienia go, dodawał mu atrakcyjności i mi się podobał. Jego włosy ułożone w nieładzie po dzisiejszym basenie. Jego zarysowana szczęka. Jego piękne, malinowe usta, które chcę całować.

William jest piękny i zakochałam się w nim. Nie mogę, to zakazane, to zabronione, a jednak to się stało... Zakochałam się w nim.

- Dlatego ci dziękuje, Will - szepnęłam, a on obrócił swoją twarz w moją stronę i spojrzał mi w oczy. - Dlaczego nie złamałeś obietnicy? - spytałam.

- Bo nie łamie obietnic.

- Ja złamałam. 

- Ty - podkreślił słowo, a mnie dziwnie serce zabolało przez to. - Nie ja. Ja nie łamie obietnic, Jane.

- Przepraszam... - posmutniałam.

- Po prostu tutaj już nie przychodź, proszę... - spojrzał na mnie, a jego wzrok był wręcz błagalny.

- A jak będę chciała przyjść tutaj na dach? 

- To tylko ze mną.

O mój boże, aż moje serce przyspieszyło i brzuch zrobił kilka podskoków. Czy on naprawdę to powiedział?

- Dobrze, tylko z tobą - przygryzłam wargę, ale nie miałam jakiś intencji robiąc to. Widząc jego wzrok, który spojrzał na mój ruch, od razu się zarumieniłam.

- Obiecujesz? - powrócił do kontaktu wzrokowego.

- Obiecuję - szepnęłam.

- Co obiecujesz? 

- Że nie przyjdę tutaj sama, a tylko z tobą.

- Dobrze - uśmiechnął się i powrócił wzrokiem na niebo.

I w tym momencie mój telefon zaczął wibrować. Sięgnęłam po niego i godzina północ dwadzieścia cztery uświadomiła mnie, jak bardzo moja mama musi być wkurwiona, a jak ja bardzo długo tutaj siedzę.

- Halo? 

- Jane... - słyszałam, jak powstrzymuje się od krzyków. - Gdzie ty, do cholery jasnej, jesteś? 

- Jestem z Williamem. 

- Nie obchodzi mnie to - rzuciła zdenerwowana. - Miałaś dziesięć minut, a co?! Nie ma ciebie od godziny!

- Zaraz będę.

- Nie zaraz, tylko teraz! 

- Cześć.

- Jane...

Nie dokończyła, bo się rozłączyłam. Wstałam na wyprostowane nogi i przetrzepałam ze swoich ubrań śnieg. Spojrzałam na Williama, który przygląda mi się z założonymi rękoma za głowę.

- Muszę już iść do domu - powiedziałam i jednocześnie zadrżałam, bo dopiero teraz zorientowałam się, jak jest zimno. Będąc bliżej niego zawsze jest mi ciepło.

- Podwiozę cię. Jestem samochodem - wstał i przetrzepał się także ze śniegu.

Patrzę na niego i chcę go pocałować. Chcę poczuć jego usta, chcę je smakować, ale to nieodpowiednie, my nie możemy, ale jednak chcę, bardzo chcę. Tak bardzo pragnę Williama, tak cholernie. 

Pieprzyć to.

Robię krok w jego stronę, a on ze zdziwieniem mi się przygląda. Dzielą nas już centymetry, gdy opieram ręce na jego torsie i staję na palcach. Zamykam oczy i muskam jego usta swoimi, czekając na jego ruch. Czuję, jak cały się spina i nabiera więcej powietrza, czuję to. Tak na niego działam? Czy ja także na niego działam w taki sposób, jak on na mnie? 

- Pocałuj mnie - szepnęłam.

- Jane... - ujął delikatnie moje policzki i pocałował górną wargę. - Ja nie mogę...

- Możesz... - przygryzłam jego dolną wargę i pociągnęłam w swoją stronę.

- Jane, nie mogę - gwałtownie odsunął się ode mnie.

Poczułam ukłucie w sercu. Dlaczego tak nagle reaguje na to? Dlaczego nagle nie chce? Co ja zrobiłam..? 

- Wcześniej lgnęło cię do mnie - spojrzałam na niego. Starałam się nie ukazywać mojego smutku i rozczarowania, co było i tak ciężkie.

- I popełniłem błąd - odwrócił się do mnie tyłem.

I to było jak kolejny cios w plecy, a raczej serce. Żałuje... pocałunku ze mną? Stoję i nie mogę w to uwierzyć, że to powiedział... Że popełnił błąd, całując mnie... Poczułam ukłucie w sercu i przechodzący, i jakże bolesny prąd przez całe moje ciało. Momentalnie moje oczy się zaszkliły. Zaczęłam mrugać, żeby tylko się nie rozpłakać.

- Wi...

- Jane, nie traktuj tych pocałunków, jak nie wiadomo czego.

To mnie okropnie boli. Dlaczego znowu mi to mówi? 

- I tak, kłamałem z tym zakładem, nie było go i nigdy się nie założę o ciebie, ale te pocałunki nic nie znaczą - cały czas stał plecami odwrócony w moją stronę, a jego tonacja nie wykazuje na żaden smutek, choć trochę minimalny żal.

- Dlaczego... Chciałeś mnie pocałować? - wydusiłam z siebie. Mam ogromną gule w gardle.

- Po prostu chciałem ciebie pocałować - rzucił, unosząc swój ton, jakby chciał już krzyknąć, ale tego nie zrobił.

- Czyli... One nic dla ciebie nie znaczyły? Tak o? - fuknęłam prawie że łamiącym się głosem. 

Chciałam płakać. Znowu chcę płakać przez niego. Dlaczego to wszystko rozwalił? Dlaczego jedno słowo wypowiedziane przez niego - rozwaliło wszystko? Znowu czuję ogromny smutek, rozpacz, żal, przygnębienie, przez niego... Chcę płakać.

Powolnym ruchem odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy, które są szklane, które chcą płakać. 

- Najlepiej zapomnij o tym pocałunku - powiedział i jakby zdawało mi się, że posmutniał.

- Nie... Nie zapomnę.

- Jane... - westchnął.

- Chciałeś mnie pocałować... A teraz... żałujesz? - jęknęłam pod koniec. Chcę płakać, tak bardzo się już łamię.

- Po prostu o tym zapomnij. Wiesz, że nie powinniśmy.

- A jednak się stało... - wzruszyłam ramionami. - Will, żałujesz tego? - zagryzłam policzek.

Odpowiedział mi ciszą. Nie chcę w to uwierzyć, że tak się mną zabawił... Ale czy aby na pewno zabawił? Czy on nie ma tutaj racji? My przecież nie możemy, najlepiej naprawdę o tym zapomnieć.

Spojrzałam na niego i zauważyłam, że już chcę coś powiedzieć, ale nie chcę znać odpowiedzi. Nie chcę robić sobie nadziei albo po prostu jeszcze bardziej się dobić.

- Dobrze - weszłam mu w słowo. - Zapomnijmy o tym - uśmiechnęłam się sarkastycznie. - Zapomnijmy o wszystkim.

- Jane... - powiedział takim tonem, jakby nie chodziło mu o to.

- Nie, rozumiem, wszystko gra - uśmiechnęłam się. - Zapomnijmy o tym i powróćmy do tego, co było wcześniej, dobra? - spojrzałam mu w oczy.

- Jak uważasz... - wypuścił przeciągle powietrze z ust.

- W takim razie... - zrobiłam pauzę i w tym samym czasie jego wzrok spotkał się w moim. - Nienawidzę cię, fujaro.

$$$$$$$$$$$$$$$

:-)

Continue Reading

You'll Also Like

Last summer By 🥀

Teen Fiction

559K 17.8K 39
To są nasze ostatnie wakacje I wszystko może się zdarzyć. __________________________ Melanie razem z paczką przyjaciół kończy szkołę i postanawia sp...
Nieznajomy 3 By destroyed

Mystery / Thriller

95K 3.4K 21
Czy to koniec cierpienia Corneli? Czy będzie mogła wreszcie zacząć żyć normalnie, osiągnąć w życiu cele, które sobie postawiła będąc nastolatką? A m...
66K 3.9K 10
Gdyby ktoś zapytał Jimi, co chciałaby zmienić w swoim życiu, odpowiedziałaby niemal od razu: swoje imię, nadane po ulubionym gitarzyście taty i... ni...
249K 9.6K 35
PIERWSZA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI Zniszczone rzeczy mają najpiękniejszy odcień. Dlatego Valentina Carrera, córka polityka Stanów Zjednoczonych, słynie z...