Nienawidzimy siebie

By xNatiku

9.6M 337K 862K

Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Mo... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Epilog II

Rozdział 11

242K 8.8K 17.1K
By xNatiku

Odsunęłam się od niego i spaliłam z rumieńców. Mój wzrok automatycznie poleciał na jego buty, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego. Nie wiem czemu to zrobiłam. Nie wiem, co mnie do tego podkusiło, żeby pocałować go w policzek. Nie wiem. Jest to głupie, głupie, głupie, idiotyczne z mojej strony. Pocałowałam mojego wroga w policzek, Williama. 

- Umm, dzięki... - był zdziwiony. - Wszystkiego najlepszego, Jane.

- Dzięki... - dalej na niego nie spoglądałam.

I naglę poczułam jego ciepłą dłoń na moim policzku. Moje serce zabiło szaleńczo szybciej, a oddech przyspieszył. Uniósł moją głowę w górę, a od razu wzrokiem spotkałam się z jego pięknym, błękitnym i skrywający wielką tajemnicę spojrzeniem. Gapiłam się w jego tęczówki, a on w moje obejmując cały czas mój policzek.

- Wszystkiego najlepszego, Jane - powtórzył, ale jego głos był łagodniejszy, cieplejszy i przyjemnie się go słuchało.

Pomrugałam kilka razy i jeszcze bardziej moje serce zabiło, a brzuch zrobił koziołki, gdy nachylił się nade mną i pocałował mój policzek. Dokładnie cztery sekundy jego usta spoczywały na mojej skórze. Pierdolone cztery sekundy sprawiły, że miałam nogi z waty w tej chwili. Odsunął się ode mnie, a ja jednak wolałam tą poprzednią wersje. 

Kurwa, czy mi się spodobało to? 

- Chodźmy. Pewnie się niecierpliwią już - uśmiechnął się delikatnie i skierował się do wejścia.

Pomrugałam kilka razy i ustabilizowałam mój przyspieszony oddech. Otrząsnęłam się i dotrzymałam mu kroku. Czułam się teraz dziwnie przy nim, tak... inaczej, znowu. Między nami jest inaczej, zupełnie inaczej niż wcześniej. Nawet ja na niego patrzę inaczej... 

O mój boże.

To chore.

To chore.

Will otworzył wejściowe drzwi i wpuścił mnie do środka pierwszą. Wow, jestem zdziwiona, naprawdę, że on mnie pierwszą wpuścił. Kiedy doszliśmy do sali zdziwiłam się i trochę zrobiło mi się przykro... 

Nie było nikogo. Sala oświetlona, udekorowana tak, jak zaplanowałam, wszystko było przygotowane, a nikogo nie było, co jest? Jeszcze dwadzieścia minut temu rozmawiałam z Rachel, która podobno tutaj była.

- Nie ma nikogo? - spytałam i zmarszczyłam brwi. 

- Wydawało mi się, że...

- Niespodzianka! - z ukrycia wyszła masa ludzi, którzy wydarli się na całego.

Zrobiłam wielkie oczy i wzięłam większy wdech. Byłam zaskoczona, nawet się przestraszyłam tego, ale radość pochłonęła mnie całą po chwili. Oni wszyscy tutaj byli... W dobrych humor, w ogóle nie znudzeni naszą kilku minutową nieobecnością.

- Wszystkiego najlepszego! - naglę zaatakowały mnie wszystkie dziewczyny z drużyny cheerleaderskiej.

- Jejku, dziękuje! - zaczęłam tulić wszystkie naraz.

I po nich kolejna fala znajomych, którzy składali mi życzenia i przytulali. Wzrokiem błądziłam po sali w odnalezieniu tylko jednego celu. Była to Rachel, która akurat stała przy Williamie i składała mu życzenia. 

- ... tak jak jest, okej?! - jedyne zdanie, które usłyszałam jak podeszłam. 

- Chel! - wpadłam jej w ramiona. 

- Jwow! - od razu odwzajemniła gest. - Wszystkiego naj-naj-naj-najlepszego jeszcze raz! 

- Boże, ja myślałam, że nikogo nie ma, a tu taka akcja... - odkleiłam się od niej.

- No, dlatego pytałam się ciebie kiedy będziecie! Wiesz, jak trudno było ich wszystkich poustawiać w te zakamarki? Inni się nie mieścili! - zaśmiała się.

- Dziękuje jeszcze raz, kocham cię normalnie! - wtuliłam się w nią ponowie.

- A więc co... - odsunęła się ode mnie i spojrzała w oczy z uśmieszkiem na twarzy. - Pijemy! 

$$$$$$$$$$$$$$$

Impreza szybko się rozkręciła. Po chyba piętnastu minutach leciały kolejki za kolejkami, ludzie już byli wstawieni, a po godzinie już dwadzieścia osób szło do toalet się wyrzygać, a przybywało ich coraz więcej. Ja nie byłam nie wiadomo jak wstawiona, bo na początku wolałam ze wszystkimi na trzeźwo się bawić. Wypiłam tylko pięć kieliszków i to mi wystarczyło do dobrej zabawy. Później mam wyjebane i chleję, choć boję się trochę, jak porobię się z tą cukrzycą.

Sala była ciemna i jedynie ją oświetlały kolorowe lasery i specjalna mata wykonana tak, że pod wpływem nacisku świeciła się na wybrany kolor. Było tak ciemno, że nawet nie wiem z kim tańczyłam, nie wiedziałam kto mnie obejmuje, ale nie przeszkadzało mi to. Musiałam znać tych ludzi, więc się nie obawiałam. 

Po chwili czyjaś dłoń chwyciła za moją i wyprowadziła z niego, kierując się od razu do jakiegoś kąta. Spojrzałam na chłopaka przed sobą i dostrzegłam, że to musi być Liam - kolega z drużyny Williama. Z tego co słyszałam, to obydwoje za sobą niezbyt przepadają, więc dlaczego go zaprosił? Czy też może ja wysłałam mu zaproszenie? 

- Hej - uśmiechnęłam się.

- Cześć, wszystkiego najlepszego jeszcze raz - przytulił mnie. - Jak tam?

- Umm, dobrze, a jak ma być? W końcu to moje urodziny, więc jest zajebiście! 

- Mam dla ciebie taki prezent... - rozejrzał się dookoła. - To trzyma tylko piętnaście minut.

Zmarszczyłam brwi i nie wiedziałam o co mu chodzi na początku. Dopiero kiedy przeanalizowałam sobie jeszcze raz słowa ''to trzyma'' zrozumiałam, że ma tabletki. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie wezmę nic związanego z narkotykami, nie. Patrząc teraz w przeszłość i mój związek z James'em - nie, nigdy więcej. 

- Nie, nie chcę... - powiedziałam stanowczo i pokręciłam głową.

- Nie ma żadnych skutków ubocznych - spojrzał na mnie tak, jakby był tego pewien. - Jak na piętnaście minut odpływu, uwierz mi, że się opłaca - uśmiechnął się zadziornie.

- Nie, przepraszam. Ja nie chcę. 

- Jwow... - objął mnie wokół i położył głowę na ramieniu. Zaczął w spokojnym tempie kołysać nami. - Nie daj się prosić... Chociaż w urodziny baw się dobrze.

- Bez tego też mogę.

- Zrób to dla mnie... - mruknął uwodzicielsko.

 - Przepraszam, ale ja naprawdę nie chcę... - odsunęłam się od niego.

- To chociaż pocałujemy się? - zapytał szarmancko. 

- Hahahaha, jak tak bardzo chcesz, to okej - uśmiechnęłam się.

Od razu ujął mój podbródek i nachylił się nade mną. Pocałował mnie czule, bardzo czule. W ogóle się nie spieszył, pocałunek był nie zachłanny ani gwałtowny. Całował bardzo fajnie i spodobało mi się to. 

Po chwili przejechał językiem po mojej wardze, dlatego od razu pozwoliłam mu wejść głębiej. Ujął mój policzek i nasze języki spotkały się ze sobą, zataczając od razu kręgi. Badał mój kolczyk i uśmiechnął się, widziałam to. Mruknęłam mu w usta i zarzuciłam ręce na karku spalając palce. Tak świetnie całował... Próbował też zdominować mnie, ale nie, kolczyk dawał mi przewagę i to dużą. 

Naglę przestał mnie całować i minimalnie odsunął się ode mnie. Nasze usta dalej się ze sobą stykały, muskały, dotykały, pieściły, a on dalej ujmował mój policzek.

- Świetnie całujesz - mruknął.

- Dziękuje, ty także - rzekłam uwodzicielsko.

Obdarował mnie ostatnim i krótkim, ale czułym pocałunkiem i odsunął się ode mnie, spoglądając na mnie uważnie, co mnie powoli niepokoiło. Było to dziwne...

- Co? - spytałam. - Mam coś na twarzy? - uśmiechnęłam się.

- Nie, skądże - wzruszył ramionami.

I nagle poczułam, jak obraz mi zwalnia. Kręcąc głową miałam mocno zarysowany obraz, taki powolny, ciągnący się, kurwa. Czułam, jak mi serce przyspiesza, źrenice się rozszerzają, a oddech przyspiesza. 

Co do chuja?

- Liam... - zachwiałam się i złapałam za głowę. - Czy ty mi, kurwa, coś dałeś? - spojrzałam na niego spod przymrużonych oczu. 

Patrzałam na niego i zauważałam ogromną różnicę. Był niewyraźny, dziwny jakiś, jak nie on.

- Liam... - nie dowierzałam. - Dałeś mi to?! - krzyknęłam i znowu się zachwiałam

Zauważyłam, jak sięga ręką do kieszeni, a po chwili wkłada sobie coś do ust. Wystawił język w moją stronę, a na nim widniała mała, białego koloru tabletka.

- Wszystkiego najlepszego, Jwow - odezwał się, a ja zrobiłam większe oczy. 

Przestraszyłam się naglę jego głosu. Był inny, dziwniejszy, przerażający. Moje serce coraz bardziej przyspieszało. Zrobiłam kilka kroków w tył, ale podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę i poprowadził na parkiet. 

Ledwo co szłam, kolory mi strasznie przeszkadzały, piszczało w uszach, było to okropne. On musiał poprzez pocałunek wsunąć mi tabletkę, a ja nawet tego nie poczułam, kurwa mać! Nie chciałam, nie chciałam, nie chciałam, nie chciałam!

Przecisnęliśmy się przez tłum tańczących i pijanych nastolatków i zaczął ze mną tańczyć. Na początku w ogóle nie wyłapywałam tempa, nie czułam tego, a tylko kręciło mi się w głowie, było dziwnie, bardzo dziwnie. Obraz miałam okropnie spowolniony, głowę cięższą. Jak spoglądałam na wszystko dookoła, było takie inne... 

Po chwili wybuchłam śmiechem. Zaczęłam się śmiać w tłumie i nie zwracałam na nikogo uwagi. Czuje się świetnie, jest super, czuje się ekstra. Czuję pustkę, wszystko odleciało. Nie czułam niczego uciążliwego w sobie, jakby tylko ciało funkcjonowało, bo w sumie musiało. Reszta gdzieś poszła w pizdu. Nie czułam nawet bijącego serca, które wali jak szalone. 

Śmiałam się, a po chwili Liam ze mną. Chwyciłam go za kark i przyciągnęłam do siebie. Żarliwie zaczęłam go całować, co on od razu to odwzajemnił. Położył dłonie na mojej talii i błądził nimi tak naprawdę wszędzie. Podobało mi się to, bardzo podobało, chciałam więcej, więcej i więcej. Dorwał mi się do języka i jak poprzednio - ekscytował się kolczykiem. 

Naglę odsunęłam się od niego i rozejrzałam się dookoła. Znowu się zaśmiałam, tym razem z ludzi. Byli tacy śmieszni, tacy żałośni i obrzydliwi. Każdy miał ciało człowieka, ale głowa była zwierzęca, okropna, brzydka, ohydna. Byli ohydni, ale zabawni. Brzuch mnie bolał od tego śmiania się z nich. Są tacy brzydcy.

Jedni byli okropnymi jaszczurkami, gdzie oczy były jak u ślimaka - dwa wystające czułka, a na nich duże, bardzo duże oczy. Było to zabawne, obrzydliwe i śmiałam się z tego, miałam z nich ubaw. Obejrzałam się za siebie, dostrzegłam konia, dziewczyny z głowami koni. Były takie brzydkie. Duże, końskie pyski, a ciało kobiece w sukience. Jedna dziewczyna była jednorożcem, miała róg i była koloru białego. Byli tacy zabawni.

Spojrzałam w bok i zobaczyłam królika na łące, to była łąka, tam była łąka z króliczkiem. Nie, to nie królik, to człowiek z głową królika. Obok niego dostrzegłam mężczyznę w smokingu, z okularami przeciwsłonecznymi. Wskazał na mnie i wykonał gest, abym podeszła. Naglę jak zahipnotyzowana szłam w jego stronę. Czy to matrix? Czy ja właśnie będę mieć wybór? 

Zaśmiałam się, znowu. Wybuchałam śmiechem szydzącym ze wszystkich dookoła. Byli tacy brzydcy i śmieszni. Dalej szłam przed siebie, gdy naglę ktoś zasłonił mi obraz przechodząc sobie. Gdy tylko zniknęli mi z pola widzenia, ta tajemnicza osoba w smokingu i okularami przeciwsłonecznymi także mi zniknęła. Gdzie ona jest? Ja chcę ją znaleźć!

I naglę ktoś złapał mnie za rękę. Spojrzałam w bok i dostrzegłam Liama, który ujął moje oba policzki i połączył usta. Pochłaniał mnie całą z wielkim podnieceniem i pożądaniem. To nie był namiętny, czuły pocałunek, za którym tak szaleją kobiety. To był pełen brutalności, zachłanności, żarliwości i pożądania. Liam mnie pragnął, a ja chyba go.

- Chodź - szepnęłam i złapałam go za rękę. 

Ludzie nagle powrócili do swoich normalnych form, ale podobali mi się, bardzo. Miałam ochotę ich wszystkich całować, pieprzyć, wszystko naraz. Mam ochotę pieprzyć. Chwiejnym krokiem przekierowałam się z Liamem do toalety. Rozejrzałam się po damskiej, gdzie była oczywiście zajęta aż po same boki, dlatego pociągnęłam go w stronę męskiej.

Męska toaleta była mniej zaludniona niż poprzednia. W niej nawet były dziewczyny, które chyba miały dosyć czekania  wejścia do damskiej. Weszłam do wolnej kabiny z Liamem i kiedy drzwi się zamknęły na zamek, od razu złączyłam nasze usta. 

Złapał mnie za pośladki, a ja owinęłam nogi wokół jego bioder. Przycisnął mnie gwałtownie do ściany i wsunął język w usta. Podobał mu się chyba kolczyk, bo cały czas się nim bawił, było to przyjemne, było to okropnie przyjemne i miałam okropnie przyjemne uczucie w podbrzuszu. Robiłam się coraz bardziej mokra, chciałam już go pieprzyć.

Oderwał się od moich ust i przyssał do szyi, którą żarliwie całował i lizał. Wszystkie jej strony ucałował, sprawiając mi przyjemność. Jęczałam z przyjemności, którą on mi sprawiał, którą Liam mi sprawiał, którą chciałabym, żeby William mi sprawiał.

O ja pierdole.

Nie ma tu Williama, nie ma do kurwy nędzy tutaj Williama i nie będzie. Dlaczego ja o nim pomyślałam? Dlaczego podczas zabawy z facetem, pomyślałam o innym? Co do chuja? I dlaczego o Williamie? 

Ale... sprawiało mi to przyjemne uczucie. Myślenie o nim. William jest piękny, sprawiało mi to przyjemność, szalało w podbrzuszu przez niego. William jest bardzo piękny, śliczny, piękny, piękny. Chciałabym mu podokuczać, nasycić się tym znowu. Chcę zobaczyć jego złość, ale chcę zobaczyć go w świetle, kiedy szaleje mi żołądek, podbrzusze, kiedy serce wali mi przy nim jak szalone. 

Dłońmi poleciałam po całym jego torsie, gdzie spod bluzki wyczuwałam mięśnie. Dorwałam się do spodni, które od razu zaczęłam odpinać. Znowu połączył nasze usta, a ja mu w nie jęknęłam, a on przegryzł mi wargę. 

Zaczął mnie jedną ręką podtrzymywać, bo drugą wyjął swój portfel z kieszeni. Postawił mnie na podłogę, a ja na chwiejnych nogach ledwo co utrzymywałam się. Oparłam się o ścianę kabiny i spojrzałam na niego, gdy wyjmuję prezerwatywę z portfela i otwiera opakowanie. 

Przybliżyłam się do niego i zaczęłam całować wszędzie. Szyja, szczęka, usta, szyja, wszystko. Dłoni zjechałam do jego krocza i ścisnęłam, a on jęknął z zadowolenia i podniecenia. Pieprzyć to, koniec gry wstępnej i mam ochotę już dojść do sedna. Chciałam się pieprzyć. 

Odpięłam jego rozporek i zsunęłam spodnie w dół wraz z bokserkami. Jego duża erekcja zderzyła się z moim podbrzuszem, które aż wykonało kilka podskoków. Wsunął na swojego członka prezerwatywę, a po chwili dłońmi wkradł mi się pod sukienkę i zsunął bieliznę w dół. Złączył nasze usta i w tym samym czasie podniósł mnie za uda, nadziewając od razu na penisa. 

Brutalnie przyparł mnie do ściany, że aż jęknęłam mu w usta. Zaczął we mnie płynnymi i sprawnymi ruchami wchodzić, a ja czułam go, czułam Liama w sobie, czułam jego penisa w sobie. Moje ścianki zaciskały się na nim, a on z trudem wchodził głębiej, głębiej i głębiej, doprowadzając mnie tym samym do jęków z rozkoszy. 

Wchodził coraz bardziej brutalniej i szybciej. To było pieprzenie się, pierdolenie się. Pieprzył mnie jak dziwkę, pozwalałam na to, byłam teraz dziwką, nikim innym. Jestem dziwką. Ćpunką i dziwką i nikim innym. 

Jestem nikim.

Było mi przyjemnie, bardzo przyjemnie. Oderwałam się od jego ust i pojękiwałam mu do ucha. Oplotłam dłonie wokół jego ramion i położyłam głowę na jednym, a on nie przestawał na mnie napierać. Jęczałam i miałam to gdzieś, że w toalecie byli inni, miałam to gdzieś. Byli i tak pijani, nawaleni w trzy dupy, najebani, nie kontaktowali, a ja? Po wypiciu pięciu drinków, po zażyciu tabletki czułam się jak oni. 

Było mi przyjemnie.

Poczułam, jak jestem u kresu orgazmu. Dochodziłam, a Liam ze mną. Sapał pod nosem i czasami pojękiwał. Zaczął całować moją szyję, gryźć, lizać, ssać. I naglę przypłynęło tak wyczekiwane pożądanie orgazmu, punk kulminacyjny w naszym szybkim numerku. Jęknęłam przeciągle i zacisnęłam wszystkie mięśnie, a on przestał na mnie napierać. Poczułam, jak rozlewa się we mnie przyjemność, rozkosz, coś wspaniałego.

Wyszedł ze mnie i postawił na podłogę. Wyrzucił prezerwatywę napełnioną jego nasieniem za kibel i podciągnął bokserki wraz ze spodniami w górę. 

- Dzięki, Liam - mruknęłam i założyłam z powrotem bieliznę w górę.

- Z wielką przyjemnością bym jeszcze raz mógł - uśmiechnął się.

- Nie będzie drugiego razu - powiedziałam. - Nafaszerowałeś mnie tym gównem! - uśmiechnęłam się, a nie chciałam. To gówno sprawiło, że się uśmiechnęłam.

- Ale podoba ci się - na jego twarzy zaświtał łobuzerski uśmieszek i otworzył drzwi. 

Kiedy opuściliśmy kabinę, stanęłam w miejscu i spojrzałam przed siebie. Coś we mnie drgnęło i nie wiem, jak nazwać to uczucie. Ogarnęła panika, wyrzuty sumienia, przykrość i kolejne dziwne uczucia, które ściskały mnie w sercu. 

Dokładnie na przeciwko nas, przy ścianie stał oparty William ze skrzyżowanymi dłońmi pod klatkę piersiową i mierzył wrogim spojrzeniem Liama, który mu się przyglądał z zaciekawieniem. Jego wzrok mówił wszystko, całą złość napawał do Liama, gdzie także na mnie spoglądał od czasu do czasu, a ja miałam okropną gule w gardle, nie umiałam się odezwać.

- Co jej kurwa dałeś? - oderwał się od ściany i zapytał, jak na początek opanowanym, ale zimnym tonem.

- Nic - wzruszył ramionami i chciał udać się do wyjścia. 

William szarpnął go za ramię i przyszpilił z całej siły do ściany. Liam ledwo co utrzymywał się na swoich nogach. Syknął pod nosem z bólu po tym, jak obił głową o ścianę. Zrobiłam wielkie oczy i nie wiedziałam, co robić, co robić, co zrobić, żeby temu zapobiec. W ogóle mam coś robić? Nie, nie będę. Liam mi bez mojej zgody wcisnął narkotyk, a ja głupia bawiłam się na całego... Jestem okropna, brzydzę się sobą.

- Co jej kurwa dałeś?! - wrzasnął Will.

Do toalety zaczęło zbiegać się kilku ludzi, którzy zaciekawieni i zafascynowani sensacją przyglądali się całemu zajściu. Stałam, jak kołek nie wiedząc co ze sobą zrobić. Widziałam, jak William traci cierpliwość, ale to było zupełnie inne niż przy mnie. Wyglądał inaczej, widzę go teraz inaczej. Jest zupełnie inny. 

- Will, co się naglę zacząłeś nią przejmować? - prychnął. - Każdy wie, jak bardzo nienawidzicie siebie, więc co? Naglę ciebie wzięło na troskę wobec niej? - zaśmiał się, drwiąc z niego.

I zobaczyłam, jak już kompletnie stracił kontrolę. Zamachnął się i z całej siły przywalił mu w szczękę. Miałam wrażenie, że mu ją połamał, naprawdę. Pisnęłam z przerażenia, a Will przewrócił Liama i zaczął okładać go pięściami. 

- Przestań... - szepnęłam i spoglądałam na to z przerażeniem.

To był okropne. Dawno już takiego agresywnego Williama nie widziałam. Przerażał mnie. Robił z nim, co chciał. Dopiero szybka reakcja Zack'a i Logana, którzy naglę się zjawili w toalecie i odciągnęli go - oszczędziła mocnego rozlewu krwi. 

- Uspokój się, Will! - krzyknął Zack i potrząsnął przyjacielem.

Spojrzałam na niego. Był cały zmachany, zdyszany, zły, wściekły i w ogóle nie sobą. Jego piękne oczy, które zawsze mi się podobały, jego piękny kolor był teraz ciemny, przerażający, morderczy. 

- Jebany idiota... - syknął Liam i starł krew cieknącą z nosa. 

- Co się dzieje? - spytał mnie Logan.

- Ja... - ledwo co z siebie wydusiłam. - Nie wiem... - skłamałam i spojrzałam na niego. 

- Jane? - Logan położył rękę na moim ramieniu i bardziej mi się przyjrzał. - Brałaś coś?

- Nie! - krzyknęłam oburzona.

- Tak wyglądasz... 

Spojrzałam na Williama, który także w tej chwili na mnie swój wzrok wbił. Patrzał ze złością, rozczarowaniem, żalem też. Dlaczego... dlaczego tak? Co się dzieje? Co ja mu zrobiłam? 

Wyszarpał się z uścisku Zack'a i wyszedł z toalety. Nie słuchając już nikogo, nie zwracając uwagi na nic więcej, po prostu wybiegłam za nim. Serce mnie boli, serce mi okropnie bije. Moje ciało przeżywa takie uczucie, jakby kilkadziesiąt noży zostało w nie wbite. Okropne.

- Will... - położyłam rękę na jego ramieniu.

- Wypierdalaj! - warknął i strącił ją gwałtownie.

Co za ból w sercu. Jest ono nie do opisania. 

Wyszedł z klubu, ale ja nie dawałam za wygraną, nie odpuszczę. Wyszłam zaraz za nim. Wyjął on papierosa z paczki czerwonych marlboro i odpalił. Jego dłonie drżały, on cały drżał i nie mam pojęcia dlaczego. Dlaczego? 

- Will... 

- Spierdalaj stąd - nawet na mnie nie spojrzał, a zaciągnął się mocno.

- O co ci chodzi..? - spytałam łagodniej i podeszłam do niego bliżej.

- O co mi chodzi?! - odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Momentalnie stanęłam w miejscu i bałam się robić cokolwiek, tak mnie przeraził, tak się go wystraszyłam. - Pytasz się jeszcze, kurwa?! Na chuj wzięłaś od niego jakieś gówno?! - krzyknął. Był zły, cholernie zły.

- Ale ja nie wiedziałam! - fuknęłam drżącym głosem. Było mi okropnie źle, okropnie przykro, smutno. - Pocałował mnie i wsunął tabletkę! Nie czułam nawet tego! 

- To po co z nim się całowałaś?! Jeszcze kurwa się pieprzyliście! - warknął.

- Will, przestań! - jęknęłam i czułam, jak mi łzy napływają do oczu.

I nie mam pojęcia czemu.

- Co przestań?! Znowu wracasz do tego, jak było z James'em?! 

- Przestań! - krzyknęłam łamliwym tonem. Byłam teraz przy nim, jak małe, niewinne dziecko. Wyglądałam żałośnie. 

- Jane, tu nie chodzi o to, że ci teraz coś wypominam! Tu chodzi o fakt, że wróciłaś do tego, a sama sobie obiecałaś, że nie wrócisz, kurwa! - zaciągnął się.

- To nie moja wina, że podsunął mi tą tabletkę! Nie wiedziałam! Mówiłam mu, że nie chcę! - krzyknęłam.

- To mogłaś się z nim nie całować! - także krzyknął złym tonem.

- Skąd mogłam wiedzieć?! 

- Nie wiem, kurwa! - zaciągnął się i wyrzucił papierosa. 

- Will... - szepnęłam. Chciałam płakać, naprawdę.

- Udało ci się zjebać urodziny, gratuluje. Po raz kolejny w sumie - uśmiechnął się kpiąco. 

Naglę przez całe moje ciało przeszedł taki okropny ból. Chciałam się zgiąć w pół i nie wstać. Palce u rąk mnie zabolały, klatka piersiowa mnie zabolała, brzuch mnie zabolał, nogi mnie zabolały, plecy mnie nawet zabolały, wszystko mnie zabolało, tak okropnie zabolało. Czułam, jak moje serce ściska jakaś dłoń i z całej siły próbuje te serce rozpierdolić. 

- Nawet nie mam ochoty na ciebie patrzeć - powiedział rozczarowanym tonem i wyminął mnie. Wszedł do klubu, a ja stałam, stałam, stałam i nie chciałam w to wierzyć, że to powiedział.

Chcę się zapaść pod ziemie. Nigdy już nie wstać. Czuje się jak gówno. Jestem nikim, nikim, nikim, nikim, jestem nikim. Moje oczy zaszkliły się, a na policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Cała drżałam, ale to nie z zimna, a z bólu, smutku, cierpienia. 

Pierdole to. Pierdole wszystkich dookoła. Pierdole te głupie urodziny. Pierdole Liama, przez którego to się zaczęło. Pierdole wszystko. 

Nawet nie wracając się do klubu po rzeczy, skierowałam się przed siebie. Nie wracam tam, nie wracam na własne urodziny. Niech bawi się dobrze Will, nie będę mu przeszkadzać, nie będę mu wchodzić w drogę w jego osiemnaste urodziny. 

Życzę mu wszystkiego najlepszego.

W jego urodziny.

$$$$$$$$$$$$$$$






Continue Reading

You'll Also Like

4.7M 14.1K 7
-Czy ty ze mną flirtujesz? -Od jakichś dwóch miesięcy, ale dzięki że zauważyłaś.
9.9M 298K 29
Druga część opowiadania ''Mój mały chłopczyk'' Marnie Wilson przejęła firmę po swojej mamie w Nowym Jorku. Jak potoczy się jej życie, gdy poza pojawi...
9.6M 337K 36
Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Może najwyższy czas z tej odwiecznej walki...
6.7M 231K 31
Ona go nienawidzi i chce zapomnieć, ale on robi wszystko, aby ją odzyskać. Czy na pewno uda jej się o wszystkim zapomnieć? Czy zapomni o uczuciu, któ...