Nienawidzimy siebie

Av xNatiku

9.4M 336K 856K

Oboje siebie nienawidzą i oboje o tym wiedzą. Tyle nienawiści, ale dalej są blisko i nie mogą się uniknąć. Mo... Mer

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Epilog
Epilog II

Rozdział 9

267K 9.8K 30.6K
Av xNatiku

Lepiej muzykę odpalić pod koniec ^^

William

Byłem punktualnie pod jej domem, tak jak powiedziałem w aucie. Piętnasta trzydzieści wybiła na zegarku od niej, dlatego zapukałem do drzwi. Nie musiałem długo czekać, gdyż jej matka od razu mi otworzyła.

- Och, Will - uśmiechnęła się.

- Dzień dobry. Ja po Jane.

Tak - to tak idiotycznie, głupio, dziwnie brzmi. ''Ja po Jane'', kurwa mać, wyszedłem na prawiczka, który przychodzi pierwszy raz po dziewczynę. Jedyną zmienną jest to, że przyszedłem po mojego wroga.

Kobieta pomrugała kilka razy, trzepocząc tymi długimi rzęsami i wpuściła mnie do środka. Stanąłem na ich holu i rozejrzałem się dookoła.

- Jane! - krzyknęła. - Schodź na dół, William przyszedł! - poinformowała i zniknęła mi z pola widzenia.

Włożyłem ręce do kieszeni i czekałem, czekałem, czekałem i czekałem na tą kretynkę, która jak zwykle się spóźniała. Po chwili usłyszałem kroki z góry, a już na schodach dostrzegłem jej długie, brązowe włosy i sylwetkę. Jej szczupłe nogi, które musiała pokazać zakładając tą spódniczkę, kurwa. Od razu zwróciłem uwagę na jej dekolt. Miała naszyjnik.

Ode mnie.

- Cześć - rzuciła oschle i powędrowała na koturnach po kurtkę.

Minęła mnie i od razu dotarł ten słodki, pociągający i intensywny zapach jej perfum, który potrafi pobudzić każdy zmysł u faceta.

Jane to mała cwaniara. Suka w pięknym ciele, która nie jednego potrafi owinąć wokół palca. Wie, jak pobudzić faceta. Wie, jak dotrzeć do ich męskiego instynktu i zmysłu, żeby już stał na baczności i żeby zapragnąć zanurzenia się w jej cipce. Kurwa, ta dziewczyna jest bestią.

Czuje to. Czuje, jak ze mną to robi. Jak pobudza mi zmysły od dłuższego czasu. Nie mam pojęcia czemu tak naglę reaguje na nią. Przecież jej nienawidzę, a zarazem pragnę...

Stop

Nie mogę w ten sposób myśleć o niej. To mój wróg. Nienawidzę jej, a ona mnie. Nienawidzimy siebie. Denerwuje mnie. Wkurwia mnie ten jej wzrok, te zarzucanie włosów, ten śmiech, uśmiech. Jej czerwone, pełne usta, które wczoraj prawie pocałowałem, chciałem. Jej ciało, które jest diabelsko pociągające, kurwa. Jeszcze ten jej kolczyk w języku prosi się o wypróbowanie go.

Otworzyła drzwi i wyszła, a ja zaraz za nią. Skierowaliśmy się do mojego auta w kompletnej ciszy, co mnie denerwowało. Gdzie sprzeczki do cholery jasnej? Dlaczego ich nie ma? Dlaczego się nie kłócimy, a za to mnie w jakiś sposób ciągnie do niej?

- Masz pieniądze? - spytałem, kiedy wsiedliśmy do auta.

- Mam - powiedziała i zapięła się pasami, przy okazji poprawiła swoją pozycję.

Spojrzałem na nią akurat w takim momencie, gdzie jej spódniczka się podwinęła w górę, przez co zobaczyłem jej bieliznę. Momentalnie na jej twarzy pojawiły się rumieńce i wstyd, skrępowanie. Od razu poprawiła skrawek materiału podciągając go niżej.

Pierdolona, czerwona koronka wywołała u mnie zachwyt i włączyła myślenie mojego kumpla. Że też kurwa ona musi się ubierać w te seksowne bielizny. Wyrzuciłem z głowy zboczone myśli na jej temat i ruszyłem prosto do Plash.

- Ile osób do nas przychodzi? - spytała, a ja zauważyłem, że ma dalej rumieńce na twarzy.

- Dwieście trzynaście.

- Dużo - pomrugała kilka razy. - Na pewno wiesz, kto tam będzie?

- Boże, nie panikuj - przekręciłem oczami.

- No co?! Na sylwestra u Zack'a był koleś, którego nawet nie znał i dobierał się do mnie! - fuknęła zdenerwowana.

Zajebałbym tego kolesia.

- Jak widać dałaś mu powód, żeby się dobierał - mruknąłem i uśmiechnąłem się zadziornie.

- Co ty sugerujesz?! - oburzyła się i spojrzała na mnie. - Will, nie jestem dziwką! - wściekła się.

- Tak, tak... - pokiwałem głową.

- Jebany cwel - burknęła. - To ty ruchasz na prawo i lewo, ty jesteś męską dziwką!

- Ja? - prychnąłem i wskazałem na siebie. - Jak to ty proponowałaś kumplowi z drużyny...

- Byłam pijana! - przerwała mi. - Nie wypominaj mi tego, idioto.

- Nie mów do mnie idioto, idiotko.

- Będę tak mówić, bo jesteś idiotą, idioto.

- Zamknij się, Jane - warknąłem.

- Nie wkurwiaj mnie, Will!

- Znowu kurwa zaczynasz! - wściekłem się. - Zrozum, jebana idiotko, że nie chcę mi się kłócić z tobą! Jesteś taka wkurzająca...

- Jak to ty zaczynasz! Cały czas mnie prowokujesz i robisz wszystko, żeby doprowadzić do kolejnej kłótni! - wskazała na mnie.

- Zamiast normalnie porozmawiać, to nie... Księżniczka Jane musi wyzywać od najgorszych - prychnąłem. - Powinnaś być mi wdzięczna, że przyjechałem po ciebie. Tak to byś zapierdalała w tym mrozie.

- Odezwał się książę! - zaśmiała się. - Powinieneś być mi wdzięczy za to, że zgodziłam się zrobić z tobą urodziny! Gdyby nie prośby Rachel, nie jechałabym teraz z tobą tutaj! Ale kurwa jadę, bo robię to dla niej!

- Tak, ja też nie chcę z tobą urodzin, spokojnie - uśmiechnąłem się pewny siebie. - Zniszczysz tam wszystko, dlatego radziłbym trzymać krótko ten wygadany pysk.

- Ty masz pysk, psie jebany! - warknęła. - Z szacunkiem do pani proszę.

- Hahaha - zaśmiałem się bezczelnie. - Aż prosisz się o skrócenie ten smyczy, suko.

- Ty już dawno ją masz skróconą, fujaro - mruknęła zadowolona.

Kurwa.

Dziwka jebana.

- Nie wkurwiaj mnie lepiej - powiedziałem groźnie. Ostrzegłem ją wręcz.

Nie mam ochoty patrzeć na jej płacz, nie chcę mi się, a zawsze to się dzieję, kiedy tak mnie nazywa. Tracę cierpliwość, tracę już wszystko, kontrolę. Potrafię ją doprowadzić do długiego płaczu, a teraz nie chcę, co się dzieje ze mną? Litość kurwa? Wobec niej? Phi...

- O, widzisz? Jak szybko potrafię cię piesku zamknąć? - zachichotała. - Słuchaj swego pana następnym razem.

- Jane, naprawdę...

- Naprawdę, co? - spytała. - Naprawdę jesteś takim idiotą? Wiem o tym przecież, Will - dalej prowokowała.

I proszę mi tutaj wskazać, kto tak naprawdę prowokuje.

Ja, czy ta suka?

- Zamknij ten pysk wreszcie! - wrzasnąłem.

- Ucisz się, fujarko - uśmiechnęła się. Była taka pewna siebie, taka zadowolona, dumna, co mnie wkurwiało, wkurwiało, wkurwiało.

Koniec dobroci dla zwierząt.

Przekroczyła granice, więc także to zrobię.

- James nauczył ciebie tak szczekać? Widać na ostrą sukę ciebie wychował - mruknąłem kpiąco.

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się drwiąco. Momentalnie jej mina zmieniła wyraz twarzy na niedowierzający, poruszony, smutny też chyba, ale w tym kryła się złość, gniew i wściekłość. Wściekłem ją, co mnie usatysfakcjonowało. Wreszcie mogę się tym widokiem nakarmić, nasycić.

Och, Will, jakim ty skurwysynem jesteś, o mój boże!

Och, jejku, jak mi przykro!

Niech zna swoje miejsce.

- Co się już nie odzywasz? Języka w tej gębie zabrakło? Ojoj... James nie byłby zadowolony z takiego widoku... Gdzie ta wyszczekana jego sunia, co? - zaśmiałem się. Prowokowałem, prowokowałem i miałem wyjebane na nią.

Jest księżniczką, która myśli, że ona może wszystko, ona to, tamto i tamto, ale jak coś jej się już powie obraźliwego, to zła na cały świat, zła na wszystko, zła na ludzi dookoła. Jebana księżniczka. Boże, jak ona mnie denerwuje tym zachowaniem!

Tak naprawdę jest słaba. Słaba przy mnie, niewinna, słaba. Sama i uległa, niczym robak przy człowieku. Diabeł, który w niej siedzi jest zły, zadziorny, cwany, pewny siebie i chamski, wredny. Manipulantka i uwodzicielka. W głębi jest wrażliwym aniołkiem, który pęka za każdym razem, za każdym razem przy mnie. Cieszy mnie to, cieszy mnie to, cieszy mnie to i karmię się tym.

- Dziwka - dobiłem ją do końca.

- Zamknij się! - krzyknęła załamującym się tonem, słyszałem go, cieszyłem się. Zakryła twarz w dłoniach i widziałem, jak całe ciało jej się napięło, jak całe ciało jej się trzęsie.

- Ojejku, jaki ten widok jest... Zajebisty - mruknąłem i uśmiechnąłem się. - Uważaj na słowa, Jane - spoważniałem.

- Nienawidzę cię, Will! Nienawidzę! Jesteś nikim dla mnie! - krzyczała. Było jej przykro, chciała płakać, ale wiem, ze jej godność na to nie pozwalała. Nie chciała przy mnie, wiedziałem to. - Jesteś skończonym skurwysynem! Nienawidzę cię! Zatrzymaj się! Chcę stąd wyjść!

- Nope - fuknąłem i jechałem dalej.

Byliśmy i tak blisko celu, więc dojedziemy do końca, dojadę z nią do końca, z tą histeryczką. Tylko jedno mi nie daje spokoju tutaj... Chodzi o uczucie... Dziwne uczucie siedzi mi w sercu, ale próbuje je zignorować, ale nie mogę, ale próbuję dalej, dalej i dalej, a ono dalej siedzi i nie chcę zniknąć.

Co to za uczucie?

- Zatrzymaj te jebane auto i daj mi wyjść! - wrzeszczała. - Nienawidzę cię Will! Jak mogłeś?! Jak mogłeś tak powiedzieć?! - spojrzała na mnie.

I teraz zbyt mocno to uczucie poczułem. Takie ukłucie w klatce piersiowej... Spojrzałem w jej oczy, w jej piękne, brązowe oczy, które są zaszklone, czerwone, smutne, rozdarte w środku. Było jej przykro, chciała płakać.

- Wiesz doskonale o tym, co było wcześniej! Nie wypominaj mi do cholery jasnej James'a!

- To ty mnie tak nie nazywaj, idiotko! - krzyknąłem.

- Ale James jest gorszy, niż jakieś przezwisko z dzieciństwa! - cały czas miała załamujący się głos. - Dlaczego ty to powiedziałeś... - schowała twarz w dłonie.

Ja pierdole, te dziwne uczucie jeszcze raz we mnie uderzyło, że aż chciałem się zgiąć. To było... dziwne, nieznane mi przy niej. Skąd ono? Dlaczego? To na jej widok? Na smutniejącej, rozczarowanej, przygnębionej Jane? Nie... niemożliwe, na pewno nie. Ale dlaczego bije i boli, jak patrze na nią?

Nie odezwałem się już więcej, a skupiłem się na drodze, niż na prawie co płaczącej księżniczce. Jeśli myśli, że w ten sposób zlituje się nad nią, to nie, na pewno nie. Nie, nie, nie... nie, nie wiem...

Dojechaliśmy pod klub i kiedy zaparkowałem, ona od razu odpięła swoje pasy i wyszła z samochodu. Spojrzałem na nią, gdy wyciąga paczkę papierosów i z prawie drżącymi dłońmi wyjęła jednego i odpaliła.

Aż tak mocno ją dobiłem?

Stała w mrozie i trzęsła się, ale paliła dalej. Nie mówiąc nic do niej skierowałem się prosto do wejścia, pozostawiając ją jak psa. Mówi się trudno, suka zasługuje na to. Niech wreszcie dojdzie do jej tępej głowy, że nie chcę się z nią kłócić, zmęczony tym jestem, dość, koniec.

Koniec kłótni z Jane.

Wszedłem do klubu i pustka, typowo o tej godzinie. Ten klub żyje nocą, żywi się nocą i ludźmi w nocy. Skierowałem się do naszego organizatora, który siedział w swoich podziemiach. Poszedłem na koniec sali i skierowałem się w dół schodami, a tam otworzyłem drzwi i zobaczyłem starszego, wąsatego, palącego fajkę i rozmawiającego przez telefon mężczyznę. Normalny, zwyczajny, widać, że zbija hajs na tym, bo wystrój jego biura, jak i sam jego ubiór świadczy o grubym portfelu.

- Oddzwonię - powiedział do słuchawki, gdy na mnie spojrzał przelotnie.

Wzrokiem błądziłem po całym biurze i włożyłem ręce do kieszeni. Mężczyzna odłożył telefon na biurko i zaciągnął się.

- Ty z tych urodzin? - zapytał.

- Tak, ale przyjdzie jeszcze jedna, więc chwila - powiedziałem.

- Długo trzeba czekać? - przekręcił oczami. Był chyba zniecierpliwiony i zirytowany.

Chuj ci w dupę, daj jej się wypłakać.

- Chwile - dałem nacisk na słowo i usiadłem na krześle przy ścianie.

Po chwili z drugiego pokoju przyszła starsza kobieta w blond włosach, które miała spięte w koka. Była niska i drobna i schludnie ubrana, w ogóle nie pasująca tutaj. Na dodatek w starszym wieku.

- To on? - spytała i wskazała na mnie uśmiechając się sympatycznie. Jej głos był delikatny, miły i w ogóle ciepły, radosny.

- Jeszcze przyjdzie ktoś - odparł i zaciągnął się.

- Dobrze - uśmiechnęła się i powróciła do pokoju, z którego przyszła.

Wypuściłem przeciągle powietrze z nosa i opuściłem luźno ręce na kolana. Gdzie ta kretynka jest? Mamy sprawę do załatwienia, halo...

- Dzień dobry.

Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem ją. Obojętną, oschłą, zimną i złą. Nawet na mnie nie spojrzała, a usiadła obok zarzucając nogę na nogę, poprawiając przy tym tą spódniczkę, którą mógłbym ściągnąć.

Zaraz, zaraz...

Czy ja naprawdę o tym pomyślałem?

Kurwa.

- Więc wy od jutrzejszych urodzin, tak? - zapytał i przysunął się do biurka. Patrzał na mnie i na Jane, gdzie mi się wydawało, że przedłużył wzrok na niej.

- Tak - odparła dziewczyna.

- Ilość osób załatwiona z tego, co słyszałem, tak?

- Tak - odezwałem się.

- Wpłata? - zapytał.

Oboje wstaliśmy i podeszliśmy do biurka. Ja wyciągnąłem swój portfel od razu, a ona męczyła się z odnalezieniem go w tej torebce. Kurwa, dziewczyny mają w torebce wszystko jak Hermiona z Harry'ego Pottera.

Wyciągnąłem pieniądze i dałem połowę z oficjalnej sumy, bo druga połowa leci od Jane, która wyjęła już swój portfel. Oboje po zaliczce wróciliśmy na swoje miejsca. Usiadła na swoim i przerzuciła na bok te długie, brązowe włosy, przy okazji obijając mnie nimi o twarz.

Cwaniara.

- Hackley! - krzyknął, a po chwili do biura wpadła ta sama kobieta, co wcześniej.

- Tak? Już? - spojrzała na nas obojga z uśmiechem.

- Tak - odparł mężczyzna i rozsiadł się na krześle, wciskając swoją fajkę między zęby.

Gdy tylko ja i Jane wstaliśmy, spojrzałem na faceta, który wlepił swój wzrok w brunetkę obok mnie. Przeszywał ją wzrokiem, pożerał. Poczułem się dziwnie. Od razu zrozumiałem, jakie ten staruch ma myśli na jej temat, co spowodowało u mnie trochę złość.

Ale kurwa czemu?

- Zapraszam za mną - uśmiechnęła się kobieta.

Otworzyłem kobietom drzwi, jak na dżentelmena przystało, ale tak naprawdę miałem inny powód. Pierwsza wyszła starsza kobieta, a za nią Jane. Gdybym wyszedł przed Jane, ten stary facet gapiłby się jej na tyłek! Nie, nie, nie! Oj nie, na pewno na to nie pozwolę.

Ja tylko mogę się gapić.

O mój boże, o czym ja myślę! Nie, tak nie może być! Przecież to Jane! To już wszystko mówi, dlatego nie mogę tak myśleć o niej! A jednak to robię i upieram się z samym sobą, walczę z tym, ale ze mną to wygrywa, to jest silniejsze. Te jebane, dziwne, nieznane mi uczucie jest silniejsze, co do chuja?

$$$$$$$$$$$$$$$

I jak się okazało, ta starsza kobieta jest od wystroju. Wszystko z nią załatwiała Jane, a ja nie miałem głosu. W sumie to dobrze, bo mi to byłoby wszystko obojętne i wybrałbym te najgorsze. Jane akurat ma dobry gust i wybrała bardzo fajne, ładne nawet. Chodziłem za tymi babami i się zanudzałem. Gadały, gadały, gadały, ujadały jak psy i gadały... Wytrzymać się nie dało!

Po chyba półtorej godziny mieliśmy już ustalone wszystko. Jane dalej nie odzywała się do mnie. Ona nawet nie pytała mnie o zdanie, kiedy dekorowała sale. W ciszy skierowaliśmy się do wyjścia. Skierowałem się do samochodu, gdy ona w zupełnie inną stronę.

- Jane? - spojrzałem na nią. - Wsiadasz?

- Pierdol się - syknęła i odpalając papierosa poszła przed siebie.

- Ja pierdole, naprawdę? - prychnąłem. - Naprawdę będziesz zachowywać się jak dziecko?

Nie odpowiedziała, a zarzucając włosami poszła przed siebie. Teraz to ona zostawiła mnie samego jak psa. Pomrugałem kilka razy, kiedy widziałem jak odchodzi, kiedy się oddala ode mnie i idzie przed siebie. Nie uległa, nie odpuściła i uniosła głowę w górę, nie dając mi tej satysfakcji. Coraz bardziej mnie Jane intryguje.

Przekręciłem oczami i wsiadłem do samochodu. Nie będę biegać za nią jak adorator. Jak chce iść z buta, a później tramwajem, to okej, niech se idzie, mam to gdzieś. Ruszyłem prosto do swojego domu.

$$$$$$$$$$$$$$$

Siedziałem w swoim pokoju i nastrajałem struny w gitarze, a przy okazji próbowałem utwór skleić w całość, ale naglę moje drzwi się otworzyły z trzaskiem, a Zack uradowany od ucha do ucha wpadł mi, rzucając się od razu na łóżko.

- Co ty tutaj robisz? - spytałem nie przerywając swojej roboty.

- Jak to co? Odwiedziłem cię! - uśmiechnął się. - Jak tam w klubie? Wszystko załatwione? - założył ręce z tyłu głowy.

- Tak. Księżniczka wszystko załatwiła - prychnąłem.

- Dalej w to nie wierzę, że macie razem wyprawiane urodziny... - pokręcił głową.

- Wiesz, to ze względu na Rachel - spojrzałem na niego. - Gdybyśmy mieli osobno, to by znowu nie przyszła na moje, a do niej.

- Przyznam ci, ze Rachel to dobra dupa... - zaczął się ekscytować. - Gdyby nie była twoją przyjaciółką, brałbyś się? - spytał, a ja pomrugałem kilka razy, patrząc na niego jak na debila.

- Pojebało cię? To w ogóle nie mój gust - zmarszczyłem brwi. - Ona ma Logana - odstawiłem gitarę na swoje miejsce.

- Ale jest ładna, przyznaj - uśmiechnął się cwanie.

- No tak, Rachel jest ładna - spojrzałem na niego i usiadłem przy biurku. - Ładna też jest twoja siostra - uśmiechnąłem się łobuzersko.

- Ej! - wskazał na mnie palcem, przybierając ostrzegającego wyrazu twarzy. - Odwal się od Nancy, ona ma dwanaście lat!

- Spokojnie, nie gustuje w dziewczynkach - prychnąłem.

- No mam nadzieję, bo bym ci wyjebał! - rzucił żartobliwie, a ja się zaśmiałem.

- Dobra, mów po co przyszedłeś - powiedziałem i odpaliłem papierosa.

- Nie no serio, tak o - wzruszył ramionami. - Choć w sumie... Zastanawiało mnie to od dłuższego czasu... - spojrzał na mnie poważniej. - Co ty masz z Jane? - zmarszczył brwi, jakby nie rozumiał nic.

- Co? - chyba się przesłyszałem. Spojrzałem na niego jak na kretyna, mrugając kilka razy. Czy on naprawdę to powiedział? - Co ty masz na myśli? - zaciągnąłem się.

- Od dłuższego czasu nie jesteście sobą, nie jesteście jedną, wielką kłótnią! - uśmiechnął się.

- Dzisiaj się kłóciliśmy - wzruszyłem ramionami.

- Hohoho... Wow, gratuluje... Ale mówię ogólnie. W sylwestra też was widziałem razem.

- No i? - nie robiłem sobie nic z tego. - Nie mam ochoty już na kłótnie z nią.

- Co ja słyszę - prychnął. - A tak nienawidziliście siebie.

- Dalej nienawidzimy.

- Co dajesz jej na urodziny? - rzucił.

Kurwa.

Kompletnie zapomniałem o prezencie dla niej i do cholery jasnej nie wiem, co jej kupić. Rok temu dostała ode mnie pluszaka bez głowy, ale tym razem... Jakoś nie mam ochoty jej robić nazłości. Chcę dać jej normalny prezent, żeby się... ucieszyła? Nie wiem.

- Nie myślałem nad tym - zaciągnąłem się.

- W sumie jutro masz jeszcze cały dzień na to.

I naglę mój telefon zadzwonił. Zmarszczyłem brwi, gdy na wyświetlaczu była mama Jane.

- Halo? - odebrałem.

- Cześć, Will - jej głos był lekko zaniepokojony. - Jest może z tobą Jane?

- Umm, nie - spojrzałem na Zack'a, który z ciekawością mi się przygląda.

- Och... - rozczarowała się. - A wiesz może, gdzie jest? Dzwoniłam do Rachel i tam też jej nie ma.

Kurwa.

- Nie, nie mam pojęcia - odgasiłem papierosa w popielniczce.

- A kiedy wy wróciliście z tego klubu?

- Po siedemnastej, coś koło osiemnastej.

- Och... Dobrze. Dziękuje ci Will, cześć - przeczuwałem, że głos jej matki był spanikowany, smutny i zdenerwowany.

- Do widzenia - rozłączyłem się.

- Co jest? - spytał Zack.

- Jedź już do siebie, ja muszę coś załatwić - powiedziałem i zacząłem ubierać na siebie koszulkę, bo przez cały ten czas siedziałem w samych dresach.

- Coś poważnego? - spytał przybierając powagi, ale wstał z łóżka.

- Tak - rzuciłem i nawet jako pierwszy wyszedłem ze swojego pokoju.

Ignorowałem Zack'a, który był jeszcze na piętrze, a ja już na dole. Miałem w sumie wszystko gdzieś. Liczyła się teraz ona, liczyła się Jane, która nie wróciła do domu, a dochodzi dwudziesta trzecia.

- Will? - w progu pojawiła się moja mama.

- Dobranoc, proszę pani - pożegnał się Zack i poklepał mnie po ramieniu, wychodząc po chwili z domu.

- Co? - burknąłem i uniosłem się w górę, bo skończyłem wiązać buta.

- Gdzie ty się wybierasz? - skrzyżowała dłonie pod piersi i zmierzyła mnie całego.

- Przejść się.

$$$$$$$$$$$$$$$

Jest jedyne miejsce, do którego ona mogła się udać, kiedy jest zła, wkurwiona, smutna, kiedy jest jej przykro, kiedy nie chce z nikim rozmawiać i pobyć sama ze sobą. Nienawidzę, kiedy tam przychodzi, kiedy tam jest. Nie chcę, żeby tam wracała.

To wszystko przeze mnie.

Nie musiałem jechać autem, bo to jest niedaleko. Zaledwie pięć minut drogi do lasu, a tam już dziesięć i będę na miejscu. Nie przejmowałem się chłodem, który mnie otacza, bo mam na sobie jedynie koszulkę. Chciałem jak najszybciej wyjść z domu i ją znaleźć, a nie pierdolić się z tą jebaną kurtką jeszcze.

Było ciemno, cholernie ciemno. Dochodziła dwudziesta trzecia i ta idiotka jeszcze nie wróciła do domu, czemu? Czy moje słowa tak mocno ją zabolały, że naprawdę weszła w humorek ''sam na sam''?

Jestem wkurwiony. Nie tylko na nią, ale na siebie. Doprowadziłem ją do tego, ja jej to sprawiłem. Jeśli jej tam nie będzie, chyba się zabiję...

W końcu dotarłem do tego pieprzonego, opuszczonego budynku, który jedynie mąci jej w głowie. Ten budynek wygląda jak jedna, wielka ruina. Szyby powybijane, niektóre części kompletnie załamane pod sobą, dach ledwo się trzyma. Wszędzie cegły, jakieś śmiecie, napisy po przesiadujących tu ćpunach i innych nastolatków. Nienawidzę tego miejsca i to, jak wraca do niego.

Wlazłem do ciemnego pomieszczenia przez okno. Na całe moje szczęście pełnia oświetlała wszystko, więc drogę do jej miejsca znałem doskonale. Szedłem przez korytarze omijając inne pomieszczenia za pomieszczeniami. Wszystkie zrujnowane, brudne i ohydne wręcz. Ciarki mnie przechodzą na samą myśl, że ona tutaj jest, ta drobna, niewinna, słodka, urocza osóbka...

W końcu stanąłem pod ścianą, za którą jest pomieszczenie, w którym powinna być. Zamknąłem oczy i wciągnąłem powietrze przez nos. Zimno mnie otoczyło ponownie, cały zadrżałem, ale miałem to w dupie, chciałem ją zobaczyć.

Zrobiłem krok do przodu i spojrzałem do pokoju, gdzie nic się nie zmieniło. Wszystko wyglądało tak jak dawniej. Zniszczona, brudna kanapa przy ścianie, przed nią jakieś śmiecie, kartony do dodatkowego siedzenia, jakieś cegły i nic więcej. Wszystko było tak jak dawniej.

W tym była ona. Siedziała z podkulonymi nogami na kanapie i szlochała, i szlochała, i szlochała po cichu, jakby nie chciała, żeby ktokolwiek ją usłyszał, jakby się bała. Chlipała i wkurwię się, jeżeli to przeze mnie. Ona płakała.

Ból w klatce piersiowej mnie odwiedził. Dziwne uczucie przeszło przez całe moje ciało i poczułem to mocno, bardzo mocno. Taki cios gorszy od tego, kiedy dostawałem z pięści w brzuch, w twarz, w całe ciało. To było gorsze, dziwne, inne, bolące bardzo.

- Jane - szepnąłem łagodnym tonem i podszedłem do niej kucając od razu nad nią.

Nawet nie spojrzała na mnie, nawet nie drgnęła ciałem.

- Jane, proszę...

- Odejdź ode mnie... - wymamrotała pociągając nosem.

Płakała.

- Jane, proszę... - nie odpuszczałem. - Spójrz na mnie.

Byłem łagodny, troskliwy, miły, chciałem taki być. Chciałem, żeby odczuła, że martwię się o nią, bo taka jest prawda - martwię się o nią, bardzo.

Powolnym ruchem uniosła głowę w górę i spojrzała na mnie. Pełnia księżyca dawała takim światłem, że dostrzegłem w jej oczach łzy. Zaszklone, czerwone i zmęczone po płaczu oczy. Jej policzki były też czerwone.

- Dlaczego tutaj przyszłaś..? - spojrzałem na nią smutniejąc.

Boli mnie to. Boli mnie to, że płakała, że jest w tym miejscu, że wróciła do niego, a nie powinna. Boli mnie to, że cierpi.

Ale czemu? Przecież my nienawidzimy siebie, ona mnie nienawidzi, bardzo. Jest idiotką, która powoduje u mnie te dziwne uczucie.

- Zostaw mnie, Will... - schowała głowę.

- Twoja mama się martwi o ciebie. Wróć.

- Mam to gdzieś...

- Dlaczego tutaj przyszłaś? - zadałem ponownie pytanie.

Nie odezwała się.

- Dlaczego ty tutaj przyszłaś... Wiesz, że to przypomina ci go, więc czemu? Czemu wracasz tutaj znowu? Dlaczego wracasz do tego? Dlaczego, Jane?

- Ty mi o nim przypominasz. Cały czas.

Znowu ukłucie. Znowu to poczułem. To moja wina. To ja jej wspominam o James'ie cały czas. Nie powinienem, nie powinienem jej tego mówić, jej wypominać go, ona przez to cierpi najbardziej. Nienawidzę tego gnoja, nienawidzę. Tak bardzo się cieszę, że go już nie ma, że go nie ma i nie będzie przy niej. Już go nie ma.

- Przepraszam.

To było szczere. To były pierwsze, szczere i z wyrzutem sumienia słowo ''Przepraszam''. Nie pamiętam, kiedy jej to ostatnio mówiłem, chyba kilka miesięcy temu. Nie chciałem tego, nie chciałem ją tutaj sprowadzić, żeby sobie to przypominała, przeze mnie.

Przeze mnie.

Uniosła głowę w górę i spojrzała mi w oczy. Wpatrywała się we mnie z niedowierzeniem. Nie dziwie się jej, że jest zdziwiona, bo ja sam bym był. To naprawdę było szczere, nie zakłamane.

- Powtórz - szepnęła.

- Przepraszam, Jane - wpatrywałem się w jej oczy.

Położyłem dłonie na jej gołych nogach i pojechałem nimi w spokojnym tempie w górę i w dół. Było jej zimno, bardzo zimno. Miałem to też gdzieś, że dosłownie na przeciwko mnie są jej czerwone, koronkowe majtki. Chciałem gapić się w jej oczy, gapić się, gapić się i rozpływać się w nich.

- Dlaczego ty mi to robisz... - wyszeptała.

- Nie chciałem, przepraszam. Nie będę ci o nim już wspominał.

- Nie wierzę w to.

- Uwierz.

- Obiecaj - nakazała i w ciągu dalszym nie odrywała ode mnie tego pięknego spojrzenia.

- Obiecuje, Jane - przejechałem dłońmi po jej udach.

Widziałem, jak cała się napina przez to, przez mój dotyk. Czy to naprawdę ja powoduje u niej? Ale chciałem ją dotykać, chciałem dotykać Jane.

- Dlaczego tutaj przyszłaś..? - zapytałem.

- Nie wiem... - odwróciła głowę w bok i położyła ją na swoich kolanach.

- Nie przychodź tutaj. Nigdy więcej.

- Nie będziesz mi życia układać.

- Proszę.

Spojrzała znowu na mnie.

- Nie wiem...

- Obiecaj - mówiłem łagodnie.

Nie odezwała się.

- Jane.

- Obiecuję.

- Proszę, nie przychodź tutaj - szepnąłem i przejechałem znowu po jej udach.

Chciałem ją dotykać.

- Obiecuję - szepnęła.

- Wróć do domu.

Nie odezwała się, a ostatni raz pociągnęła nosem i wstała na wyprostowane nogi. Spojrzałem na nią i przyglądałem się, gdy zaczęła luzować swój szalik.

- Masz - podarowała mi go.

- Nie chcę - odsunąłem się od niej.

- Złamię obietnicę.

Spojrzałem jej w oczy i wyciągnąłem rękę po ciepły materiał. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy założyłem go na siebie.

Tak słodko nią pachniał.

$$$$$$$$$$$$$$$

Fortsett å les

You'll Also Like

9.7M 297K 29
Druga część opowiadania ''Mój mały chłopczyk'' Marnie Wilson przejęła firmę po swojej mamie w Nowym Jorku. Jak potoczy się jej życie, gdy poza pojawi...
2.6K 219 16
Jake Keane już nawet nie pamięta dlaczego tak bardzo nienawidzi Imani Conway. Każda próba kontaktu z dziewczyną kończy się sprzeczką. Nie wie jednak...
161K 7.1K 53
Bo pokusa nigdy nie smakowała lepiej, niż kiedy byłam z tobą. (c)youmademyday7
132K 6.4K 25
Jest to moje pierwsze opowiadanie, co sprawia, że jest przepełnione żenującymi sytuacjami itp, więc od razu na to uczulam - ale nie jest bardzo źle:)...