Nienawidzimy siebie

By xNatiku

9.6M 337K 862K

Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Mo... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Epilog II

Rozdział 15

274K 8.9K 31.6K
By xNatiku

Jego miękkie, ciepłe usta pożerają moje. Zachłannie mnie całuje, z czułością, namiętnością, jeszcze nikt tak w życiu mnie całował. Nie całował tak pięknie, tak rozkosznie jak William, którego ja całuje. Oddaje się wszystkiemu, oddaje się pocałunkom i jego pieszczotom. Jego dłonie cały czas błądzą po moim ciele, które doznaje niewyobrażalnego podniecenia, przyjemności, dreszczy, a to wszystko spowodowane przez niego. 

To uczucie jest silne, bardzo, bardzo, bardzo silne do niego. Dlaczego mi jest tak przy nim przyjemnie? Dlaczego ja się pod nim wije i chcę więcej, więcej, więcej i więcej. Jego język działa cuda, jego usta działają cuda takie, których nigdy w życiu nie widziałam, nie czułam, nie smakowałam. 

Wplątałam dłonie w jego włosy, a on odkleił się od moich ust i wpił w szyję. Zaczął pozostawiać mokre ślady za sobą, drobne malinki i ugryzienia. On doprowadza mnie do szaleństwa. Odchylam się delikatnie do tyłu i pojękuje pod nosem. Jest mi cholernie przyjemnie, jest mi okropnie milutko. Podniecam się i to przez niego. 

Czuje rozgrzewające się ciepło na dole, czuje tam wibracje przez te motylki, przez ten ogień namiętności i pożądania między nami. Jest mi gorąco, rozpływam się, oddaje się temu, oddaje się jemu. 

Jego dłonie błądzą po mojej talii w dół i górę, a ja cały czas jęczę pod nosem z przyjemności. Jego usta całują moją szyję, mój dekolt, moje obojczyki. Obdarowuje mnie milionami słodkimi pocałunkami, które sprawiają mi ogromną rozkosz. Całuje mnie, William mnie całuje. 

I naglę przestał. Przestał mnie całować, mnie dotykać, a złapał mnie za uda i posadził na łóżko i wstał. Jestem cała zdyszana, cała rozgrzana, a on wszystko przerwał pozostawiając mnie niedosytom, spragnioną, głodną jego osoby, jego ust, jego dotyku, ciała. Poczułam okropną pustkę.

- Will..? - spytałam delikatniej, dalej zaczerpując więcej powietrza niż zwykle.

- Nie mogę - wypuścił głośniej powietrze z ust i poczochrał swoje włosy.

- Czego..? - zmarszczyłam brwi.

- Całować cię. Nie mogę. Nie mogę, kurwa, Jane... 

- Chcę tego - wstałam i zrobiłam krok w jego stronę.

Moje serce szaleńczo bije. Oddech przyspiesza, tętno, krew w moim ciele gęstnieje, rozgrzewa się, a to tylko przez niego, przez Williama. Dlaczego...

- Proszę, nie... - odwrócił ode mnie wzrok.

- Will - podeszłam do niego bliżej i delikatnie ujęłam jego policzek. Zmusiłam, aby na mnie spojrzał. Jego zagubiony, zmieszany wzrok spojrzał mi głęboko w oczy. - Pocałuj mnie... - szepnęłam.

- Jane, proszę, nie... - odwrócił ode mnie wzrok, ale nie strzepnął dłoni.

- Will, chcę cię pocałować.

Spojrzał na mnie znowu. Tym razem te spojrzenie było pełne pożądania, pełne namiętności, ale zarazem tajemnicy. Znowu skrywał tajemnice, którą bardzo chcę poznać, bardzo chcę wiedzieć. 

- Pocałuj mnie, proszę.

Stanęłam na palcach i musnęłam go ustami. Moje serce przyspiesza z każdą sekundą, mój brzuch ściska, nogi mi się uginają pod nim. Chcę go pocałować, bardzo, William pocałuj mnie. Tak bardzo moje ciało szaleje, mój organizm szaleje na jego punkcie. Nie wiem czemu, nie wiem dlaczego, nie wiem co jest tak naprawdę powodem tego, że tak bardzo pragnę Williama. Jeszcze trzy tygodnie temu nienawidziliśmy się, a teraz ja go chcę pocałować.

- Jane, nie mogę - szepnął.

Ale mimo wszystko naglę podniósł mnie, a ja od razu oplotłam nogi wokół jego bioder i zarzuciłam ręce na karku. Patrzałam mu w oczy, patrzałam mu w usta, które są milimetr od moich, które bardzo chcę pocałować. On mnie kusi, kurwa mać.

- Pocałuj mnie - nie odpuszczałam.

Pragnęłam go.

- Dlaczego ty to robisz? - szepnął i zaczął muskać moją szyję. Czułam jego ciepły oddech na skórze, który powodował u mnie przyjemne dreszcze, przyjemne uczucie w podbrzuszu. 

- Will... - sapnęłam i odchyliłam głowę na bok. - Co ja robię..?

- Mącisz mi w głowie.

To słowo od razu wywołało u mnie falę dziwnych, ale przyjemnych doznań. Jak ja mące mu w głowie? Dlaczego? Dlaczego ja? 

- Pocałuj mnie, proszę - szepnęłam i ustami powędrowałam do wysokości jego ust. Zaczęłam znowu delikatnie ocierać się o nie.

- Dlaczego ty to robisz..? - Warknął, a jego dłonie ścisnęły moje pośladki.

- Nie wiem o co ci chodzi... - mruknęłam i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Doskonale wiesz, o czym mówię.

Will położył mnie na łóżku i zawisł nade mną wpatrując się cały czas w oczy z wielkim pożądaniem, z wielką namiętnością, ale widziałam też ten jego lód. Te chłodne, lodowate, stanowcze, zaborcze spojrzenie, które jest pełne tajemnicy, pełne piękna, które w sumie skrywa, a ja zauważyłam je od niedawna. 

- Pocałuj mnie - szepnęłam.

Jego oczy cały czas były wpatrzone we moje. Poczułam, jak jego dłonie błądzą od moich bioder, aż do samej góry. W wolnym tempie przejechał przez talie, żebra i na dodatek jego kciuki zahaczyły o moje piersi i nie mam pojęcia czy celowo, czy przez przypadek. Wywołało to u mnie burzę jeszcze większego pożądania.

I naglę przejechał przez całą długość moich rąk, aż zatrzymał się na dłoniach. Splótł nasze palce i stanowczym ruchem przygwoździł je po bokach mojej głowy. Robiąc te czynności nie odrywał ode mnie wzroku. Robił to tak, jakby się znał nad tym, jakby wszystko wiedział, co, gdzie i jak leży, jest na swoim miejscu, gdzie się znajduje. Był jednocześnie delikatny, czuły, troskliwy, piękny. On jest piękny.

Mój oddech przyspiesza, moja klatka piersiowa się unosi coraz szybciej. Między nami jest tak intymnie jak nigdy. Nigdy nie myślałam, że będę w stanie się w nim zauroczyć, być blisko niego jak teraz. Chcieć go pocałować, dotknąć, wręcz pragnąc tego. 

I naglę mnie pocałował. Był to krótki, ale czuły i namiętny pocałunek. Oddalił się ode mnie, ale chciałam więcej, więcej, więcej i więcej go, kurwa mać. 

- Pocałuj mnie - szepnęłam, prawie że wybłagałam go.

- Nie zasłużyłaś - odpowiedział chłodno i dalej krążył wokół moich ust, doprowadzając mnie tym samym do utraty cierpliwości nad wszystkim.

- Zasłużyłam - mruknęłam niewinnie, ale kusząco.

- Jak bardzo? - szepnął i spojrzał mi w oczy.

Nie wytrzymałam. Nie wytrzymywałam już. Przerzuciłam go na bok i usiadłam na nim okrakiem. Teraz on leżał przygnieciony przez mój ciężar, a ja dominowałam u góry. Jego napierającą na mnie męskość czułam przy samym wejściu. Było to okropne uczucie, okropnie przyjemne i podniecające jeszcze bardziej.  

Jego oczy był wprost na mnie wpatrzone, a dłonie dalej splecione. Był zdziwiony, wręcz zachwycony, że teraz jestem ja na górze. Widziałam ten błysk w oku, który świadczy o zafascynowaniu i podziwie. 

- Pocałuj mnie... - obniżyłam swoje biodra w dół, a później znowu wleciałam nimi w górę. Ruch ten spowodował otarcie się i bardzo mocno poczułam... twardego penisa. Moja kobiecość w tej chwili zwariowała i spowodowała mi ból, ogromny, przyjemny i nie do opanowania ból, skurcz. 

- Przestań... - wciągnął więcej powietrza przez usta.

- Dlaczego nie chcesz mnie pocałować? - spytałam niewinnie i cały czas błądziłam ustami w okolicach jego szyi i szczęki. 

Czułam, jak cały się napina, jak sprawiam mu przyjemność, jak mnie Will pożąda, ale jego wymówką jest ''nie mogę'', dlaczego? Chcę go, chcę go bardzo.

- Pocałuj mnie ty w takim razie.

To było dla mnie, jak słowa boże zesłane z nieba. Moje serce przyspieszyło na ich usłyszenie. Nachyliłam się nad nim i przybliżyłam swoje usta do jego. Ciepłe, miękkie, które jeszcze kilka minut temu całowały mnie z wielkim pożądaniem - czekają na mój ruch.

Pocałowałam go. Niepewnie, ale czule. Pocałowałam i odsunęłam się od razu pomimo tego, że odwzajemnił pocałunek. Znowu go pocałowałam i znowu odwzajemnił pocałunek. Kiedy chciałam się odsunąć - ugryzł moją wargę i pociągnął mocno wpijając się w moje usta. Jęknęłam mu w nie, ale oddałam się temu gwałtownemu i pełnego seksu pocałunkowi. Naparłam na niego całym ciałem i mocniej ścisnęłam dłoń, która jest spleciona z jego. 

Po chwili odwrócił nas tak, że leżałam plecami, a on nachylony nade mną w ogóle nie odstępował od moich ust. Wplotłam dłonie w jego puszyste, czarne włosy i całowałam, całowałam z tą samą namiętnością, którą otrzymuje od niego. Po chwili dołączyliśmy języki, które toczyły ze sobą zaciętą walkę. 

Dotykał mnie w między czasie. Dotykał mnie wszędzie. Jego dłonie błądziły po moich udach, które gładził i pieścił. Po brzuchu, talii i szyi. Wszystko mi obmacał, oprócz tych kobiecych sfer, które najbardziej są czułe w takich momentach.

- Jane... - oderwał się ode mnie i oparł czoło o moje. Słyszałam jego przyspieszony oddech. Jego klatka piersiowa, kiedy chodziła aż dotykała się z moim ciałem 

- Hmm..? - mruknęłam, ale w ciągu dalszym błądziłam ustami wokół jego. Podgryzałam, bawiłam się nimi, dotykałam. Byłam zaciekawiona i zainteresowana nimi, niczym kotek myszką albo ptaszkiem.

- Co ty ze mną robisz... - ujął mój podbródek i wpił się w usta. 

Znowu pocałunki były takie same jak wcześniej. Pełne, stanowcze, czułe, namiętne, jeszcze nigdy w życiu tak się nie całowałam, nigdy w życiu nikt tak mnie nie całował jak William. 

Wszystko się zmieniło. Wszystko jest teraz inne. To, jak na niego patrzę, jak się przy nim czuję, jakich uczuć doznaje, kiedy jest blisko mnie, kiedy mnie dotyka, a teraz, kiedy całuję... 

Tak bardzo zaczęłam go pragnąć.

$$$$$$$$$$$$$$$

Zaczęłam się wybudzać, gdy coś ciężkiego poruszyło się i napierało na mnie. Otworzyłam oczy i uniosłam delikatnie. Do mojego ciała był przytulony śpiący William, a ten widok od razu spowodował u mnie motylki w brzuchu i rumieńce. Wczoraj, to znaczy już dzisiaj... całowałam się z nim pół nocy...

Cała się rumienie, cała się pale ze wstydu na wspomnienie tego, co się działo, jak nas emocje poniosły i zatriumfowały nad nami... Oddałam się emocjom i teraz... jak ja na niego spojrzę? Jak ja spojrzę na ciocie? Jest mi tak wstyd... 

To nie powinno się wydarzyć, a wydarzyło, bo tego chciałam, bo tego chcę, ale nie mogę. To mi sprawia ból, a jednocześnie uczucie, które dotychczas nie było mi znane. To uczucie jest przyjemne, podniecające, chcę do niego wracać cały czas, ale to mnie boli, że to z nim, że to William.

Kurwa, ja go pragnę. Ja go pragnę, jak nigdy dotąd nikogo innego. On mi namieszał w głowie, nienawidzę go! Tak bardzo, bardzo go nienawidzę, a jednocześnie darzę zauroczeniem... Jest to paskudne uczucie. 

Delikatnie i po cichu wstałam z łóżka tak, żeby go nie wybudzić z kamiennego snu. Spojrzałam na godzinę i dochodziła już dwunasta, więc mam jeszcze dwie godziny do przyjazdu rodziców, a także szybkie zniknięcie z jego domu. Boje się mu spojrzeć w oczy. Pomimo tego, że robiliśmy to wszystko na trzeźwo, to czuje się, jakbym żałowała największego grzechu. 

Ale ja chciałam!

I to jest najgorsze, że ja chciałam! Ja go całowałam, ja mu się oddawałam! On mnie całował, on mnie pożerał, podniecał, sprawiał najlepszą przyjemność, którą doznawałam. To wszystko robił William, kurwa mać, to William!

Zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się do toalety zrobić ze sobą porządek. Ubrałam na siebie wczorajsze kupione ciuchy i ogarnęłam przed lustrem. Po piętnastu minutach byłam już gotowa do wyjścia, dlatego delikatnie wyszłam z toalety i powędrowałam po cichu do jego drzwi. Spojrzałam na niego ostatni raz, a po chwili wyszłam.

Po cichu zeszłam po schodach w tych koturnach i stanęłam przed moją kurtką. Zaczęłam ją ubierać, gdy naglę usłyszałam przekręcanie się kluczyka, a za drzwiami rozmowa... gospodarzy domów.

Kurwa.

Moje serce przyspieszyło, ale nie robiłam żadnych gwałtownych ruchów. Wyjaśnię, że zapomniałam kluczy, musiałam nocować u ich syna i wszystko będzie dobrze, spokojnie... 

- Tak, a jak on spojrza-Ooo... - stanęła w miejscu ciocia Eva. - Jane? - pomrugała kilka razy, a pan Matt swobodnie wszedł do domu z uśmieszkiem na twarzy.

- Cześć Jane - przywitał się.

- Dzień dobry... - powiedziałam niepewnie. - Ciociu, ja... Bo ja zapomniałam kluczy i nocowałam u Williama... - zarumieniłam się.

Kurwa, mieli przyjechać za dwie godziny!

- A tak, tak, słyszałam... Ale czy nie miałaś u Rachel? - była zdziwiona. 

- Niestety nie - spojrzałam na nią dalej przybierając tej postawy, jak u niewinnego dzieciaka.

- Mam nadzieję, że nie rozwaliliście mi w domu - mruknęła, a na jej twarzy namalował się zadziorny uśmieszek.

- Nie, nie! - zaprzeczyłam od razu. - T-to ja już pójdę... - już chciałam wyjść.

- William już wstał? - zatrzymała mnie.

- Dalej śpi, do widzenia, miłego dnia! - odpowiedziałam i pożegnałam się wychodząc szybko z domu.

Wciągnęłam zimne powietrze przez nos i poszłam przed siebie, prosto do swojego domu. Czuje takie zażenowanie, kiedy ich spotkałam... Jest mi okropnie wstyd. Pod ich nieobecnością całowałam się w łóżku ich syna, z ich synem! Nie, to on mnie też całował! 

Nie, oboje tego chcieliśmy i nie mogę zaprzeczyć. Zadziałał na mnie jak miód dla pszczółki. Boże, chcę go więcej. Chcę więcej Williama, ale teraz boje się mu spojrzeć w oczy. Jestem taka żałosna. 

Taka zauroczona.

$$$$$$$$$$$$$$$

Stanęłam przed swoją furtką, ale zanim jeszcze weszłam do domu, coś przykuło moją uwagę... Zmarszczyłam brwi i podeszłam do murowanego płotu, przy którym znajdował się pod zaspą śniegu mój klucz od domu. Kurwa, naprawdę? Jakim cudem? Jak ja go tutaj mogłam zgubić? Przed domem? Czy to są jakieś, kurwa mać, kpiny? 

Warknęłam pod nosem milion przekleństw i chwyciłam do ręki swoje klucze. Skierowałam się prosto do domu, do którego już normalnie, bez pukania mogłam wejść. 

- Jestem! - krzyknęłam na wejściu i zdjęłam z siebie kurtkę.

- Cześć, skarbie! - usłyszałam mamę.

- Kiedy wróciliście? - skierowałam się za głosem mojej rodzicielki, który poprowadził mnie do salonu.

- Niedawno. A ty jak tam? - cały czas była zajęta pracą. Latała z teczkami do półek, z papierami do pokoju obok i tak w kółko.

- Świetnie... - powiedziałam, a sarkazm można było wyczuć od razu.

- Hej, co jest? - stanęła w miejscu i spojrzała na mnie.

- Nie, nic - pokręciłam głową i skierowałam się do swojego pokoju. - Gdzie tata? - zawołałam przy okazji.

- W biurze z Jesse'em! - krzyknęła.

Och, pan Jesse. Przystojny kawaler, który na pierwszy rzut oka ma tylko panienki na jedną noc - i nie myliłam się - jest takim mężczyzną. Przyjaciel ojca, który odkąd pamiętam nazywa mnie swoją małą księżniczką. Lubię pana Jesse'a i to bardzo. Mogłabym z nim nawet wyskoczyć na piwo albo zapalić gibona, gdzie sądzę, że nie odmówiłby mi. 

Skierowałam się do swojego pokoju i zabrałam za rozpakowywanie rzeczy. Mam tylko jedną nadzieje; żeby ciocia Eva nie zadzwoniła do mojej mamy z wieściami, że spałam u Williama zamiast Rachel. 

Właśnie, Rachel.

Czuje okropne wyrzuty sumienia, strasznie. Nie potrzebnie się do niej rzucałam, niepotrzebnie w ogóle zaczynałam. Przecież zawsze byłyśmy i będziemy nierozłączne. Nie ważne co to będzie, wiem, że Rachel nigdy by mnie nie wystawiła, a jedna nocka, to tak naprawdę nic. Nie jest moja i powinnam zrozumieć, że ma ukochaną osobę, dla której także powinna poświęcać czas. 

Wzięłam telefon do ręki i wykręciłam do niej numer. Nie chcę zachowywać się, jak rozpuszczone dziecko, nie powinnam. 

- Halo? - spytała, a jej głos był smutny, od razu to wyczułam.

- Chel... Przepraszam cię... - usiadłam na łóżku. 

- Jane, to ja ciebie przepraszam... Ja nie powinnam tego mówić, wiem, ale to pod wpływem emocji... Przepraszam też, że na noc do mnie nie mogłaś przyjść, naprawdę... Jejku, tak bardzo cię przepraszam, kurwa... - ona naprawdę była tym przejęta i można było odczuć, że mocno się tym zadręczała.

- Jejku, Rachel! Rozumiem i nie przepraszaj już! Ja naskoczyłam niepotrzebnie. Już jest wszystko dobrze, miałam gdzie spać. 

- No wiem, rozmawiałam wczoraj z Williamem... Jane, od kiedy wy tak... blisko siebie? - spytała podejrzliwie.

- To nic takiego - rzuciłam od razu, a na moich policzkach czułam rumieńce. - Po prostu to była tylko nocka.

- No, ciesze się, że między wami nie ma już kłótni - przeczuwałam, że się uśmiecha.

- Jutro szkoła i kto wie, co nam odwali... - prychnęłam.

- No właśnie, to wy jedziecie w końcu na tą wycieczkę w środę, czy która klasa? - spytała. 

- Wyniki jutro będą.

U nas w szkole był konkurs dla wszystkich klas i ta, która wygra - wyjeżdża w góry na trzy dni. Jest to fajne zwłaszcza, że znajdują się tam gorące źródła, a ja nigdy nie miałam okazji znaleźć się w takim miejscu.

- Pewnie i tak wygracie... - prychnęła.

- No wiem! - zaśmiałam się.

Z powodu tego, że mamy zgraną klasę, tylko... No ja i Will niszczymy wszystko, to i tak zawsze wygrywaliśmy konkursy. Jakoś nie stresuje się tym czy wygramy, czy nie, bo to jest już czarno na białym napisane, że tak. 

Ach, jaka ja skromna.

- Jane, czyli między nami, już... jest okej? - spytała niepewnie.

- Oj, no tak! - uśmiechnęłam się. 

- I przepraszam jeszcze raz, że to powiedziałam... o chłopaku... Ja wiem, przepraszam, naprawdę... - znowu posmutniała.

- Jebać to, Chel. Wszystko jest dobrze.

- No okej... - mruknęła. - To do jutra, suko - dodała rozbawiona.

- Hahaha, no do jutra, dziwko - uśmiechnęłam się.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko. Znowu myślami powracam do Williama, kurwa. Ja go jutro zobaczę, znowu go będę widzieć w szkole. Jak to między nami ma wyglądać? Jezu, ale ja się wjebałam...

Po co ulegałam emocjom.

Bo bardzo chciałam.

Kurwa.

$$$$$$$$$$$$$$$

Jestem wykończona i nie mam pojęcia czym. Odkąd wróciłam od Williama, siedzę w domu i nudzę się, oglądając serial w salonie. Niestety tą całą nudę przerwał dzwonek telefonu. Spoglądając na ekran, chcę wrócić do tej nudy, która trwała przez pół dnia. Cholera, odebrać, czy nie odebrać?

Pieprzyć to.

- Halo? - burknęłam.

- Zostawiłaś u mnie naszyjnik.

- Zaraz po niego przyjdę - byłam już gotowa do rozłączenia.

- Czekaj - zatrzymał mnie.

- Co? 

- Spotkajmy się w parku, cześć - rozłączył się.

Moje serce przyspieszyło dwa razy szybciej. Brzuch zaczął mnie od razu wykręcać od stresu. To nie było przyjemne, na pewno nie. Ta rozmowa też nie była przyjemna. Nie wiem czego mam się spodziewać, ale boje się spojrzeć mu w oczy, w jego piękne, błękitne oczy, kurwa.

Wstałam z kanapy i powędrowałam do wyjścia. Mam na sobie legginsy i grubą, szarą bluzę, a wychodzę tylko na chwilę, więc nie ubieram kurtki. Włożyłam buty i wyszłam z domu, kierując się od razu do wskazanego miejsca. 

Zimno otoczyło mnie od razu. Skrzyżowałam dłonie pod piersi i poszłam przed siebie, drżąc cały czas z zimna. Moje ramiona trzęsą się, a ja nie potrafię tego opanować. Chociaż to jest lepsze i tak od tego bólu w brzuchu. Ten stres powoduje ból, nieprzyjemny ból, który w ogóle nie ustępuje.

Po kilku minutach już byłam w parku, gdzie na naszej ławce, przy której zawsze przesiadywaliśmy i spotykaliśmy się, zobaczyłam Williama. Siedział i palił papierosa, gdy naglę jego wzrok poleciał na mnie. Zmierzył mnie od góry do dołu i zmarszczył brwi.

- Nie dość, że bielizny zapominasz, to jeszcze kurtki - wstał i zaśmiał się.

- Fajnie - burknęłam i schowałam dłonie do kieszeni bluzy. - Mogę naszyjnik? - spytałam i stanęłam obok niego.

- Ach, tak, oczywiście - otrząsnął się i wyjął z kieszeni wisiorek. 

Wystawiłam rękę przed siebie, która i tak drżała, a William już chciał mi naszyjnik wręczyć, gdy po chwili się zatrzymał i spojrzał na mnie cwaniacko.

- Magiczne słowo? 

- Proszę? - zirytowałam się.

- Grzeczna sunia - wręczył mi go.

- Zamknij pysk - burknęłam. - Jeśli to tyle, to dziękuje - chciałam już iść.

- Czekaj - zatrzymał mnie. 

- Co? - odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy. Próbuje zapanować nad uczuciem, które naglę zawładnęło nad moim ciałem, gdy nasz wzrok spotkał się ze sobą.

Kurwa mać.

 - Jane... - zaczął, ale takim tonem, jakby sobie drwił ze mnie. 

- Szybko, zimno mi - ponownie zadrżałam.

- To, co się wydarzyło pomiędzy nami, to nic, wiesz o tym? - posłał mi kpiące spojrzenie. 

Poczułam ukłucie w sercu, a przez moje ciało przeszło takie uczucie, jakbym chodziła przez podłoże z igieł. Takie uczucie, jakby ktoś wbijał we mnie milion noży. To jest okropne uczucie, nie chcę go czuć, nie chcę go przeżywać, ale czemu to przeżywam? Bo William powiedział mi taką przykrą... wiadomość? Informacje? 

To mnie boli, ale dlaczego aż tak? To dlatego, bo jakaś nadzieja... przepadła? Ale jaka nadzieja? I dlaczego to mnie tak mocno zabolało, że chcę mi się płakać? 

Patrze w jego oczy i nie dowierzam temu, co słyszę. Wczoraj on chciał mnie całować, całował, całował mnie cały czas i na moment nie przestawał. Przytulał mnie nawet. A to... dla niego nic nie znaczy... 

Kurwa, jaki ból.

Jego oczy nie mówią niczego, a tylko kpina, drwina, naśmiewa się ze mnie. Jest rozbawiony tym faktem? Dlaczego? Dlaczego go tak to śmieszy, gdy mnie to rani, gdy przez moje ciało przechodzi najgorszy ból, który od dłuższego, bardzo dłuższego czasu nie odczuwałam, chyba nigdy takiego bólu nie czułam jak teraz. Moja klatka piersiowa się zapada, ciężko mi się oddycha. Czuje, jak oczy mnie pieczą, jak nos mnie szczypie, chce mi się płakać.

- Poza tym... - zaczął znowu kpiąco. - To był zakład.

Kurwa, ała... Prawie się zgięłam w pół, dosłownie. Tak mną coś trzepnęło, że chciałam się zgiąć i wyć, i płakać, i ryczeć, i szlochać jak dziewczynka, jak żałosna, naiwna, durna, głupia dziewczynka. 

To tak boli, to mnie boli okropnie. Całe moje ciało doznaje bolącego uczucia, serce mnie boli, bardzo boli. Chcę płakać.

- J-jaki... zakład? - nie dowierzałam temu, co słyszę i ledwo co uniosłam swój wzrok na niego.

Kpił sobie ze mnie. Śmiał się. Bawił się. 

Chcę płakać, chcę bardzo płakać. Jest mi strasznie przykro, bo on się ze mną zabawił, on mnie wykorzystał, a ja oddałam się emocjom. Zabawił się, jak suką, kurwa mać, jak zwykłą dziwką. To boli, to boli, to tak boli, kurwa mać... 

- No, założyłem się z chłopakami - wzruszył ramionami i się bezczelnie uśmiechnął. - Więc mam nadzieję, że sobie niczego nie wyobraziłaś - prychnął i skrzyżował dłonie pod klatkę piersiową.

Mój wzrok automatycznie poleciał na jego stopy. Mój obraz się rozmazuje, a to tylko przez to, że chcę płakać, że w moich oczach pojawiły się szkiełka, łzy. Co ja sobie myślałam... Że tak po prostu, z wrogiem..?

To tak boli... Cała drżę i to nie już z zimna. Chcę upaść na zimne podłożę, zgiąć się w pół i płakać i płakać i płakać i cały czas płakać. Moje serce się rozrywa na małe kawałeczki, czuje to, jak pomału jakieś dłonie wyrywają po kawałku jego części, bawiąc się przy tym na całego, jak on, jak William wobec mnie. 

To tak boli...

- Ale... dlaczego to zrobiłeś? - uniosłam swój wzrok na niego. 

Moje oczy są szklane i nie mam zamiaru tego kryć. Kurwa mać, nie mam zamiaru. Zabawił się, zabawił się jak zwykłą suką. Chcę płakać, chcę bardzo płakać przez niego, przez ból, który on spowodował.

- Co zrobiłem? - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie gniewniej, przyglądając się tym samym mocno moim oczom. 

- Zabawiłeś się... 

- Mówię - burknął. - To był zakład. 

Kurwa mać...

- Jane, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego. Poza tym... - prychnął. - Ty i ja? Śmieszne... - zakpił sobie. - Już wolę pocałować psa - dodał.

- Nienawidzę cię... - rzekłam cichszym tonem i prawie że załamującym się przez płacz. 

Spuściłam głowę w dół i zamknęłam oczy. Poczułam, jak pierwsza łza spłynęła ze mnie i wylądowała na białym puchu pod nami. Czuje się źle, okropnie, źle, strasznie, jest mi tak bardzo smutno, źle, przykro... Co za sobie myślałam..? 

- Tak, tak... - machnął dłonią, jakby był czymś znudzony. - Ja ciebie też nienawidzę, spokojnie - uśmiechnął się. - To tyle. 

Nie odpowiedziałam, a szybko starłam łzy rękawem bluzy i nawet na niego nie spojrzałam.

- Do jutra, Jane - powiedział dalej rozbawiony tą sytuacją i po prostu sobie poszedł.

Dopiero teraz uniosłam wzrok, mój zapłakany, cały zaczerwieniony wzrok, prosto na niego, na jego sylwetkę, która oddala się ode mnie. Nie mam siły na nic, na nic nie mam siły i nie chcę mieć. Pękam, kruszę się, rujnuje na drobne kawałki. Zaczynam cicho szlochać i zsuwam się całym ciałem na ławkę obok, na której siedział Will. 

Płaczę, cicho szlocham i nie mogę zapanować nad tym. Żałosne jęki wydobywają się z moich ust i nie mogę ich powstrzymać, a to wszystko jego wina. Moje serce boli, moje ciało przeszywa milion małych, wbitych noży, które jeszcze bardziej próbują się przedostać głębiej. Chowam twarz w dłonie i płacze, i wyje. 

Zostałam w parku tylko ja, płacząca na ławce, która jest oświetlana przez lampę. Po chwili zaczął kruszyć pięknie śnieg, ale dla mnie to już nie jest piękne, dla mnie to jest obrzydliwe. Nic nie jest piękne. 

On był piękny.

$$$$$$$$$$$$$$$


Continue Reading

You'll Also Like

1.4M 33.7K 29
Fragment: - Nadal jest Tobą zainteresowany? On chyba nadal myśli, że mu sie oddasz i pójdziesz się z nim pieprzyć. - zaśmiała się moja przyjaciółka i...
1.6M 7.3K 7
Co? © _verai_ 2020 Wszelkie prawa zastrzeżone
1.1M 40.5K 60
''Jeździliśmy po całym mieście, słuchaliśmy hip-hopu i rocka, paliliśmy fajki i całowaliśmy się na tylnych siedzeniach mojego samochodu.'' Uwaga: rel...
9.6M 337K 36
Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Może najwyższy czas z tej odwiecznej walki...