3 grudnia (czwartek)
POV Louis
Ja pierdole myślałem, że mnie zabije na strzelnicy. Dałem jej rewolwer, żeby z niego poćwiczyła strzelanie, a ona wymierzyła lufę we mnie. Kurwa, dawno nikt mnie tak nie nastraszył. Wtedy zrozumiałem, że ma zdolności do bycia sadystką, albo po prostu chciała się odegrać za to topienie w basenie. Tak czy siak była wkurzona na mnie. Obiecałem spełnić wszystkich jej wymagania, ale jednego nie mogłem. Niby jak miałem jej przysiąc, że nigdy więcej jej nie skrzywdzę i nie będę próbował jej zabić. Skąd ja mam wiedzieć, co w przyszłości się wydarzy. Nie mogłem jej na sto procent zagwarantować tego. Strzeliła do mnie cztery razy bez żadnego zawahania. Obiecałem spełnić jej żądania. Myślała, że mnie przestraszy, a tak naprawdę miałem w tamtej chwili ochotę zedrzeć z niej ubrania. Każdy jej ruch rozpalał moje zmysły. Wykorzystałem moment, kiedy się zamyśliła i pocałowałem ją mocno. Czułem, że ją dezorientuję, rewolwer upadł na ziemię. Kopnąłem go lekko w drugą stronę. Skończyłem ją całować. Ona nieświadomie robiła ze mną co chciała. To było w tym wszystkim najlepsze, że nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie musiała używać broni, żeby dostać to czego żądała. Wystarczyło, że zatrzepotała rzęsami i byłem do jej usług. Wtedy pokazała mi piąty pocisk. Byłem na siebie zły, że nie zauważyłem tego. Kelly była ode mnie sprytniejsza. Pozwoliłem jej postrzelać z każdej broni, która jej się spodobała. Widziałem, że idzie jej to coraz lepiej.
- Kelly - powiedziałem, uśmiechając się - przejdźmy do czegoś innego. - Odłożyłem wszystkie rzeczy na miejsce.
- Do czego? - Zapytała lekko rozczarowana, że musi skończyć wyżywanie się na tarczach, które po jej treningu były do wymiany.
- Musisz się nauczyć bronić gołymi rękami. - Złapałem ją za rękę. - Wracamy do sali treningowej.
- Tej dużej szarej? - Zapytała z grymasem na ustach.
- Tak - rzekłem poważnym tonem.
Na tej sali mieliśmy przeróżne ćwiczenia. Czasami urządzaliśmy tam sobie ring i walczyliśmy na pieniądze z członkami mniejszych gangów w LA.
Weszliśmy do pełnej sali. Wywaliłem wszystkich, zresztą nawet nie musiałem. Kolejna zasada w naszym gangu, nie walczymy przy kobietach. Kelly spojrzała na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Znowu zostaliśmy sami.
- Nie patrz tak na mnie - upomniałem ją.
- Jak? - Zdziwiła się.
- Jakby cię ktoś miał zaraz zamordować - powiedziałem z rozbawieniem.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale ostatnio właśnie tak było – przypomniała.
- Chodzi ci o to z Natsume? - Kiwnąłem głową - Nie zrobi ci krzywdy.
- Prawie mnie udusił! - Oburzyła się.
- Właśnie, to ci pokażę - uśmiechnąłem się - odwróć się – nakazałem.
- Po co?
Nie czekając dłużej obróciłem ją i chwyciłem od tyłu za szyje. Nasze ciała znowu się stykały. Ona jęknęła lekko przerażona. Moja prawa ręka leżała na jej klatce piersiowej, a druga przytrzymywała jej lewą rękę.
- Obiecałeś – przypomniała, szarpiąc się.
- Nie ruszaj się. – Rozkazałem stanowczo. - Nie chcę ci zrobić krzywdy, tylko pokazać chwyt. - Rozluźniłem uścisk.
- Dusisz mnie tak jak on – warknęła.
- Natsume uwielbia aikido, to jak właśnie cię teraz trzymam nazywa się ushiro kubi shime – wyjaśniłem.
- Dłuższej nazwy nie było - powiedziała sarkastycznie.
- Powiedzieć ci jak się uwolnić, czy chcesz tak stać cały dzień? - Uśmiechnąłem się.
- Mów, mów już ci nie przerywam – zamilkła.
- Chwyć mnie prawą ręką za nadgarstek - nakazałem, postąpiła posłusznie. - Teraz musisz się delikatnie skulić, obrócić i cofnąć kilka kroków cały czas mnie trzymając, zrób to powoli. - Podałem jej potrzebne wskazówki, udało jej się. - Stop - powiedziałem, kiedy skończyła - teraz stoisz za mną, nadal trzymasz mój nadgarstek, wykręcając mi rękę do tyłu.
- Co dalej? - Zapytała, kiedy przestałem na chwilę mówić.
- Swoją lewą ręką mnie popychasz, a moją prawą prostujesz i blokujesz, no dalej. - Położyła mnie na ziemię. Syknąłem z bólu, nigdy nie lubiłem jak ktoś wykręcał mi ręce. - Puść - nakazałem i ponownie wstałem. - Teraz zrób to szybciej. - Chwyciłem ją ponownie.
Udało jej się. Byłem pod wrażeniem, że tak szybko łapała, to co jej mówiłem.
- Bardzo dobrze, kotku. - Uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Ale to jest fajne - powiedziała uradowana.
- Będziemy to jeszcze ćwiczyć, pokaże ci coś jeszcze fajniejszego. - Wyciągnąłem z kieszeni składany nóż. - Patrz uważnie. - Zacząłem obracać nóż w rękach, Kelly patrzyła z niedowierzaniem na to co robię.
- Wow - klasnęła w dłonie - też tak chce.
- Nauczę cię kiedyś – mrugnąłem.
POV Alan
Wszedłem do biura szefa. Chciałem z nim pogadać, a jednocześnie zmusić do działania.
- Co tam Alan? - Rzucił, upijając kawę z białej filiżanki.
- Trzeba zwołać zebranie i omówić te trzy sprawy - powiedziałem stanowczo, spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.
- Jakie sprawy? - Zapytał znudzony.
- Zabójstwa Steva Browna, Henrego Jacksona i zaginięcia Ashley. - Wymieniłem, on kiwnął głową.
- Jakiej Ashley? - zdziwił się, analizując to, co mu przekazałem.
- Naszej Ashley, taka brunetka, zielone oczy - przypomniałem na wypadek, gdyby zapomniał jak wygląda - tam jest jej biurko – wskazałem.
- Aaaaa - powiedział, gładząc swoją brodę - zwolniłem ją dyscyplinarnie.
- Że co? - Oburzyłem się.
- Nie wypełniała swoich obowiązków, jak można tak nie chodzić do pracy...
- Ona zaginęła! - krzyknąłem, mina szefa zrzedła. - Nikt nie widział jej od niedzieli, wszyscy ją szukamy.
- Dlaczego ja się ostatni o tym dowiaduje? - Zapytał zdenerwowany.
- Bo wszyscy mamy urwanie głowy przez te zabójstwa.
- Zwołaj wszystkich, natychmiast! - powiedział jak na szefa przystało.
Zwołanie zebrania potrwało dłuższą chwilę, ale tego właśnie chciałem. Stanąłem przy korkowej tablicy.
- Mamy dwa zabójstwa, zacznijmy od Steva Browna - powiedziałem, przekazując głos Megan.
- Stev Brown – powtórzyła - znaleziony dwudziestego dziewiątego listopada w niedziele, pod mostem z poderżniętym gardłem, Członek Black Angels, nie wiadomo z jakich przyczyn został zamordowany - mówiła Megan - wiemy, że ćpał i szarpał się z kimś przed śmiercią.
- Możliwe, że w LA znaleźli się konkurenci Black Angels.
- To by była bardzo prawdopodobna wersja wydarzeń, bo mamy drugiego trupa.
- Henry Jackson, znaleziony drugiego grudnia w środę, na wysypisku - kontynuowała Megan. - Dwie kulki, pobity, cierpiał przed śmiercią, w ustach miał czarne piórko. Mogło być tak, że Angelsi zabili Henrego w zemście za Steva, ale to by wskazywało, że Henry był w gangu i tu się pojawia pierwszy problem, bo był policjantem.
- O kurwa - zaklął na głos Josh - kropnęli naszego.
- Właśnie, pytanie dlaczego - mruknąłem pod nosem. - Jest jeszcze spraw naszej koleżanki Ashley Grant, zniknęła bez śladu w niedzielę.
- Czyli wtedy, kiedy znaleźliśmy zwłoki Browna - wskazała Megan - Osobiście nie przejmowałabym się nią, bo to jest wariatka i pewnie...
- Nie ma jej od czterech dni - powiedział Josh.
- Może pojechała na zlot dziwaków.
- Megan! - Krzyknął szef - zaginęła i koniec kropka.
Wtedy do biura wbiegła Jessie i Matt.
- Dobrze, że wszyscy tu jesteście - zaczęła z lekką zadyszką w głosie - Znaleźliśmy odciski palców na powiekach Steva Browna.
- Należą do Ashley - powiedział poważnym tonem Matt.
Moje serce przyspieszyło, a w biurze zapanował harmider.
- Jak to do niej? - Zapytał nagle Larry.
- Czyli mamy powiązanie - stwierdził szef.
- Dlaczego na powiekach? - Zapytała Megan.
- Prawdopodobnie zamknęła mu oczy po śmierci - wyjaśniła cicho Jess.
- Czyli jest zamieszana w jego morderstwo. - Nie chciałem tego mówić, ale nie mogłem tego dłużej ukrywać.
Jessie nie wytrzymała i wybuchnęła płaczem. Larry spuścił wzrok w zadumie. Nawet szef zamyślił się na chwilę. Ciszę przerwał mój telefon, który za wibrował w mojej kieszeni.
- Przepraszam - powiedziałem, kierując się w stronę wyjścia na korytarz. - Muszę odebrać.
Zostawiłem wszystkich i na spokojnie przycisnąłem zieloną słuchawkę. Rozmowa nie trwała zbyt długo, ale wystarczyła, żebym już wiedział, że odnalezienie Ashley żywej będzie cudem. Wróciłem na zebranie. Larry pocieszał z Mattem płaczącą Jessie. Megan miała wszystko gdzieś, a Josh wpatrywał się w tablicę.
- Mam dla was ciekawe informacje. - Wziąłem głębszy wdech. - Na pudełku, które prawdopodobnie było przesyłką dla Ashley znaleziono odciski palców Henrego Jacksona.
- Te sprawy są powiązane - rzekł Josh.
- Chwila, chwila - przemówił szef - podsumujmy, Ashley dostała przesyłkę od Henrego, co było w środku?
- Nie wiemy - odezwała się Jess.
- No to dalej, w niedzielę znajdujemy Steva. Ashley znika, prawdopodobnie była przy jego zabójstwie, może dla tego ktoś postarał się, żeby zniknęła - szef postawił hipotezę.
- A później znajdujemy Henrego, który wcześniej kontaktował się z Ashley i przesłał jej coś paczką - dokończył Josh
- Mamy dwa zabójstwa, które łączy jeden fakt, Ashley była ich świadkiem, ktoś musiał ją porwać i zapewne chce się jej teraz pozbyć - podsumowałem.
----------------------------------------------------
Hej!
Mam nadzieję, że się podoba :) W kolejnym rozdziale Kelly spełni plan Louisa... Czy dojdzie do samobójstwa?